wtorek, 31 października 2023

Od Soreya CD Mikleo

 Ale że tak miałem się nie pożegnać z naszymi maluchami? Z moją księżniczką i przystojniakiem? Przecież gdybym o tym wiedział wcześnie, wczoraj, jak je kładłem spać, pożegnałbym się z nimi jakoś tak lepiej. Niestety, zapomniałem o tym fakcie kompletnie. I nawet jak mi Miki mówił, że byłem przy tym, kiedy Alisha o tym mówiła, to naprawdę nie byłem w stanie sobie przypomnieć, kiedy to miało miejsce. Moja pamięć jest naprawdę straszna. To się chyba powinno jakoś leczyć... tylko jak? Pewnie jakieś zioła trzeba pić. Zioła z reguły są niedobre. To ja jednak nie wiem, czy tak bardzo chcę się za to zabierać. Pewnie to trzeba brać regularnie, a jak się ma problem z pamięcią, no to na pewno będę zapominał. 
- No to chyba nie mamy wyjścia – przyznałem, ciężko wzdychając, tak niezbyt z tego zadowolony.
- Chciałbyś się pożegnać z dziećmi? – podpytał, a ja kiwnąłem głową. W końcu to moje maleństwa były, jak miałbym się z nimi nie pożegnać przed tygodniem przerwy? Wychodzi na to jednak, że się nie pożegnam. Chociaż wczoraj spędziłem z nimi te półgodziny podczas usypiania ich... może jednak troszkę przesadzam, tydzień to nie jest w końcu aż tak długo. Nim się obejrzę, będziemy musieli po nie wracać. 
- Jakoś jednak przeżyję ten fakt. Wracamy do domu? – poprosiłem, uśmiechając się delikatnie.  
Mikleo też kiwnął głową i już w pełni ogarnięci opuściliśmy zamek, po chwili mogąc cieszyć się świeżym powietrzem. Podczas powrotu zacząłem intensywnie myśleć nad tym, co możemy robić przez ten wolny tydzień. Mikleo chciał zwiedzić jakieś ruiny. I szczerze, nie uważałem tego za żaden głupi pomysł. Chyba. Powiedział, że chce, by było jak za dawnych czasów, a ja tak trochę nie pamiętałem tych dawnych czasów. Tylko jakieś przebłyski. Na pewno byliśmy gdzieś przed moją śmiercią, i w tych ruinach czulem się jakoś dziwnie. O, i cały czas zwiedzaliśmy te same ruiny blisko naszej wioski, kiedy byliśmy dziećmi. No i kiedy wróciłem a ziemię, trzeba było znaleźć mi artefakt, bym nie wrócił z powrotem do nieba... i to są wszystkie rzeczy, jakie pamiętam. Też nie mam za bardzo pojęcia, gdzie moglibyśmy się teraz udać. Gdybym o tym wiedział wcześniej, zacząłbym coś takiego planować. No, ale pretensje mogłem mieć tylko do siebie, bo mi to z pamięci wypadło. 
- A co zrobimy ze zwierzakami, jak już będziemy się gdzieś wybierać? – zapytałem, kiedy na podwórku już powitał nas nasz kochany staruszek. 
- Poprosimy kogoś z naszych znajomych, by do nich zaglądał, jak Lailah, albo nawet Aurorę, bo z tego co mi mówiła, chciałaby w tym miejscu spędzić trochę więcej czasu – powiedział Mikleo, otwierając drzwi. – Więc... chcesz tej wyprawy? – dopytał, zerkając na mnie kątem oka. 
- Wygląda na to, że ty jej chcesz, i to bardzo, a skoro ty jej chcesz, to i ja tego chcę – powiedziałem całkowicie poważnie. Cóż, mi tam po prostu do szczęścia wystarczało to, by być przy Mikim, i by Miki był szczęśliwy. Bo jak jestem przy nim, i jak jest szczęśliwy, to i ja automatycznie szczęśliwy jestem. – Już wiesz, gdzie chcemy lecieć, i co zwiedzać? Ja to bym jeszcze raz udał się nad morze. Ostatnio widziałem je tylko z klifu. A chciałbym je tak zobaczyć bliżej. No ale nie wiem, czy znajdziemy jakieś ruiny nad morzem – powiedziałem, trochę taki rozmarzony. Tak, morze było dla mnie naprawdę wspaniałym widokiem. I Mikleo też powinno się spodobać, w końcu to woda, a on lubi wodę... ale jak to połączyć ze zwiedzaniem ruin, nie mam pojęcia.

<Owieczko? c:>

Od Daisuke CD Haru

 Słowa Haru mnie nie zraziły, bo i czemu by miały? Moje włosy też wcale nie tak łatwo ułożyć, ale już tyle lat z nimi żyję, że trochę je rozpracowałem i wiem, co i jak. Jego też rozpracuję. Może nie tak od razu, ale dzisiaj na pewno uda mi się zrobić z nimi coś, by jakoś się prezentował w tym garniturze. Nie może być tak, że ma na sobie naprawdę piękną rzecz, a na głowie gniazdo. Ma to swój urok, kiedy jest w swoich standardowych ubraniach, wtedy to się fajnie komponuje, ale nie w tym momencie. 
- Na szczęście mam lata doświadczeń na swoich włosach. I wspaniały wynalazek ludzkości, jakim są wsuwki do włosów – powiedziałem, wpierw rozczesując jego kosmyki, w końcu to było podstawą dobrej fryzury. 
- Nie wiem, czy to dobry pomysł, będę wyglądał dziwnie w tym – odpowiedział, chyba nie do końca przekonany co do mojego pomysłu.
- Ale ja wiem. Dlatego siedź cicho i daj mi pracować – powiedziałem troszkę dobitniej, całkowicie skupiając się na jego kosmykach, które swoją były takie troszkę suche. Jego skóra się znacznie poprawiła, tego mu nie mogę odmówić, no ale włosy? Po co ja kupuję te wszystkie kosmetyki? Owszem, samemu z nich korzystam, ale jemu też by się przydało. – I bardzo proszę, używaj tych rzeczy do włosów, które ci kupiłem – poprosiłem, zastanawiając się jednocześnie, jak ułożyć jego włosy. Zaczesać je do tyłu, jak to robiłem u siebie? A może zrobić mu jakiś przedziałek z boku...? Sądząc jednak po ich zachowaniu, to zaczesanie do tyłu odpada, zdecydowanie nie chcą się tak układać, a ja nie mam tyle czasu, by z nimi walczyć, aczkolwiek nie było to niewykonalne. Za to jednak ten przedziałek nie był takim złym pomysłem, włosy znacznie chętniej się poddawały. I nie wyglądało to źle.
- Ale po co? Przecież wszystko z nimi w porządku – zauważył, ale nie mogłem się z nim nie zgodzić. 
- Kiedyś mogłem się z tobą zgodzić. Ale teraz słońce nieco je wysuszyło i trzeba to naprawić – wyjaśniłem, te najbardziej niesforne kosmyki ujarzmiając za pomocą wsuwek, które zawsze przy sobie nosiłem. To bardzo przydatne narzędzia. A to włosy ogarną, a odpowiednia osoba może włamać się gdziekolwiek za ich pomocą. Niestety, ja tak nie potrafię, ale kto wie, może kiedyś uda mi się nauczyć.
- Całe życie nic z nimi nie robię i jakoś żyją – stwierdził, a ja tylko westchnąłem ciężko. Jego podejście do jego ciała mnie przeraża.
- Właśnie, jakoś. Jak dzisiaj wrócimy, musisz umyć włosy. I użyjesz tego, co ci wskażę. Trzeba je jakoś odratować – odpowiedziałem, w końcu się od niego odsuwając, podziwiając swoje dzieło. Haru wyglądał dobrze. Bardzo dobrze. Za dobrze. A to już niedobrze. Nie będę go mógł za długo zostawiać samego, bo jak tylko zobaczę, że ktoś się wokół niego kręci... oj, na to nie pozwolę. Jest moim pieskiem, a piesek może mieć tylko jednego pana. – Skończyłem. 
- Sądziłem, że wymyślisz coś gorszego – odpowiedział, przyglądając się swojemu odbiciu. 
- Jak coś się nie podoba, mogę zmienić – mruknąłem, faktycznie to rozważając. Może jednak trzeba było go zostawić. No nic, chciałem mieć przystojnego partnera podczas pracy, no i teraz mam za swoje. 

<Haru? c:>

Od Mikleo CD Soreya

 Sorey naprawdę mnie zdziwił przecież był ze mną u Alishy, gdy ta mówiła nam o tym fakcie, dlaczego więc jest taki zaskoczony? Rany znów nie słuchał, a powinien.
- Sorey naprawdę? Przecież Aliaha nam o tym mówiła, a ty nie pamiętasz? - Zapytałem, patrząc na niego troszeczkę zły za to, że znów nie słuchał, mamy okazję być sami i zrobić coś więcej niż tylko siedzieć w domu a on jeszcze o tym nie pamięta?
- Przepraszam - Odezwał się, uśmiechając do mnie przepraszająco, rany co ja z nim mam? No nic takiego sobie wziąłem faceta i teraz muszę z tym żyć.
- No dobrze, to skoro już o tym wiesz, może zrobimy coś wspólnie, pójdziemy gdzieś, zwiedzimy coś? Mamy tydzień i myślę, że dobrze byłoby ten tydzień wykorzystać tak jak było to kiedyś, gdy jeszcze nie było z nami dzieci - Zaproponowałem, patrząc prosto w jego oczy z widoczną prośbą w swoich oczach.
- Hym, to nie byłby wcale taki zły pomysł, tylko nie wiem, gdzie mielibyśmy się udać - Powiedział, bawią się moimi włosami, które troszeczkę łaskotały go po klatce piersiowej, cóż chciał długie włosy, to ma długie włosy, które teraz musimy tolerować.
- Może zwiedzimy jakieś ruiny? Możemy, lecieć gdzie chcemy, oszczędzając czas na chodzenie - Powiedziałem, opierając się o jego klatkę piersiową, relaksując się w jego objęciach, chcąc spędzić z nim czas co jak co ale ten facet jest całym moim życiem i gdy mam go przy sobie czyjeś się jak w niebie na ziemi.
- Możemy zwiedzić, co tylko będziesz chciał, najważniejsze, abyś był szczęśliwy - Powiedział, całując mnie w czubek głowy, co przyznam, zawsze było jak zawsze bardzo przyjemne.
Pieszczoty z jego strony zawsze są mile widziane.
- Cieszy mnie to chociaż cieszyłoby jeszcze bardziej, gdybyśmy zrobili coś z powodu czego i ty byłbyś szczęśliwy - Powiedziałem, naprawdę zależało mi, aby i on był usatysfakcjonowany tym wspólnym tygodniem bez naszych dzieci.
- Ja ci już mówiłem, że jestem szczęśliwy, gdy ty owieczko jesteś szczęśliwy - Powiedział, przytulając mnie mocniej do siebie.
Nasza wspólna kąpiel była bardzo przyjemna, nie robiliśmy nic niestosownego, a jednak kąpiel była bardzo przyjemna, niestety wszystko, co piękne kiedyś się kończy. Opuściliśmy balii, gdy woda była już zimna, co nie podobało się mojemu mężowi.
- Będziemy się już zbierać? - Podpytałem, chcąc, abyśmy już opuścili zamek, wrócili do domu, spakowali najważniejsze rzeczy takie jak na przykład koc, na którym będziemy pewnie spać i może inne potrzebne rzeczy do podróży.
- Już? Dobrze, a chcemy pożegnać się z dziećmi? - Podpytał, chyba chcąc pożegnać się z dziećmi, których lepiej, abyśmy nie spotkali, gdyby się tak wydarzyło, nasze maluchy na pewno nie pozwoliłyby nam wrócić do domu bez nich. A wtedy cały nasz plan uległby zniszczeniu.
- Lepiej nie, dzieci myślą, że już nas tu nie ma, a więc lepiej, aby tak zostało, bo w innym wypadku będziemy musieli wrócić do domu z nimi i tyle byłoby z czasu spędzonego sam na sam - Wytłumaczyłem, uśmiechając się do męża łagodnie.

<Pasterzyku? C:>

Od Haru CD Daisuke

Daisuke naprawdę zaskakiwał mnie za każdym razem, był inny, całkowicie inny niż ten, którego przedtem poznałem, a to całkiem miłe zaskoczenie.
Niby nie potrzebowałem pomocy przy śniadaniu, a mimo to dałem mu porę do pokrojenia, mając zamiar przygotować nam pastę jajeczną z porem i żółtym serem, śniadanie łatwe, dobre i zajmujące tylko dwadzieścia minut.
Lubiłem takie proste posiłki, dzięki nim można było zjeść coś dobrego, ale i szybkiego w przygotowaniu, a to akurat ma duże znaczenie dla mnie, gdy ewidentnie nie mam siły ani czasu, aby coś robić. Dziś co prawda miałem czas, a nawet siłę miałem a mimo to, śniadanie było tak zwyczajne, jakbym nie miał lub nie chciał mieć czasu.
Śniadanie przygotowane postawiłem na stole tuż obok kawy, którą przygotował Daisuke.
- Smacznego - Odezwałem się, uśmiechając ciepło do mojego towarzysza.
- Smacznego - Odpowiedział, zabierając się za jedzenie pysznego śniadania.
Takie proste a takie dobre.
Podczas śniadania usłyszałem drapanie o drzwi, przypominając sobie o psie, który siedział głodny na dworze.
Wstając od stołu, wpuściłem go do środka, łapiąc w ręce, nim wszedł do domu.
Pies był cały z błota i do tego śmierdział, wygląda na to, że ktoś tu lubi taplać się w błocie podczas deszczowego dnia.
- Koda, rany musiałeś co? - Westchnąłem, patrząc na psa, który wesoło merdał ogonem. - Chodź, umyjemy cię - Dodałem, zwracając się do psa, którego zabrałem do łazienki, musząc porządnie go wykąpać, nie chcąc mieć w domu wszędzie błota i do tego śmierdzącego pieska.
Zmęczony kąpielą tego małego szarpiącego się psa wytarłem go porządnie, wypuszczając z łazienki, aby ją posprzątać.
Westchnąłem cicho, wychodząc z łazienki, widząc psiaka, który szturchał pyskiem miskę, chcąc coś zjeść.
A więc, zamiast samemu zjeść, musiałem nakarmić zwierzaki, bo i kot nie dostał jeszcze jedzenia.
- Możesz usiąść? - Zapytał, zwracając na chwilę moją uwagę.
- Chciałbym, ale najpierw zwierzaki muszą coś zjeść - Powiedziałem, zajmując się zwierzakami.
- A widzisz, zachciało ci się umyć zwierząt - Odezwał się, zerkając na mnie z kubkiem w swoim dłoniach.
- I kto to mówi, kota to ty mi tu przyniosłeś - Odezwałem się, siadając przy stole, chcąc już zakończyć, jeść śniadanie.
- Nie mówiłeś, że jej nie chcesz, z resztą kot jest mniej wymagający od psa - Stwierdził, zabierając swój talerzyk, który od razu umył, aby był on czysty, odkładając na suszarkę.
Nie powiedziałem już nic, kończąc swoje śniadanie, które naprawdę mi smakowało, proste i szybkie a takie dobre.
Dzień mijał nam bardzo spokojnie, bardzo leniwie, ale tak szczerze w ogóle mi to nie przeszkadzało, mimo było tak sobie cały dzień poleżeć i nic, ale to dosłownie nic nie robić aż do wieczora, gdy to wypadało się przygotować do wyjścia z domu.
Daisuke ewidentnie nie miał na to ochotę, ale chyba wyjścia też nie miał dlatego ubrał się, obserwując i mnie czy aby na pewno dobrze się ubieram, czy wszystko wygląda poprawnie, rany, jakie to jest męczące.
- Siadaj, musimy coś jeszcze z twoimi włosami zrobić - Powiedział, zmuszając mnie do posadzenia tyłka na krześle.
- To nie ma sensu, one żyją własnym życiem - Powiedziałem, doskonale znając swoje włosy, które były bardzo, ale to bardzo problematyczne.

<Daisuke? C:> 

Od Soreya CD Mikleo

 Na słowa mojego męża zmarszczyłem brwi. Znaczy, dotarło do mnie to, że jestem cudowny, bo to na pewno chodziło mu o nasz stosunek, bo w tym, nieskromnie przyznać muszę, jestem naprawdę niezły. No ale to, że polubiłem Nori’ego... ktoś tu chyba troszkę sobie za dużo popił. Nie powiedziałbym, że polubiłem męża mojej córki. Ogólnie to nadal uważałem, że moja córka zasługuje na kogoś lepszego, ale powiedzmy, że mu odpuszczę trochę chwilowo, i zobaczę, jak się wykaże, bo może faktycznie trochę za bardzo go stresowałem. Nie oznacza to jednak, że go tak od razu polubiłem. To się jeszcze okaże, czy go polubię. 
- Chyba trochę za dużo dzisiaj wina wypiłeś i coś sobie dopowiadasz – powiedziałem, gładząc go po plecach. 
- Nie wypiłem aż tyle, by dostrzec twoją dobroć – stwierdził, przytulając się mocniej do mojego ciała. 
- Oczywiście, że jestem dobry. Dla mojej córki. Nie mogłem pozwolić, by wracała jedynie z pijanym mężem późną nocą. To się przecież prosiło o nieszczęście – wyjaśniłem, cicho ziewając. – A teraz przepraszam cię bardzo, ale ja jestem strasznie zmęczony i z chęcią zaznałbym trochę snu – powiedziałem, naprawdę będąc zmęczony tym dniem, który był strasznie długi. Mam tylko nadzieję, że Mikleo się on podobał, w końcu bardzo starałem się, by jemu się podobało, to miało być w końcu jego święto. Znaczy się, w sumie to nasze, ale ja byłem zadowolony, kiedy mój mąż był zadowolony. Ale o to zapytam się go dopiero jutro. Albo raczej dzisiaj, ale później, jak już wstaniemy.
- Dobranoc – odpowiedział, całując mnie w linię żuchwy. 
- Dobranoc, Owieczko, dobranoc – wymamrotałem, jeszcze przed snem tuląc go mocno do siebie. 
Obudziłem się dopiero kilka długich godzin później, i gdyby nie Mikleo, pewnie dalej bym spał. Mój mąż delikatnie mnie szturchał, więc nie miałem innego wyjścia, jak tylko otworzyć oczy. Mój mąż w tych roztrzepanych włoskach wyglądała jak taka słodziutka Owieczka. Tylko czemu taka słodziutka Owieczka budzi mnie tak wcześnie rano...? No dobrze, może nie tak wcześnie, bo sądząc po słońcu jest już południe, jak nie później, no ale dla mnie to i tak za wcześnie było, jeszcze biorąc pod uwagę to, o której się położyłem...
- Stało się coś, Owieczko? – wymamrotałem, przecierając zmęczone oczy. 
- Znudziło mi się już – odpowiedział, uśmiechając się do mnie przepraszająco. – Pójdziemy się umyć? 
- Pójdziemy, pójdziemy – mruknąłem, znów zamykając oczy. Naprawdę tylko dlatego mnie obudził? Mógłby mieć dla mnie jakąś litość... wczoraj bardzo się starałem, i dla dzieci, i dla gości, i dla niego, a jemu się tu nudzi. Ma chwilę dla siebie, dzieci są teraz pod opieką wykwalifikowanych osób, może odpocząć, a jemu się nudzi... jak mi się wczoraj nie nudziło i siły miałem, no to on był zmęczony.
- To ja idę już przygotować łazienkę – powiedział i nim się zorientowałem, zniknął w oka mgnieniu. No i co ja mam zrobić? Muszę się zebrać i tam do niego iść, mimo, że najchętniej to poszedłbym jeszcze spać. 
Z łóżka podniosłem się dopiero po pięciu minutach i ledwo żywy poszedłem do łazienki, gdzie mój Miki już kończył wszystko przygotowywać. Poczekałem, aż rozbierze się i wejdzie do balii, a kiedy to zrobił, podążyłem za jego śladem, mocno przytulając się do jego pleców. 
- Zastanawiałeś się, co zrobimy z tym wolnym tygodniem? – zapytał, co mnie trochę zaskoczyło. 
- Jakim wolnym tygodniem? – dopytałem, trochę go nie rozumiejąc. 
- No tym. Dzieci zostaną na tydzień tutaj, w zamku, byśmy mogli sobie odpocząć – wyjaśnił, na co zmarszczyłem brwi. 
- Naprawdę? – dopytałem, chyba pierwszy raz o tym słysząc. Albo drugi, bo tego pierwszego zapomniałem, a to wcale bym się nie zdziwił. Dużo się ostatnio działo i gdzieś tę drobną informację mogłem zapomnieć...

<Owieczko? c:>

Od Mikleo CD Soreya

 Byłem dumny z męża, wiedziałem przecież, że potrafi być miły dla osób, za którymi nie do końca przepada.
Nasza córka spojrzała na mnie, zaskoczona nie do końca ca rozumiejąc, co się dzieje, no cóż, tatuś potrafi zaskoczyć i to nawet pozytywnie.
Nie za bardzo mogąc jej odpowiedzieć na to spojrzenie, jedynie uśmiechnąłem się do niej ciepło, dając jej tym samym sygnał, że wszystko jest w porządku i o nic nie musi się martwić.
Misaki wciąż zdziwiona pożegnała się z nami, na do widzenia podchodząc jeszcze, aby się przytulić.
- Dziękuj mamo - Wyszeptała, myśląc, chyba że to ja przeprowadziłem rozmowę z jej tatą, co prawda ostrzegłem go, jakie będą efekty uboczne, jeżeli źle zachowa się w stosunku do chłopaka, jednak myślę, że to nie moje słowa spowodowały taką zmianę u niego w zachowaniu, a raczej to, że szczerze porozmawiali sobie przy wódce, to o dziwo zawsze jakoś zmienia męskie myślenie o sobie, nie do końca rozumiem, o co chodzi i dlaczego tak jest, ale skoro działa to nie będę tego negował.
- Nie dziękuj, ja nic nie zrobiłem - Przyznałem, nie mając zamiaru brać sobie zasług mojego męża, który wreszcie wydoroślał, jakkolwiek by to nie brzmiało.
Dziewczyna i tak mi nie uwierzyła, sądząc, chyba że naprawdę to moja zasługa. No nic na to akurat już nie mam wpływu.
Sorey odprowadził Misaki i Nori'ego do domu, gdy ja zostałem z paniami, które jeszcze trochę ze mną posiedziały, nie chcąc, aby był tu sam, czekając na męża, a to akurat nie było konieczne, byłem duży i mogłem sam posiedzieć, czekając na ukochanego.
Zaveid oczywiście wypity troszeczkę przeszkadzał nam podczas rozmów, co jakiś czas wtrącając się w to, co mówimy.
Edna była tym na tyle zdenerwowana, że postanowiła zabrać tego głupka do jego sypialni, w czym pomogła jej Lailah, życząc nam już dobrej nocy lub dobrego poranka.
Zostając z Aurorą, porozmawiałam z nią troszeczkę na różne tematy dotyczące przeszłości, naszego żywiołu chodziło tu o przeszłość aniołów wody, o czym teraz za bardzo rozmawiać nie chciałem, byłem już zmęczony tą całą cudowną zabawą, plus nasze doznania też troszeczkę mnie dziś wymęczyły, dlatego nie chcąc już czekać na męża, postanowiłem odprowadzić kobietę do jej pokoju, żegnając się z nami szybkim dobranoc, przytulając ją na do widzenia, nim wróciłem do sypialni, w której dziś się wyśpimy, a jutro lub raczej tego samego dnia, ale za kilka godzin, wrócimy do domu, mogąc pomyśleć nad jakimś spędzeniem wspólnego czasu.
Zmęczony położyłem się na poduszkę, zamykając swoje oczy, czekając na męża, bez którego nie mogłem zasnąć
Grzecznie czekałem i czekałem aż wreszcie mój mąż przyszedł bez słowa, wślizgując się pod kołdrę, chyba myśląc, że już śpię, przytulając się do mnie, starając się być delikatnym, aby w razie co mnie nie obudzić.
- Dziękuję - Odezwałem się, od razu odwracając się w jego stronę, całując delikatnie w jego policzek.
- Za co? - Zapytał zaskoczony, nie spodziewając się moich słów, które go zaskoczyły.
- Za wszystko, byłeś dziś naprawdę cudowny i do tego chyba polubiłeś męża swojej córki - Odezwałem się, kładą głowę na jego klatkę piersiowej.

<Pasterzyku? C:>

poniedziałek, 30 października 2023

Od Daisuke CD Haru

 Jego pomysł był bardzo prosty, a prostota w walce z moją babką nie wchodziła w grę. Co prawda jego plan mógłby zadziałać, gdyby osoba, z którą chcę być, była kobietą, z czarnymi włosami i z zamożnego rodu, i najlepiej nieco młodsza ode mnie, by istniało większe prawdopodobieństwo, że zajdzie w ciążę, i to najlepiej jak najszybciej. A gdyby mi się jeszcze syn urodził, to już w ogóle byłoby najlepiej. Jednak osoba, z którą bym chciał spędzić resztę swojego życia, nie jest ani kobietą, ani z zamożnego rodu. Ani nawet młodszy ode mnie, tylko wręcz przeciwnie, nieco starszy. Kolor włosów także się nie zgadzał. No i nawet nie wiem, czy on chciałby ze mną być, już nawet nie wspominając o tym, że babka by go nie zaakceptowała. A gdyby może ją tak postawił przed faktem dokonanym? I zamiast Suzue na ślubnym kobiercu stanął Haru...? Nie, to już jest strasznie głupi pomysł. Coś do niego czułem, jeszcze nie wiem, co, bo nie znałem się absolutnie na uczuciach. Suzue powiedziała mi, co to może być, no a ja jej zaufałem po pewnym czasie, bo ona raczej zna się na takich rzeczach, no ale też nie znalazłem żadnego innego wytłumaczenia dla mojego zachowania. W każdym razie, to zdecydowanie za szybko na takie rzeczy. Aczkolwiek mina babki musiałaby być bezcenna. 
- Może zorganizuję przyjęcie dzień przed weselem – powiedziałem nagle czekając, aż woda zagotuje się, by móc zalać kawę w kubkach.
- No i co to ma na celu? – dopytał Haru, chyba nie rozumiejąc, co mam na myśli. Zapominam czasem, że on ma nieco inną mentalność, niż ja, i muszę mu niektóre rzeczy tłumaczyć. Ale to też działa w drugą stronę, i o też co nieco musi mi tłumaczyć. 
- To ma na celu, że goście, co mieli się zjechać, to się już zjadą, więc będę mógł zgromadzić jak największą liczbę osób, więc jakiekolwiek wieści szybko się rozejdą. I wygłoszę poruszające przemówienie o tym, że zrywam zaręczyny, bo... bo mam dosyć życia według innych. I chcę  spędzić życie z kimś zupełnie innym. Muszę to jeszcze dobrze ubrać w słowa. I jeszcze wypadałoby odegrać jakieś małe przedstawienie, to zawsze się sprzedaje. Może na koniec Suzue wrzuci pierścionek do ognia. Albo ja pocałuję kogoś z publiczności. Albo jedno i drugie na raz – wyjaśniłem mu wszystko, zalewając kubki wodą. Oczywiście mówiąc „kogoś” mam na myśli jego, bo niby kogoś innego miałbym pocałować? Gorzej, jak się nie zgodzi. Wtedy będę miał problem. Chociaż nie, lepiej dla nie byłoby, gdybym go odpuścił w tym przedstawieniu, nie chcę, by te sępy rzuciły się na niego głodne wyjaśnień. Pocałunek więc sobie odpuszczę.
- To nie jest takie zbyt... no nie wiem, dramatyczne? – podpytał, krojąc jakieś warzywa.
- No właśnie o to chodzi, by było dramatyczne. Im bardziej dramatyczne, tym bardziej dociera to do ludzi. I kto wie, może jak się postaram, przemówię do tych osób, które są w podobnej sytuacji, co ja, bo nie chce mi się wierzyć, że jestem w tym sam. I może wzniecę małą rewolucję, zapanuje chaos... no, ale to bardzo dalekosiężne plany, pewnie nawet nierealne – powiedziałem, stawiając gotową kawę na stole. 
- Strasznie wszystko musicie komplikować. I przesadzać ze wszystkim – podsumował, i nie mogłem się z nim nie zgodzić. 
- Kiedy byłem młodszy, nawet mi się to podobało, potrafiło być to całkiem zabawne. Ale im starszy jestem, tym bardziej doceniam piękno prostoty. Pomóc ci? – zapytałem, chętny do pomocy mu. Zresztą, to ja mu zasugerowałem, by zaczął robić coś do jedzenia, więc teraz tak jakby pomóc mu wypadało. Zresztą, lepiej mi będzie, jak chwilowo zajmę czymś ręce, by nie myśleć o tym, w jak beznadziejnej sytuacji jestem.

<Haru? c:>

Od Soreya CD Mikleo

 Czy chciałem tam wracać? Nie do końca, tu miałem wszystko, co było mi potrzebne do szczęścia; Miki, wygodne łóżko, całkowita cisza i spokój... nie potrzebowałem wiele, jedyne, czego tak naprawdę potrzebowałem w życiu, to właśnie mój mąż. Przez ostatni miesiąc miałem wrażenie, jakbym go miał za mało, a to chyba dlatego, że nie mieliśmy dla siebie w ogóle czasu, tylko ciągle musieliśmy zajmować się dziećmi i organizacją ślubu. No a na weselu trzeba było zadbać o gości i dzieci, przez co ile tańczyliśmy, trzy razy? No, maksymalnie to chyba pięć, jeśli licząc nasze przerwane tańce z powodu tego, że dzieci chciały naszej atencji. A gdzie atencja mojego Mikiego? Też jej bardzo potrzebowałem. Na szczęście teraz troszkę sobie odbiłem, ale tylko moje fizyczne potrzeby. A jeszcze miałem przecież te psychiczne. 
- A musimy tam iść...? Nie możemy tutaj zostać? – zapytałem, dalej nie ruszając się z łóżka nie przejmując tym, że jestem nagi. Przecież widział mnie tylko Mikleo, a Mikleo zna moje ciało na pamięć. I to chyba znacznie lepiej, niż ja jego, bo on miał jakieś... ile lat? Nie wiem, ale zdecydowanie więcej lat ode nie, by perfekcyjnie poznać moje ciało. Ja znacznie mniej. Ja je poznaje od chwili, w której to znalazłem wróciłem na ziemię. Może nie tak od razu, bo nim go znalazłem, i w ogóle odkryłem, kim dla mnie jest, minął tydzień, albo dwa, no ale już takie dokładne kalkulacje chyba mi można odpuścić. 
- Nie możemy, Sorey, para młoda musi być na weselu do samego końca – wyjaśnił Miki, poprawiając przed lustrem swoje ubranie, starając chyba zakryć te wszelkie ślady, jakie mu dzisiaj zrobiłem, czyli malinki i ugryzienia. Po co? Nie mam pojęcia. Za bardzo się tym przejmuje, w końcu wszyscy tam byli dorośli.
- Czemu o takich dziwnych zasadach dowiaduję się zawsze najpóźniej? – spytałem, z ciężkim westchnięciem podnosząc się z łóżka mimo, że i się nie chciało. 
- To wcale nie są dziwne zasady. Wszyscy o nich wiedzą – odparł Miki, rozczesując swoje włosy.
- Poza mną najwidoczniej – bąknąłem, zakładając na tę chwilę jedynie bieliznę oraz spodnie. Koszulę i te śmieszne dodatki założę potem. Teraz mi się nie chciało w to wszystko bawić.
- Ale już wiesz – powiedział, uśmiechając się szeroko. – No już, pospiesz się, naprawdę musimy wracać – pospieszył mnie, a ja nie miałem innego wyjścia, jak tylko zająć się jego włosami, co nie zajęło mi jakoś dużo czasu. Może nie była to ta piękna fryzura, jaką to miał na weselu, ale zdecydowałem się teraz na coś bardziej wygodnego, a zwyczajny, wysoko upięty kok, z kilkoma wolnymi kosmykami swobodnie opadającymi mu na twarz. 
A jak już zająłem się Mikleo, musiałem dokończyć ubranie się, co zrobiłem dosyć szybko już po kilku minutach oznajmiając mu, że jestem gotowy. Miki tylko zerknął na mnie, a następnie westchnął ciężko i podszedł bliżej, by poprawić mój kołnierzyk, mankiety, jakieś paski, wiązanie, zadbać o te wszystkie szczególiki, o których istnieniu ja zapominałem. Chciał jeszcze jakoś ułożyć moje włosy, ponieważ i te podczas stosunku troszkę się potargały, ale mu nie pozwoliłem. Zdecydowanie bardziej wolałem, kiedy to były bardziej takie roztrzepane. Jakoś tak bardziej swojsko się czuję. W końcu jak ja. Jeszcze gdybym mógł ubrać jakieś swoje ubrania, a nie ten strój, byłoby lepiej... no ale jakoś przeżyję ten drobny fakt do końca wesela. A kiedy ten koniec, to nie mam pojęcia, ale na pewno nie opuszczę już Mikleo, nawet, jak bardzo będę musiał. 
Wróciliśmy do gości, z którymi posiedzieliśmy i pogadaliśmy, a przynajmniej z tymi, z którymi się dało. W pewnym momencie musiała przeprosić nas Misaki, która musiała odprowadzić do domu swojego męża, który był tylko w nieco lepszym stanie niż Zaveid, strasznie za niego przepraszjąc. W sumie, to nie musiała, nic się nie stało przecież. A przynajmniej tak mi się wydaje. Ale jak sobie pomyślę, że ma go takiego odprowadzać, to nie chcę jej puszczać samej. 
- Pomogę ci – zaproponowałem, podchodząc do młodego mężczyzny i zarzucając sobie jego ramię przez swoje. Co chyba trochę zdziwiło tych najbardziej trzeźwych, czego tak nie do końca rozumiałem, przecież nic złego nie zrobiłem.  

<Owieczko? c:>

Od Haru CD Daisuke

Słysząc jego słowa, troszeczkę się zdziwiłem, nie spodziewałem się usłyszeć z jego ust takich słów, bardzo mnie ucieszyły to prawda, ale równocześnie zaskoczyły, nie spodziewałem się czegoś takiego, nie po nim przecież sam mówił, że to tylko układ a teraz? Sam już nie wiem co o tym myśleć.
Ja sam coś czuję do niego i jestem w szoku, że i on czuje coś do mnie, tylko co to zmieni? Tak naprawdę to nic, nawet jeśli powiem mu, że coś do niego czuję, nie jestem więc pewien czy aby na pewno coś mogłoby to zmienić, przecież on i ja to dwa inne światy, światy, które nie powinny nigdy się spotkać, a mimo to się spotkały, a nawet więcej połączyły co prawda w układzie, ale to i tak coś, co nie miało prawa się wydarzyć.
No i sam już nie wiem co o tym wszystkim myśleć, chciałem, aby odwzajemnił moje uczucie a teraz gdy już tak się stało, a raczej, gdy już o tym powiedział, czuję radość, ale i niepewność, radość, bo tego właśnie chciałem, a niepewność właśnie dlatego, że nigdy nie powinniśmy być razem. Przecież ktoś taki jak on powinien mieć piękną żonę i gromadkę dzieci, a nie być z kimś takim jak ja, no bo co ja mu mogłem dać? No nic, i to chyba jest mój największy problem.
Westchnąłem cicho, przytulając go do siebie, zamykając tym samym swoje zmęczone oczy, chcąc również jeszcze na chwilę zamknąć oczy, aby odpocząć, myśleć o tej całej sytuacji będę później, a na razie muszę się wyspać, aby móc myśleć.
Zmęczony zamknąłem oczy, dość szybko odpływając w krainę snów, nie mając już siły dłużej się męczyć.

Otworzyłem oczy jakiś czas później i pierwsze co ujrzałem to twarz mojego złośnika, na którego tak bardzo lubiłem patrzeć, tym razem jednak jego mina wskazywała na to, że jest niezadowolony, ewidentnie coś mu się nie podobało.
- Coś się dzieje? - Zapytałem zaspany, nie rozumiejąc skąd ta mina, czyżby coś się stało? To znaczy, wiem, że się stało, w końcu babcia chce go zmusić do ślubu, ale to chyba nie z tego powodu ma taką, a nie inną minę.
- Poza tym, że babcia chce zniszczyć moje życie, to jeszcze jestem głodny - Stwierdził, wywołując tym samym uśmiech na moich ustach.
- W porządku w takim razie coś przygotuję - Powiedziałem, całując go w czoło, wstając z łóżka, idąc zrobić nam coś dobrego do jedzenia, troszeczkę sobie pospaliśmy, a teraz trzeba wstać i zacząć coś robić.
- Wiesz, tak myślałem nad zachowaniem twojej babci a co gdybyś powiedział babci, że nie chcesz tego ślubu, bo chcesz być z kimś innym?- Zapytałem, wpadając na taki, a nie inny pomysł, czy był mądry? Nie wiem, nie analizowałem tego za bardzo.
- To głupie - Mruknął, wchodząc do kuchni, biorąc kubki, w których zaczął przygotowywać kawę.
Westchnąłem cicho, kręcąc głową, chciałem dobrze, ale mi chyba nie wyszło.
- No nic, przynajmniej próbowałem - Odparłem, skupiając się na obiedzie, przy którym zostanę, bo wygląda na to, że tylko to wychodzi mi dobrze.

<Daisuke? C:> 

Od Mikleo CD Soreya

 Rozbawiony z powodu pośpiechu męża ruszyłem za nim w stronę zamku, w którym zapewne trochę czasu spędzimy, na szczęście goście świetnie radzili sobie bez nas, dając nam spędzić trochę czasu razem.
Wchodząc do jednej z sypialni, którą dzień wcześniej zajęliśmy, szybko zamknęliśmy ją na klucz, mogąc cieszyć się swoim towarzystwem.
Sorey bez ostrzeżenia popchnął mnie na drzwi, łącząc nasze usta w zachłannym pocałunku, który chętnie odwzajemnił, pragnąc go całego tu i teraz.
Mój mąż był bardzo wygłodniały, w pośpiechu zdejmując moje ubrania, niedbale rzucając je gdzieś w kąt, nie przejmując się tym, że jeszcze mogę ich później potrzebować.
Nie mając jednak okazji mu o tym powiedzieć, jęknąłem cicho z zadowolenia, odchylając głowę do tyłu, gdy jego usta dotykały mojej klatki piersiowej.
Sorey był bardzo zachłanny, kładąc dłonie na moich pośladkach, podrzucając mnie do góry, z powodu czego złapałem go za szyję, owijając nogi wokół jego tali, trzymając się mocno, puszczając, dopiero gdy znalazłem się na łóżku.
Sorey bardzo dokładnie pieścił moją klatkę piersiową, doprowadzając mnie do szaleństwa, co okazywałem z zachwytem, nie przejmując się w tej chwili, że ktoś może nas usłyszeć, nikt przecież nas nie słuchał, a i dzieci były daleko, dlatego mogłem sobie pozwolić na bycie głośniejszym i wdzięcznym za pieszczoty.
Nie chcąc być mu winien dziś tych cudownych pieszczot, sam porządnie zająłem się jego przyjacielem, chcąc doprowadzać go do szczytowania, nie mogąc pozwolić, abym tylko ja był dziś wypieszczony. Nie przejmując się nawet tym, że chwyta moje włosy, które były tak ładnie ułożone, później się nimi zajmiemy, gdy wrócimy do gości, o ile w ogóle jeszcze będzie gdzie wracać.
Nasze zbliżenia dziś były naprawdę łapczywe i troszeczkę agresywne, troszeczkę zachowywaliśmy się tak, jakbyś nie kochali się od dawna, a przecież aż tak dawno to nie było, ostatni raz kochaliśmy się może z miesiąc temu to w końcu nie aż tak dawno temu.
Zadowolony całkowicie straciłem poczucie czasu, chcąc czuć go w sobie, nie mogąc się oprzeć pragnieniu, które mną targało, nie tylko zresztą mną, Sorey też wydawał się bardzo łapczywy, nie mając zamiaru mi dziś odpuścić, zaspokajać wszystkie swoje pragnienia pilnując, abym i ja z tego wyciągnął jak najwięcej korzyści.
Zmęczony czułem się tak błogo, a moje ciało już nie miało sił na więcej, potrzebując chyba krótkiego resetu, gdy mój mąż on, rany miał tak dużo siły i chęci, aby kochać się dalej.
- Masz już dość? - Spytał, dostrzegając moje zmęczenie, zaprzestając kolejnego pieszczenia mojego ciała.
- Potrzebuję przerwy, a i chyba gości nie możemy zostawić dłużej samych - Wyznałem, kładąc dłonie na jego ramionach, uśmiechając się do niego błogo.
- Goście sobie bez nas poradzą - Wyszeptał, całując mnie w czoło, kładąc się obok mnie na tym naprawdę wygodnym łóżku.
- Nie wypada zostawiać gości na długo samych, już i tak trochę nas nie ma - Odparłem, wstając z łóżka po dłuższej chwili, podchodząc do swoich ubrań, które zakładałem, dostrzegając spojrzenie męża, który pożerał mnie spojrzeniem.
- No już wstawaj, ktoś musi mi włosy teraz uczesać - Powiedziałem, podchodząc do niego, aby skraść mu szybko pocałunek, który tak lubiłem.

<Pasterzyku? C:>

Od Daisuke CD Haru

Muszę przyznać, takie proste i delikatne pieszczoty były bardzo przyjemne. I uspokajające. Pewnie nie to, że moje myśli krążyły wokół ślubu, już bym pewnie spał. Nim jednak pozwolę sobie na jakikolwiek odpoczynek i relaks, muszę na coś wpaść. Na cokolwiek. Nie mam wiele czasu, raptem pięć dni, łącznie z tym. Dzisiaj muszę już coś wymyślić. Jutro już muszę naradzić się z Suzue, jestem pewien, że ona także na coś wpadnie, jest mądrą kobietą, nie spotkałem chyba jeszcze mądrzejszej albo równie mądrej kobiety, co ona. Gdyby nie to, że byliśmy spokrewnieni, kto wie, może zdecydowałbym się na to, by ułożyć sobie z nią życie. Ten fakt jednak całkowicie mnie odtrącał. W większości większych rodów taka praktyka jest całkowicie normalna, ba, nawet to pokrewieństwo w małżeństwie potrafi być jeszcze większe, niż to nasze. Mnie to osobiście obrzydzało.
– Dziękuję – powiedziałem szczerze. – Bardzo to miłe. To głaskanie. I takie pocałunki.
– Podoba ci się? – podpytał, a ja po chwili zastanowienia kiwnąłem głową. Było to całkiem w porządku.
– To też ma podobne właściwości, co przytulanie? Poprawia samopoczucie? – podpytałem, chcąc poszerzyć swoją zakres wiedzy.
– Coś już powolutku zaczynasz łapać – potwierdził, nie przestając gładzić mnie po włosach.
- No dobrze, i to dzięki temu mam korzyści, że ty mi coś robisz. A jakie są twoje korzyści? Wychodzi na to, byś też miał jakieś korzyści, też muszę coś robić – dopytałem, tego jednego także nie potrafiąc zrozumieć. 
- Nic nie musisz robić. Ja mam korzyści z tego, że ty masz korzyści – wyjaśnił, na co zmarszczyłem brwi. 
- Nie ma to absolutnie żadnego sensu. Jak możesz mieć korzyści z czegoś, co robisz i nic nie dostajesz w zamian? – spytałem, kiedy nic mi się nie rozjaśniło. 
- Jest ci przyjemnie, prawda? Więc skoro tobie jest przyjemnie i czujesz się dobrze, to i ja czuję się dobrze – postarał się mi to jaśniej wytłumaczyć, ale dla mnie to dalej nie miało żadnego sensu. Takie coś może działać podczas seksu, ale teraz, przy zwykłym leżeniu?
- Dalej nie rozumiem – przyznałem, patrząc na niego z niezrozumieniem. 
- Kiedyś zrozumiesz – odparł, uśmiechając się delikatnie, jakby z tym takim rozczuleniem. – Wpadłeś na jakiś pomysł? – zapytał, a ja westchnąłem cicho doskonale wiedząc, że pytał o ślub. 
- Na razie jeden. Żebyśmy się tam w ogóle nie pojawili, i ja, i Suzue – powiedziałem, po czym ziewnąłem, czując zmęczenie. Tu mi było tak przyjemnie, i ciepło, i jeszcze to jego głaskanie... chyba jeszcze mogę się zdrzemnąć, skoro pora taka wczesna, prawda?
- Twoja babcia może zmienić datę, jeżeli się nie pojawicie – odpowiedział, a jego słowa zaczęły do mnie docierać jak zza grubej ściany.
- To tylko taki pierwszy pomysł, nie powiedziałem, że jest idealny. Zresztą, jak przełoży, to nie przyjdziemy na kolejny. I na kolejny. Aż goście przestaną przychodzić. Tylko Suzue będzie musiała gdzieś zniknąć. Chyba będzie musiała tutaj przyjść – mówiłem mu myśli, które gdzieś tam krzątały mi się po głowie, nie za bardzo świadom tego, co mówiłem, gdyż już w większej połowie spałem. 
- Nie boisz się, że się domyśli naszej relacji? – udało mi się jeszcze usłyszeć, chociaż to co mówiłem ledwo zapamiętywałem.
- Nie boję się, ufam jej. Zresztą, ona wie, że jestem w tobie zauroczony, a tego nikt nie wie – powiedziałem, wpadając w objęcia Morfeusza. Powiedziałem to na głos? Pomyślałem o tym? Nie wiem, nie interesowało mnie to, w tym momencie liczyło się dla mnie tylko to, że byłem do niego przytulony i mogłem spokojnie zasnąć, nie przejmując się niczym, chociaż ten jeden raz.

<Haru? c:>

Od Soreya CD Mikleo

 Nie podobało mi się to picie na poważnie ani trochę. To, co podawano mi do picia, było jakieś takie... niedobre. Dziwnie pachniało. Paliło w gardło. No i nikt po tym nie zachowywał się poważnie, poza mną, bo wypiłem jedynie dwa kieliszki, nie za bardzo mając ochotę na wypicie więcej. Zaveid w sumie zachowywał się prawie tak samo, jak zawsze, tylko trochę bardziej głupio, niż zazwyczaj, i miał okropny problem z mówieniem, ledwo go rozumiałem, a on i tak pił kieliszek za kieliszkiem, co było dla mnie niezrozumiałe. Jak mu coś takiego mogło smakować? I to w tak krótkim odstępie czasu? Ja to bym chyba zwymiotował, gdybym pił w taki sposób, jak on. 
Równie ciekawie zachowywał się Nori, który jednak przyszedł na nasze wesele. Z tego, co mogłem zorientować się po jego zachowaniu, wypił więcej ode mnie, ale też mniej od Zaveida, chociaż, chyba tak na to nie powinienem patrzeć, każdy ma chyba jakieś takie swoje granice indywidualne... no, ale podsumowując, dało się z nim jako tako porozmawiać, i nawet szło go zrozumieć, ale on też raczej miał dosyć. I zauważyłem też, że ludzie, którzy są już nieco wstawieni, są znacznie bardziej wylewni, chociażby taki Nori. Nim wróciłem do mojego najpiękniejszego i najukochańszego na świecie męża, trochę z nim sobie porozmawiałem. I jak go tak trochę słuchałem, to nawet mi się go szkoda robiło. Chłopak naprawdę starał się, by mi zaimponować, bym go polubił, a ja go tak w dół ciągnąłem... może jednak faktycznie trochę za bardzo przesadzałem? Jedyne, czego chciałem, to żeby moja córeczka miała dobrze w życiu, bo przecież zasługuje na wszystko, co najlepsze. Z drugiej strony, Mikleo także zasługuje na wszystko, co najlepsze, no i ma takiego mnie. Może jednak tak trochę mu odpuszczę...? Ale też bez przesady, bo jeszcze przestanie się starać, a tego dla Misaki bym nie chciał. 
Na słowa Mikleo oczy zaświeciły mi się z ekscytacji. To tak możemy? Marzyłem o tym niemalże od samego początku, no ale trzeba było przecież zajmować się gośćmi. Tak przynajmniej mówił mój mąż, a ja się go słuchałem, bo przecież Mikleo jest mądrzejszy i się zna na wszystkim. 
- To już nie musimy się zajmować gośćmi? – zapytałem, nie przejmując się tym, że przecież właśnie przy gościach się znajduję. I to tych takich bardziej przytomnych, niż ci przy stoliku, przy którym jeszcze przed chwilą siedziałem. I tu wszystkie były panie. Panie chyba zawsze zachowują się lepiej i poważniej, niż panowie. Jak to jest? To chyba jakaś niepisana zasada musi być. 
- Przez chwilę damy sobie radę sami – przyznała Lailah, uśmiechając się delikatnie. 
- Ale to nie będzie chwila – powiedziałem poważnie. W końcu, od kiedy nasze zbliżenia to chwila? Bo o to przecież chodziło o Mikleo, kiedy mówił mi, że możemy spędzić trochę czasu z dala od reszty, prawda? Zresztą, w tym momencie to mi wystarczy nawet po prostu jego uwaga, miałem wrażenie, że przez wieki nie zwracał na mnie swojej uwagi. – No co, a to nie prawda? – mruknąłem do Mikleo, kiedy ten uderzył mnie łokciem w bok. 
- Przez dłuższą chwilę też damy sobie radę – zapewniła mnie Alisha, co mnie ucieszyło. Chwyciłem więc mojego najukochańszego Mikleo za rękę i pociągnąłem go w głąb ogrodu, w stronę zamku, gdzie raczej nikogo nie było i mogliśmy cieszyć się tylko swoim towarzystwem. 

<Owieczko? c:>

Od Haru CD Daisuke

Na jego prośbę zastanowiłem się chwilę, czy to aby na pewno dobry pomysł? No chyba nic się nie stanie, jeśli jeden raz nie pójdziemy do pracy i tak nic się tam nie wydarzy, a drobne lenistwo czasem popłaca.
- W porządku, możemy dziś zostać w domu, myślę, że o ten jeden dzień szef nie powinien mieć do nas pretensji - Zgodziłem się, szczerze samemu nie chcąc iść do pracy, w końcu to nie zając nie ucieknie. - Wpuszczę tylko Kode na dwór i zaraz wrócę do ciebie - Dodałem po chwili, uśmiechając się łagodnie.
Daisuke kiwnął łagodnie głową, puszczając mój nadgarstek, dając mi tym samym wyjść z sypialni.
Witając się z moim psiakiem, wypuściłem go na dwór, wiedząc, że i tak nic złego nie zrobi, zamykając za sobą drzwi, wróciłem do sypialni, gdzie na łóżku znajdowała się już kotka, nie przejmując się tym zbytnio, zostawiłem drzwi otwarte, wracając do łóżka, gdzie od razy wtulił się we mnie mój panicz, który na szczęście był ciepły, a co za tym szło, nie wychładzał mnie, to znaczy mi taj rzadko kiedy zimno było, ale miło jest, gdy przytula się do ciebie ktoś ciepły, a nie zimny jak lód.
- Jak się czujesz? - Zapytałem, mimowolnie głaszcząc go po włosach, które były w totalnym nieładzie, ale to nic, wstanie z łóżka, przeczesz je i znów będzie bosko wyglądał, z resztą dla mnie nawet teraz bosko wygląda.
- A jak myślisz? Czuję się beznadziejnie - Przyznał, co doskonale rozumiałem, ta cała sytuacja potrafiła przygnębić każdego a branie ślubu na siłę to chyba najgorsza rzecz, do której można by było kogoś przymusić.
Ja naprawdę nie pojmuję jego babci, sama chciała mieć wnuka, a mimo to od początku nie najlepiej go traktowała, a teraz chce prawnuki i po co? Po to, aby i one były nie najlepiej traktowane? W sumie to nie tylko przez prababcie, ale i tatę, który wcale ich mieć nie chce, przecież gdyby było inaczej, już dawno miałyby potomstwo, w końcu jest już w takim wieku, że każdy chcący dziecka już dawno je posiada.
Westchnąłem cicho, nic już nie mówiąc, no dobrze może nie będę się teraz za bardzo odzywał w tym temacie, to on musi sobie wszystko przemyśleć i to on musi zdecydowanie co dalej zrobić, a ja będę przy nim, starając się poprawić nastrój, o ile w ogóle będę w stanie to zrobić, takie spraw są dosyć delikatne i nie wiem, czy jestem w stanie mu w nich pomóc, ja to nawet nie wiem, jak miałbym się zachować a co dopiero mówić, rany w tych sprawach jestem naprawdę bardzo słaby.
- Rozumiem, ale wiesz, zawsze masz jeszcze mnie, może najlepszym pocieszycielem nie jestem, ale i tak chyba nie jest aż tak źle ze mną, co nieco będę w stanie nawet ci tam pomóc - Powiedział, całując go w czoło, czując, że tego właśnie potrzebuję, co prawda nie wiem, czy te drobne pieszczoty akurat byłby mu potrzebne skoro już mam gest to, czemu tego nie zrobić prawda? No, chyba że mu zaraz powie, że tego nie chcę, w takim wypadku nie będę już tego robił.

<Daisuke? C:> 

Od Mikleo CD Soreya

 Nie miałem w ogóle na myśli nocy poślubnej, noc poślubna nie była przecież konieczna, bardziej martwię się o to, w jakim stanie byłby dnia jutrzejszego, gdyby faktycznie zażył za dużo alkoholu, a szczerze mówiąc, nie chciałem, aby sprawdzał, po co ma się męczyć? To niczego dobrego mu nie przyniesie.
- Wiesz, nie wszystko kręci się wokół seksu, niektórzy myślą też o innych rzeczach nie tak jak ty i twoje zwierzęce instynkty - Odezwałem się, patrząc na niego z rezygnacją, rany ten człowiek ma w głowie tylko jedno i to zdecydowanie więcej niż tylko przeciąg, ale i siano to zdecydowanie wyłazi mu zamiast mózgu.
- Tylko tak mówię, każda panna młoda i Pan młody czekając na noc poślubną, która ponoć zmienia wspólny seks - Stwierdził, czym mnie rozbawił, czy nasze zbliżenia były inne? Tak, ale nie przez ślub tylko przez czas, który nauczył nas, co oboje lubimy, nie wiem, co sam ślub miałby w tym wypadku zmienić.
- A wiesz, bo nie wiem, czy pamiętasz, ale my już jesteśmy dawno po ślubie - Przypomniałem mu tak, gdyby jednak o tym drobnym fakcie zapomniał.
- No tak i co zmieniło się coś? - Zapytał, dociekliwie za co dostał w łeb i to o dziwo nie ode mnie a od Lailah która była już zniesmaczona zachowaniem i słowami tego palanta.
- Ał, za co to? - Zapytał, masując się po głowie, przypominając tym małego chłopca, który dostał w łeb za nie swoją winę.
- Za twoją głupotę, jak możesz się wtrącać w życie intymne innych - Lailah była naprawdę zła, chyba nawet bardziej niż ja sam, gdy to właśnie o moje życie intymne się rozchodziło.
- Ja tylko pytam - Mruknął, biorąc do rąk kieliszek z wódką.
- Spokojnie, już spokojnie, moje sprawy intymne pozostawię między mną a moim mężem, a wy proszę, nie kłóćcie się - Poprosiłem, biorąc lampkę wina, niech każdy pije, co chce, ale ja nie chcąc się upić, leżąc gdzieś na ziemi, nie chce, aby ktoś mnie niósł nieprzytomnego do łóżka.
Sorey wrócił do nas chyba po niecałych trzydziestu minutach, gdy Zaveid był już mocno wstawiony, a i ja czułem, że mam już dość, nie byłem pijany, wypiłem tylko trochę, ale nie chciałem też pić więcej, aby nie odpaść, doskonale zdając sobie sprawę, jak bardzo słaba jest moja głowa.
Zaveid wisząc mojego męża, od razu zaciągnął go do picia, w co na początku Sorey wszedł, chociaż nie trwało to zbyt długo, mój mąż chyba nie potrafi za długo beze mnie żyć, bo widząc, że spędzam czas z paniami zamiast niego, przyszedł do mnie, przytulając się do moich pleców.
- Masz już dość? - Zapytałem, zmartwiony tym, że mógł już wypić za dużo, a to mogło spowodować, że jego stan się drastyczne pogorszy.
- Nie, ja tylko zdążyłem się stęsknić za tobą - Powiedział, całując mój kark.
Rozbawiony odwróciłem się w jego stronę, całując jego usta.
- To może skoro się tak za mną stęskniłeś, to może uciekniemy stąd, spędzając czas sam na sam z dala od reszty? - Zapytałem, delikatnie głaszcząc go po policzku.

<Pasterzyku? C:>

niedziela, 29 października 2023

Od Daisuke CD Haru

 Byłem mu za to naprawdę wdzięczny, bo nie wiem, co bym zrobił, gdyby nie on. Pewnie musiałbym mieszkać w jakiejś gospodzie, w której niczego nie mogę być pewien. Tutaj było nieco zimno, ale to nawet dobrze. Dzięki temu bez żadnych podejrzeń mogę się do niego bezkarnie przytulać. A w tym momencie odczuwałem silną potrzebę przytulenia się do niego. I nie dlatego, by się ogrzać. Potrzebowałem chyba jakiegoś psychicznego pocieszenia, poprawy samopoczucia, czy co on tam to przytulanie robi poza ogrzewaniem. Tylko jak ja mam mu to oznajmić? Tak wprost? Chyba nie, bo to tak trochę dziwnie będzie brzmiało. No i też nie chciałbym nikogo dotykać, kiedy jestem w takiej okropnej koszuli. Wpierw muszę się przebrać. I umyć. Tak, muszę z siebie zmyć niepożądany dotyk. 
- Dziękuję – powiedziałem szczerze, patrząc mu prosto w oczy. Lubiłem kolor jego tęczówek. Złoty to wdzięczny kolor. I jednocześnie też niezwykle rzadki, jak na kolor oczu. 
- Nie masz za co – przyznał, uśmiechając się delikatnie. To był naprawdę wspaniały widok. Szkoda, że nie mogę go w jakiś sposób zachować. I patrzeć na niego, kiedy tylko będę miał gorszy humor. 
- Mam. Gdyby nie ty, musiałbym się tułać po gospodach. I znów trafiłbym na jakiegoś pijanego głupka – powiedziałem, zabierając się za jedzenie, zdając sobie sprawę, że zaczynam się na niego gapić, a to raczej niewskazane było. 
- No i właśnie dlatego zostajesz u mnie – skwitował, także zabierając się do jedzenia. 
Kiedy dokończyliśmy jeść, zabrałem się za zmywanie, nie mając z tym wielkiego problemu, prosząc Haru, by przygotował nam kąpiel. Odkąd byłem tak trochę zmuszony to robić podczas procesu gojenia się jego rany, by mu się przypadkiem nic nie pogorszyło. Później znacznie łatwiej mi to przychodziło. Zresztą, podczas kiedy ja zmywam, on przygotowuje nam kąpiel, więc przynajmniej nie będę musiał za długo czekać. 
Czekając na kąpiel, przywitałem się z Damą, która sama do mnie przyszła, wdrapując się po nodze. Zapomniałem już, że kotki to takie kochane stworzenia, tak dawno nie miałem z nimi do czynienia. Nie rozumiem, czemu tak bardzo przeszkadzał babci Biszkopt. Czy jakiekolwiek inne zwierzę w domu. Powtarzała, że zwierzęta są brudne, ale nie wiem, czy to poprawne stwierdzenie. I Koda, I Dama były brudne, bo były zaniedbane. Teraz mają dom, trochę miłości, i jakoś tak zupełnie inne się wydają. Jedyne, co mógłbym im zarzucić i byłoby to związane z brudem, to to, że zostawiają sierść, ale niespecjalnie mi to przeszkadzało. Zresztą, sierści z ubrań łatwo można było pozbyć się za pomocą szczotki. 
Po przyjemnej kąpieli z Haru przebrałem się w jedną z jego koszul, a kiedy już oboje znaleźliśmy się w łóżku, od razu wtuliłem się w jego przylgnąłem do jego ciała, mocno się w niego wtulając. Mimo, że był biedniejszy, chyba miał lepiej, bo mógł wybrać na partnera tego, kogo chce. Znaczy, prawie, bo ta cała Emi była jednak poza jego zasięgiem, ale to nawet lepiej dla niego. Chodzi mi o to, że Haru nie ma żadnego przymusu. To musi być miłe doświadczenie. Też bym sobie mógł na to pozwolić, gdyby nie babka... czemu ona tak bardzo chce rządzić swoim życiem? Miała swoje, niech teraz pozwoli mi być sobą. 

Spałem jak zabity do momentu, w którym to nie poczułem, jak moje źródło ciepła odsuwa się ode mnie. Zaspany otworzyłem oczy i w ostatnim momencie chwyciłem go za nadgarstek, uniemożliwiając mu opuszczenie łóżka.
- Zostań – poprosiłem, patrząc na niego prosząco, wręcz błagalnie. Po wczorajszym dniu byłem przybity, i nie miałem najmniejszej ochoty wychodzić z łóżka, na patrol, który nie ma najmniejszego sensu. I jeszcze później, po tym wszystkim, iść śledzić Buntę... jak co do tego drugiego wyjścia nie mam, kiedy już wszystko załatwiłem, ale na szczęście do tego jeszcze trochę czasu. Ale na patrol? Możemy chyba raz sobie to odpuścić. Zwłaszcza patrol na obrzeżach miasta, gdzie nic się nie dzieje. Jeden dzień to nic złego przecież. 
- Muszę iść wyprowadzić Kodę. A potem trzeba się zbierać do pracy – przypomniał mi, gładząc mnie po włosach, które po całej nocy musiały wyglądać tragicznie. 
- Nie idźmy dzisiaj do pracy. Zostańmy tutaj. Nie mam ochoty tam iść – poprosiłem mając nadzieję, że na to przystanie. W tym momencie wszystko, czego chciałem, to po prostu przytulenia się do niego. I zapomnienia o tym, co zdarzy się w niedzielę... nie no, do ślubu nie dojdzie, nie ma takiej możliwości, do tego mnie nikt nie zmusi. 

<Haru? c:>

Od Haru CD Daisuke

 Na jego słowa od razu pokiwałem twierdząco głową, oczywiście, że może zostać, może tu być tak długo, jak tylko będzie potrzebował, nie musząc się o nic martwić, zrobię jakiś obiad, no może obiadokolacje, abyśmy oboje coś zjedli.
- Oczywiście, że możesz, zrobię nam zaraz coś do jedzenia - Powiedziałem, wstając od stołu, idąc już do kuchni, gdzie miałem zamiar przygotować nam coś do jedzenia.
- Haru nie musisz nic robić specjalnie z mojego powodu - Powiedział, mimo iż wiedziałem, to znaczy raczej czułem w kościach, że jest głodny.
- Daj spokój, to żaden problem sam też coś przy okazji zjem - Przyznałem, dopiero teraz zdając sobie sprawę z tego, jak strasznie głodny jestem.
- Znów nic nie jadłeś cały dzień prawda? - Zapytał, no i co ja miałem mu powiedzieć? Tak jadłem, tylko teraz zgłodniałem? No raczej mi w to nie uwierzy.
- Wiesz, jakoś się nie złożyło, byłem zmęczony i poszedłem spać - Wyznałem, zgodnie z prawdą.
Daisuke westchnął ciche, ale nie skomentował moich słów, co więcej postanowił mi pomóc, czym przyznam, delikatnie mnie zaskoczył, nie musiał przecież tego robić, nie musiał tak naprawdę nic robić, a mimo to pomagał mi, czym bardzo mnie zaskoczył i to pozytywnie.
Do obiadu, a nawet kolacji zasiedliśmy niecałą godzinę później, mogąc w spokoju zjeść i porozmawiać o całej tej sytuacji.
- Co chcesz zrobić z tym wszystkim? Twoja babka na pewno ci nie odpuści ślubu a ty prędzej czy później do domu wrócić będziesz musiał i co wtedy zrobisz? - Zapytałem, przyglądając mu się uważnie, nie mając pojęcia, co bym uczynił, gdyby był na jego miejscu.
- Nie wiem, naprawdę nie wiem. Nie chcę ślubu z Suzue, nie kocham jej, a ona nie kocha mnie, te zaręczyny były tylko dla ściemy, nie chce poważnego ślubu, niszczącego życie naszej dwójce z powodu wnuków - Wyznał, co doskonale rozumiałem, ciężko było być z kimś, kogo się nie kocha, ciężko też robić wszystko, co inni uważają za słuszne, nie słuchając w tym wszystkim siebie, chyba bym tego nie potrafił, jeśli właśnie tak wygląda życie bogatych, to ja zdecydowanie wolę być biedny i wolny.
- Nie da się przemówić jej do rozsądku? - Zapytałem, chociaż dobrze znałem odpowiedź mężczyzny.
- Żartujesz sobie? Już ci mówiłem, jaka ona jest, jeśli już coś postanowi, nie odpuści - Stwierdził, mówiąc mi właśnie to, czego się spodziewałem, co jak co ale ja chyba nigdy nie zrozumiem bogatych.
Kiwając delikatnie głową, zaprzestałem na chwilę jedzenia swojego posiłku, zastanawiając się nad tym, co by tu zrobić, niestety nic nie przychodził mi do głowy, bardzo chciałem mu pomóc, ale nie mogłem, jego życie wyglądało inaczej niż moje i dlatego wiem, że cokolwiek bym nie uczynił, on będzie musiał wsiąść ten ślub, prawo to prawo a podejrzewam, że u nich w domu najważniejsze jest posłuszeństwo, może ten ślub dobrze mu zrobi? Nie co ja w ogóle opowiadam, on tego nie chcę i szczerze cieszę się, bo chciałbym mieć go cały czas przy sobie, ale wiem też, że nie mogę, to tylko układ, on się zaspokoi i ja się zaspokoję, nic więcej, a moje głupie uczucia nie powinny mi mieszać w głowie.
- Rozumiem, w takim razie zostań tu, ile będziesz potrzebował, a gdy na coś wpadniesz, wrócisz do domu - Powiedziałem, uśmiechając się do niego łagodnie.

<Daisuke? C:>

Od Soreya CD Mikleo

 Nie rozumiałem, dlaczego Mikleo tak bardzo zwracał uwagę na to, bym mówił o nas, nie tylko o nim. Przecież to on jest najważniejszy. I najpiękniejszy. I najwięcej wycierpiał. Więc to na nim należy skupiać całą swoją uwagę. Zresztą, już mu mówiłem, że panna młoda najważniejsza na ślubie jest, a że panny młodej nie mamy, no to Miki nią został. Chociaż... on to najważniejszy jest cały czas, nie tylko na ślubie. Ale myślę, że to też już wie, w końcu nie raz mu o tym mówiłem, a jego pamięć jest nieco lepsza od mojej. 
- Tak, Owieczko, tak mi ktoś kiedyś dał na imię – powiedziałem cicho, ciesząc się z tego chwilowego spokoju, który w każdej chwili może zostać zakłócony przez gościa, albo przez dziecko. Chociaż, coś mi się tak wydaje, że prędzej jedno z naszych bliźniąt będzie chciało atencji. Mam nadzieję jednak, że na teraz dadzą nam troszkę więcej czasu dla siebie, zwłaszcza Hana. Ona dopiero mnie wykończyła z tym pleceniem wianka. Ja przecież nawet wianków nie potrafiłem pleść. W sumie, to nadal nie potrafiłem, i gdyby nie pomoc jednej ze służących, która zauważyła moje nieumiejętne plecenie wianka, pewnie dalej bym się z tym męczył. I by mi to to nie wyszło tak ładnie, jak to, co prezentuje się teraz na głowie mojego męża. 
- I twoja mama zrobiła bardzo dobrą robotę – przyznał, nie otwierając swoich oczu. 
- No nie wiem, takie całkiem normalne to imię. To twoje jest piękniejsze – odpowiedziałem, chcąc oprzeć policzek o jego głowę, ale nie było to  możliwe przez ten wianek, co miał na głowie. No nic, jakoś wytrzymam. 
- Mógłbyś po prostu raz zaakceptować moje komplementy, a nie ciągle je negować – powiedział, a ja tylko uśmiechnąłem się pod nosem głupkowato. Jak ja mam akceptować komplementy od kogoś tak pięknego, jak Miki, kiedy on nie potrafi przyznać, że jest niesamowity? No nie mogłem. 
- Będę je akceptować, jak ty zaczniesz siebie doceniasz – odpowiedziałem, mogąc iść tylko na taki kompromis. 
- O tym pomyślimy jeszcze – odparł po chwili namysłu. 
Reszta wesela minęła raczej spokojnie i bez większych niespodzianek. Dzieci, jak to dzieci, nie pozwoliły o sobie szybko zapomnieć i kilkukrotnie już chciały dzisiaj naszej uwagi. Nadeszła też pora na tort, na toasty, na jakieś dziwne zabawy, których trochę nie rozumiałem, ale i tak się bawiłem. Było też sporo tańczenia, i to nie zawsze z Mikim, co już tak niezbyt mi się podobało, ale trzeba było jakoś przeżyć. Wieczorem dzieci już były bardzo markotne i ewidentnie zmęczone, ale mimo tego nie chciały pójść ze służącą, tylko chciały jeszcze siedzieć z nami. 
- Położę je spać – zaproponowałem, biorąc te dwa małe szkraby na ręce. Swoją drogą, strasznie ciężkie one były. Ja je ledwo utrzymywałem. Jak miałaby to zrobić jedna służąca. 
- Wracaj szybko, skoro dzieci śpią, będziemy mogli zacząć prawdziwe picie – odezwał się Zaveid, uśmiechając się głupkowato. Jakie prawdziwe picie? O co mu chodzi? Nie mogłem się jednak za długo zastanawiać, bo jeszcze dzieci upuszczę, a tego bardzo bym nie chciał. Idąc za służącą do zamku słyszałem jeszcze z tyłu, jak Miki mówi do Zaveida, że ma mnie nie upijać, a ten odpowiada mu coś jakimś tekstem o nocy poślubnej, czy coś takiego... chyba dobrze, że nie ma mnie przy tej rozmowie, bo nie za bardzo wiem, o co im chodzi. 

<Owieczko? c:>

Od Daisuke CD Haru

 Do domu Haru przyszedłem, delikatnie to ujmując, trochę zdenerwowany. Zdenerwowany tym, co się wydarzyło w zajeździe. I zdenerwowany tym, co wydarzyło się w domu. Nawet tak do końca nie wiedziałem, gdzie idę. Chyba tak trochę podświadomie tutaj przyszedłem... ale nawet się nie dziwię. Mimo, że znajdowałem tutaj dużo wad, a największą było zimno, lubiłem tu wracać. Nawet lubiłem to miejsce. Czułem się tu dobrze, swojsko i przede wszystkim bezpiecznie, co chyba nie powinno mieć miejsca. W końcu człowiek najlepiej powinien czuć się w swoim domu. A jednak tutaj było mi lepiej. Nie musiałem się o nic martwić, niczym przejmować. No i jak się nudzę, zawsze mogę go trochę poirytować i życie od razu ciekawsze się staje. Albo go nawet nie muszę irytować, już sama jego obecność sprawiała, że czułem się jakoś tak lepiej, co jest stosunkowo dziwne, bo towarzystwo, które najbardziej tolerowałem, było tylko moje. Nie rozumiałem tego. Chciałem, ale nie potrafiłem. I zamiast skupiać się na tym jak to działa i dlaczego, po prostu skupiam się na tym, co sprawia mi przyjemność. 
- I wróciłem. Ale zaraz wyszedłem – powiedziałem, wchodząc do środka i od razu zauważyłem, że było tu jakoś tak... ciemno. Żadna świeczka nie była zapalona, ani tutaj, ani w sypialni... nie zwróciłem na to wcześniej uwagi. Kiedy zacząłem zwracać uwagę na to, co się dzieje wokół mnie, już stałem w drzwiach Haru. – Obudziłem cię? – zapytałem, odwracając się w jego stronę, kiedy on zamykał drzwi. 
- Nie, nie spałem. Próbowałem, ale jakoś mi nie wychodziło. Daj mi chwilę, zaraz zapalę świeczki. Stało się coś? – odpowiedział, krzątając się po kuchni. 
- Dobre pytanie. Ale tak, wydaje mi się, że coś się stało. Albo raczej stanie i muszę jakoś temu zapobiec – odpowiedziałem, kładąc torbę pod ścianą. Całe szczęście spakowałem się, nim babka przekazała mi te wspaniałe wieści, dzięki czemu mam ubrania na dzień jutrzejszy. I w sumie, to na najbliższe dni. Specjalnie wziąłem trochę więcej rzeczy, które miałem tutaj jutro przynieść i zostawić na właśnie jakieś nieplanowane zostanie. Nie sądziłem, że skorzystam z tego już dzisiaj. O ile będę mógł w ogóle skorzystać. 
- Możesz trochę jaśniej...? Daisuke, czy to jest krew? – spytał, patrząc z niepokojem na moje ubranie. Sam zerknąłem w dół, i faktycznie, była tam krew. I też miałem rozerwany rękaw. Czyli do koszula do spalenia. A tak ją lubiłem... 
- Tak. Ale nie moja. Musiałem komuś dosadniej wytłumaczyć, że nie chcę już mieć z tym kimś nic wspólnego – powiedziałem, niespecjalnie tym przejęty. Poza tą koszulą nic mi nie było przecież. 
- Jesteś ranny? Były jakieś problemy w zajeździe? – dopytał, przyglądając mi się z widocznym zmartwieniem. 
- Nie jestem. Chyba. Może mam gdzieś siniaka, lub dwa. A w zajeździe żadnych problemów nie było. Jutro możemy tam spokojnie iść i zajmować stolik. Jak już opuściłem zajazd, zaczepił mnie Aiden, ten blondyn, którego ostatnio spotkaliśmy. Był ewidentnie pijany. I to z nim się tak trochę poszarpałem – wyjaśniłem, siadając na krześle z ciężkim westchnięciem. – Ale to jest nic. Krótko po tym, jak wróciłem do domu, babka oznajmiła mi wszem i wobec, że w tę niedzielę jest mój ślub. I trochę się z nią o to pokłóciłem. Mogę dzisiejszą noc spędzić u ciebie? Do domu nie wrócę, a nie mam za bardzo gdzie pójść – spytałem, przyglądając się mu z uwagą, mając nadzieję, że się zgodzi. To była taka trochę niespodziewana wizyta, mógł mieć już plany na ten wieczór. Zresztą, kultura wymagała tego, by zapytać. Jeżeli się nie zgodzi, zawsze zostaje mi jakaś gospoda, bo tam na pewno nie wrócę. Muszę się uspokoić, przemyśleć, jak wyjść z tej beznadziejnej sytuacji. Nie będę marnować życia swojego i Suzue tylko dlatego, że ktoś chce mieć wnuki, bo przecież nasz ród musi przetrwać. Ja tego nie chcę. Chcę za to ten wieczór, i każdy następny, spędzać z Haru. To mi w zupełności do szczęścia wystarczy.

<Haru? c:> 

Od Mikleo CD Soreya

 Nie mając pretensji do męża o to, że poszedł z Haną, w sumie to nie wiem gdzie, dając mu w tym czasie porozmawiać z gośćmi i synkiem, który przychodził do mnie, chcąc coś słodkiego lub po prostu chcąc zwrócić naszą uwagę.
Jako dobry rodzic poświęciłem uwagę dziecku, ale i o gości którzy dziś wraz z nami przyszliśmy świętować nasze święto, a to naprawdę miłe.
- Zatańczymy? - Usłyszałem głos Aurory zwracający moją uwagę. No cóż, mojego męża nie było, a skoro Aurora wyszła z taką propozycją, kim bym był, gdyby jej odmówił? W końcu to tylko taniec, na weselu nawet wypadało zatańczyć z gośćmi.
- Oczywiście - Uśmiechając się do niej delikatnie, ruszyłem z nią na parkiet, tańcząc z dwa razy nim przyszła kolej na kolejne panie, które chciały zatańczyć, świetnie zajmując mi czas do powrotu męża i córki, których trochę nie było.
- Mamo! - Zawołała Hana, biegnąc do mnie z wiankiem, uśmiechając się do córeczki, kucnąłem przy niej, biorąc na ręce. - To dla ciebie mamo - Powiedziała, wkładając mi na głowę wianuszek, uśmiechając się przy tym wesoło.
- Dziękuję skarbie, jest naprawdę piękny, dziękuję, a to twoja nagroda - Powiedziałem, całując córkę w policzek, uśmiechając się do niej ciepło.
- A tata? Pomagał mi, też zasłużył - Powiedziała, wskazując na tatusia, który właśnie do nas podszedł.
- Ach tak? - Rozbawiony pocałowałem męża, w policzek uśmiechając się do córki. - Wystarczy? - Podpytałem, poprawiając ją na rękach, co jak co ale lżejsza się nie staje, a wręcz przeciwnie jest tylko cięższa.
- Tak - Odpowiedziała, przytulając się do mnie. - Zatańczymy mamo? - Zapytała, w końcu z tatą już tańczyła, a więc i z mamą musiała.
- Oczywiście, że tak - Zgodziłem się, biorąc ją do krótkiego tańca, dbając o to, aby się wybawiła, nim pogłaskałem ją po głowie, stawiając na ziemi, puszczając do brata, z którym poszła się bawić, gdy ja wróciłem do swojego męża, z którym chciałem spędzić czas, dziś to był nasz dzień i zdecydowanie warto było go spędzić razem, co prawda Alisha zabierze nasze dzieci na tydzień, abyśmy mogli trochę czasu spędzić sam na sam, nadrabiając trochę czasu i kto wie, może gdzieś się wybierając, ale i dziś chciałem z nim być, pragnąc jego uwagi.
Zadowolony zacząłem z nim wolny i spokojny taniec, mogąc wtulić się w jego ciało, teraz chyba właśnie tego mi było najbardziej trzeba.
- Wiesz, to odnowienie przysięgi małżeńskiej było naprawdę wspaniałym pomysłem, nasze pierwsze zawarcie małżeństwa było bardzo szybkie i na swój sposób urocze, ale ten dziś zostanie w mojej pamięci już na zawsze - Przyznałem, uśmiechając się do niego łagodnie.
- W mojej też owieczko, kocham cię i cieszę się twoim szczęściem - Wyszeptał, łącząc nasze usta delikatnym pocałunku.
- Wspólnym szczęściem chciałeś powiedzieć - Wymruczałem, gdy jego usta odebrały się od moich, wywołując szczery uśmiech na mojej twarzy.
- Przede wszystkim to twoje szczęście się liczy - Wyszeptał, głaszcząc mnie po policzku.
- Oj Sorey, Sorey - Westchnąłem, wtulony w jego ciało, zamykając swoje oczy, na chwilę dając się mu ponieść w rytmie granej melodii.

<Pasterzyku? C:>

Od Haru CD Daisuke

Prychnąłem cicho na jego słowa, ten to dopiero potrafi się z klasą pożegnać, wypominając komuś wszystko to, co się mu wydarzyło.
Westchnąłem cicho, kręcąc głową z niedowierzaniem.
- Postaram się, do jutra - Porzegnałem się z nim, delikatnie się przy tym uśmiechając.
Daisuke już po chwili odszedł co i ja uczyniłem, wracając do domu, spotykając się z małą kotką, która podbiegła do drzwi głośno przy tym dając o sobie znać.
- Cześć mała - Przywitałem się z kotkiem, delikatnie głaszcząc ją po łebku, robiąc od razu to, co zrobić miałem, kotka tak jak miała dostać jedzenie, tak też je dostała, no i co teraz, tak naprawdę miałem robić? Nie chciało mi się jeść ani nic do jedzenia robić, teraz gdy byłem sam, straciłem ochotę na wszelakie pracę domowe, wciąż nie mając najlepszego nastroju, chyba muszę się wyspać, a wtedy poczuje się lepiej, tam zdecydowanie muszę się wyspać, dzięki temu na pewno wszystko będzie dobrze, nie potrzebnie teraz chodzę taki spięty, w końcu to tylko brak snu.
Z taką myślą położyłem się do łóżka, mając nadzieję, że zasnę, mimo że nie do końca mi to wychodziło, przez cały czas myślałem o Daisuke i o tym, czy sobie tam sam poradził, bo tak, jest dorosły i potrafi sam sobie ze wszystkim radzić, ale mimo to czułem wewnętrzny niepokój, trochę tak jakby miała się dziać mu krzywda.
Westchnąłem cicho, przykrywając się porządnie kołdrą, starając się zasnąć, tolerując nawet obecność kota, który wskoczył na łóżko, kładąc się obok mnie na łóżku tuż przy głowie.
No cóż, może nie jest taka zła? Nie, właśnie zła jest, zabrała mi uwagę Daisuke, a to oznacza, że jest zła, nawet jeśli zła nie jest, nie ma to znaczenia, jest zła, bo tak i zdania nie zmienię.
A mimo to, że jest zła, jej mruczenie naprawdę mnie relaksowało, wyciszyło, odprowadzając do krainy snów.
Obudzony przez hałasy dochodzące z kuchni, wzdychając ciężko, podniosłem się z łóżka, idąc do kuchni, gdzie znajdował się mój pies drapiący w pustej misce, westchnąłem cicho, kręcąc głową.
- Rany Koda - Zmęczony przetarłem dłonią twarz, wyciągając z szafki karmę dla psa, nakładając mu odpowiednią ilość do miski, no a skoro już pies dostał to i kot dostać musiał, teraz gdy już oba były nakarmione, mogłem pójść zażyć kąpieli, która troszeczkę mnie rozbudziła, pomagając wrócić do żywych.
Mimo tego wciąż nie miałem na nic ochoty, z ponurą minął, położyłem się do łóżka, nie mogąc zasnąć, chyba za bardzo przyzwyczajony już do obecności tego okropnego złośnika, którego teraz przy mnie nie było.
Chyba za bardzo się o niego martwiłem, ale dlaczego? To proste, doszedłem do tego już jakiś czas temu, ale nie chciałem się do tego przyznać, ale dziś, dziś już wiem, że mi na nim zależy i chociaż to głupie nie umiem tego cofnąć i to chyba najbardziej mnie drażni, on chce tylko jednego a ja robie sobie nadzieję, mój Boże chyba mi odbija.
Zamyślony usłyszałem pukanie do drzwi, co przyznam, tak szczerze mnie zaskoczyło, nie wiedząc, kto to może być, podszedłem do drzwi, już po chwili je otwierając.
- Daisuke? Nie miałeś wracać do domu? - Zapytałem, wypuszczając go do środka domu.

<Daisuke? C:> 

sobota, 28 października 2023

Od Soreya CD Mikleo

 Nie byłem zachwycony z powodu tego, że Mikleo poświęcił aż tyle uwagi Aurorze. Przecież nie miała tutaj źle. Może znała tutaj tylko i wyłącznie Mikleo, no ale bez problemu mogła poznać kogoś innego, pełno tu było wspaniałych ludzi. Jest Alisha, jest Lailah, są nasze dzieci... Edna chyba też się jakoś zachowywała, jedyne ale, jakie mógłbym tu mieć, to do Zaveida, ale według Mikleo on zawsze zachowywał się tak dziwnie, więc jego trzeba było po prostu zaakceptować takiego, jakim jest. Poza tym, nie podobało mi się to, że Aurora tak się w niego wpatrywała, a ja musiałem udawać, że wcale mnie to nie ruszało, a ruszało. Ja wiem, że Mikleo był dzisiaj niesamowity i przepiękny, i trudno było oderwać od niego wzrok, tak pięknie wyglądał, nie to, co ja. Nawet nie miałem za bardzo pojęcia, jak wyglądałem, bo w tym pośpiechu nie pozwolono mi się przejrzeć w lustrze. Na pewno coś mi dziwnego z włosami zrobili, bo jakoś mi tak za bardzo nie przeszkadzały i to było bardzo dziwne uczucie, kiedy tak ogarnięte były. 
- Przez cały miesiąc dzień w dzień pilnowaliśmy, by naszym gościom niczego nie brakowało. Teraz jest pora na to, byśmy odetchnęli – powiedziałem, kiedy tylko Mikleo odsunął się ode mnie i mogłem nabrać trochę powietrza. Zresztą, nie było czasu na jakieś długie pocałunki. Muzycy grali w tym momencie takie trochę skoczne nuty, więc nawet za bardzo nie mieliśmy sposobności na rozmowę. Ciekawe, kiedy zaczną grać jakieś spokojniejsze utwory... chociaż z tych aktualnych bardzo cieszył się Zaveid, z tego co tam widziałem kątem oka. 
- To nie zawsze tak działa, skarbie, o gości też się trzeba zatroszczyć, każdy z nich jest inny i ma inne potrzeby – odpowiedział, kiedy tylko znów znalazł się blisko mnie 
- Za bardzo się przejmujesz, Aurora już znalazła wspólny język z Lailah – ja oczywiście nadal uparcie się swojego trzymałem. Znaczy się, nie miałem na myśli tego, by w ogóle nie zwracać uwagi na gości, bo to byłoby niegrzeczne, ale jak na moje zwracał na Aurorę za długo tę swoją uwagę, przynajmniej moim skromnym zdaniem. Poczułem się trochę zaniedbany. 
- Dada! – usłyszałem w pewnym momencie głos Hany, która już biegła w moją stronę. 
No i tyle by było z naszego tańca. Musiałem więc odsunąć się od Mikleo i uklęknąć, by móc od razu złapać moją córeczkę prosto w moje ramiona. Od razu też zauważyłem, że jej śliczna, lawendowa sukienka już była ubrudzona, chyba ziemią. Ile to minęło od rozpoczęcia wesela? Półgodziny? Bałem się, jak będzie wyglądać wieczorem... 
- Co tam, księżniczko? – spytałem, kiedy podbiegła do mnie i spróbowałem troszkę otrzepać jej sukieneczkę, ale niewiele to pomogło... chociaż, jak dla mnie takie troszkę bledsze się wydawało. 
- Choć, pokażę ci coś – powiedziała bardzo poważnie, chwytając swoją malutką dłonią za jednego z moich palców, bardzo chcąc mi coś pokazać. Pewnie króliczki chce mi pokazać. Albo jakieś kwiatki. Cóż, pewnie dopóki nie padną zmęczone, będę musiał jakoś balansować pomiędzy opieką nad dziećmi, a pilnowaniem Mikiego. A muszę przyznać, przez chwilę zapomniało mi się to, że mamy dzieci pod opieką. 
- A mamusia też może pójść z nami? – zapytałem, nie chcąc za bardzo zostawiać Mikleo samego. 
- Nie, tylko ty – powiedziało hardo, brzmiąc przy tym strasznie uroczo. Spojrzałem przepraszająco na mojego przepięknego męża i ruszyłem za Haną, która zaprowadziła mnie do nieco odległej części ogrodu. Mała chciała, bym pomógł jej skomponować bukiet dla mamusi, co z chęcią uczyniłem, ale jakoś tak się stało, że to komponowanie bukietu przerodziło się w plecenie warkocza, bo w połowie Hana jednak zmieniła zdanie. Mój Panie, po kim ona ma takie pomysły i tyle energii, to ja nie mam pojęcia. 

<Owieczko? c:>

Od Daisuke CD Haru

 Przyjrzałem mu się uważnie, będąc trochę zaskoczony jego wyborem. Byłem trochę pewien, że weźmie coś takiego bardziej klasycznego, a on zdecydował się na zieleń. Ale to też była ładna zieleń, nie taka czysta, uderzająca w oczy, a taka stonowana. Pasowała do niego. I muszę przyznać, garnitur też na nim dobrze leżał. Aż za dobrze. Będę musiał pilnować, za długo go nie pozostawiać samego, bo samotny, przystojny mężczyzna będzie wzbudzał zainteresowanie. I będę musiał uważać zarówno na kobiety, i mężczyzn. To mi się nie podobał, nie lubię się dzielić. Jeszcze tylko te włosy... trzeba je będzie jutro trochę ułożyć, no ale tym to ja się zajmę, mam pewną wprawę. 
- W końcu wyglądasz jak człowiek – powiedziałem, uśmiechając się złośliwie. Nie uważałem, że na co dzień wyglądał źle, gdybym tak uważał, nie chodziłbym z nim regularnie do łóżka. Teraz wyglądał na kogoś, kto ma pieniądze. No i też tak ładnie dopasowane ubranie podkreśla to, co najlepsze w jego sylwetce, dlatego po prostu wygląda lepiej, niż w takim swoim codziennym ubraniu. 
- Bardzo zabawne – burknął, pusząc tak śmiesznie te swoje policzki. – Jak coś jest nie tak, lepiej od razu mi powiedz, a nie głupka zgrywasz – dodał, co mnie zaskoczyło trochę. Tak, ktoś tu zdecydowanie jest nie w sosie. Tylko dlaczego? Dalej się gniewa o Damę? Ten to dopiero lubi dramatyzować. 
- Wyglądasz dobrze. Jak dla mnie aż za dobrze. Będę musiał pilnować, by nikt za bardzo się do ciebie nie zbliżał – powiedziałem całkowicie poważnie, podchodząc do niego i oglądając z każdej ze stron. – A ty jak się czujesz? Dobrze leży? Nie trzeba żadnych poprawek?
- Jest całkiem dobrze – przyznał, a ja tylko kiwnąłem głową. Skoro czuł się dobrze, to biorę mu ten. 
- Świetnie. Przebieraj się więc, czekam na ciebie przy sprzedawcy – powiedziałem, odchodząc od niego i kierując się w stronę kupca. 
Już po kilku minutach dokonałem transakcji i mogliśmy wyjść ze sklepu, z czego nawet się ucieszyłem, i nie tylko ja. Sprzedawca trochę mnie pod koniec zirytował, dziwnie patrząc to mojego towarzysza, to na mnie. Zwróciłem mu na to grzecznie uwagę, na co lekko się zmieszał. Naprawdę nie ma innych rzeczy do roboty, jak tylko zastanawiać się, dlaczego kupuję komuś ewidentnie biedniejszemu tak drogie rzeczy. Ludzie momentami są naprawdę irytujący. 
- Nadal nie jestem przekonany, czy to taki dobry pomysł – odezwał się Haru, kiedy odwiązywał Kodę od słupka. 
- Zapłaciłem przed chwilą za ten garnitur, trochę za późno na zwroty – mruknąłem, niezadowolony z tego, że dopiero teraz ma jakieś wątpliwości odnośnie wybranego stroju. 
- Tu nie chodzi o to, tylko... niepotrzebnie wydałeś pieniądze. Raz to założę i będzie się kurzyło w szafie – wyjaśnił, a ja tylko westchnąłem cicho. Ten to dopiero szuka problemów tak, gdzie ich nie ma. Czemu on ma taki problem z tymi pieniędzmi? 
- Więc przypilnuję, byś go założył więcej niż raz. Jak już ten problem mamy rozwiązany, to ja się będę zbierał – powiedziałem, nie ukrywając swojego niezadowolenia. 
- Na pewno nie chcesz, bym poszedł z tobą? – zaproponował po raz kolejny. Właściwie, to nawet trochę chciałem, byłoby mi z nim łatwiej, no ale tego nie mogę przyznać, jestem dorosły i dam sobie radę sam. 
- Na pewno. Zresztą, musisz wracać do domu i nakarmić Damę, musi być bardzo głodna i zmarznięta – odpowiedziałem, zerkając na niego. 
- Dama? Mówisz o kotce? – dopytał, a ja kiwnąłem głową. – Nie mówiłeś, że już ją nazwałeś.
- Bo wpadłem na to nagle. Nadal nie wiem, czy właśnie tak powinna się nazywać – odparłem czując, że już najwyższa pora się pożegnać. Najchętniej, to bym do niego podszedł i pocałował go na do widzenia, ale tak... nie wiem, czy powinienem to robić. Ostatnio częściej zdarzało mi się to robić, ale zawsze to było w jego domu, poza ludzkim wzrokiem. I z tego powodu się powstrzymałem. – Nie daj się znowu pobić – powiedziałem, nie mogąc go przecież zostawić bez żadnego komentarza. 

<Haru? c:>

Od Haru CD Daisuke

 Kiwnąłem delikatnie głową, skoro tego chcę i nie chce, abym szedł tam z nim, to wrócę do domu, chociaż przyznam, wolałbym z nim tam pójść tak dla świętego spokoju, aby być pewnym, że nic głupiego się tam nie wydarzy, z drugiej strony on sobie świetnie sam radzi i nie potrzebuję mnie, a więc czy powinienem się wtrącać? Sam już nie wiem.
- Nie chcesz, żebym szedł z tobą? - Zapytałem tak dla pewności, aby w razie co jednak z nim iść.
- Nie widzę takiej potrzeby, jestem dużym chłopcem i dam sobie radę sam - Powiedział to, czego się akurat spodziewałem, jest dorosły i silny, ale zawsze lepiej pójść tam razem, natomiast jeśli on uważa inaczej, nie będę w to ingerował, wiedząc, że sobie poradzi.
- Jeśli tak uważasz - Odpowiedziałem krótko, zerkając na mojego psa, który szukał czegoś, trzymając nos nisko, czyżby coś wyczuł? Oby nienastępnego kota, co jak co ale kolejnego zwierzaka do domu już nie wezmę, mam psa i kota ten duet zdecydowanie mi wystarcza.
- Coś dziś ponury jesteś piesku - Odezwał się do mnie, zwracając moją uwagę, nauczył się nazywać mnie pieskiem i teraz chyba już tym pieskiem dla niego pozostanę, ale czy mi z tym źle? Dopóki mówi tak do mnie, gdy jesteśmy sami to nawet nie.
- Ponury? Nie jestem ponury - Mruknąłem, zachowując się właśnie tak, jakbym miał zły humor, ale czy miałem? Sam nie wiem trochę tak trochę nie, brakowało mi uwagi, teraz jest, jak jest.
- Oczywiście, że nie a ja ślepy też nie - Stwierdził ale już nie odpowiedziałem na to, skupiając się na drodze, w sumie to nie ciekawego raczej nie miało prawa się w tym miejscu wydarzyć, przecież nikogo tu nie było poza naszą dwójką, a to akurat dobrze, bo nie chciało mi się dziś za nikim gonić.
Zdecydowanie wolałbym poleżeć sobie w łóżku i nic dosłownie nic nie robić, tak byłoby dla mnie dużo łatwiej, do tego te zakupy, na które wciąż nie miałem ochoty, nie chciałem żadnego ładnego stroju, bo i po co by on mi był? Ubiorę go jeden raz i co? I będzie leżał w szafie, szkoda jego pieniędzy na mnie.
Nasz patrol był dziś bardzo milczący i bardzo nudny, Daisuke miał ewidentnie dość mojego milczenia w złości wbijając mi szpileczki, na które nie specjalnie chciało mi się reagować, byłem nie wyspany, zmęczony i do tego markotny, a więc jego słowa nawet za bardzo na mnie nie wpływały.
Dopiero gdy znaleźliśmy się w bardziej luksusowym miejscu, gdzie miałem przymierzać garnitury troszeczkę nastrój mi się zmienił i jakoś tak chętniej współpracowałem z Daisuke.
Co prawda nie do końca podobały mi się te stroje, ale co mogłem zrobić? Nie specjalnie miałem wyjścia, musiałem coś wybrać i chyba tak szczerze najbardziej podobał mi się ten zielony garnitur, co jak co ale on leżał na mnie najlepiej, poza tym czułem się w nim najlepiej, a więc chyba może być prawda? A może jednak nie, ja tam gustu raczej nie mam, niech decyzję Daisuke.
- I co myślisz? - Zapytałem, wyczekując jego opinii na mój temat.

<Daisuke? C:>

Od Mikleo CD Soreya

Z uśmiechem na ustach patrzyłem na mojego męża, który również wyglądał cudownie, rany pierwszy raz w życiu widziałem go tak ładnie uczesanego, ja nie wiem, jak kobiety to zrobiły, ale zmieniły mojego męża o sto osiemdziesiąt stopni, on zawsze był w moich oczach bardzo przystojny, ale dziś kurcze wyglądał naprawdę dobrze.
- Ty też wyglądasz obłędnie - Wyszeptałem, dotykając swoją obrączkę, z posiadania której bardzo się cieszyłem, trochę mi jej brakowało a teraz gdy znów miałem ją na palcu, czułem się znacznie lepiej.
Słysząc gości, którzy zaczęli głośno klaskać, odwróciłem się w stronę gości cieszących się naszym szczęściem.
Ciągnął delikatnie męża za dłoń, ruszyłem w stronę wyjścia z katedry, gdzie goście obrzucili nas ryżem na znak bogactwa, podchodząc do nas z osobna, życząc nam szczęścia i udanego pożycia małżeńskiego.
Po życzeniach i prezentach, wszyscy ruszyliśmy w stronę ogrodów królewskich, gdzie goście mogli zjeść, wypić i po prostu dobrze się bawić, gdy my z mężem mogliśmy rozpocząć pierwszy wspólny taniec, który był ponoć najważniejszą częścią wesela, w czym troszeczkę przeszkodziły nam nasze dzieci, które chciały tańczyć z nami, a więc nasz taniec był wspólnym tańcem z dziećmi, trochę tego nie wzięliśmy pod uwagę, ale w tej chwili nam to nie przeszkadzało, to nasze dzieci i miło, gdy były tuż obok nas.
Zmęczeni trochę wspólnymi tańcami zasiedliśmy na jedynych z ławek, puszczając maluchy, które poszły się bawić z króliczkami, które nie mam pojęcia, skąd się tu znalazły.
Opierając się o ramię męża, uchwyciłem jego dłoń, delikatnie się do niego uśmiechając.
- Jak się czujesz? - Zapytał, całując mnie w czubek głowy.
Słysząc jego słowa, odsunąłem się od niego, uśmiechając się do niego naprawdę szczerze.
- Jestem szczęśliwy, jestem naprawdę szczęśliwy, mam męża, mam dzieci czego mogę więcej chcieć? - Powiedziałem, patrząc na jego twarz, czując jego cudowne usta na moich wargach.
- Cieszę się bardzo, że jesteś szczęśliwy, bo tego właśnie dla ciebie chce, chce, abyś był szczęśliwy - Wyszeptał, głaszcząc mnie po policzku.
- Jestem no i mam nareszcie obrączkę - Powiedziałem zadowolony, dotykając obrączkę, która tak ładnie wyglądała na moim palcu.
Sorey zaśmiał się, słysząc moje słowa, chwytając moją dłoń, którą ucałował, nic już nie mówiąc, dostrzegając Aurorę, która właśnie do nas podeszła.
- Witam moich nowożeńców - Odezwała się, siadając obok mnie na ławce.
- Jak się bawisz? - Zapytałem, zwracając uwagę na kobietę, która właśnie z nami siedziała.
- Dobrze, chociaż jestem zdziwiona zachowaniem tego jednego mężczyzny - Powiedziała, wskazując na Zaveida, no tak akurat trafiła na tego najgłupszego gościa na weselu.
Uśmiechając się do kobiety, trochę z nią rozmawiałem, poświęcając jej uwagę, aby nie czuła się źle, w końcu tak się robi na weselu, dba się o każdego ze swoich gości, nawet jeśli drugiej połówce się to nie podoba.
Sorey chyba mając już dość tego, że poświęcam uwagę kobiecie, zamiast jemu samemu przeprosił Aurorę, ciągnąc mnie w stronę parkietu, zaczynając ze mną tańczyć, nie ukrywając tego drobnego niezadowolenia wywołanego krótką utratą mojej uwagi.
- Oj kotku nie rób takiej miny, naszym obowiązkiem jest dbać o dobrą atmosferę i poczucie naszych gości - Wyszeptałem, zbliżając się do jego ust, łącząc je w delikatnym pocałunku.

<Pasterzyku? C:>

Od Daisuke CD Haru

 Nie podobało mi się to, że Haru dzisiaj taki cichy jest. Do końca tygodnia mieliśmy patrolować obrzeża miasta, co było strasznie nudne. Może się jeszcze zdarzyć tak, że przydzielą nam jakąś poboczną sprawę, ale trochę wątpiłem w to, że tak się stanie. Na szczęście jutro coś się w końcu zadzieje. Szkoda tylko, że po pracy i musimy w to inwestować nasz prywatny czas, ale powiedzmy, że jakoś to przeżyję. Może w przyszłym tygodniu, kiedy przypadnie nam w patrolu inna część miasta, w końcu uda nam się połączyć pracę z łapaniem tego gnoja. 
Tylko niech w końcu Haru zacznie jakkolwiek reagować, bo ja chyba tu zaraz zasnę.
- Nad czym tak intensywnie myślisz? – spytałem po dłuższej chwili, naprawdę się tu nudząc. 
- Skupiam się na pracy – odpowiedział, a ja tylko uniosłem w powątpieniu jedną brew. 
- To bardzo dobrze, bo tu ciągle jakaś akcja się dzieje. Jeszcze jakiś wściekły kot nas zaatakuje. I nie wiem, co my wtedy zrobimy – powiedziałem sarkastycznie, co wywołało u Haru ciężkie westchnięcie. 
- Trochę zastanawiam się nad dzisiejszym wieczorem – odpowiedział, na co zmarszczyłem brwi. A on coś będzie robił wieczorem? Po pracy od razu zabieram go na zakupy, a potem ja sam udaję się do Airi, i zajazdu po rezerwację dwóch stolików, i dla mnie, i dla tej dziewczyny, by wszystko się ładnie ze sobą łączyło... no ale to idę sam. 
- Co ty wieczorem planujesz robić? – spytałem, trochę się obawiając jego odpowiedzi. Co, jeżeli znów się zamierza spotkać z tym Ryo? Nie widziałem tego szczeniaka odkąd pocałowałem na jego oczach Haru i absolutnie za nim nie tęsknię, ale to też nie oznacza, że nie skontaktował się jakoś z Haru i nie umówili się na dzisiejszy wieczór. 
- Mówiłeś wcześniej, że dzisiaj wieczorem będziemy śledzić Buntę – odparł, co mnie mocno zaskoczyło. Dzisiaj był wtorek, nie środa, nie możemy go śledzić i obserwować, kiedy nie wiemy, gdzie jest. 
- Ja tak powiedziałem? – zapytałem, na co kiwnął głową. – Cóż, w takim razie musiałem się przejęzyczyć. Przepraszam za tę pomyłkę – odpowiedziałem, co mocno zaskoczyło mojego towarzysza. 
- Czy ty się właśnie do pomyłki przyznałeś? – dopytał z niedowierzaniem. 
- Oczywiście, że tak. Może i bosko wyglądam, ale jestem tylko człowiekiem. Każdy człowiek się myli. Ale i tak mylę się znacznie mniej od ciebie, więc miej to na uwadze. Zresztą, to bardziej było przejęzyczenie niż pomyłka. Miałem na myśli jutro, powiedziałem dzisiaj. Nawet najlepszym się zdarza – odpowiedziałem, poprawiając kołnierz koszuli. 
- Ależ oczywiście – mruknął, wywracając oczami. 
- Jedye, co mam dzisiaj zaplanowanego i jednocześnie też związanego z tobą, to zakup porządnych ubrań. Później możesz wracać do domu, ja jeszcze będę musiał zajrzeć do zajazdu, zarezerwować nam i Airi dobre miejsca. No i z nią porozmawiać. Ale tym nie musisz się przejmować, zajmę się tym – wyjaśniłem mu swój wspaniały plan na dzisiejszy wieczór, z którego zbyt zadowolony nie byłem. Nie za bardzo chciałem iść do zajazdu czując, że tam na pewno będę widział znajome twarze. I co, jak zagada do mnie znów taki głupek jak Aiden myśląc, że może liczyć na powtórkę? Ostatnio dosyć szybko odpuścił, no bo Haru był ze mną. Ale jak teraz zobaczy, że jestem sam, będzie jak wrzód na tyłku. 

<Haru? c:>

Od Soreya CD Mikleo

 Nie rozumiałem za bardzo, czemu podczas przygotowań i aż do ślubnego kobierca nie mogłem widzieć mojego męża. Przecież wiem, jak wyglądał, znałem doskonale każdy cal jego ciała, znałem je na pamięć tak właściwie, więc po co ta cała szopka? Alisha mi tłumaczyła, że to taka tradycja, że mąż nie może widzieć żony w sukni ślubnej, bo to przynosi nieszczęście. A skoro oboje jesteśmy mężczyznami, no to najlepiej będzie, jak oboje nie będziemy siebie widzieć nawzajem. To naprawdę było głupie, bo ja przecież już nie raz widziałem Mikleo w sukni ślubnej. Powiedziałem to nawet na głos, trochę tego nie przemyślając. Zdałem sobie z tego sprawię dopiero, kiedy to powiedziałem, a Alisha uśmiechnęła się lekko. Chyba nie powinienem był tego na głos mówić...
Przygotowywanie mnie do ślubu też nie było jakoś szczególnie przeze mnie uwielbiane. Najpierw musiałem się porządnie umyć siebie i włosy, a po tym wytrzeć się i ubrać. I a tym by się skończyła moja praca samodzielna. Jak na zawołanie, chwilę po tym do mojego pokoju weszły dwie służące, i zaczęły robić wokół mnie dziwne rzeczy ze mną. Poprawiły mi strój, bo ponoć źle to zrobiłem, ujarzmiły i uczesały moje włosy, dały chyba jakiś puder na moją twarz... nie podobało mi się. Nie powinny się aż tak mą zajmować, powinny bardziej skupiać się Mikleo, to on jest ważniejszy. I to też im zasugerowałem. 
- Proszę się nie martwić o pańskiego partnera. I się wyprostować – poprosiła, dalej coś robiąc z moimi włosami. Co one tak tyle z nimi robiły...? Niech mnie zostawią już w spokoju, ja tego wszystkiego nie potrzebowałem. Już naturalnie jestem nawet piękny, nie potrzebuję więc tych upiększeń. To Mikleo musi być najpiękniejszy, nie ja. 
W końcu jednak mogłem opuścić swój pokój, i już chciałem udać się do pokoju, do którego zaprowadzili Mikleo, ale szybko zostałem odciągnięty od tego pomysłu i zaciągnięty do katedry, w której już powoli zbierali się goście. Wszystko super, fajnie, ale gdzie jest Miki?  Czemu to wszystko tak długo trwało? I czemu nie mogłem go jeszcze zobaczyć? Przecież to trwało strasznie długo, i zacząłem się martwić i niepokoić. Już za długo go nie widziałem, i to mnie niepokoiło, zawsze zaczyna mi odbijać, jak go za długo nie widzę. 
Ale w końcu mój mąż przyszedł. I wyglądał przecudownie. Nie mogłem oderwać od niego wzroku. Znaczy, mój mąż zawsze wyglądał przecudownie, ale dzisiaj jakoś szczególnie przepięknie mu było. I nie mogłem od niego oderwać wzroku. I to do tego stopnia, że trochę przegapiłem moment, w którym mam powtarzać przysięgę za kapłanem, co trochę rozbawiło gości. Przepraszam bardzo, ale mój mąż był za bardzo rozpraszający i się skupić nie mogłem. Już nie mówiąc o tym, że taki trochę zestresowany także byłem. W końcu co, jak Miki powie mi nie? Miał pełne prawo, by tak powiedzieć. Ja mu tego nie zabronię. Nikt, tak właściwie, mu tego nie zabroni. 
Powtórzyłem przysięgę za drugim razem trochę zestresowany, ale też niczego nie przekręciłem. Mikleo z kolei powiedział ją powiedział perfekcyjnie, nawet się nie zająkując. Po tym w końcu  mogłem go pocałować, co z chęcią uczyniłem. Miałem wrażenie, że nie całowałem go przez wieki. Albo jakbym całował go pierwszy raz. 
- Wyglądasz pięknie – wyszeptałem, kiedy nasz pocałunek się skończył, gładząc go po policzku. 

<Owieczko? c:>