Jego pomysł był bardzo prosty, a prostota w walce z moją babką nie wchodziła w grę. Co prawda jego plan mógłby zadziałać, gdyby osoba, z którą chcę być, była kobietą, z czarnymi włosami i z zamożnego rodu, i najlepiej nieco młodsza ode mnie, by istniało większe prawdopodobieństwo, że zajdzie w ciążę, i to najlepiej jak najszybciej. A gdyby mi się jeszcze syn urodził, to już w ogóle byłoby najlepiej. Jednak osoba, z którą bym chciał spędzić resztę swojego życia, nie jest ani kobietą, ani z zamożnego rodu. Ani nawet młodszy ode mnie, tylko wręcz przeciwnie, nieco starszy. Kolor włosów także się nie zgadzał. No i nawet nie wiem, czy on chciałby ze mną być, już nawet nie wspominając o tym, że babka by go nie zaakceptowała. A gdyby może ją tak postawił przed faktem dokonanym? I zamiast Suzue na ślubnym kobiercu stanął Haru...? Nie, to już jest strasznie głupi pomysł. Coś do niego czułem, jeszcze nie wiem, co, bo nie znałem się absolutnie na uczuciach. Suzue powiedziała mi, co to może być, no a ja jej zaufałem po pewnym czasie, bo ona raczej zna się na takich rzeczach, no ale też nie znalazłem żadnego innego wytłumaczenia dla mojego zachowania. W każdym razie, to zdecydowanie za szybko na takie rzeczy. Aczkolwiek mina babki musiałaby być bezcenna.
- Może zorganizuję przyjęcie dzień przed weselem – powiedziałem nagle czekając, aż woda zagotuje się, by móc zalać kawę w kubkach.
- No i co to ma na celu? – dopytał Haru, chyba nie rozumiejąc, co mam na myśli. Zapominam czasem, że on ma nieco inną mentalność, niż ja, i muszę mu niektóre rzeczy tłumaczyć. Ale to też działa w drugą stronę, i o też co nieco musi mi tłumaczyć.
- To ma na celu, że goście, co mieli się zjechać, to się już zjadą, więc będę mógł zgromadzić jak największą liczbę osób, więc jakiekolwiek wieści szybko się rozejdą. I wygłoszę poruszające przemówienie o tym, że zrywam zaręczyny, bo... bo mam dosyć życia według innych. I chcę spędzić życie z kimś zupełnie innym. Muszę to jeszcze dobrze ubrać w słowa. I jeszcze wypadałoby odegrać jakieś małe przedstawienie, to zawsze się sprzedaje. Może na koniec Suzue wrzuci pierścionek do ognia. Albo ja pocałuję kogoś z publiczności. Albo jedno i drugie na raz – wyjaśniłem mu wszystko, zalewając kubki wodą. Oczywiście mówiąc „kogoś” mam na myśli jego, bo niby kogoś innego miałbym pocałować? Gorzej, jak się nie zgodzi. Wtedy będę miał problem. Chociaż nie, lepiej dla nie byłoby, gdybym go odpuścił w tym przedstawieniu, nie chcę, by te sępy rzuciły się na niego głodne wyjaśnień. Pocałunek więc sobie odpuszczę.
- To nie jest takie zbyt... no nie wiem, dramatyczne? – podpytał, krojąc jakieś warzywa.
- No właśnie o to chodzi, by było dramatyczne. Im bardziej dramatyczne, tym bardziej dociera to do ludzi. I kto wie, może jak się postaram, przemówię do tych osób, które są w podobnej sytuacji, co ja, bo nie chce mi się wierzyć, że jestem w tym sam. I może wzniecę małą rewolucję, zapanuje chaos... no, ale to bardzo dalekosiężne plany, pewnie nawet nierealne – powiedziałem, stawiając gotową kawę na stole.
- Strasznie wszystko musicie komplikować. I przesadzać ze wszystkim – podsumował, i nie mogłem się z nim nie zgodzić.
- Kiedy byłem młodszy, nawet mi się to podobało, potrafiło być to całkiem zabawne. Ale im starszy jestem, tym bardziej doceniam piękno prostoty. Pomóc ci? – zapytałem, chętny do pomocy mu. Zresztą, to ja mu zasugerowałem, by zaczął robić coś do jedzenia, więc teraz tak jakby pomóc mu wypadało. Zresztą, lepiej mi będzie, jak chwilowo zajmę czymś ręce, by nie myśleć o tym, w jak beznadziejnej sytuacji jestem.
<Haru? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz