Nie za bardzo rozumiejąc, co takiego właśnie się wydarzyło, rozejrzałem się dookoła, chcąc zobaczyć osobę, która tak zaskoczyła mojego męża, ale nikt nie rzucił mi się w oczy. Mimo dosyć późnej pory miasteczko było całkiem żywe, a ludzie – ku mojemu lekkiemu zaskoczeniu – byli dla nas całkiem miły. Kilku mieszkańców rozpoznało we mnie dawnego pasterza, co także mnie zaskoczyło, przecież byłem nim całkiem dawno temu, czasem ja sam zapominam, że kiedyś pełniłem tak ważną funkcję, a co dopiero inni, no ale jednak takie rodzynki się znalazły. I nikt nie rozpoznał mojego męża, albo przynajmniej z czystej przyzwoitości niczego od niego nie wymagali. Ale tak czy siak, bardzo miłe miejsce, gdyby nie to, że mamy wspaniały dom w stolicy, może byśmy się tutaj przeprowadzili...? To nie byłby taki zły pomysł, w końcu nikt nas nie zna, mielibyśmy czystą kartę... cóż, człowiek sobie pomarzyć może.
Wracając, nikogo podejrzanego nie zauważyłem, a i z Mikleo nie zdążyłem porozmawiać, bo ten już był w drodze do gospody, wraz z tym małym nicponiem... gdyby nie Merlin, to mógłby być bardzo przyjemny dzień. Misaki niezbyt się tym przejęła, ale ja zdecydowanie wolałem, aby mój mąż był przy mnie. To miała być przyjemna rodzinna wycieczka, przełamanie rutyny, a tymczasem mam wrażenie, że przez to mój mały Miki znacznie ucierpiał. A mogłem go wysłać tu z Misaki, a ja zostałbym w domu z Merlinem.
Misaki dalej chciała obejrzeć rynek, który mimo tego, że był znacznie mniejszy od tego w stolicy, ten był bardziej urokliwszy. Oczywiście dotrzymywałem jej towarzystwa, kupując przy okazji jakieś drobiazgi dla każdego członka mojej rodziny. Misaki obkupiła się w jakieś drewniane figurki zwierząt, Merlinowi kupiłem nieco większe zabawki, aby ich nie połknął, a Mikiemu... cóż, rzuciła mi się w ozy bardzo piękna sukienka, w której oczami wyobraźni już widziałem mojego aniołka, dlatego bez wahania ja zakupiłem, ciesząc się z tego, że Misaki w międzyczasie oglądała jakieś zabawki. Im mniej niewygodnych pytań, tym lepiej dla mnie.
Wróciliśmy do pokoju wieczorem, trochę padnięci, ale oboje w raczej dobrych humorach. Od razu wysłałem młodą do łazienki, co uczyniła bez wahania, by potem móc się walnąć się na łóżku obok swojego brata. W naszym pokoju były tylko dwa łóżka, więc musieliśmy się jakoś podzielić; dzieci na jednym, rodzice na drugim. Obyśmy tylko zmieścili się na tym łóżku, bo wydaje mi się, że takie troszkę one małe są...
- Hej, Owieczko. Jak się czujesz? – spytałem się męża, siadając na brzegu materaca. Myślałem, że Mikleo już zasnął, a on czytał. I nadal jakoś był taki nieswój...
- Dobrze. Czekałem na was. Jesteś głodny? Nie jadłeś obiadu – odpowiedział mi, okładając książkę i poświęcając mi całkowitą uwagę.
- Zjadłem coś na mieście, spokojnie. Jesteś pewien, że wszystko w porządku? Dziwnie się wcześniej zachowywałeś – dopytałem, nadal nie będąc do końca przekonany.
- Oczywiście, kochanie. Myślałem, że zobaczyłem kogoś znajomego, ale tylko mi się wydawało – przyznał, uśmiechając się uspokajająco. Cóż, skoro twierdził, że nic się nie dzieje, to się raczej nic nie dzieje... a jednak coś podpowiadało mi, że powinienem dowiedzieć się, co się dzieje z mężem. Nie byłem pewien tylko, co. Czy to była intuicja, czy też już podświadomie wyczuwałem emocje męża dzięki naszemu paktowi, sam nie jestem pewien, ale coś go dręczyło, tylko nie wiem za bardzo, co.
- Wiesz, że możesz mi powiedzieć o wszystkim? Jestem tu dla ciebie i chcę wspierać cię w każdym twoim problemie, ale nie mogę tego zrobić, kiedy nie mówisz mi, co cię dręczy – poprosiłem, gładząc go po policzku.
<Aniele? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz