Jego słowa troszkę mnie zaskoczyły. Chyba pierwszy raz byłem świadkiem jego zaufania do Edny i Zaveida. Zazwyczaj to ja musiałem go przekonywać do tego, że zostawienie dzieci pod opieką tej dwójki to nie najgorszy pomysł, a teraz to on mnie musi uspokajać... swoją drogą, ciekawe było też to, że z naszej dwójki to Miki mniej się teraz martwił o Yuki’ego, mimo że w przeszłości było inaczej. Kiedyś to on się o niego strasznie martwił, przejmując się każdym jego humorkiem i dbając o to, by spełnić każdą jego zachciankę, strasznie go przy tym rozpieszczając, a ja starałem się być tym złym i surowszym rodzicem, który teraz przeżywał jego odejście znacznie mocniej niż Miki. Nie wiem, czy takie młodociane wyprawy są normalne, jak chodzi o anioły, ale wśród ludzi nie jest to często spotykane, a przynajmniej nie w domu, gdzie dzieci mają wszystko, czego zapragną.
- W końcu zaufałeś Ednie i Zaveidowi? – zapytałem cicho, nie chcąc przypadkiem obudzić Merlina i Misaki. Teraz, bez Yuki’ego, to już w ogóle zostałem rodzynkiem z wyróżniającym się imieniem. Wszyscy na „M”, tylko ja odstaję od normy. W sumie, to nie tylko też odstaję, jak chodzi o imię, ale i o zwyczajność. Miki jest aniołem, Misaki odziedziczyła moce po mamusi, Merlin jest czarodziejem, a ja... cóż, jestem. I to tyle. Nie ma we mnie nic niezwykłego i nigdy nie było.
- Wiele o nich mogę powiedzieć, ale nie pozwolą, by dzieciom stało się coś złego. Sam mnie tego nauczyłeś – przypomniał mi, uśmiechając się delikatnie. Więc w końcu jakoś mu przemówiłem do rozumu, dobrze wiedzieć, czasem miałem wrażenie, że mówię do niego, i mówię, a nic do niego nie docierało. Chyba to musiało być moje jakieś mylne wrażenie.
- Nie jest ci za ciężko? – spytałem, dopiero teraz zdając sobie sprawę z tego, że wszyscy, łącznie ze mną, leżą na nim, a umówmy się, jego ciało do najsilniejszych nie należało, a ja wraz z dzieciakami najlżejsi nie byliśmy.
- Jest dobrze, a teraz już połóż się i odpocznij. Przyda ci się odpoczynek – odpowiedział, nie przestając się do mnie uśmiechać.
Postąpiłem zgodnie z jego prośbą, mimo wszystko kładąc się bardziej obok niego niż na nim. Nie powinienem go jeszcze bardziej obciążać sobą, i dosłownie i w przenośni. Nie odsunąłem się też za bardzo, a tylko na tyle, bym mógł się do niego przytulić. Zamknąłem oczy, faktycznie próbując zasnąć, ale umysł mi na to nie pozwolił, podsyłając mi chyba najgorsze możliwe scenariusze, jakie mogą się wydarzyć Yuki’emu i Emmie. Dodatkowo też zacząłem zastanawiać się, czy pani Caitlyn by się na to zgodziła i czy aby na pewno jej nie zawiodłem. W końcu obiecałem jej, że zajmę się jej córką jak własną, i co robię...? Nie wiem, czy zmarli mogą nas tam obserwować z góry, ale jeżeli to robią, to na pewno nie jest szczęśliwa z powodu moich decyzji.
Po dłuższej walce ze sobą samym otworzyłem oczy, czując się chyba jeszcze gorzej niż przed położeniem się. Miki’emu udało się zasnąć, z czego oczywiście bardzo się ucieszyłem, chociaż on z naszej dwójki będzie wyspany i później trochę bardziej do życia. Mi pozostała tylko nadzieja, że wieczorem będę na tyle zmęczony, że padnę na twarz i zasnę bez żadnych snów, bo doskonale wiedziałem, że najprzyjemniejsze to one nie będą.
Powolutku wstałem z kanapy, by nie obudzić męża, dzieci i zwierzaków, i powoli zabrałem się za robienie obiadu. Wiem, do pory obiadowej jeszcze trochę czasu zostało, no ale nie będę się z niczym spieszyć, a już zwłaszcza z obieraniem ziemniaków, co nie było moją ulubioną czynnością. A jak już obiorę ziemniaki i wstawię je na ogień... a może nie na ogień, a do pieca? A wcześniej je porządnie przyprawię? Takie coś byłoby dobre? Wydawało mi się to dobrym pomysłem, ale nie byłem do końca pewien swoich umiejętności kulinarnych. Cóż, zobaczymy, może Misaki za jakiś czas wstanie i mi doradzi, ponieważ jak tak dłużej nad tym myślałem, to niezbyt mi się podobał ten pomysł, a tak konkretniej niezbyt wierzyłem w swoje siły. Gdyby Miki miał taki pomysł, wyszedłby mu cudownie, no ale ja siebie pewien nie byłem...
<Aniele? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz