Ze snu wybudził mnie mój mały synek, który głośno nawoływał mnie ze swojego pokoju, jaka miła pobudka. Głośne mamo o poranku tego zdecydowanie było mi dziś trzeba.
Zaspany przetarłem dłonią twarz, wstając z łóżka, idąc spokojnie do pokoju mojego synka.
- Już nie krzycz - Poprosiłem, biorąc go na ręce, przytulając do siebie, opuszczając jego pokoju, dopiero w tym momencie uświadamiając sobie, że jestem sam w domu, Sorey najprawdopodobniej właśnie odprowadzał Misaki do szkoły, a więc to jasne, że nie było go w domu.
Nie przejmując się tym za bardzo, bo i nie było po co, zabrałem się do codziennych obowiązków, robiąc przed wszystkim śniadanie dla męża i syna doskonale wiedząc, że wróci od do domu głodny, bo niby po co jeść śniadanie przed wyjściem jak można zjeść po powrocie lub nawet i nie, bo przecież nie ma takiej potrzeby.
- Wróciłem - Zawołał, mimo wszystko nie za głośno w razie, gdybyśmy jeszcze spali.
- Jesteśmy w kuchni - Odpowiedziałem, stawiając mu na stole świeżo przygotowaną kawę z nadzieją, że wcześniej jej nie pił.
- Dzień dobry owieczko, dzień dobry maluchu, wyspani? - Całując mnie w usta, a syna w czubek głowy usiadł przy stole, od razu zabierając się, za kawę.
- Dzień dobry. Tak wyspaliśmy się i to nawet chyba bardziej od ciebie - Zaśmiałem się, widząc jego zmęczenie na twarzy, czyżbym go wczoraj zmęczył? Nie wydawał się tym wczoraj zmartwiony, a i dziś nie specjalnie się tym faktem przejmował.
- Dla pewnych przyjemności czasem trzeba się poświęcić - Zapewnił mnie, uśmiechając się do mnie zadziornie, czym przyznam, lekko mnie rozbawił. Cały Sorey zawsze wie jak, wywołać uśmiech na moich ustach.
- Oj Sorey, Sorey z ciebie to już nic nie będzie - Zażartowałem, kręcąc przy tym łagodnie głową.
- Może I nie będzie, ale nie przeszkadzało ci to gdy mówiłeś sakramentalne tak, teraz odwrotu już nie ma - Wyznał, bardzo dumny z wypowiedzianych przez siebie słów.
- Nawet bym nie chciał, dobrze mi z tobą - Zapewniłem, całując go w usta, nim skupiłem swoją uwagę na synku, którego musiałem karmić, aby jedzenie nie lądowało wszędzie tylko poza talerzem.
- Mi z tobą też - Po tych słowach znów wziął łyk gorącej kawy. - A tak zmieniając temat, kiedy moja teściowa zjawi się w naszym domu? - To pytanie troszeczkę mnie zaskoczyło, jeszcze nie przyzwyczaiłem się do posiadania matki, a już słyszę z ust męża teściowa, mu to nie wiele potrzeba, aby był w stanie zaakceptować status osoby należącej do jego rodziny.
- Cóż, z tego, co mi mówiła, w przyszłym tygodniu nie będzie pomagała w katedrze wiec prawdopodobnie na weekend - Wyznałem, zerkając na synka, który czekał na kolejną łyżkę owsianki..
- W takim razie muszę wysprzątać dom na jej przybycie - Stwierdził, czym przyznam, mnie rozbawił.
No tak trzeba się pokazać od jak najlepszej strony przed teściową.
- Nie ty a chyba my, oboje powinniśmy przygotować dom do odwiedzin - Odezwałem się, zabierając pustą miseczkę po jedzeniu synka, odstawiając ją do zlewu, dziecko stawiając na ziemię, niech idzie bawić się ze zwierzakami, Cosmo na pewno ucieszy się z towarzystwa.
- Niech ci będzie - Westchnął ciężko najwidoczniej niepocieszony, no cóż, to jego, a nie mój problem. - A jaka ona jest? - To pytanie akurat trudne nie było, nie rozmawiałem z nią zbyt długo, a mimo to wiedziałem po kim mam charakter.
- Jestem skórą zdjętą z matki, a więc charakter też mam po niej - Wyjaśniłem, chcąc przybliżyć mu charakter osoby, z którą niedługo będzie rozmawiał, robiąc to w najprostszy sposób, jaki się tylko dało.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz