Nie byłem do końca przekonany, czy Miki próbuje mnie pocieszyć, bym nie brał wszystkiego na siebie, czy też może mówił prawdę. W mojej ocenie było w tym wiele mojej winy. Gdybym nie spał, albo obudził się wcześniej, mógłbym mu pomagać, i dzięki temu nie byłby taki zdenerwowany wczoraj... Już więcej nie pójdę spać za dnia, jak będę czuł zmęczenie, będę robił wszystko, byleby nie zasnąć. Pewnie to przez to śniadanie, po nim zrobiłem się ociężały i śpiący, i to dlatego tak odpłynąłem... Znaleźć sobie zajęcie i ograniczyć śniadania, to jest mój plan, by więcej już nie oddać się pokusie drzemki.
- Obawiam się, że na przedszkole jest jeszcze za mały, sprawdziłem to – powiedziałem, cicho wzdychając. – Musimy minimum jeszcze rok poczekać, bo przyjmują dzieci dopiero od trzeciego roku życia.
- Zawsze możemy powiedzieć, że ma trzy lata, jest całkiem wyrośnięty, nikt się nie zorientuje -zaproponował żartobliwie, biorąc pierwszy kęs do swoich ust. Lekko zestresowany tym, czy mu zasmakuje, wpatrywałem się w niego, czekając na jego werdykt. – Przepyszne.
- Cieszę się. Ty się relaksuj, a ja idę się zająć tym małym wyjcem – zaproponowałem, kiedy usłyszeliśmy głośny płacz dziecka.
- Przynieś go tutaj, to wszyscy razem zjemy – odpowiedział, dalej jedząc śniadanie, jakie dla niego przygotowałem.
- On już zjadł, po prostu chce nam utrudnić życie. Nie przejmuj się nim, zaraz go uspokoję – powiedziałem i wyszedłem z pokoju. Po wczorajszym dniu zasługuje na pełen relaks i wypoczynek, i ja mu właśnie to zapewnię. Oby tylko młody chciał ze mną współpracować, wczoraj pogrożenie złym panem podziałało, ale czy dzisiaj też... no, to się okaże.
Młody, jak zawsze oczywiście, chciał oczywiście do kochanej mamusi. Schodząc z nim na dół zacząłem mu tłumaczyć, że mamusia jest zmęczona, potrzebuje odpoczynku, ale on zachowywał się coraz to gorzej i gorzej. Zaczął się drzeć tak, jakby go ktoś obdzierał ze skóry, zaczynając chyba niezbyt świadomie korzystać ze swoich mocy. Waza w salonie zaczęła niebezpiecznie się chybotać, co mnie zaniepokoiło, aż w końcu tak po prostu... pękła, i to tak na drobny mak. Udało mi się uchronić Merlina przed lecącymi w naszą stronę kawałkami szkła, ale oczywiście swoim kosztem. Poczułem, jak resztki wazonu wbijają się w moją lewą rękę oraz w twarz, co nie było zbytnio przyjemne.
- Tata? – usłyszałem niepewny głos Merlina, który podobnie jak ja był zaskoczony tym, co się tu właśnie wydarzyło. Przedszkole chyba będzie musiało poczekać, jak ma reagować w ten sposób na odseparowanie od mamy...
- Chyba jednak pójdziesz do mamy – powiedziałem, nadal w lekkim szoku, i zabrałem go z powrotem na górę. Już czułem, jak krew powoli zaczyna mi się sączyć z tych licznych, drobnych ranek, obym tylko niczego nią nie pobrudził...
- Co się sta... mój Boże, Sorey, co ci jest? – Miki oczywiście jak zawsze przesadzał, na pewno to nie wyglądało tak źle, to tylko trochę szkła wbitego w skórę, nic wielkiego.
- Nic, przypilnuj go na chwilę, ja muszę posprzątać w salonie – powiedziałem, stawiając młodego na ziemi i zaraz wychodząc z pokoju, nim Miki zdążył mnie wypytać o wszystko.
Najpierw zamiast sobą, postanowiłem się zająć sprzątaniem szkła w salonie, które zagrażało wszystkim domownikom, łącznie ze zwierzakami. Pozamiatałem salon dwa razy i gdyby nie to, że twarz oraz ręka coraz bardziej mnie bolały i krwawiły, pewnie pozamiatałbym po raz trzeci. Wyrzuciłem szkło i poszedłem do kuchni, by tam zająć się w końcu sobą. Świeży opatrunek, by wytrzeć sączącą się z drobnych ranek krew, czysty alkohol, by te ranki przemyć, i pęsetę, by mieć jak wyciągać kawałki szkła. Musiałem „operować” się prawą ręką, co nie wychodziło mi najlepiej, ponieważ im bardziej skupiałem się na tym, by mi się ona nie trzęsła, tym bardziej miałem z nią problem. Cholera jasna...
- Powiesz mi w końcu, co się stało? – usłyszałem lekko zdenerwowany głos Mikleo, który już zszedł na dół, wraz z Merlinem na rękach.
- Merlin nie zapanował nad swoimi mocami i jakoś tak sprawił, że waza pękła. Ale sytuacja opanowana – powiedziałem, dalej walcząc z tą swoją ręką.
- No właśnie widzę. Zostaw to, zrobię to za ciebie – odparł, kładąc Merlina na ziemi i siadając na krześle obok mnie, zabierając mi pęsetę z rąk, co takie trudne nie było. Od chłopca za długo się nie uwolnił, ponieważ ten zaraz podszedł do niego i przyczepił się do jego nogi. – Coś ci się dostało do oka?
- Chyba nie., inaczej bym poczuł – odparłem, mocno zaciskając pięść, byleby tylko nie dać po sobie poznać, wyciąganie szkła mnie boli.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz