Szczerze, to absolutnie nie chciało mi się wstawać z łóżka. Mógłbym jeszcze przespać kolejną godzinę, albo nawet i dwie. Zakładałem, że to przez to zmęczenie spowodowane ciągłą opieką nad mężem, i domem, i zwierzakami, ale po czasie zacząłem sobie myśleć, że może jednak jeszcze jeden czynnik, który to powodował. Brakowało mi tu ciepła. Owszem, na zewnątrz było całkiem przyjemnie ciepło, ale nie było tak bardzo ciepło, jak ja bym tego chciał. Miałem wrażenie, że potrzebowałem takiego porządnego rozgrzania. Jak Miki potrzebuje czasem udać się nad jezioro, tak ja teraz też udałbym się nad jezioro, ale nad takie ciepłe jezioro, takie z lawą, albo z magmą, ale do gorących źródeł bym się udał... Albo jednak coś sobie wymyślam, i po prostu muszę się wyspać.
- Mhm, pięć minut, Owieczko – poprosiłem, wsuwając nos w jego cudnie pachnące kosmyki. I jak ja miałem wstawać? Nie chciało mi się wstawać, było mi tu bardzo dobrze.
- To ty tu sobie leż, a ja wstanę i coś porobię – zaproponował, ale ja się na to nie mogłem zgodzić. Widziałem, że już całkiem nieźle się czuł, nie męczył się tak szybko, bardzo samodzielny był... no ale i tak bałem się, że coś się mu może stać. Wolałem dmuchać na zimne niż żeby mu się krzywda stała.
- Nie ma mowy, nigdzie nie idziesz, ja już wstaję – mruknąłem, odsuwając się od niego, by mocno się wyciągnąć i rozciągnąć swoje mięśnie. Nic mi się nie chciało, ale robić trzeba było. Chociażby trzeba odebrać dzieci, a poza tym dalej trzeba roznieść zaproszenia, bo do ślubu coraz bliżej, a my z zaproszeniami jesteśmy tak bardzo w tyle.
- Przygotuję ci kawę – zaproponował i nim jakkolwiek zdążyłem zareagować, mój mąż już zniknął z sypialni. Dobrze, że chociaż jednego z nas roznosi energia, bo mnie to ledwo chciało się ruszać.
Jeszcze tam poleżałem chwilkę w łóżku, powoli dochodząc do siebie, i dopiero wtedy podniosłem się z materaca, przecierając zmęczone oczy. Musiałem sobie jeszcze troszkę dzisiaj zaplanować dzień, bo nie możemy iść tylko po dzieci, to będzie takie troszkę zmarnowanie czasu. Skoro i tak pójdziemy na miasto, to może odwiedzimy jeszcze Merlina i Misaki? Jakbyśmy im dzisiaj dali zaproszenia, to zostaną nam jeszcze... dwa. Dla Yuki’ego z Emmą i tej Aurory. Jutro może byśmy odwiedzili naszego syna, bo jest znacznie bliżej, a pojutrze, jak pogoda dopisze, to do Azylu byśmy się udali...? To brzmi jak plan. Tylko pytanie, czy Miki się na ten plan zgodzi.
Przeczesałem dłonią włosy powodując, że miałem na głowie jeszcze większy bałagan niż chwilkę temu, po czym niespiesznie wstałem z łóżka i zszedłem na dół jedynie w spodniach, które robiły mi za piżamę. Już schodząc po schodach czułem cudowny zapach kawy. Mój Miki naprawdę jest niesamowity. I kochany. I najlepszy. Tylko by za bardzo nie szarżował i sobie krzywdy nie zrobił. W końcu jeszcze nie tak dawno umierał na łóżku z gorączki, ja bym jeszcze na jego miejscu... no dobrze, może bym nie uważał na jego miejscu, tylko już od tygodnia uparcie twierdziłbym, że jestem w stu procentach zdrowy i zaczął mu pomagać, ale mój organizm jest nieco inny od jego i ja mógłbym sobie na to pozwolić. Nie wspominając o tym, że ja jestem głową rodziny, więc pewne rzeczy robić muszę, niezależnie od tego, jak się czuję.
- Dziękuję, Owieczko. Jak się czujesz? Wszystko w porządku, nie masz już zawrotów głowy? – zapytałem, podchodząc do niego i przyglądając mu się uważnie, chcąc mieć pewność, że wszystko z nim w porządku.
- Jestem już zdrowy, nie musisz się o mnie martwić – potwierdził, a ja westchnąłem cicho.
- No dobrze, powiedzmy, że ci wierzę. Będziesz się czuł dzisiaj na siłach, by zajrzeć do naszych dorosłych dzieci? Ruszylibyśmy się troszkę z tymi zaproszeniami – zaproponowałem, biorąc do rąk gorący kubek i od razu biorąc łyka, by to ciepełko rozeszło się po moim ciele, i o mój Boże, jakie to było cudowne uczucie. I smak oczywiście tez cudowny był.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz