wtorek, 4 października 2022

Od Mikleo CD Soreya

Przyznam, to mnie lekko rozbawiło, najbardziej męskiego tak? Oczywiście, że najbardziej męskiego i najbardziej krytycznego dla siebie samego faceta na świecie. O panie daj mu siłę, aby chociaż przez chwilę zobaczył siebie takiego, jakiego ja go widzę.
- No tak, ja niemądry zapomnieć o tym - Odpowiedziałem, mimo wszystko delikatnie rozbawiony jego słowami. - No dobrze w takim razie odpoczywaj, zaraz powinno być tu ciepło - Przyznałem, całując go jeszcze raz w policzek, kierując się do wyjścia, a raczej próbując, bo jego dłoń chwytająca te moją troszeczkę mi to uniemożliwiła.
- Nie położysz się ze mną? - Spytał, robiąc przy tym słodką minkę zbitego psa.
- Nie, mam trochę pracy, ale ty się połóż, powinieneś odpoczywać - Odpowiedziałem, uśmiechając się delikatnie.
- Przepraszam, że ten dzień się tak kończy - Dodał, gdy puścił moją dłoń.
- Nic nie szkodzi, śpij dobrze, dobranoc - Spokojny uśmiechnąłem się ostatnio raz, nim wyszedłem z pokoju. Cóż troszeczkę inaczej sobie to wyobrażałem, jednakże nie będę narzekał, ma prawo nie mieć siły ani ochoty.
Zastanawiając się chwilę, nad tym, co powiedział mój mąż, wyszedłem na dwór, gdzie było chłodno, jak wskazywała pora roku. Nie na tym jednak miałem zamiar się skupiać miałem bowiem pomysł, który chciałem wykonać, najszybciej jak tylko się da.
Zamykając za sobą dom, nie chcąc, aby ktoś włamał się do niego, gdy Sorey spał wzruszając w drogę, prosto do zamku gdzie znajdowały się inne serafiny. Chciałem z nimi porozmawiać, wspólnie zastanowić się jak zabezpieczyć dzieci przed niebezpieczeństwem. Może i nie miałem nic przeciwko ich wędrówce, chciałem zrobić wszystko, aby nie musieli przeżywać tego, co ja przeżyłem, gdy pozostałem zostawiony sam sobie.
Wspólnie z innymi zdecydowaliśmy, że to Edna i Zaveid ich odprowadzą do azylu, gdyż z pasterzem nie mają teraz żadnych misji, upewniając cię, że dzieci bezpiecznie dotarli do celu, prosząc je, aby zostały tam aż do wiosny, będą mieli kilka miesięcy, aby Yuki mógł odkryć swoje prawdziwe ja. Czy jest mi z tego powodu źle? Absolutnie nie, oczywiście będę się martwił, bo to mój syn jednakowoż cieszę się, że chce ruszyć w drogę, poznając swoje prawdziwe ja, czasem tak już po prostu trzeba. I ja mimo tego, że miałem dziadka. Odszedłem, szykując nie tylko przyjaciela, ale i drogi, którą teraz podążam i mimo wielu sytuacji nigdy nie żałowałem nawet mimo tęsknoty i tak będzie z nimi, zawsze będą mogli tu wrócić, zawsze to tu będzie ich dom.
Do domu wróciłem trzy, a nawet prawie cztery godziny później, cały przemoknięty akurat musiało zacząć padać, gdy wracałem do domu. Niby deszcz mi nie przeszkadza, jednakże w tej sytuacji wolałbym wciąż być suchy.
- Miki, gdzieś ty był? - Mój mąż wychodzący z kuchni od razu podszedłem do mnie zmartwiony. A on przypadkiem nie miał spać? Przecież był zmęczony, dlaczego nie śpi.
- A ty, dlaczego nie śpisz? - Zapytałem, troszeczkę ignorując jego wcześniej pytanie.
- To ja Zadałem pierwszy pytanie - Odparł, patrząc na mnie pełnym niezadowolenia spojrzeniem.
- U Lailah, Edny i Zaveida. Rozmawialiśmy o wyprawie dzieciaków - Przyznałem, zaczynając mu wszystko tłumaczyć, nie chcąc aby znów zarzucił mi, że nic mu nie mówię.
- No nie wiem, to ja jako ojciec powinienem ich odprowadzić - Stwierdził, patrząc na mnie z widocznym zmartwieniem.
- Sorey, wiem, że jesteś cudownym ojcem, nawet jeśli uważasz inaczej, Yuki cię kocha jak prawdziwego ojca, ale lepiej będzie, jeśli serafiny ich odprowadzą, tak dla bezpieczeństwa a w razie kłopotów nauczę Yuki'ego jak za pomocą wody może się ze mną komunikować - Wyjaśniłem, nie chcąc, aby się martwił on i tak już zdecydowanie za bardzo się martwi, a to nie potrzebne i tym bardziej niewskazane w jego stanie.

<Pasterzyku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz