Gotowy i spakowany mogłam wrócić do moich dzieci i męża, którzy byli już gotowi do podróży, to znaczy oni akurat dużo to przygotowywania nie mieli, to ja wszystko przygotowałem, a oni po prostu mają grzecznie robić to, o co ich proszę, a wtedy wszystko pójdzie szybko i sprawnie a przecież na tym najbardziej mi zależy.
- Możemy się już zbierać - Odezwałem się, na chwilę zerkając na zwierzaki, raczej wszystkich ich przynosić nie będziemy, dlatego po przyjściu do Lailah poproszę ją, aby zaglądała do naszych zwierzaków i coś tak czuję, że najpewniej przyjdzie tutaj mieszkać na te kilka dni, bo tak będzie jej najłatwiej, na jej miejscu też bym tak zrobił.
- Możemy mieć mały problem z dziećmi - Stwierdził, czym przyznam, trochę mnie zaskoczył, bo niby czym sprawiały problemy nasze maluchy?
- Jaki? - Podpytałem, unosząc jedną brew ku górze.
- Nie wiem, czy chociaż jedno będzie chciało do mnie na ręce - Gdy to powiedział, westchnąłem cicho, biorąc Hane na ręce, aby mu ja wcisnąć.
- Nie przesadzaj, tylko już chodźmy -
- Mruknąłem, biorąc Haru, nie chcąc tracić więcej czasu niż i tak już go dziś straciliśmy.
Tak jak podejrzewałem, podróż była bardzo spokojna, a obawy Soreya były bezsensowne, Hana zawsze chętna była na uwagę tatusia to tylko on jak zawsze coś sobie wmawia a po co? Tego się raczej nigdy nie dowiem.
U Lailah spędziliśmy niewiele czasu, kobieta, rozumiejąc, co chcemy zrobić, zgodziła się na pilnowanie maluchów, które nie płakały, wręcz przeciwnie chętnie poszły do cioci, dając nam czas na opuszczenia zamku.
- To, co lecimy? - Zapytałem, gdy tylko opuściliśmy mury zamku, teraz gdy dzieci były pod opieką, mogliśmy zająć się zaproszeniami i ruinami. Sorey mimo sceptycznego nastawienia do podróży jeszcze mi podziękuję, gdy już wygrzany wyjdzie z ruin.
- Lecimy - Zgodził się, przywołując swoje skrzydła.
I właśnie dzięki naszym skrzydłom u Yuki'ego i Emmy zjawiliśmy się w niecałe pół godziny, może i byłoby szybciej, gdyby nie drobne utrudnienia, na szczecie oboje wylądowaliśmy cali i zdrowi, mogąc skupić się na zaproszeniach.
Odwiedziny naszych najstarszych dzieci były naprawdę miłą odmianą, Yuki przeprosił nas za brak kontaktu z jego strony, tłumacząc się obowiązkami, których miał co niemiara, z tego, co widziałem, ich dom naprawdę stał się dużo ładniejszy i przytulniejszy, a jednak mimo to Yuki wciąż coś w nim coś zmieniał, no, jeśli uważa, że tak jest lepiej.
Czas spędzony z naszymi najstarszymi był bardzo miły, zaproszenie przyjęte a my musieliśmy ruszać dalej, mając inne rzeczy na głowie i chociaż Yuki chciał, abyśmy zostali na dłużej, nie mogliśmy się zgodzić, mamy jeszcze dużo na głowie a dzieci były pod opieką Lailah, która nie mogła przez cały czas ich pilnować.
Dziękując za godzinę, opuściliśmy dom Yuki'ego i Emmy ruszając w dalszą drogę.
- Prowadź więc - Odezwałem się do męża, wiedząc, że da sobie świetnie radę, w końcu tylko on był w stanie wyczuć ruiny, a raczej znajdujący się tam ogień.
- No nie wiem, czy dam rade - Odezwał się niepewnie.
- Dasz, raz już to zrobiłeś, zamknij oczy i się skup - Poprosiłem, wierząc w jego możliwości.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz