Zmarszczyłem brwi, nie za bardzo rozumiejąc, co w ogóle ma na myśli. Znaczy się, dotarło do mnie to, że uważa mnie za słodkiego, ale jakim cudem tak sądzi, to już nie wiedziałem. Nie jestem słodki. Nie mogę być słodki. Moja profesja mi na to nie pozwala, zarówno jako głowy rodu, ale i strażnika.
- Wyglądam nieprofesjonalnie, niepoważnie i szczeniacko, a nie uroczo. Nie mogę wyglądać uroczo – powiedziałem, nie biorąc jego słów jakoś bardzo na poważnie. Gdyby mi to powiedział ktokolwiek inny, odebrałbym to jako obelgę. Ale on... cóż, tak nie do końca się zna, więc jemu wybaczę, zwłaszcza, że według niego była to dobra rzecz, a przynajmniej tak wnioskuję po jego tonie głosu.
- Czemu? Bycie uroczym to przecież dobra cecha – stwierdził, a moje poprzednie podejrzenia najwidoczniej okazały się słuszne.
- Nie, kiedy jesteś strażnikiem. Albo głową rodu. Musisz wyglądać poważnie, by ludzie odczuwali do ciebie respekt, a nie traktowali cię jak dzieciaka – wyjaśniłem, kontynuując jedzenie, które pomimo tego, że wyglądało... cóż, tragicznie, tak smakowało naprawdę dobrze. Niesamowita sprawa, że udało mu się zachować smak przy tak mizernym wyglądzie. Pewnie gdyby miał dwie ręce sprawne, lepiej by to wyglądało.
- Pomyśl o tym tak, miałbyś element zaskoczenia. Widzą ciebie jako uroczego chłopca do schrupania, a tu okazuje się, że plujesz jadem – powiedział, a jego słowa znów pozostały dla mnie niezrozumiałe. Uroczy chłopiec do schrupania. Co to wyrażenie w ogóle ma znaczyć? Jestem smakowitym kąskiem dla kanibali, czy jak? Nie mam pojęcia, i nie wiem, czy chcę wiedzieć.
- Kiedyś próbowałem takiej zagrywki. Wszyscy traktowali mnie jak idiotę. Miałem tego serdecznie dosyć – skwitowałem, a Haru zaśmiał się cicho na moje słowa.
Reszta dnia minęła nam dosyć spokojnie. Zjedliśmy, wypiliśmy cudownie gorącą i całkiem smaczną herbatę, a po tym mogłem pozmywać naczynia nie chcąc, by to on się tym zajął, bo znów zamoczyłby bandaż. Po tym przebrałem się w swoje standardowe, profesjonalne ubrania, uczesałem swoje włosy tak, jak uczesane powinny być i wyciągnąłem tego lenia na zakupy, bo w jego szafkach już powoli zaczęły świecić pustki.
Jak już zrobiliśmy zakupy wróciliśmy do jego domu, gdzie pomogłem mu je rozpakować i już powoli musiałem zbierać się do domu, niestety lub stety. Miałem pracę do wykonania, czy mi się to podobało, czy też nie. I tak już dużo rzeczy zaniedbuję przez to, że spotykam się z nim. Ale czy czuję się z tego powodu źle? Niespecjalnie. Są rzeczy ważne i ważniejsze, a moje samopoczucie było najważniejsze, a dobre jest tylko wtedy, kiedy jestem z nim. Znaczy się, może nie tylko wtedy, ale głównie, kiedy jest w pobliżu.
- Dzisiaj już bez pożegnalnego pocałunku? – spytał złośliwie, kiedy znalazłem się przy drzwiach. Trochę się tego nie spodziewałem. Ostatnim razem, kiedy to zrobiłem, był zaskoczony, a dzisiaj sam mi to proponuje? Poza tym, zrobiłem to tylko dlatego, by zagrać na nosie Ryo. Ale jak się przyznam w tym momencie, no to przyznam mu rację, a nie chcę, by myślał w ten sposób. Ja sam nie wiem, czemu czuję się tak paskudnie przy Ryo. I nie mogę także pozwolić na to, by Haru wiedział, że miał rację, bo jeszcze mi w piórka obrośnie, a wtedy nieznośny pewnie będzie. Zresztą, to zawsze ja mam rację.
Nie miałem więc wyjścia. Podszedłem zatem do niego, jak zwykle chcąc złapać go za koszulę, przyciągnąć do siebie, ale mężczyzna mocno mnie zaskoczył, gdyż to on pierwszy nachylił się i ucałował me usta w ten taki dziwny, niezrozumiały i delikatny dla mnie sposób. Zaskoczony jego gestem i subtelnością odwzajemniłem pocałunek dopiero po chwili, będąc równie delikatny, co on, kładąc dłonie na jego ramionach. Tak, to była dla mnie wielka nowość, ale starałem nie dać tego po sobie poznać, kiedy już się od siebie odsunęliśmy.
- Nie spóźnij się jutro na patrol – powiedziałem na odchodne, wychodząc z jego domu. Koniecznie będę musiał sprawdzić bibliotekę i zobaczyć, co się ze mną dzieje, bo ja tu chyba wariować zaczynam.
<Haru? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz