Jakim cudem Merlin znalazł się w łazience, jak jeszcze przed chwilą był na dole? Odwróciłem się od niego na moment, by sobie nastawić wodę na kawę, a jego już nie było, a w dwie minuty po schodach sam by nie wszedł. Teleportował się, czy co? Albo po prostu straciłem rachubę czasu podczas gotowania tej wody...
- Oczywiście, słońce, już go zabieram. Przepraszam, byłem pewien, że jest w salonie – przyznałem, biorąc wielce niezadowolonego Merlina na ręce. Miki dzisiaj był wyjątkowo nie w humorze, a ja miałem wrażenie, że to wszystko przeze mnie i tę moją nieszczęsną drzemkę... już więcej nie będę spał za dnia, bo później mój biedny mąż musi wszystko za mnie robić.
- Po prostu go weź i pilnuj – brzmiał na naprawdę wykończonego, Merlin musiał mu narawdę dać mu w kość, a ja się mu absolutnie nie dziwiłem, Merlin stawał się tym typem dziecka, przez które nie chciałem mieć dzieci. Przy Misaki nabrałem trochę pewności siebie i uznałem, że kolejny potomek nie będzie złym pomysłem. Cóż... chyba jednak był.
- Postaram się. A ty się musisz uspokoić, mój młodzieńcze, ponieważ mama ma cię serdecznie dosyć – zwróciłem się do chłopca, który zaczął głośno płakać i wołać, że chce do mamy. – Jak się nie uspokoisz, zostawię cię w lesie i zabierze cię zły pan, który cię później ugotuje i zje – zagroziłem, kiedy ten nie chciał przestać płakać, naprawdę mając ochotę go zostawić w lesie. I tak wątpiłem, że ktokolwiek weźmie takiego diabła pod swój dach...
Młody nadal nie chciał się uspokoić, dlatego po części spełniłem swoją prośbę, zanosząc go do lasu. Wystarczyło, że postawiłem go na ziemi i odszedłem na kilka kroków, a ten już zaczął wołać, bym po niego wrócił. Czy to było etyczne? Pewnie nie, ale podziałało, bo jak go zaniosłem do domu, już spokojnie bawił się w salonie. Muszę to zapamiętać na następny raz, bo ja już więcej nie zamierzam się z nim bawić. Byłem żywiołowym dzieckiem, owszem, ale żebym był aż takim denerwującym bachorem, to już mi się nie przypominało...
Misaki potrzebowała jeszcze pomocy do kilku zadań, dlatego kończyliśmy jej prace domowe w salonie, bym miał oko na tego małego demona. Z tymi jej pracami domowymi to była całkiem zabawna sprawa, bo wielu rzeczy tak naprawdę uczyłem się wraz z nią. Niektórych rzeczy nie miałem prawa wiedzieć, bo niby skąd? Moja wiedza była raczej praktyczna, ale wystarczyło, że przeczytałem jej notatki, tekst z podręcznika i raczej wiedziałem, o co chodzi. A jak nie wiedziałem, to zawsze mieliśmy mądrą mamusię, która wiedziała już wszystko
- Mama! – głośny okrzyk Merlina zwrócił uwagę moją i Misaki. Czyli mój kochany Miki już się wykąpał i zrelaksował, chociaż jak młody do niego podbiegł, zauważyłem w jego oczach zrezygnowanie, ale pomimo tego wziął go na ręce.
- Cześć, Owieczko? Lepiej się czujesz? – zapytałem, patrząc na niego ze zmartwieniem. Przeze mnie miał dzisiaj tyle na głowie... wczoraj wynagrodziłem mu ten niezbyt udany weekend, a teraz znowu sprawiłem mu przykrość. Muszę się poprawić, bo jak na razie tylko udowadniam, że kiepski ze mnie mąż.
- Trochę tak. Miałem nadzieję, że położyłeś go już spać – przyznał, siadając wraz ze brzdącem na kanapie obok mnie.
- Cieszę się, że w ogóle udało mi się go uspokoić. Przygotować ci coś na rozluźnienie? Jakaś herbata, czekolada, kakao? Skoczyć szybko po coś specjalnego na rynek? – dopytałem, chcąc mu jakoś wynagrodzić moją nieobecność, która powstała przez tę feralną drzemkę. Do końca tygodnia będę na siebie za nią zły...
<Aniele? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz