Na słowa i czyny mojego męża uśmiechnąłem się delikatnie i oplotłem dłonie wokół jego talii. Wyglądał chyba trochę lepiej, zachowywał się lepiej i ogólnie tak sprawiał wrażenie bardziej szczęśliwszego. Czyli moja mała improwizacja z jeziorem zadziałała, muszę to sobie zapamiętać na przyszłość i następnym razem, kiedy będzie jakiś taki nieswój, wygonić go z domu właśnie nad jezioro. Gdyby tylko Merlin był troszkę większy, mógłbym jakoś zorganizować jakąś małą wyprawę, albo rodzinną, albo tylko dla naszej dwójki. Albo tylko dla Mikiego... nie jestem do końca przekonany, czy Miki chciałby tak sam zwiedzać ruiny. Zawsze robiliśmy to razem, nawet kiedy byliśmy dziećmi. Co prawda wtedy znaliśmy tylko jedne ruiny i odwiedzaliśmy je tak często, że znaliśmy je na pamięć, ale to i tak nie przeszkadzało nam w świetniej zabawie i jednocześnie rywalizacji, która polegała na tym, kto znajdzie więcej ciekawych rzeczy. Chyba nie muszę dopowiadać, kto był mistrzem w tej konkurencji.
- Chodzi ci o festyn, jezioro czy kąpiel? – zapytałem, nie za bardzo rozumiejąc, którą z tych rzeczy konkretnie ma na myśli. Jezioro i kąpiel jestem mu w stanie załatwić codziennie, owszem, ale festyn... cóż, mogę się czasem ładnie do Alishy, ale też zdaję sobie sprawę, że to są całkiem drogie rzeczy, a władcy na pewno mają inne rzeczy, które wymagają dofinansowania. A jak nie będę mógł mu załatwić właśnie takiego festynu, zorganizuję mu mini festyn w domu.
- O wspólne spędzanie czasu, głuptasie – wyjaśnił mi, poprawiając moje kosmyki.
- Fakt, niemądry ja, że też na to nie wpadłem – zaśmiałem się cicho, przesuwając dłonie na jego plecy. – Jesteś szczęśliwy? – dopytałem cicho, patrząc na niego z uwagą.
- Właśnie w tym momencie czuję się jak najszczęśliwszy anioł na świecie – powiedział, a ja widziałem w jego oczach, że mnie nie okłamuje. Z jednej strony to chyba dobrze, ale z drugiej czułem, że zasługuje na więcej. I chciałbym dać mu więcej.
- Miło mi to słyszeć. Postaram cię zabierać na festyny częściej – obiecałem, uśmiechając się delikatnie. Skoro to mu tak poprawiło humor, jestem w stanie się dla niego poświęcać i raz na jakiś czas wyjść do tych ludzi. I najeść się tyle jabłek, że później będą boleć nas brzuchy. Albo przynajmniej mnie, bo wątpię, aby Miki’ego bolał brzuch. – Odwróć się, pomogę ci umyć włosy – odparłem, mając wielką ochotę na zabawę jego włosami. Nie zrobię mu żadnej niezwykłej fryzury, ale przynajmniej następnego dnia będą pachnieć ślicznie kwiatowo. Miki wykonał moją prośbę, a kiedy już oboje się umyliśmy, poszliśmy do łóżka. Nie wiem, jak mój Miki, ale ja byłem troszkę zmęczony tym dniem i późną porą....
Rano obudziłem się pierwszy o porze idealnej. Upewniłem się, że mój mąż śpi, a następnie cicho wstałem i zabrałem się za obudzenie dzieci oraz przygotowanie im śniadania. Skoro ostatnio czuł się zmęczony, to niech sobie porządnie wypocznie, a ja zajmę się wszystkim innym. Kiedy wróciłem do domu po odprowadzeniu Misaki zauważyłem, że cały dom, poza mną i Cosmo, jeszcze spał. Jak Mikleo rozumiałem, tak o Merlina troszkę się obawiałem, on nigdy tak długo nie spał. Cicho wszedłem na górę i to, co ujrzałem w naszej sypialni, mocno mnie zaskoczyło.
Merlin nie spał, tylko uśmiechał się wesoło, a nad jego głową lewitowały zabaweczki. Czy to on to robił...? Głupi jestem, oczywiście, że on, bo niby kto? Chyba, że za zasłoną chowa się Zaveid i chce mnie przyprawić o zawał serca.
- Tata! – w momencie, w którym mnie zauważył, zabaweczki opadły na łóżeczko, a młody wyciągnął rączki w moją stronę, a jego okrzyk chyba obudził Mikleo. I w sumie dobrze, muszę z nim porozmawiać o tej sytuacji, bo sam nie wiem, co ja właśnie ujrzałem.
- Cześć, młody. Chyba troszkę ci się nudzi, co? – mimo wszystko zachowałem spokój, co było bardzo ciężkie, ale dałem radę. – Chodź, zrobimy ci coś do jedzenia. I mamusi też. Co mamusia chciałaby zjeść? – to pytanie skierowałem do Mikleo, który jeszcze zassany powoli podnosił się do siadu.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz