środa, 19 października 2022

Od Soreya CD Mikleo

Po dosyć energicznym zachowaniu mojego męża szybko zorientowałem się, że to właśnie dzisiaj jest pełnia. Trochę mnie to zaskoczyło, owszem, kojarzyło mi się, że jakoś wypadnie to na dniach, ale żeby akurat dzisiaj... Nie zdążyłem z nim o tym porozmawiać, nie wiem, co zrobić, gdyby zaczął być bardziej nieposłuszny niż zazwyczaj, nie chcąc go przy okazji skrzywdzić. Oby Miki nie miał później do mnie żadnych pretensji, kiedy będę zmuszony zamknąć go w sobie. 
– Wszystko w porządku? – dopytałem, patrząc na niego że zmartwieniem. Zazwyczaj jego pełnie mnie tak bardzo nie martwiły, ot mój aniołek był tylko bardziej pobudzony i psotny, ale odkąd dowiedziałem się, że jak znajduje się poza moim zasięgiem demon przejmuje nad nim kontrolę, jakoś tak zacząłem się martwić o niego zdecydowanie bardziej. I oczywiście o ludzi, którzy staną mu na drodze, albo mu podpadli w ostatnim czasie. Dla tej starej baby od historii nie skończyło się to jakoś bardzo źle, na szczęście jej oraz Mikiego. Gdyby kogoś zabił nie wiem, czy by się po tym pozbierał, a ja nie wiem, czy zdołałbym mu w tym pomóc. 
– Oczywiście, że tak. A teraz poproszę buziaka – uśmiechnął się do mnie przeuroczo, ale ja już po tym dzikim błysku w jego oczach doskonale wiedziałem, że taki słodziutki nie będzie. – Będę dzisiaj bardzo grzeczny – dodał, kiedy już odsunąłem usta od jego policzka. Poprosił o buziaka, nie pocałunek, a to bardzo wielka różnica. 
– Mam taką nadzieję – odparłem, cicho wzdychając. Będę musiał teraz bardzo, ale to bardzo go pilnować, bo jest w stanie wyrządzić więcej szkód niż Merlin... 
– Chodź, musisz zjeść, bo jak wystygnie, będzie niedobre – pośpieszył mnie, przestawiając tackę na miejsce tuż przed moim nosem. 
Nie mając innego wyjścia zabrałem się za jedzenie owsianki z owocami, która była przepyszna, jak wszystko w sumie, co wychodziło spod ręki mojego męża. Jak dobrze, że z nas dwóch to on ma talent kulinarny, a ja jedyne co robiłem, to starałem się mu dorównać chociaż w małym stopniu. Nadal nie dorastam mu chociażby do pięt, ale przynajmniej tworzę zjadliwe rzeczy, to już jest wielki progres w moim wykonaniu. Ledwo wziąłem pierwszą łyżkę, a Mikleo już wlepił we mnie swoje wielkie oczy, oczekując jakiegoś komentarza ode mnie. Ja wiem, że lubił, kiedy go się za coś chwalono, chociaż nigdy mi się do tego nie przyznał. Zawsze nie dość, że robiłem to z chęcią, to jeszcze byłem szczery z tym, co mówię, no ale nie zdążyłem przełknąć, a on już nie mógł się doczekać moich słów. Cóż, podczas pełni Miki nigdy nie był za bardzo cierpliwy, w przeciwieństwie do normalnych dni... 
I tak ten dzień powoli nam mijał. Kilka razy zdarzyło mi się przyłapać Mikleo, jak patrzył tęsknym spojrzeniem w jakiś punkt za oknem, ale cały czas grzecznie był w domu. Dzięki temu, że Misaki miała wolne, trochę zajęła mamusię ćwiczeniami, na co Miki, rozpierany energią, z chęcią się zgodził. Swoją drogą, u naszej małej księżniczki nie zauważyłem jeszcze żadnych skutków ubocznych pełni. Pewnie dlatego, że jest jeszcze za mała, w końcu u Yuki’ego też z czasem się to pojawiło, no ale to lepiej dla mnie. Misaki jest spokojniejszym dzieckiem, tak samo jak Miki, więc wychodziłoby na to, że tak jak i on będzie kipiała energią. Nie wiem, czy dałbym sobie radę z dwoma takimi kipiącymi energią aniołkami. 
Wieczorem na moment spuściłem go z oka, by położyć dzieciaki spać, a jak wróciłem na dół, nigdzie go nie było. Spanikowany po sprawdzeniu wszystkich pomieszczeń wybiegłem na dwór i bardzo dobrze zrobiłem, ponieważ Miki właśnie tam był, stał przed furtką. Podbiegłem do niego i w ostatnim momencie chwyciłem go za nadgarstek. Dwie minuty i przez swoją głupotę prawie doprowadziłem do ewentualnej tragedii... 
- Wracamy do domu – powiedziałem, lekko zdyszany. Jeny, co jest z moja kondycją? Zawsze w moim przypadku była ona całkiem dobra, ale odkąd zauważyłem u siebie problemy z sercem, jest ze mną... cóż, średnio. A może też dlatego, że się rozleniwiłem...? 
- Ale ja chciałem iść na spacer... – bąknął, trochę mi się opierając, nie chcąc wracać do domu. 
- Na spacer pójdziesz jutro – odparłem, nie chcąc odpuścić. 
- Nic głupiego nie zrobię, to tylko spacer będzie – po tym zdaniu wiedziałem, że będzie się mi opierał, a ja nie miałem na to siły. Miałem nadzieję, że do tego nie dojdzie i wieczór grzecznie się skończy, ale nie dał mi wyboru. Wydałem krótką komendę, a kiedy Mikleo znalazł się w środku, po prostu wróciłem do domu. Miki nie był zadowolony, czułem to po jego nerwowym poruszaniu się w środku, ale rano go wypuszczę i porozmawiamy na ten temat. Albo porozmawiamy jeszcze następnego dnia, bo jutro będzie padnięty...

<Aniołku? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz