Na jego słowa zmarszczyłem brwi, nie dopuszczając do siebie jego słów. Kawa? Jak to kawa? A gdzie jakieś śniadanie? Czy on sobie myśli, że ja go wypuszczę bez jedzenia na wyprawę? Chyba nie ma nawet takiej opcji, ma zjeść śniadanie, nie musi być ono duże, ale musi coś zjeść, a jeśli będzie ze mną dyskutował i nie zje odrobiny śniadania, Misaki się obrazi, bo tatuś z powodu swojej niechęci wszystko będzie wydłużał, a to na pewno nie spodoba się małej.
- Oczywiście, na pewno dostaniesz tylko kawę - Mruknąłem pod nosem, wychodząc spokojnie z pokoju. Ja mu dam tylko kawę, w łeb może dostać, a nie pić tylko kawę tym bardziej przed wycieczką do innego miasta.
Myśląc o tej nieszczęsnej kawie, o którą prosił mój mąż, przygotowywałem im śniadanie, wszystkim bez wyjątku stawiając na stole talerze i ciepłe napoje idąc następnie po synka, który już zdążył się obudzić, głośno o tym informując.
- Już jestem spokojnie Merlinku - Zwróciłem się do synka, biorąc go na ręce, przytulając do siebie, wychodząc z pokoju, prosto do kuchni gdzie znajdowali się już wszyscy nawet mój mąż.
- Mówiłem ci, że chce tylko kawę - Odezwał się niezadowolony, odsuwając talerz z jedzeniem od siebie.
- Przykro mi, ale mnie to nie interesuje, masz zjeść śniadanie tak jak wszyscy, w innym wypadku po prostu nigdzie nie pójdziemy - Przyznałem, nie mając zamiaru nawet z nim dyskutować, ma zjeść i koniec kropka.
- To nie sprawiedliwe - Mruknął pod nosem niezadowolony z mojego podejścia, jeśli on myśli, że ja się tym przejmę to się grubo myli, jedyną osobą, która się przejmie, będzie Misaki a wszystko dlatego, że jej tatuś wszystko przedłuża.
I tak jak myślałem, tak też się stało, Misaki zaczęła pośpieszać tatę, który nie mając wyjścia, musiał zjeść śniadanie, jaka wspaniała z niej córeczka od razu widać, że to nasze dziecko.
- Jesteś okrutny - Odezwał się, oddając mi pusty talerz po jedzeniu.
- Może i tak, ale sam chciałeś mnie za męża, nikt cię nie zmuszał - Odezwałem się, patrząc ze spokojem na jego twarz.
Mój mąż nie skomentował tego, ciężko wzdychając, odchodząc ode mnie chyba z lekom widoczną urażony. No nic, jakoś to przeżyje i tak się w końcu od obrazi.
Nie komentując, bo i po co, zapakowałem nam przekąski na drogę, aby nikt nie był głodny, idąc do dzieci, które trzeba było przygotować do podróży, pamiętając o tym, aby ubrać im ciepłe ubrania, pogoda była zdradliwa, a ja nie chciałem mieć znów chorych dzieci na głowie..
Przygotowani do wyjścia zostawiliśmy zwierzaki w domu, Coco świetnie sobie poradzi, a i Cosmo nie będzie miał problemu z wyjściem z domu przez drzwiczki w drzwiach. A my możemy być spokojni i nie martwić się o nie.
- Wszyscy gotowi? Wszystko wcięte? - Na to pytanie dzieci głośno zawołały, tak czekając tylko na nas.
- W porządku - I tak o to wyruszyliśmy w podróż do innego miasta. Rozmawiając, śmiejąc się, po prostu ciesząc się z podróży i tak szczerze nie wiem, kto bardziej się już cieszył one czy my jako dorośli, którzy już dawno już mieli okazji tak po prostu pójść gdzieś przed siebie, ciesząc się chwilą z rodziną, póki mieliśmy okazję, kto wie, ile jeszcze wspólnych szans będziemy mieli.
- Jesteśmy - Zawołała Misaki, radośnie biegając do koła nas. - Tato, tato chodź zebrać moje roślinki - Dodała, chwytając dłoń taty, gotowa od razu biec po wybrane przez siebie roślinki nie chcąc najwidoczniej już dłużej czekać. Ale to dziecko niecierpliwe i chyba nawet wiem, po kim to ma..
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz