sobota, 22 października 2022

Od Mikleo CD Soreya

A mogłoby być tak przyjemnie tylko ja i mój mąż a zamiast tego jestem ja i nasz syn no cóż, tak już po prostu jest, gdy dwoje ludzi pragnął mieć dzieci, prywatność znika, a na jej miejsce wskakuje rodzicielstwo i brak spokoju jednakże dla tak słodkich dzieci, jak te nasze jestem w stanie poświęcić wszystko, no może nie wszystko nie ma sensu się aż tak poświęcać, muszę znać swoje granice, a przynajmniej starać się je poznawać.
- A nie możesz tak po prostu z nami zostać? - Zapytałem, nie pojmując, dlaczego musi już od razu iść po jedzenie. Merlin nie był jeszcze głodny, a przynajmniej nie narzekał, tak więc mógł jeszcze zostać z nami.
- Nie mogę, Merlin musi coś zjeść - Odezwał się, wskazując ręką na naszego synka, który przytulał się do mnie z widocznym zadowoleniem.
- Musi, ale nie musi już teraz - Przyznałem mu rację, w połowie się z nim zgadzając, ale tak nie do końca. Merlin jest grzecznym chłopcem i gdyby chciał, dałby nam znać, że jest głodny.
- Może i nie musi jednakże, zanim zrobię śniadanie, akurat zgłodnieje - Zapewnił mnie, nie mając zamiaru już ze mną dyskutować, wychodząc spokojnie z pokoju. No cóż, jeśli tego chce, niech już idzie przygotować nam śniadanie, ja stać na drodze mu nie będę przynajmniej nie tym razem.
Zajmując się rozbrykanym synkiem, śmiałem się razem z nim, ciesząc jego radością, mój mały chłopiec czasem złośliwy i z humorami, ale to wciąż mój ukochany synek.
Sorey do sypialni wrócił po prawie trzydziestu minutach z tacą pełną jedzenia, jak dla mnie zdecydowanie za dużo jest tego wszystkiego no, chyba że i sam Sorey zje z nami, dwie dorosłe osoby i mapę dziecko może będą w stanie zjeść to wszystko, co przygotował mój mąż.
Na szczęście przygotowany posiłek był dla wszystkich, co znacznie ułatwiło sprawę zjedzenia pysznego posiłku.
- Naprawdę dobre to twoje śniadanie - Przyznałem, całując policzek mojego męża, mówiąc szczerze to, co myślałem.
- Naturalnie a ty jak zawsze przesadnie mnie chwalisz - Stwierdził, nie potrafiąc pogodzić się z moją pochwałą, oczywiście sądząc, że na nią nie zasługuje.
- Nie przesadnie a szczerze - Przyznałem,
podnosząc się z łóżka, mając zamiar już wstać i zająć się domem i synem, który cały czas jak mój cień był za mną, nie chcąc opuścić mnie na krok.
Z powodu przygotowania przez męża śniadania ja posprzątałem po posiłku, zmywający naczynia pilnując siedzącego na blacie synka.
- Pomóc ci w czymś? - Słysząc pytanie męża i czując jego dłonie na biodrach, a usta na policzku chciałem już odpowiedzieć, mu na pytanie jednakże nie zdążyłem, gdyż nasz syn szybciej ode mnie zwrócił się do tatusia.
- Tata nie, moja mama - Burknął Merlin, nie chcąc, aby jego tatuś się do mnie przytulał, nie mówiąc już o pocałunkach.
- Twoja mama? Nie zgadzam się - I tak o to zaczęła się kłótnia dwulatków, która nawet trochę mnie bawiła.
- Możecie się uspokoić? - Zapytałem, w ciągu dalszym przysłuchując się ich kłótni która nie nie zakończyła się moimi mojego pytania.
Oczywiście najlepiej jest mnie zignorować, bo kłótnia jest najważniejsza.
- Sorey odpuść to tylko dwuletnie dziecko - Zwróciłem się do męża, mając nadzieję, że chociaż on odpuści, w końcu jest rym mądrzejszym prawda? Przynajmniej w teorii.

<Pasterzyku? C:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz