Dopiero po chwili zorientowałem, że uśmiecham się na widok tej malutkiej kuleczki, dlatego od razu po tym starałem się przyjąć swój standardowy wyraz twarzy. Nie mogę powiedzieć, że to drobne, ledwo żyjące stworzenie nie skradło mojego serca, no bo skradło, ale trzeba było zachować pozory, chociaż... czy miałem po co? Był tu przecież tylko Haru, a ten widział mnie dosłownie w każdym stanie, nawet w tym najgorszym, z czego zadowolony nie byłem, ale było to poza moją kontrolą. Więc teraz chyba też może mnie widzieć, jak rozczulam się nad tą przecudną istotką.
- Jest malutka. Na pewno jest tylko jeden kot? Nie ma gdzieś tu przypadkiem reszty miotu? – zapytałem, nie spuszczając wzroku z malutkiej kici. Rzadko kiedy zdarza się tak, że rodzi się tylko jedno młode, i równie rzadko zdarza się, że matka porzuca młode. Nawet, jeżeli wyrzucił go człowiek, co równie było prawdopodobne, bo na obrzeżach miasta było od multum farm i gospodarstw, to raczej wyrzuciłby wszystkie zbędne kociaki. Tego też nie rozumiałem, koty w gospodarstwach były potrzebne, by nie zalęgły się myszy, które powodują przecież ogromne straty, a ludzie się ich pozbywają. A potem płaczą, bo plony zniszczone.
- Chyba nie. Nic nie słyszałem, Koda też jakoś bardzo zainteresowany nie był. Chcesz go wziąć na ręce? – spytał, wyciągając kotka w moją stronę. Przyjrzałem się mu uważnie. Był strasznie brudny, a jak brudny, to i na pewno zarobaczony. A też jednocześnie strasznie uroczy. Cóż, najwyżej ubrania dam do prania. I siebie też porządnie wykąpię. Wziąłem kuleczkę od niego i od razu wyczułem, że jest strasznie leciutka. I chuda. I zimna. Biedactwo, jak długo tutaj musiała być sama? I jak niewiele brakowało, by nie przeżyła?
- To ona – odpowiedziałem, kiedy malutka wtuliła się w moje ciało, ewidentnie chcąc ciepła.
- A skąd to niby wiesz? – dopytał, unosząc jedną brew, ruszając w stronę koszar, a ja oczywiście podszedłem za nim.
- To widać po pyszczku – powiedziałem spokojnie, gładząc ją bardzo ostrożnie po plecach. Czułem każdą, najmniejszą kostkę w jej kręgosłupie. Trzeba będzie ją zabrać do weterynarza. I umyć. I nakarmić. Ale nie można dać jej za dużo, bo jeszcze jej się krzywda stanie...Tylko co jej kupić? Była malutka, bardzo malutka, chyba przekroczyła ten minimalny wiek, że można ją czysto teoretycznie od matki odłączyć, no ale żołądek nadal pewnie ma dosyć delikatny. Czyli jakieś delikatne mięso trzeba jej kupić. I cieniutko pokroić, bo pyszczek też malutki ma przecież.
- To się pod ogon patrzy, nie na pysk – odpowiedział rozbawiony. Mimo, że wiedziałem, że mam rację, zrobiłem, jak powiedział.
- Kotka, jak mówiłem. Posłuchałbyś się mnie chociaż raz – odparłem, dalej ją głaszcząc. Przecież od razu było widać, że to dziewczynka, była taka drobna, delikatna... kocur byłby inaczej zbudowany.
- Może ją przygarniesz? – zasugerował, a ja pomimo, że nawet chciałem, pokręciłem głową.
- Nie mogę. Nie chcę, by spotkał ją ten sam los, co Biszkopcika – wyjaśniłem spokojnie, skupiając się na drodze.
- Biszkopcika? – powtórzył, a ja kiwnąłem głową.
- Kot, którego miałem, jak byłem dzieckiem. Kiedy babka przejęła nade mną opiekę, pozbyła się go przy pierwszej lepszej okazji. Wtedy powiedziano mi, że uciekł. Dopiero po latach zdałem sobie radę, że to było zwykłe kłamstwo. Ale ty możesz ją przygarnąć. Zapewnię ci pieniądze na każdą jej potrzebę – odpowiedziałem, przyglądając się mu uważnie mając nadzieję, że ją do siebie weźmie. W końcu już ma psa, co mu szkodzi jeszcze kicię wziąć.
<Haru? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz