Według moich szybkich kalkulacji, do mojej posiadłości powinniśmy zdążyć krótko po porze obiadowej, jeżeli nie zatrzymamy się na jedzenie. A to bardzo dobrze, bałem się, że dopiero wieczorem wrócimy przez to, że wczoraj tyle czasu straciliśmy na mnie. To pewnie dlatego, że nas teraz trochę pospieszyłem, bo wiedziałem, że mogłem sobie na to pozwolić, bo Haru czuł się już lepiej w siodle, chociaż jak dla mnie nadal tak trochę sztywno w nim siedzi. No nic, nie mogę od niego za wiele wymagać, w końcu to jego taki pierwszy raz i szczerze, nie idzie mu najgorzej. Z grzbietu konia nie spadł, co nawet zaskakujące było.
Kiedy zauważyłem, że byliśmy już dosyć blisko mojego domu, znacznie zwolniłem, chcąc jeszcze trochę z nim porozmawiać, zanim znajdziemy się u mnie. Przeszkadzało mi troszkę to, że Haru znajdował się za mną i musiałem odwracać się w jego stronę, by go widzieć. Szkoda, że nie może jechać obok mnie. Byłoby mi znacznie prościej. Mógłbym wiedzieć, kiedy mi się przygląda, i go za to gonić. Chociaż... czy to miałoby sens? Już nie raz mu mówiłem, przy przestał, a ten tylko się głupio szczerzy. Może muszę mu pokazywać, że mnie to w ogóle nie obchodzi? Ale to strasznie peszące było, gdy ten się aż tak na mnie patrzył.
- Zostaniesz u mnie na obiedzie? – zapytałem, odwracając głowę w jego kierunku wiedząc, że mogłem sobie na to pozwolić. W końcu droga była prosta, a ja swojego konia znałem i nie zrobi żadnych nieprzewidzianych ruchów.
- Wiesz, wolałbym nie. Twoja babcia nie będzie zadowolona z mojej obecności – odpowiedział, a ja tylko pokiwałem głową. W sumie, to miał rację. Normalnie powiedziałbym mu, by się tym nie przejmował, i że ja się nią zajmę, ale nie chcę, by słuchał tych wszystkich przykrych uwag. Ja ich nie mogę słuchać, a nawet nie są o mnie, więc co tam dopiero on.
- Racja. Odstawimy więc konie i rzeczy, ja spakuję sobie ubrania na jutro i zjemy go u ciebie – zaproponowałem, poprawiając swoje włosy. I tak planowałem do niego dzisiaj iść, więc po prostu zajrzę do niego wcześniej. W swoim domu miał wszystko, czego aktualnie potrzebowałem; balię z gorącą wodą, dobre jedzenie, łóżko... tylko strasznie u niego zimno, ale i na to mam sposób.
- Czyli planujesz zostać na noc? – zapytał, unosząc rozbawiony jedną brew.
- Oczywiście. Musimy omówić przecież plan pozbycia się Bunty – powiedziałem, uśmiechając się zadziornie.
- No tak, tylko o to ci chodzi – odpowiedział, kręcąc głową.
- I jeszcze przy okazji sprawdzimy, jak tam twoja ręka, i czy nadal masz w niej siłę – dodałem, już skupiając się na drodze. Haru głupi nie był, doskonale wiedział, po co tam do niego idę. Mija dokładnie tydzień, od kiedy ostatni raz się kochaliśmy. To tak trochę dosyć sporo. Poza tym na własnej skórze chcę się upewnić, że moja krew nie poszła na marne. I że z jego dłonią poszło temu uzdrowicielowi lepiej, niż z moim nacięciem. Dopiero wczoraj zauważyłem, że pozostała blizna w miejscu, w którym użyłem sztyletu. I nie podobało mi się to. Byłem przez to asymetryczny i przez to już nigdy nie będę perfekcyjny. Co prawda, mogę to zakrywać pod koszulami, no ale to nie jest żadne rozwiązanie, bo blizna cały czas tam będzie. Oby chociaż jego dłoń prezentowała się lepiej.
<Haru? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz