Pokiwałem głową, chcąc załatwić już wszystko za jednym razem, o ile to było możliwe. Najważniejsze jednak było załatwione, mianowicie strój Mikleo, więc trochę mogłem odetchnąć z ulgą, bo już ten mój ubiór taki ważny nie był. W takim święcie najważniejsza jest panna młoda. Panny młodej to my nie mamy, ale mamy Mikleo, też się świetnie sprawdzi, o czym nie raz mnie przekonywał, kiedy pokazywał mi się w sypialni w sukni ślubnej... jak ja go dawno nie widziałem w jakiejś sukni. I teraz w ogóle nie powinienem o tym myśleć, muszę skupić się na drodze i na ślubie, do którego coraz to bliżej. To jest najważniejsze. Chciałem w końcu, by wszystko było jak najbardziej idealne, bo właśnie na to zasługiwał mój mąż. Chociaż... sam nie wiem, czy on tego chce, bo tego chce, czy tego chce, bo ja chcę. Jakiś czas temu zapewniał mnie, że też się cieszy na możliwość odnowienia przysięgi, ale... no sam nie wiem. Im bliżej tego ślubu, tym jakoś tak się bardziej stresuję. A przecież nie ma czym. W końcu, to jest tylko odnowienie przysięgi, nie może mi przecież powiedzieć „nie”, skoro już raz powiedział „tak”. A może jednak może? W końcu jest wolnym aniołem, może robić, co żywnie się mu podoba, i jeżeli Mikleo jednak stwierdził, mu się znudziłem i że nie jestem już go godzien? Co wtedy? Wtedy powie mi „nie” przed ołtarzem. I ucieknie. I zostawi mnie samego z dziećmi. Albo wręcz przeciwnie, zabierze mi dzieci. I co ja wtedy zrobię?
Chyba odrobinkę przesadzam. I za bardzo się stresuję tym wszystkim.
- Wszystko w porządku? – łagodny głos mojego męża sprowadził mnie na ziemię. Musiałem za bardzo odlecieć myślami, co oczywiście od razu zauważył. Jemu to chyba nic nie umknie. Również nie powinno umknąć mu to, że ja i on tak do siebie niezbyt pasujemy, idąc tym tokiem rozumowania.
- Pewnie – odpowiedziałem, uśmiechając się do niego delikatnie nie chcąc, by się o mnie za bardzo martwił. W końcu to tylko takie moje głupie myśli, które wzięły się z... sam nie wiem, skąd. Ale skądś musiały. Może to z mojego poprzedniego życia? Nie mam pojęcia za bardzo.
- Wydajesz się być bardzo zamyślony – odpowiedział Mikleo, nie chcąc za bardzo odpuścić tego tematu.
- Bo zastanawiam się, co takiego przez ten czas przygotowała Alisha. Miała trochę czasu, i środków, więc pewnie poszalała – odpowiedziałem, szczerząc się do niego bardziej. Co jak co, ale nie chciałem mu mówić o moich obawach, i stresie, bo to przecież strasznie głupie było. A ja głupi jestem i mam pełne prawo mieć takie głupie myśli. Moja głupota mnie w tym usprawiedliwia. – Mam nadzieję, że jeszcze nie przeszła do tortów. Jaki chciałbyś smak? – dopytałem, pozwalając mojemu umysłowi na to, by całkowicie został pochłonięty przez myśli dotyczące naszego ślubu, i wesela.
- Czekolada! – odezwała się Misaki, trochę ignorując fakt, że to pytanie nie było do niej, tylko do mamy... no nic, to tylko dziecko, trzeba jej wybaczyć.
- Czekoladowy chcesz? – dopytałem, przyglądając się jej z uśmiechem, a ona pokiwała radośnie główką. Coś mi się wydaje, że w drodze powrotnej będziemy musieli im wziąć jakiś deser, o ile wcześniej Alisha ich nie poczęstuje jakimiś słodkościami. – A wy? – dopytałem reszty mając nadzieję, że podadzą takie smaki, które będą się ładnie łączyć. Chociaż, co nie pasuje do czekolady...? Wydaje mi się, że raczej wszystko tu pasuje. Zwłaszcza truskawki. O, zjadłbym takie połączenie, nawet jeżeli bardzo typowe połączenie, to strasznie smakowite. Ale i tak ostateczne słowo należy do Mikleo, bo to on jest osobą najważniejszą.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz