Od samego rana nie miałem jakiegoś bardzo dobrego humoru, zły na Nori’ego za to, co zrobił Misaki. Co prawda nie wiem, o co się pokłócili, i co się dokładnie stało, ale to niezbyt mi przeszkadzało. Jedyny fakt, który mnie interesował, to taki, że zrobił mojej księżniczce przykrość, a tego robić nigdy nie powinien. No i też tak może odrobinkę na Mikleo za to, że zakazał mi się wtrącać. Przecież to moja córka jest, mam patrzeć, jak cierpi? Nie mogę na to pozwolić. Każde moje dziecko będę bronił, i o nie dbał, niezależnie od tego, czy jest już dorosłe, czy dopiero niedawno nauczyło się jeść nie brudząc wszystkiego wokół.
Dzisiaj jednak Misaki wydawała się być w zacznie lepszym humorze. Była znacznie żywsza, i wesoła, a jak zapytałem ją, co takiego stało się pomiędzy nią i Norim, ale ona już uparcie twierdziła, że wszystko w porządku, i po prostu musiała się z tym przespać. Trochę jej w to nie wierzyłem. Wczoraj wyglądała na naprawdę przybitą, i teraz już wszystko było dobrze? To tak szybko nie działa. Wiem, bo przecież znam to z autopsji. No ale przecież nie zmuszę jej do mówienia. Pozostała mi tylko nadzieja, że naprawdę czuje się dobrze i niczego przede mną nie ukrywa, bo ja naprawdę zrobiłbym dla niej wszystko. I nie tylko dla niej, dla każdego z moich dzieci.
- Ja się już będę zbierać – zaproponowała, kiedy już zjedliśmy obiad i wypiliśmy herbatę.
- Ale jesteś pewna? Przecież możesz zostać u nas, ile tylko chcesz – zaproponowałem, naprawdę nie chcąc, by wróciła do swojego domu. Po co, skoro jest tam mężczyzna, który ją przygnębia?
Tutaj nie ma może wielkich wygód, bo musi spać na kanapie, no ale jest tutaj chciana, i kochana, i nikt jej nie będzie przygnębiać. Tylko ta kanapa... może jednak uda mi się jakoś zdobyć dla niej łóżko? I ogólnie też takie dla gości. Tylko gdzie je postawić? Mieliśmy trochę za mało pokoi na tej górze. Dom niby taki duży, a w rzeczywistości taki mały... Dzieci w jednym pokoju trzymać nie możemy. Gdyby były one tej samej płci, to jeszcze byłoby możliwe, ale tak będą potrzebowały jakieś przestrzeni wspólnej. Może jednak gdzieś tu w salonie bym coś zorganizował? Albo zakupił lepszą kanapę. Tak, lepsza kanapa brzmi jak dobra inwestycja...
- Nie, naprawdę nie trzeba. Mam zmianę po południu, muszę się przygotować – powiedziała grzecznie, wstając od stołu.
- To może cię więc odprowadzę – zaproponowałem, gotów ją odprowadzić. Dzięki temu też będę mógł zamienić słówko z jej mężem, który jej taką krzywdę zrobił.
- Nie odprowadzisz jej, gdyż zaraz musimy wychodzić do Alishy – odezwał się szybko Mikleo, co wzbudziło moje podejrzenia. I niezrozumienie.
- Po co mamy to robić? Przecież już wszystko jest ustalone – zapytałem, odwracając głowę w jego stronę.
- Niby tak, ale trzeba zawsze pilnować, by wszystko się zgadzało. Zwłaszcza tuż przed ważnym wydarzeniem. Chcesz przecież, by wszystko było idealne, prawda? Takie podejście wymaga poświęceń i skrupulatności – odpowiedział, a ja poczułem, że miał rację. Dużo racji. – I trzeba jeszcze bliźniaki wykąpać przed wyjściem – poprosił. No to teraz już wiedziałem, że on chce robi to tylko dlatego, bym nie spotkał się z Norim. Czemu on nie chce, bym bronił swojej córki? Nie chcąc się jednak na ten temat z nim o tym rozmawiać przy Misaki, po prostu w milczeniu zabrałem bliźniaki do łazienki, by je umyć i przebrać, tak jak tego chciał.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz