Kiedy leniwie otworzyłem oczy późnym rankiem, nikogo przy mnie nie było. Oczywiście, że nikogo przy mnie nie było, co mi się nie podobało. Wolałem, by Miki przy mnie był, kiedy otwierałem oczy. Od razu mój dzień stawał się piękniejszy, jak widziałem jego twarz z rana. A tak widziałem tylko poduszkę. Poduszka nie jest ładna jak mój Miki.
Nie mając więc innego wyjścia musiałem zebrać się w sobie i opuścić to jakże cudne i cieplutkie łóżko, i zejść na dół. Była godzina dosyć późna, a ja nie chciałem, by Mikleo robił wszystko sam. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że już czuje się lepiej, ale nie oznaczało to, że ma się teraz zajmować wszystkim sam. Jest nas dwóch, i we dwóch powinniśmy robić. A już na pewno ja powinienem robić więcej. Co jak co, ale nie mogłem pozwolić na to, by Mikleo robił więcej niż ja, w tym związku to ja byłem mężczyzną. Znaczy się, on też był mężczyzną, ale był bardziej kobiecy, niż ja, a co za tym idzie delikatniejszy, drobniejszy... no i ja więc powinienem robić większość.
Kiedy odrzuciłem kołdrę, od razu poczułem delikatny chłód, co nie wiem, jakim cudem możliwe było, ale tak się wydarzyło, przecież powinno być tu ciepło, Miki po coś tu wczoraj palił... Coś definitywnie było ze mną nie tak. Trudno mi było jednak określić, co. Gdybym tylko otrzymał inny żywioł, wszystko byłoby prostsze... albo nawet jakbym w ogóle tego żywiołu nie dostał, też byłoby dobrze, bo już w ogóle nie przejmowałbym się żadnymi ograniczeniami. Byłbym słabszy, no ale czy to coś złego? Nie wydaje mi się.
– Dzień dobry – odezwałem się, wchodząc do kuchni, w której już wszyscy się znajdowali. Poczochrałem nasze maleństwa po włoskach, chcąc uzyskać od nich jakąś reakcję, ale maluchy były zbyt zaaferowane Śnieżką, która siedziała na moim krześle i wpatrywała się intensywnie w ich śniadanie. Czyli nadal wszystko lepsze od staruszka... Dobrze wiedzieć.
– Dzień dobry. Już robię ci kawę – zaraz usłyszałem głos Mikleo, który już nastawił policzek, w który już po chwili go ucałowałem. Dobrze, że chociaż on mnie nie ignoruje, bo nie wiem, jakbym sobie z tym poradził.
– Dziękuję, Owieczko – odpowiedziałem, opierając się o blat szafki nie chcąc wyganiać Śnieżki z krzesła. W sumie to i tak nie jadłem, a do picia kawy usiąść nie muszę, no to nie będę kici miejsca zabierał. I dzieciakom radochy.
– Wiesz, zastanawiam się, co zrobić dzisiaj z dziećmi – zaczął Miki czekając, aż woda się zagotuje.
– Jak to co? Wziąć ze sobą. Idziemy tylko do Yuki'ego, to aż tak daleko nie jest – powiedziałem, nie widząc w tym za bardzo problemu.
– Zastanawiałem się jeszcze dzisiaj, czy byśmy może nie zajrzeli do świątyni ognia. A tak konkretnie, to żebyś ty zajrzał. I się trochę ogrzał – wyjaśnił, a ja zamrugałem kilkukrotnie oczami.
– A po co to? Przecież ja się dobrze czuję – odpowiedziałem szczerze, nie widząc w tym za bardzo sensu. Żyję? Żyję. Chodzić normalnie mogę. Nie wiem, po co mamy nadkładać drogi i męczyć Mikleo oraz dzieci z mojego powodu. To przecież niepotrzebne było.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz