Zaspany otworzyłem oczy, zerkając na kotkę, która stała nade mną szturchając mnie swoją łapką, pragnąc zwrócić moją uwagę.
- Coco? Co się stało? - Zapytałem, rozciągając się leniwie, tak bardzo nie mając ochoty wstać z łóżka. - Chcesz jeść? - Dopytałem, widząc, że nie odpuszcza, starając się wyciągnąć mnie z łóżka. I oto udało jej się wyciągnąć mnie z niego i mimo ogromnej niechęci założyłem na ciało koszulę męża, schodząc z nią do kuchni, gdzie nałożyłem do miseczki jedzenie, stawiając na ziemi, nie zapominając o piesku, który tak jak i kot był głodny.
- Dzień dobry owieczko - Nim się zorientowałem, w kuchni pojawił się mój ukochany Sorey, przytulając się do mnie od tyłu. - Dlaczego wstałeś tak wcześnie? - Dopytał, całując jedną z malinek, które mi zrobił wczorajszej nocy na szyi.
- Dzień dobry kochanie. Wstałem, aby nakarmić kota, psa i wrócić do łóżka - Przyznałem, nie mając ochoty jeszcze rozpoczynać nowego dnia, Misaki nie ma, a Merlin śpi, dlatego ja bardzo chętnie wrócę do łóżka, aby zamknąć jeszcze na chwilę oczy, chcąc odpocząć, co poleciłem i mojemu mężowi, który chętnie poszedł tam ze mną, na minimalne pięć minut a tak przynajmniej twierdził, czy jednak tak będzie? Ja nie byłem tego taki pewien, tym bardziej że po ponownym kontakcie z poduszką i bliskością ramion męża zasnąłem...
Ponownie otworzyłem oczy późnym rankiem, okazując się być już samemu, najprawdopodobniej mój ukochany poszedł zająć się synkiem, w takim razie i ja powinienem wstać, rozpoczynając nowy dzień. I tak też zrobiłem, leniwie wstałem z łóżka, idąc do łazienki, gdzie ogarnąłem swoją twarz, ubierający na ciało ubranie schodząc na dół, gdzie głośno przywitał mnie syn i znacznie ciszej mąż.
Obojga z nich przytuliłem, synka biorąc na ręce.
- Zjesz coś? - Zapytał, podchodząc na tyle blisko, aby móc dotknąć moich włosów, którymi swoją drogą dawno już się nie bawił, a mógłby, bo i mi przyda się taki relaks.
- Bardzo dziękuje, ale nie mam ochoty dziś jeść - Przyznałem, stawiając synka na podłodze, pozwalając mu pobawić się z Cosmo, dając nam spokój. Nie, żebym narzekał ja po prostu czasem mam go dość, a raczej jego ciągłej chęci atencji, której czasem nie miałem już siły mu okazywać.
- A może chciałbyś się czegoś napić? - Pytał, dalej chcąc się upewnić czy aby przypadkiem niczego mi nie brakowało.
- Również dziękuję, jednakże muszę odmówić, nie jestem głodny ani spragniony, niczego tak naprawdę nie potrzebuję - Zapewniłem, podchodząc do szafek, sprawdzając co my i z czego jestem w stanie przygotować obiad dla całej naszej rodziny.
- Spotkałem dziś naszego sąsiada - Zaczął, przerywając, nie do końca wiedząc, czy aby na pewno chce mówić mi coś dalej.
- I? - Uniosłem brew, odrywając wzroku od szafki z jedzeniem.
- Zaprosił nas na kolację, chcąc jak zacytował, ocieplić nasze stosunki - Wyjaśnił, a ja z widocznym zaskoczeniem na swojej twarzy przyglądałem mu się, niczego nie rozumiejąc. Po co mi to w ogóle mówił? Przecież nie chce tam pójść i ja doskonale to wiem i dla tego nawet nie mógłbym się zgodzić. Wiedząc, że on wcale by tego nie chciał.
- Rozumiem - Kiwnąłem głową, wyciągając kartkę, na której napisałem, co przydałoby się nam zakupić do przygotowywania obiadów, na najbliższy tydzień.
- No więc chcesz tam iść? - Spytał, ponownie zwracając moją uwagę.
Czy chce iść? Oczywiście, że chętnie bym poszedł na kolację do osoby, którą lubię, ale nie mogę, mój mąż tego nie chcę, a ja nie mogę zmuszać go do pójścia na ucztę do sąsiada, którego nie lubi.
- Nie, nie chce iść. Jeśli możesz, podziękuj Philowi za zaproszenie i mu odmów dziś nie mam ochoty na spotkania - Wyznałem spokojnie, wracając do tworzenia listy zakupów.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz