Mój mąż coś długo nie wracał, co nie do końca mi odpowiadało. Chciałbym w końcu spędzić przyjemną nic tylko z nim w pokoju. Nie skończyłoby się to niczym szczególnym, a zwyczajnym przytulaniem, no ale nie musimy martwić się o to, czy nasz poznający świat synek przypadkiem nie zobaczył niczego nieodpowiedniego, a jest już w takim wieku, że lepiej na niego uważać. Trochę zmartwiony i zmęczony jednocześnie wyszedłem z sypialni i zajrzałem do pokoju Misaki. Moja mała księżniczka była już wykąpana, przebrana w piżamkę i leżała na łóżku, czytając przed snem książkę. Upewniłem się, że niczego jej nie brakuje, pocałowałem w czółko i życzyłem dobrej nocy mówiąc dodatkowo, by nie siedziała za długo, bo rano musi wstać do szkoły. Swoją drogą zauważyłem po czytanej przez nią lekturze, że jednak tak jak jej mamusia i ja interesuje się historią, tylko wcześniej to nauczycielka była nie ta. Dobrze, że zdecydowaliśmy się na zmianę szkoły, mimo, że nie do końca podoba mi się jej towarzysz...
Jak już miałem pewność, że u niej wszystko w porządku, zajrzałem do chłopięcego pokoju. No i już wiem, gdzie zginął mi Mikleo... mój mąż wraz z synkiem spali sobie w najlepsze na łóżku, które należało do Yuki'ego, a Miki dodatkowo miał książkę w rękach. Podejrzewałem, że prędzej czy później tak to się właśnie skończy, ale żeby tak w pierwszym dniu...? Podszedłem do łóżka, powoli i ostrożnie wziąłem synka na ręce, po czym przeniosłem go do jego łóżeczka, gdzie powinien spać od początku. Ta mała operacja zakończyła się sukcesem, ponieważ młody się nie obudził. Teraz więc powinienem zająć się Mikim... Obudzić go? Nie miałbym serca, aby to zrobić, tak słodko spał, poza tym na pewno był zmęczony. Moje plecy mnie pewnie rano będą nienawidzić, ale jakoś to przeżyję, mój mąż do najcięższych nie należał, a wręcz przeciwnie, jak dla mnie był troszkę za lekki, no ale najważniejsze jest to, by się dobrze czuł we własnym ciele.
Zrobiłem z nim to samo, co z Merlinem, czyli ostrożnie wziąłem na ręce i zaniosłem do jego prawidłowego łóżka. W końcu nie po to Alisha sprowadzała nam takie ogromne łoże, by teraz Miki spał na takim małym, i to jeszcze beze mnie. Na moment cofnąłem się do pokoju Yuki'ego, by przymknąć drzwi, co wcześniej dla mnie było średnio możliwe. Przez moment wahałem się, czy aby nie zgasić jeszcze świeczki, ale finalnie postanowiłem ją zostawić. Stała w bezpiecznym miejscu i dawała troszkę światła, może to sprawi, że Merlin będzie czuł się bezpiecznie. Oby nie wpadł na dziwny pomysł, by tą świeczką lewitować, bo wtedy może być naprawdę niebezpiecznie, no ale do tej pory nic takiego się nie wydarzyło. Tylko ten nieszczęsny wazon się stłukł, ale to już jutro kupię zastępczy.
– Sorey...? – usłyszałem zaspany głos Mikleo, kiedy zgasiłem światło i wtuliłem się w jego cudowne, chociaż zimne ciało. Póki ja go nie ogrzeję, to chyba zawsze będzie taki chłodny. Jest jeszcze jeden wyjątek, jak wyjdzie z gorącej wody, ale i tak muszę się do niego przytulać, by to ciepło utrzymać.
– Jestem, jestem. A teraz chodź spać – wyszeptałem, wtulając nos w jego włosy, które tak cudnie kwiatowo pachniały.
– Merlin... – zaczął, wykonując taki ruch, jakby chciał wstać, na co mu nie pozwoliłem, mocniej się do niego przytulając.
– Śpi grzecznie u siebie, a jak będzie płakał, to do niego wstanę. Weź z niego przykład i też śpij u siebie – wymamrotałem, całując go w kark. Chyba nie do końca mu się to podobało, no ale nie miał wyjścia, ja go tam nie puszczę, bo doskonale wiedziałem, jak się to skończy.
Następny poranek wyglądał tak, jak zawsze: Miki i Merlin spali, a ja pomagałem Misaki ogarnąć się do szkoły. Bez tych starszych dzieciaków było tak strasznie spokojnie i jakoś tak pusto, do czego się jeszcze niezbyt przyzwyczaiłem. I sądząc po smutnym nastroju Misaki, ona również miała problem z przyzwyczajeniem się do tej pustki. Podczas odprowadzania jej do szkoły postanowiłem wziąć Cosmo na spacer, by się trochę psiak wyszalał, bo jednak w drodze powrotnej zajrzałem na targ, zrobić małe zakupy spożywcze oraz rozejrzeć się za jakimś wazonem oraz kwiatami, które swoją drogą były horrendalnie drogie, no ale czego się nie robiło dla najsłodszego aniołka na świecie? Raz na jakiś czas mogłem mu taki bukiet kupować, w końcu po coś te wazony w domu są, i na pewno nie służą one jako narzędzia treningowe dla naszego synka.
– Cosmo wrócił! – usłyszałem, kiedy tylko zamknąłem za sobą drzwi. Jak miło, że dziecko cieszy się z mojego powrotu, od razu milej się na serduszku robi... Odpiąłem smycz od obroży, by psiak mógł się przywitać z dzieckiem, po czym zdjąłem buty i od razu skierowałem się do kuchni, nawet nie zdejmując kurtki. Najpierw zakupy i kwiaty, a później się ogarnę.
– Cześć, kochanie – na te słowa uśmiechnąłem się pod nosem. Uwielbiałem jego głos, był taki spokojny i kojący, sprawiał, że od razu czułem się lepiej.
– Cześć, Owieczko. Kupiłem ci coś, mam nadzieję, że ci się spodobają. Jest też coś, do czego możesz je włożyć – powiedziawszy to, odwróciłem się w jego stronę z bukietem białych lilii w ręku, czując gdzieś tam w środku lekki stres. Troszkę się bałem, że mu się nie spodobają, albo uzna, że coś z nimi nie tak... Głupi strach, ale zawsze go czułem, kiedy coś mu wręczałem, ponieważ nie chciałem go zwieść, co przecież często mi się zdarza.
<Owieczko? :3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz