poniedziałek, 31 lipca 2023

Od Soreya CD Mikleo

 Dopóki Mikleo nie otworzył oczu strasznie się o niego bałem. Bałem się, że coś się mu stało i nigdy się nie obudzi, a ja zostanę sam. A jak zostanę sam, to zginę. A jak ja zginę, to nasze dzieci także, bo nie będzie nikogo, kto by się nimi zajmował. Na szczęście już wszystko było w porządku i mogłem w końcu odetchnąć z ulgą. Wszystko było w porządku. Miki żył, tylko był wykończony. Dzieci żyły, były bardzo żwawe i głośne, no i przede wszystkim zdrowe. Ja też żyłem, chociaż było blisko. Wszyscy żyliśmy i chyba to się liczyło. Za kilka dni, kiedy Miki troszkę zbierze siły, będziemy mogli wrócić do domu. Będę musiał poprosić o pomoc Lailah, bo sam za bardzo nie dam sobie z tym rady. W końcu będę musiał jakoś podtrzymać Mikleo podczas drogi powrotnej, a z dwójką dzieci na rękach było to niemożliwe. O tym będę myślał potem, teraz muszę skupić się na tym, by moja biedna Owieczka wydobrzała.
Dzieci, kiedy tylko wyczuły, że są przy mamie, od razu się przebudziły, ewidentnie głodne. No ale jak tu nakarmić dwójkę naraz? No nie da się, dlatego Mikleo najpierw zajął się tym bardziej niecierpliwym szkrabem, czyli Haru, a ja przytrzymałem naszą piękną księżniczkę. Która była odrobinkę czerwona. I pomarszczona. I jednocześnie strasznie owłosiona na głowie. Podobnie jak jej brat. No dobrze, nasze dzieci najpiękniejsze na świecie jeszcze nie były, ale każde dziecko na początku było takie troszkę brzydkie. Byłem jednak przekonany, że te maleństwa będą tak piękne, jak mój Miki. Już nawet włosy mają takie jak on. I bardzo dobrze. Miki miał prześliczny odcień włosów. 
W końcu dzieci zostały nakarmione i pielęgniarka chciała zabrać je z powrotem, ale Miki nie chciał się zgodzić, czego nie rozumiałem. Widziałem, jak strasznie mu się oczy kleiły, ledwo je nakarmił i już był zmęczony. I ja to w zupełności rozumiałem, ta krew i jego nagła utrata przytomności nie była normalna, więc teraz miał pełne prawo być zmęczony. 
- Owieczko, dzieci będą tuż obok. A ty musisz odpocząć – powiedziałem uspokajająco, wyciągając ręce po Hanę. 
- Jeszcze się nimi nie nacieszyłem – bąknął cichutko, mimo wszystko mi ją oddając. Że on jeszcze jakoś widział na oczy... 
- Nacieszysz się. Jak już odpoczniesz – obiecałem mu, oddając maleństwo pielęgniarce. 
- Zostaniesz przy mnie? – zapytał, na co uśmiechnąłem się delikatnie i chwyciłem jego dłoń, by ucałować jej wierzch.
- Oczywiście, Owieczko. A teraz już idź spać – wyszeptałem, całując go w czoło. 
Mikleo padł, dzieciaki zostały zabrane, a ja zostałem tak jakby sam. Zmęczony, troszkę psychicznie i fizycznie, skuliłem się na krześle, też chcąc troszkę się zdrzemnąć. Zamierzałem spędzić tak długo, tak tylko Miki będzie musiał tutaj być, nawet jeśli miałbym przez kilkanaście dni spać na niewygodnym krześle i nabawić się przez to bólu pleców. Wcześniej poprosiłem Misaki o to, by przez ten nasz okres pobytu tutaj w szpitalu zaglądała do domu, by nakarmić nasze zwierzaki. Nie mogłem zostawić Mikleo tutaj samego. Nikt mnie stąd nie wywali, nie powstrzyma mnie nawet to, że już się skończyły godziny odwiedzin... Niech tylko ktoś spróbuje powołać się na ten argument. Od tego krzesła mnie nie odkleją. 

<Owieczko? c:>

Od Mikleo CD Soreya

 Mój Sorey miał rację, najlepiej, aby kołyski były w naszej sypialni, abyśmy nie musieli chodzić do pokoi, tym bardziej że dla mnie po porodzie będzie to trudne, a mój Sorey nie będzie w stanie chodzić do dwóch pokoi jednocześnie, gdy oba maluszki zaczną płakać w tym samym momencie.
- Masz rację, tak będzie najlepiej, dopóki będzie trzeba, niech śpią z nami - Przyznałem mu rację, poprawiając się na fotelu, kładąc dłoń na swoim brzuchu, delikatnie go głaszcząc. - Dzieci na pewno będą potrzebowały naszej bliskości i czułości - Dodałem, z łagodnym uśmiechem na ustach, ciesząc się moimi malutkimi szczęściami, których już nie mogłem się doczekać.
- Ja to czasem mądry jestem - Powiedział, uśmiechając się do mnie radośnie, całując mnie w nos.
- Jesteś, bardziej niż ci się wydaje - Zapewniłem go, poprawiając się na fotelu, cicho jęcząc z powodu bólu.
- Wszystko w porządku? - Zapytał, patrząc na mnie z przerażeniem w swoich rubinowych oczach.
- Tak, oczywiście wszystko w porządku to tylko kręgosłup - Przyznałem, uśmiechając się do niego ciepło, nie chcąc, aby się o mnie martwił, przecież to naturalne, że wszystko mnie bilo i boleć będzie aż do porodu.
- Powinieneś się położyć - Powiedział, a ja w końcu się zgodziłem, nie mając siły już dłużej siedzieć, dopiero co wstałem z łóżka, a już mam dość siedzenia.
Zmęczony pozwoliłem mu prowadzić się do sypialni, gdzie pomógł mi się położyć do łóżka, a ja znów zmęczony poszedłem spać, tylko to ostatnio w życiu robiąc.

Późnym porankiem obudził mnie okropny ból brzucha, zaciskając zęby, poprawiłem się na łóżku, podnosząc z łóżka, dostrzegając kropkę krwi płynące po moich nogach.
Co się dzieje? Moje maleństwa.
Przerażony powoli podszedłem do drzwi, które otworzyłem, upadając na ziemię, ciężko dysząc.
- Sorey?! Sorey! - Krzyknąłem, wołając mojego męża, który szybko przybiegły do mnie z przerażeniem w oczach.
- Co się dzieje? - Zapytał, kładąc dłoń na moim brzuchu.
- Coś się dzieje z dziećmi - Wydusiłem, zaczynając płakać, tracąc po chwili kontakt z rzeczywistością.

Nie czułem już nic, nie wiedziałem, co się ze mną dzieje świat na chwilę się dla mnie zatrzymał..
Otworzyłem oczy, nie wiedząc co dzieje się wokół mnie, zmęczony rozejrzałem się po pokoju, nie nająć pojęcia gdzie ja tak właściwie jestem.
- Sorey - Wyszeptałem, wyciągając dłoń w stronę męża, nie mając siły nawet wstać z łóżka, nagle zdając sobie sprawę z pewnego faktu, mój brzuch był znów mały, gdzie są moje dzieci?
Przerażony podniosłem się energicznie do siadu, trzymając ręce na brzuchu.
- Miki spokojnie - Sorey który się obudził, położył dłonie ma moich ramionach, próbując mnie uspokoić, gdy ja wpadłem w histerie.
- Gdzie są moje dzieci? - Wydusiłem, zaczynając płakać, bojąc się, że je straciłem.
- Spokojnie Miki, śpią całe i zdrowe - Uspokoił mnie, w tym samym momencie do sali weszła pielęgniarka, trzymając w rękach nasze ewa skarby. I właśnie w tej chwili zdałem sobie sprawę, że byliśmy w szpitalu.
- Witaj mamusiu, dzieci nie mogły się doczekać - Powiedziała pielęgniarka, podając mi moje skarby. Piękne skarby, które miały już białe włosy, których było naprawdę dużo.
- Są piękne - Wyznałem, nie mogąc ze szczęścia przestać płakać.

<Pasterzyku? C;>

Od Soreya CD Mikleo

 I znowu brak apetytu, co znowu mnie zaniepokoiło. W końcu to jest już ósmy miesiąc, co znaczyło, że dzieci są duże, a skoro są duże, to muszą dużo jeść. A Miki jeść nie chciał. Zacząłem mieć wrażenie, że im bliżej terminu porodu, tym mniej jadł. A im mniej jadł, tym ja bardziej się martwiłem. No i jeszcze ta temperatura, która według niego jest normalna, ale dla mnie już nie. Ale skoro on uważał, że to było normalne, no to starałem się jakoś bardzo nie panikować. Ale ciężko było. To chyba było naturalne, że martwiłem się o osoby, które kocham. Co prawda, pewnych dwóch osóbek jeszcze na świecie nie było, i nie za bardzo jeszcze wiedziałem, jak będą wyglądać, i jakie będą mieć charaktery... i jeszcze pewnie przez bardzo długi czas się tego nie dowiem, no ale i tak je kochałem, i kochać będę. Jeszcze troszeczkę i w końcu przyjdą na świat. Miki już by chyba chciał, by to się zdarzyło, i absolutnie się mu nie dziwiłem. Jak już wcześniej uważałem, że miał duży brzuch, to teraz musiał być on określany mianem gigantycznego. Nie sądziłem, że mój Miki miał aż tyle skóry na brzuchu... przecież on zawsze był taki szczuplutki i smukły. Że mu ten brzuch nie pękł...
- No dobrze, niech ci będzie. Ale jak tylko czegoś będziesz chciał, daj mi znać – poprosiłem, całując go w czółko. 
- Chcę się trochę przejść – bąknął, na co westchnąłem ciężko. Domyślałem się, że trochę tego świata mogło mu brakować, ale jak zacznie mi chodzić po tych schodach z takim brzuchem i mi się gdzie jeszcze przewróci...  na to pozwolić nie mogłem. Już nie chcę wspomnieć o tym, że wchodzenie i schodzenie po schodach było strasznie męczące, a jego plecy już wystarczająco muszą dźwigać. 
- Możemy się przejść po korytarzu – zaproponowałem, strasznie chętny do pomocy. – I po tym wrócimy tutaj.
- Chciałbym posiedzieć troszkę w pokoju Haru – odparł, na co pokiwałem głową, chociaż niechętnie. Ja to wolałbym wrócić tutaj, tu ma w końcu najwygodniej, no ale nic tu nie miałem do gadania. Takim chodzeniem krzywdy sobie nie zrobi, więc nie mogłem mu powiedzieć nie. Postanowiłem, że będę reagował tylko jeżeli Miki będzie wpadał na niewiarygodnie głupie pomysły, jak na przykład schodzenie po schodach. Ale spacer do pokoju naszego jeszcze nienarodzonego syna głupi nie był. 
- W takim razie chodź – poprosiłem, pomagając mu wstać i powoli go poprowadziłem do pokoju synka. W tym pokoju postawiłem na różnorakie niebieskości, błękity, a w pokoju Hany królowały odcienie fioletu. Pierwszą moją myślą było to, by pokój naszej córeczki zrobić w różowym kolorze, ale uznałem, że będzie on za bardzo zdecydowany i oczywisty. A fioletowy też bardzo ładny kolor. Kolor tęczówek mojego kochanego aniołka. Najpiękniejszy kolor na świecie. – Siadaj tutaj – poprosiłem, sadzając go na bujanym fotelu. 
- Czemu tu nie ma kołysek? – spytał, chyba dopiero teraz to zauważając. 
- Myślałem, że najpierw kołyski będą u nas w sypialni, by nie chodzić pomiędzy jednym pokojem, a drugim, a jak już podrosną, i ty odpoczniesz tak porządnie po porodzie, no to wtedy będziemy je uczyć spania we własnych pokojach. A przynajmniej tak to widzę – odparłem, gładząc wierzch jego dłoni. 

<Owieczko? c:>

Od Mikleo CD Soreya

 Jak się czułem? W miarę dobrze, prócz tego, że wszystko mnie bolało i wciąż było mi niedobrze, to wszystko było jak najbardziej w porządku, ponadto niczego nie potrzebowałem i raczej prędko potrzebować nie będę przynajmniej dopóki nie przejdzie mi ten okropny ból w klatce piersiowej, do tego czasu nie wiele będę chciał jeść, o ile w ogóle będę miał na coś ochotę.
- Niczego nie potrzebuję, czuje się dobrze, nie musisz się o mnie martwić - Zapewniłem, wtulony w jego ciało zamykając swoje oczy.
- Nigdy taki ciepły nie byłeś - Słusznie zauważył, nigdy poza ciążą, gdyby pamiętał, wiedziałby, że moja temperatura ciała podczas ciąży jest tak zmienna, jak moje humorki.
- Byłem, za każdym razem gdy byłem w ciąży, byłem gorący - Przyznałem, mówiąc mu szczerze, tak jak było, chowając się w jego ramionach, już nie słysząc, co do mnie mówił, odpływając w krainy snów, musząc odpocząć, odpocząć po tym sam nie wiem po czym, nie mając apetytu na jedzenie ani ochoty na ruszanie się chcąc tylko spać.


Dni mijały, a ja czułem się coraz gorzej, wszystko bolało mnie, powodując płacz, złość lub załamanie, w duchu już bardzo chciałem urodzić, nie chcąc już tego znosić.
Dziś czułem się jednak trochę lepiej, wszystko aż tak mnie nie bolało, pozwalając mi nawet wstać z łóżka i pójść zobaczyć jak mój Sorey przygotował pokoje dla naszych dzieci.
Wchodząc do byłego pokoju Misaki, uśmiech sam wskoczył mi na usta, Sorey naprawdę postarał się, przygotowując pokój dla Hany, w kolorach małej dziewczynki, a nawet księżniczki. Mój kochany naprawdę chciał znów mieć córkę, co nie oznaczało, że pokój Haru wyglądał gorzej, oba pokoje były naprawdę ładne i aż miło było w obu z nich posiedzieć.
- Miki? - Usłyszałem głos męża, rozglądając się po pokoju Haru. - I jak ci się podoba? - Zapytał, co wywołało szczery uśmiech na mojej twarzy.
- Pokoje są piękne, naprawdę piękne - Przyznałem, podchodząc do męża aby złączyć nasze usta w namiętnym pocałunku, ciesząc się z jego wspaniałej pracy.
- Tak? Bardzo się cieszę, że ci się podoba - Przyznałem, przytulając się do mnie. - Jak się czujesz? - Zmienił temat, znów się o mnie martwiąc, co było bardzo miłe, ale i trochę męczące, co jak co ale ileż może odpowiadać na jedno i to samo pytanie.
- Dobrze, czuje się bardzo dobrze - Zapewniłem, naprawdę dziś czując się dobrze, o dziwo nawet bardzo dobrze, no i od rana nie wymiotowałem całkiem miła odmiana.
Mój mąż uśmiechnął się do mnie łagodnie, odprowadzając mnie do sypialni, abym poleżał w łóżku, bo przecież chodzenie też nie jest dla mnie wskazane.
Zmęczony tymi zakazami położyłem się, tak jak chciał, jeszcze tylko miesiąc, tylko miesiąc i dzieci będą z nami, a wtedy już nie pozwolę trzymać się w łóżku, czując się dobrze, chociaż teraz i tak czułem się marnie, przebłyski poczucia, że jest lepiej, drażniły mnie, mój organizm raz dawał mi nadzieję, że jest lepiej, a innym razem odbierał mi życiową energię, nie pozwalając nawet wstać z łóżka.
- Chcesz może coś zjeść? - Zapytał, zmartwiony.
- Nie, nie chce, nie jestem głodny - Mruknąłem, nie mając apetytu.

<Pasterzyku? C:>

Od Soreya CD Mikleo

 Haru i Hana. To brzmi całkiem... okej. Krótko. Prosto. Na pewno nie zapomnę. A może właśnie zapomnę, bo są tak proste? Z pewnością mogę powiedzieć, że są znacznie bardziej oryginalne niż te nasze wczorajsze, które były po prostu wariancją od imienia Yuki. Mój Miki to jednak ma łeb, jest niesamowicie mądry i mam nadzieję, że nasze maleństwa będą równie mądre, co on. Nie mogą być jednak za mądre, bo wtedy mogą się wymądrzać i moglibyśmy mieć z nimi wielki problem, no ale troszkę wątpiłem, by były aż tak mądre. Nikt nie może być w końcu mądrzejszy od mojego mądrego męża.
- Piękne – powiedziałem, całując go w czubek głowy. – A teraz połóż się wygodnie na łóżku, a ja ci zapewnię wszystko, co tylko chcesz – dodałem, całując go w policzek. W końcu łóżko jest wygodne, i miękkie, a z tak ogromnym brzuchem nie powinienem się tak dużo ruszać. Zaraz przyniosę mu jakąś miskę, by nie musiał chodzić i się za dużo schylać, jak będzie się czuł źle. 
- Nie chcę tutaj siedzieć sam – bąknął, pusząc swoje policzki jak małe dziecko. I co ja mam z moim aniołkiem... 
- I nie będziesz sam. Nakarmię zwierzaki i do ciebie wrócę z jakąś gorzką herbatą, co ty na to? – zaproponowałem, gładząc go po włosach. Aktualnie nic lepszego nie mogłem mu zaproponować. I że Miki mówił, że da sobie radę sam, beze mnie, jak ja będę w pracy... no nie da. I właśnie dlatego będę tu przy nim, wspierając go na każdym kroku. Dom jest dzisiaj w bardzo dobrym stanie, więc dzisiaj mogę spędzić cały dzień w łóżku obok niego. Po całym tygodniu pracy tylko tego pragnąłem. 
- No dobrze. Ale wracaj szybko – poprosił, na co pokiwałem głową, a następnie pocałowałem go w policzek i wyszedłem z pokoju.
 Tak jak obiecałem, szybko zająłem się zwierzakami, przy okazji robiąc mojemu aniołkowi gorzką herbatę, by trochę uspokoiła ona jego żołądek. Mam nadzieję, że szybko zdecyduje się na coś do jedzenia, martwię się o nasze maleństwa. Wczoraj nie zjadł za wiele, tylko tę ostrą potrawkę... a może to ta ostrość mu dzisiaj zaszkodziła? Może jednak już więcej nie będę mu przygotowywał czegoś tak ostrego? Co prawda nie mam za bardzo pojęcia, czy to właśnie wina tej ostrej papryczki, czy po prostu to jeden z tym gorszych dni... no ale i tak na wszelki wypadek się od tego wstrzymam. 
Po kilku minutach już byłem z powrotem w sypialni, niosąc gorącą i gorzką herbatą dla niego, którą zaraz postawiłem na szafeczce obok, a po tym zająłem miejsce na łóżku obok niego. Miki od razu wtulił się w moje ciało, a ja zauważyłem, że był jakiś taki ciepły. To normalne? Nienormalne? Chyba nienormalne. Zmartwiło mnie to. Powinienem pójść po Lailah? A może najpierw powinienem jakoś zbić tę temperaturę sam? Albo nie powinienem robić nic, bo to jest coś normalnego w ciąży. Ale nie wiem, czy to jest normalne. I dlatego też powinienem iść do Lailah. Teraz? Wypadałoby teraz, póki jest wcześnie i nie jest jeszcze z nim strasznie źle. No ale jak ja mam pójść po Lailah, jak mój aniołek się do mnie przytulił?
- Owieczko, wszystko w porządku? Nie potrzebujesz niczego? Dobrze się czujesz? Jesteś troszkę ciepły, martwi mnie to – powiedziałem mocno zmartwiony, gładząc go po policzku. 

<Owieczko? c:>

Od Mikleo CD Soreya

 Zastanowiłem się przez chwilę czy mój mąż powiedział coś głupszego niż zazwyczaj? No nie, głupszego na pewno nie..
- Nie powiedziałeś niczego, co byłoby aż nadzbyt głupie - Powiedziałem zgodnie z prawdą, podnosząc się do siadu, czując ten okropny ból pleców towarzyszujący mi każde dnia, gdy tylko podniosę się z łóżka.
- Dzięki Bogu - Odetchnął, kładąc mi dłonie na plecy, zaczynając je masować, co przyznać musiałem, było naprawdę przyjemne i pomocne w tej chwili.
Zadowolony aż zamknąłem oczy, aby oddać się całkowicie przyjemności, która prędzej czy później musiała się zakończyć a szkoda, bo chętnie bym sobie pozwolił na więcej przyjemności, ale co zrobić jak nic nie zrobię.
- Dziękuję kochanie - Cmoknąłem go w policzek, wstając powoli z łóżka, trzymając się za kręgosłup, cicho wzdychając.
- Może lepiej się połóż co? Nie ma potrzeby wstawać - Powiedział, co spowodowało skrzywienie malujące się na mojej twarzy.
- Nie mogę niedobrze mi - Przyznałem, kładąc dłoń na klatce piersiowej, przełykając z trudem ślinę.
- Chcesz iść do toalety? - Zapytał, zmartwiony kładąc mi dłoń na plecach, delikatnie je głaskając.
- Nie, nie chce - Odparłem, biorąc kilka głębokich wdechów, trochę się uspokajając. - Już mi lepiej - Przyznałem, przytulając się do mojego męża.
- To dobrze, chcesz coś zjeść? - Zapytał, całując mnie w czubek głowy, głaszcząc po plecach.
- Nie, nie jestem głodny - Przyznałem, naprawdę nie mając ochoty na jedzenie, wiedząc, że jeśli teraz coś zjem, naprawdę zwymiotuję, a tego przecież nie chce, już i tak moje ciało jest poszkodowane tym ciągłym wymiarowaniem.
- Naprawdę? Powinieneś coś zjeść, nie możesz chodzić głodny - Powiedział zmartwiony, nie przestając mnie przytulać do siebie.
- Wiem Sorey, ale nie teraz, teraz nie mam ochoty jeść, jeśli zjem, zwymiotuję, a tego nie chcemy prawda? - Przyznałem zgodnie z prawdą zmęczony samym mówieniem, mój panie jak ciężko jest znieść dwojga maluchów, które kocham, ale męczą mnie jak nic i nikt inny w tej chwili...
- Dobrze, dam ci spokój przynajmniej na te chwilę - Dał mi spokój, nie zmuszając mnie do jedzenia, dając mi odetchnąć. - A wiesz, może wrócimy do tematu dzieci? - Na to pytanie zmarszczyłem brwi, przyglądając mu się uważnie, jak to? Nie rozmawialiśmy wczoraj o tematach dzieci i ich imion? Byłem pewien, że tak właśnie było a temat ten mamy za sobą.
- A nie rozmawialiśmy o tym wczoraj? - Podpytałem, patrząc w jego oczy.
- Tak, ale imiona, które wymyśliliśmy, były słabe - Stwierdził, a mnie nagle olśniło no tak, w sumie o tym rozmawialiśmy, nasze pomysły na imiona były słabe, chociaż i te, na które teraz wpadłem, wcale nie były lepsze, chociaż myślę, że i tak są całkiem ładne.
- Masz rację - Zgodziłem się, odsuwając się od męża, patrząc na niego z uśmiechem na ustach. - Mam pomysł, tylko nie wiem, czy te imiona będą ci się podobać - Stwierdziłem szczerze, nie będąc pewnym czy aby na pewno imiona, które wymyśliłem, będą podobać się mojemu mężowi.
- Powiedz proszę, chcę je usłyszeć.
- No dobrze to może Haru i Hana? - Zapytałem, zaciekawiony jego opinął na temat imion.

<Pasterzyku? C:>

Od Soreya CD Mikleo

 Yukio i Yumiko... muszę przyznać, to miało ręce i nogi, łączyło się ze sobą jakoś, a skoro to są bliźniaki, to pewnie będą podobne, i imiona muszą być podobne. A może skoro właśnie będą do siebie podobne, to trzeba troszkę takie bardziej różnorodne imiona? No i jak bardziej się nad tym zastanawiam, to Yukio to taki Yuki, tylko z „o” na końcu. Yumiko też ma w sobie „Yuki”, wystarczy tylko usnąć kilka literek, no i dwie poprzemieniać. Chyba oboje się tak niezbyt popisaliśmy kreatywnością... ale możemy zwalić to na zmęczenie. Miki musi chodzić po całym domu z gigantycznym brzuchem i pewnie strasznie go plecy rozbolały. Ja dzisiaj odrobinkę pochodziłem w jedną i drugą stronę, no i w szpitalu też miałem mały wycisk, ale to był już ostatni taki dzień. Może nie wypocznę, bo będę musiał zająć się Mikleo, ale może chociaż odrobinkę się wyśpię. A już na pewno nie będę tyle razy chodzić do miasta, bo tak to chodziłem do pracy i na zakupy, a teraz tylko na zakupy. Może jeszcze czasem po Lailah. 
- Chyba sobie jutro pomyślimy nad imionami – stwierdziłem, gładząc go po włosach.
- Myślę, że to bardzo dobry pomysł – stwierdził już na wpół śpiący. Miałem mu jeszcze zaproponować jakąś kąpiel, może coś do jedzenia, bo dzisiaj tak strasznie mało jadł, no ale to chyba faktycznie nie miało sensu. Jutro przypilnuję, by zjadł odpowiednią ilość. W końcu i on musi się najeść, i nasze dwa maleństwa. 
- Dobranoc, Owieczko – powiedziałem cichutko, całując go w skroń. Mikleo już zasnął i nie zdążył mi odpowiedzieć... moje biedne maleństwo. Gdyby tylko jakoś mógł od niego zabrać część tego, co on musiał przeżywać w związku z tą ciążą, natychmiast bym się na to zdecydował. Czysto teoretycznie, ja też mógłbym być w ciąży. Wystarczyłoby tylko, że zmieniłbym płeć. Ale to byłoby dziwne, tak zostać zdominowanym przez Mikleo. Nie wiem, czy bym to potrafił zrobić. Zawsze to ja dominowałem. I nie chciałem tego zmieniać. To jednak nie mógłbym być w ciąży. I właśnie z tą myślą zasnąłem. 

Tej nocy miałem bardzo dziwny sen, w którym to ja byłem w ciąży. I to było straszne, obudziłem się zlany zimnym potem. Nigdy więcej... jak Miki znosi to bycie w ciąży, to nie mam pojęcia, ale ja bym poległ. Miki to jednak był wielki. Naprawdę zasługuje na to, by go nosić na rękach i spełniać każdą zachciankę, a nawet jeszcze więcej. Tylko nie wiem, czym mogłoby być to więcej. 
- Wszystko w porządku? – usłyszałem zmartwiony głos Mikleo, co mnie zaskoczyło. Już nie śpi? Czemu on nie śpi? Powinien spać, i to dużo spać. 
- Oczywiście, Owieczko. Miałem strasznie głupi sen – odparłem, wzdychając z ulgą, strasznie ciesząc się, że jestem sobą, nie kobietą. 
- Trochę słyszałem. Gadałeś przez sen – wyjaśnił, a ja się zmieszałem. Ale ja głupoty musiałem głupoty gadać.. nie dość, że gadam je w dzień, to jeszcze w nocy. 
- Coś szczególnie głupiego padło z moich ust? – dopytałem czując, jak moje poliki pokrywają się czerwienią. Jeszcze nic nie wiem, a już czuję wstyd, no ale znając mnie, to ja nic mądrego nie powiedziałem. I jeszcze się przeraziłem czymś tak błahym... to chyba był mój największy wstyd.

<Owieczko? c:>

niedziela, 30 lipca 2023

Od Mikleo CD Soreya

 Całkiem miło było mi spędzić dzień z Lailah zawsze to jakaś odmiana, nie żeby przeszkadzała mi obecność mojego męża, ale szczerze mówiąc, goście są zawsze mile widziani, tym bardziej że całymi dniami siedzę sam w domu, no może nie do końca sam a ze zwierzakami, ale mimo wszystko to nie to samo, z nimi nie mogłem rozmawiać, nie tak jak z ludźmi.
Lailah dotrzymywała mi towarzystwa, rozmawiając i opowiadając o nowym pasterzu, który znów pojawił się w jej życiu. A pomyśleć, że kiedyś to mój mąż był pasterzem, a po nim był Arthur a teraz Nikolas, który jak twierdziła Lailah, był bardzo przystojnym i mądrym facetem, to ciekawe, bo każdy pasterz jest jej zdaniem przystojny.
Zaciekawiony słuchałem jej historii, ciesząc się, że Lailah znów ma szansę przeżyć różne emocjonujące przygody, na które ja nie mam już możliwość z tą różnicą, że ja sam tego chciałem, chciałem mieć dzieci, a i mój mąż bardzo je chciał, dlatego wspólnie spłodziliśmy potomstwo, które za kilka miesięcy pojawi się na świecie.
Dzień z panią jeziora był bardzo przyjemny i jedzonko, które przygotował mój mąż, było bardzo, ale to bardzo pyszne.
Zadowolony, najedzony i w dobrym humorze pożegnałem się z panią jeziora, dopiero teraz odczuwając, jak bardzo zmęczony jestem.
- Zmęczony? - Zapytał, widząc, że ledwo trzymam się na nogach, mając już dość tego dnia.
- Troszeczkę tak - Przyznałem, powoli wchodząc na schody, idąc schodek po schodkach, nie chcąc, aby mój mąż nie nosił mnie po schodach, dobrze wiedząc, że ważę już swoje, a waga najmniejsza nie jest.
- Chcesz może coś? - Zapytał, pomagając mi dojść do sypialni, nakrywając mnie kocykiem, co było bardzo przyjemne.
- Nie, niczego już nie chce - Przyznałem, czekając aż mój kochany mąż, przytuli się do mnie, a nawet do nas.
- W porządku - Wyszeptał, kładąc się obok mnie, całując w czoło. - Wiesz, zastanawiałem się nad imionami dla naszych maluchów i wiesz, pomyślałem sobie, że może nasza córka będzie nazywała się Yumiko co ty na to? - Zapytał, wpatrując się we mnie jak w obrazek.
- Przyznam szczerze, że to całkiem ładne imię - Naprawdę to imię mi się podobało i w sumie może mieć to imię, bo jest całkiem ładne.
- Jesteś pewien? Może masz pomysł na lepsze imię? - Podpytał, najwidoczniej chcąc poznać mój pomysł na imię, gdy ja nawet jeszcze o tym nie myślałem.
- Nie, to imię jest naprawdę ładne i nie ma co go zmieniać - Przyznałem zgodnie z prawdą zadowolony z wymyślonego przez niego imienia.
- Jeśli tego jesteś pewien, to może ty wymyślisz jakieś imię dla naszego synka? - Zapytał, a ja zmarszczyłem brwi, myśląc nad imieniem dla synka.
- Hym, może Yukio? - Zapytałem, chcąc, aby imiona córki i syna były do siebie podobne, myślę, że takie imiona będą całkiem ładne, chociaż przyznam, że Satoru też nawet mi się podoba, nie wiem, nie jestem zdecydowany, tym bardziej że też byłem zmęczony, a gdy jestem zamęczony, nie wszystko idzie po mojej myśli. - Chyb, że ty masz lepsze imię - Powiedziałem, ziewając cicho, kładąc głowę na jego klatce piersiowej.

  1. <Pasterzyku? C:>

Od Soreya CD Mikleo

 Chłopiec i dziewczynka... przez chwilę zacząłem analizować te informacje i doszedłem do wniosku, że mimo wszystko wolałbym dwie dziewczynki. No ale pierwotnie wolałem właśnie dziewczynkę, no i dziewczynka była, tak więc uznałem to za sukces. I też w sumie sypianie będą się zgadzać, chłopiec pójdzie do sypialni po Yukim i Merlinie, a dziewczynka będzie w pokoju po Misaki. A jak chodzi o remont, to może tylko odświeżę kolory? Meble są w całkiem dobrym stanie, no ale i tak trzeba będzie skądś skombinować drugie łóżeczko. Albo je kupię, albo spróbuję coś tam zrobić i jak mi nie wyjdzie, to wtedy coś kupię. Dzisiaj był mój ostatni dzień w pracy i mogę już całkowicie skupić się na Mikleo i na tym, by mu pomagać na każdym kroku. Chociaż muszę przyznać, nie za bardzo wiem, jak ja będę go nosić po rękach w późniejsze ciąży, bo już teraz moja Owieczka z tymi maleństwami sporo ważyła i miałem mały problem, by go nosić po tych schodach... no ale cały czas będę się starał. Póki mi się plecy nie złamią wpół. 
- Jesteś pewna? – dopytałem tak dla świętego spokoju. W końcu, każdy się może pomylić, czy to anioł czy człowiek. 
- Jestem pewna. I nie dostrzegam też żadnych nieprawidłowości, ale i tak ponowimy badanie za kilka tygodni – powiedziała, wstając z krzesła. 
- Zostaniesz może na obiad? – zaproponowałem, chcąc się jej odwdzięczyć za to, że sprawuje opiekę nad moim mężem podczas ciąży. I za to badanie. Poza tym, mojemu mężowi przyda się trochę inne towarzystwo, niż ja. Mnie czasem może mieć dosyć, i ja doskonale to rozumiałem. Poza tym, po dzisiejszym dniu w pracy byłem trochę zmęczony i małomówny, więc Miki będzie sobie rozmawiał Lailah, a ja trochę nabiorę energii by znów się móc zajmować w pełni moim aniołkiem kochanym. 
- A co takiego dobrego przygotowujesz? – odpowiedziała pytaniem i już po tej odpowiedzi zorientowałem się, że Lailah przystała na moją propozycję. 
- Jeszcze nie mam pojęcia. Owieczko, na co takiego masz ochotę? – zapytałem Mikleo, zdecydowanie będąc gotowy na wszystko. Przez jakie ja smaki nie przeszedłem, odkąd on jest w ciąży... raz chciał słodkie, raz chciał kwaśne, innym razem była ryba, a jeszcze innego dnia chciał jakieś przedziwne sałatki. Dzięki niemu przeszedłem przyspieszony kurs gotowania, albo może raczej nadal przechodzę, bo cały czas się uczę. 
- Coś ostrego – zaproponował, co mnie zaskoczyło. No o to jeszcze nie prosił... codziennie coś nowego. 
- Ale mocno ostre, średnio ostre, czy żeby tak troszkę ostre było? – dopytałem, chcąc wiedząc, jak mam skomponować przyprawy. Miałem pewien pomysł, chciałem przygotować potrawkę z ryżem i kurczakiem, no i do tego wszystkiego oczywiście warzywa. To była taka moja pierwsza myśl, mam nadzieję, że z tego coś wyjdzie. 
- Nie chcę, żeby było to bardzo ostre, ale chcę czuć tę ostrość – wyjaśnił, na co pokiwałem głową. Czyli będę musiał mu podawać do próbowania, by z ostrością nie przesadzić... jakoś to ogramy. 
- Pójdę więc na szybkie zakupy i już zabieram się za obiad. Chcecie coś do picia, zanim wyjdę? Wody, herbaty, kakao, soku? Tobie Lailah mogę jeszcze zaproponować wino – wymieniłem, chcąc oczywiście jak najlepiej ugościć panią jeziora i zapewnić Mikeo wszystko, czego chce. Albo prawie wszystkiego, bo alkoholu mu zapewnić nie mogę. 
Lailah poprosiła o wino, a Miki o gorącą czekoladę, a ja zaraz im wszystko przygotowałem i przyniosłem, prosząc kobietę, by zajęła się moim Mikim, kiedy mnie nie będzie. Najchętniej to nie szedłbym na te zakupy, no ale nie mam żadnych ostrych przypraw w domu, bo do tej pory nigdy nie były potrzebne. Może też po drodze pomyślę nad imionami dla naszych pociech...? Dla dziewczynki miałem pewną propozycję, nazwałbym ją Yumiko, ale dla chłopca...? W ogóle się nad tym nie zastanawiałem. Ale jak tak teraz myślę nad tą Yumiko, to chyba też nie jest takie jakieś najlepsze. Pewnie Miki jest mądrzejszy i ma na pewno lepsze propozycje ode mnie...

<Owieczko? c:>

Od Mikleo CD Soreya

 Sorey odrobinkę przesadzał, byłem w stanie świetnie sona radzić bez jego pomocy, brzuch jeszcze aż tak mi życia nie utrudniał, chociaż przyznam, że plecy już teraz zaczęły nieprzyjemne mnie boleć, a poza tym jest ze mną całkiem dobrze.
Skupię się jednak na czymś ważniejszym jak na przykład obiad, niby tak trywialna sprawa, ale teraz z powodu ciąży ciągle bym coś jadł.
- Zjadłbym może rosół, o tak pyszny rosół - Odparłem, gryząc kolejny kawałek czekolady..
- Rosół? Jego przygotowanie będzie trwało z 3 do 4 godzin, jesteś pewien, że chcesz tyle czekać? - Podpytał, przyglądając mi się z uwagą w swoich rubinowych oczach.
- Tak, chce poczekać i chce zjeść rosół - Przyznałem, odkładając czekoladę, której miałem już dość, co jak co ale i słodkie może się przejeść..
- Dobrze, jeśli tego chcesz - Zgodził się, aby ugotować mi rosół, wstając z kanapy, idąc na chwilę do kuchni, wracając do mnie z chusteczką, wycierając moje usta z czekolady, następnie je całując. - Biorę się do pracy, a ty odpoczywaj - Dopowiedział, co mu uniemożliwiłem, wtulając się w jego ciało, chcąc mieć go jeszcze chwilę przy sobie.
- Jeszcze chwilę, nic cię nie spieszy - Wyszeptałem, wtulony w jego ciało nie chcąc, aby ode mnie uciekał..
Mój mąż oczywiście pozwolił mi trwać przy sobie tak długo, jak długo tylko pozwolić mógł, nim wstał z kanapy, idąc do kuchni, gdzie zabrał się do pracy, gdy ja przez cały czas mu towarzyszyłem, podpowiadając co musi dodać lub jak musi to uczynić, aby rosół był dobry.
I faktycznie był, był bardzo dobry i bardzo chętnie przeze mnie zjedzony.
Po jedzeniu oczywiście byłem już zmęczony i znów musiałem się położyć, ostatni to ciągle tylko jem i śpię I tak płynęły mi dni.


Pewnego dnia, gdy czekałem znów na Soreya który miał wrócić z pracy, usłyszałem pukanie do dziwi, co przyznam, lekko mnie zaskoczyło.
Sorey miał klucze do drzwi i nie musiał, czekać aż ja wstanę z łóżka i otworze mu drzwi.
- Lailah? Miło cię zobaczy - Przywitałem się z kobietą, którą zaprosiłem do domu, doskonałe wiedząc, po co przyszła.
- Witaj Mikleo, jak się czujesz?- Zapytała, przyglądając mi się z tym uśmiechem na twarzy.
- Dobrze, jestem trochę obolały i napuchnięty tu i tam, ale poza tym czuje się dobrze - Wyznałem zgodnie z prawdą, siadając na kanapie trochę zmęczony staniem i chodzeniem, które nie było takie proste przy dwójce maluchów rosnących jak na drożdżach.
- To dobrze, gdzie jest Sorey? - Zmieniła temat, pytając o mojego męża, który właśnie wszedł do domu.
- Właśnie wrócił - Odezwałem się, patrząc w jego stronę, dostrzegając go już po chwili, uśmiechając się do niego szczerze. - Dzień dobry Sorey - Przywitałem się z nim, co zrobiła również Lailah, witając się z moim mężem.
- Dzień dobry Lailah, Dzień dobry owieczko jak się czujesz? - Zapytał, całując mnie w czoło.
- Dobrze naprawdę dobrze - Stwierdziłem, co uszczęśliwiło mojego męża, który od razu zapytał się Lailah, co ją do nas sprowadza, a to, co powiedziała, uszczęśliwiło mojego męża jeszcze bardziej.
Bowiem Lailah przyszła, aby zrobić mi badanie kontrolne, informując nas o płci naszych dzieci.
Badania były bardzo dokładne i trochę nieprzyjemne, ale potrzebne, abyśmy byli pewni, że nasze dzieci są zdrowe.
- I co? Wiesz już? - Zapytał Sorey, który już nie mógł doczekać się odpowiedzi.
- Tak, bliźniaki to dziewczynka i chłopiec - Powiedziała, uśmiechając się do nas ciepło.


<Pasterzyku? C:>

Od Soreya CD Mikleo

 Nie chciałem czekać na Lailah. Po co miałem to robić, skoro mogłem iść po nią teraz? I już teraz mógłbym się dowiedzieć, jak się do nich zwracać. I myśleć nad imionami. I wiedzieć, jakie rzeczy kupować do pokoju. Przecież by się przydało jakiś remont zrobić. A jak mam zacząć robić remont, kiedy nie wiem, dla kogo go robię? Zresztą, już nie mogłem się doczekać, kiedy w końcu pojawią się one na świecie. Co prawda, do tego jeszcze aż pięć miesięcy... no ale i tak się nie mogłem doczekać. Miki chyba też, a przynajmniej tak mi się wydaje. W końcu jak już urodzi, skończą się poranne mdłości. I plecy go nie będą boleć. Odpocznie, bo to ja będę się zajmował dziećmi, a taki przynajmniej miałem plan. I będzie mógł wrócić do swojej postaci. Trochę się stęskniłem za Mikim chłopakiem. Co prawda, bardzo wyglądem nie odstaje od tej swojej męskiej wersji, o ale jednak troszkę brzmi inaczej. I nawet pachnie trochę bardziej słodko i kobieco. Kiedy już wróci mój Miki, chyba go nie będę wypuszczał z sypialni. I tu nie chodzi mi o nim zbereźnego, po prostu chcę się już do niego mocno przytulić i odurzyć jego zapachem. Teraz tak trochę się boję do niego przytulić, y nie skrzywdzić i jego, i naszych maleństw, które sądząc po wielkości brzucha, takimi maleństwami już nie były. 
- A co, jeżeli Lailah o nas zapomniała? Może pora jej przypomnieć? – zapytałem, naprawdę już gotów do wrócenia do miasta, do katedry, by poprosić ją o podejście do nas. Co prawda, trochę już zmęczony byłem po pracy, ale coś takiego nie mogło być moją wymówką. Jak dzieci przyjdą na świat, nie będę miał żadnych wymówek i będę musiał się nimi jakoś zajmować, nawet jak będę padnięty. 
- Pora, byś usiadł obok mnie i się do mnie przytulił. Stęskniłem się za tobą – powiedział, chwytając mnie za dłoń. Stęsknił się za mną... no i co ja z nim mam. 
- Przepraszam, Owieczko. Ale wiesz, że muszę pracować – powiedziałem, zajmując miejsce obok niego, i przytulając go do siebie, gładząc go po włoskach. 
- Wiem, ale i tak będę za tobą tęsknił – odparł, opierając głowę o moją pierś. 
- Jeszcze miesiąc i będę przy tobie dzień w dzień czuwał – obiecałem, cicho wzdychając. Byłem odrobinkę zmęczony, najchętniej to bym teraz poszedł spać, ale nie mogłem. Musiałem zaraz coś przygotować sobie i Mikiemu do jedzenia. Znaczy się, może nie zaraz, bo Miki zajada się aktualnie czekoladą, no ale za godzinę już się mogę zabierać za obiad. 
-  Nie musisz aż tak szybko do mnie wracać, dam sobie radę jeszcze przez jakiś czas – przyznał, dalej zajadając się swoją czekoladą. Byleby tylko za dużo jej nie pochłonął, bo nie będzie chciał jeść obiadu, a przecież dzieci na samej czekoladzie nie mogą być. 
- Masz tak duży brzuch, że ledwo się ruszasz. I tak się zastanawiam, czy aby już teraz do ciebie nie wracać. Martwię się o ciebie – przyznałem, całując go w czubek głowy. Już schodzenie po schodach musi być dla niego trudne... Może faktycznie powinienem teraz do niego wrócić? Do końca tygodnia już bym tam pochodził, ale nie dłużej. Są rzeczy ważne i ważniejsze, a mój Miki jest najważniejszy. – Co byś chciał na obiad dzisiaj, Owieczko? – dopytałem, przyglądając się uważnie jego twarzy, która była pobrudzona czekoladą. Zaraz będę musiał podejść po jakąś ściereczkę i go umyć. Ale to zaraz, najpierw niech doje, a ja sobie popatrzę, jak uroczo wygląda. 

<Owieczko? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Zadowolony od razu zabrałem się za jedzenie, nie mogąc się oprzeć tym pysznością, które tak bardzo mi smakowały.
Muszę przyznać, że mimo mojej pomocy obiad smakował mi jak żaden inny przez niego zrobiony.
- I jak? - Zapytał, przyglądając mi się z uwagą i lękiem w oczach, tak jakby od mojej opinii zależało całe jego życie.
- Dobre, naprawdę dobre - Przyznałem, uśmiechając się przy tym łagodnie..
- Cieszę się - Zadowolony zabrał talerz po jedzeniu, całując mnie w czoło, idąc do zlewu, myjąc talerze..
W tym czasie ja wstałem od stołu, musząc się o niego oprzeć, aby nie przewróci na ziemię. Wygląda na to, że mój organizm miał już na dziś dosyć atrakcji.
Sorey widząc, że jestem słaby, wziął mnie na ręce, mimo że nie musiał, bo sam bym się po schodach przeszedł, a zamiast tego trafiłem do łóżka, na rękach męża wtulając się w poduszkę.
Sorey głaskał mnie przez chwilę po głowie, nim odpłynąłem do krainy snów.

Całymi dniami spałem, jadłem lub spacerowałem po dworze, czekając aż mój mąż wróci do domu, czy się bez niego nudziłem? Trochę tak zawsze lepiej, gdy ukochana osoba jest blisko, ale i bez niego też potrafiłem sobie radzić.
Najgorsze były poranki, gdy wymiotowałem, męcząc się już po samym poranku z powodu czego reszta dnia była dla mnie męcząca.
Musiałem więcej leżeć, aby w ogóle muc przeżyć cały dzień.
Mimo że to dopiero czwarty miesiąc mój brzuch był dobrze widoczny, co przy dwóch poprzednich ciążach było niemożliwe, ponieważ dzieci były małe, a ta dwójka coś czuję, będzie dosyć spora.
Czekając na męża, siadałem na kanapie, nie mogąc doczekać się jego powrotu do domu, które były różne, ran wracał po ośmiu godzinach, innym razem nawet po dwunastu, a to nie specjalnie mi się podobało, chciałem naprawdę, aby on był przy mnie przez cały czas, mimo że nie mogłem tego od niej oczekiwać, pracował dla nas, dla naszych dzieci, której za kilka miesięcy pojawią się na tym świecie.
- Sorey - Zawołałem, gdy tylko mój mąż wszedł do domu zmęczony i obolały.
- Cześć owieczko jak się czujecie? - Zapytał, kładąc mi dłoń na brzuchu, delikatnie go głaszcząc.
- Dobrze się czuje - Przyznałem zgodnie z prawdą, uśmiechając się do męża, idąc za nim do kuchni, zaglądając do torb które były pełne słodkości. - Czekolada - Zawołałem z radością w głosie, otwierając czekoladę, którą zacząłem jeść. - Pyszne - Wyznałem, zgodnie z prawdą oblizując usta, ciesząc się jej pysznym smakiem.
- Cieszę się, że ci smakuje - Wyszeptał, podchodząc do mnie, aby się przytulić i pogłaskać po brzuszku klękając przed nim, aby go ucałować, witając się z maluszka.
- Chciałbym już wiedzieć jakiej płci są maluszki - Wyznał, gdy położyłem dłoń na jego głowę, delikatnie ją głaszcząc.
- Wiesz, myślę, że chyba już można by się tego dowiedzieć - Wyznałem, kojarząc, że poprzednie ciąże właśnie w tym okresie dowiadywaliśmy się jakiej płci jest nasze dziecko.
Sorey słysząc moje słowa, wstał energicznie z kolan, patrząc na mnie z szerokim uśmiechem na ustach.
- W takim razie musimy pójść do Lailah i dowiedzieć się jaką płeć mają nasze dzieci - Powiedział, co wywołało uśmiech na mojej twarzy.
- Sorey spokojnie, Lailah powiedziała, że przyjdzie do nas, gdy przyjdzie na to czas - Przypomniałem mu, całując go w czoło. - Musisz być cierpliwy - Dodałem, nie przestając się do niego delikatnie uśmiechać.

<Pasterzyku? C;>

sobota, 29 lipca 2023

Od Soreya CD Mikleo

 Muszę przyznać, że byłem odrobinkę zestresowany, bo nie za bardzo wiedziałem, jak zrobić tę rybę. I nie wiem, czy w moim małym zeszyciku było coś na temat ryby. Nic takiego nie kojarzyłem, no ale za bardzo się nie wczytywałem w każdy przepis, więc może coś ominąłem... no ale i tak się stresowałem, bo tak naprawdę dopiero uczyłem się gotować. Nie miałem pojęcia, czy ryba była łatwa do przyrządzenia, czy też trudna. No i jeszcze pytanie, w jakiej postaci Mikleo chciał tę rybę. Jedyne, co wiem, to tylko to, że chce rybę... No nic, zaraz podejmiemy jakąś decyzję. 
Wypakowałem więc zakupy i zacząłem szukać w moim zeszycie jakiegoś przepisu na rybę. Najpierw oczywiście trzeba będzie ją obrać i wyfiletować, czym już zajął się Miki i całe szczęście, bo ja nie miałem zielonego pojęcia, jak to zrobić. Na szczęście moja Owieczka była utalentowana we wszystkim, więc zawsze mogłem na niej polegać. Szkoda, że on tak nie mógł polegać na mnie. Staram się, by mógł na mnie polegać, no ale nie zawsze mi to wychodzi. 
- Jaką chcesz tę rybę? Z pieca, ugotowaną, usmażoną...? Tu jest jeszcze jakaś zupa rybna... – wyczytywałem Mikleo kilka propozycji, naprawdę chcąc spełnić wszystkie jego zachcianki. Nawet te takie totalnie dziwnie i trudne do spełnienia. Nie mogę go przecież zawieść, od tego też zależy dobro naszych maleństw. Ciekawe, kiedy w końcu poznamy ich płeć. Chciałbym wiedzieć, jak się do nich zwracać. I też trzeba myśleć nad imionami. Póki nie poznamy płci, nie ma co się zastanawiać i myśleć. A przynajmniej w moim mniemaniu. 
- A która się wydaje łatwa? – zapytał, co mnie trochę ujęło za serduszko. Naprawdę o mnie myślał... miło z jego strony. 
- Z pieca. Wystarczy troszkę przypraw, cytryny, koperku... No ale jak się piec rozpali, to będzie tu gorąco i nie wiem, czy dasz radę tu wytrzymać – wyjaśniłem, przyglądając się mu ze zmartwieniem. To faktycznie było proste, no ale miało swoją cenę. 
- To wyjdę na dwór. Tam jest bardzo przyjemnie – powiedział z uśmiechem. Nie podobało mi się, to że Mikleo miałby być na dworze, ale to była chyba najlepsza opcja. 
- A coś do rybki? Ziemniaki? Jakaś sałatka? – dopytałem, chcąc mu oczywiście przygotować pełnowartościowy obiad, ale Miki pokręcił przecząco głową. 
- Chcę samą rybę – powiedział hardo, a ja go do niczego nie mogłem zmusić. 
- Rozpalam więc w piecu, a ty możesz wyjść, by się nie przegrzać – poprosiłem, całując go w czółko. Przyprawianie trudne nie jest, a nie chciałbym ryzykować zdrowia mojego męża i naszych maleństw. 
Zadowolony Miki wyszedł znów na dwór, a ja zostałem sam w kuchni. Od razu zabrałem się do pracy chcąc, by wszystko wyszło mi jak najlepiej. Uchyliłem także okno, by nie było tu aż tak duszno, kiedy moja Owieczka wróci. Chociaż... może byśmy zjedli na dworze? To chyba nie jest aż taki zły pomysł. Nawet po wstawieniu ryby do pieca siedziałem w domu, musząc oczywiście pilnować, by się dobrze upiekła i nie spaliła. A kiedy już była gotowa, wyjąłem filety na talerze, zgasiłem ogień w piecu, i wyszedłem na dwór, na taras, prosząc Mikleo, by do mnie podszedł. 
- Tak jak prosiłeś, sama ryba. Mam nadzieję, że będzie dobra – powiedziałem, stawiając talerz z obiadem na stole. Chociaż, czy to był taki faktyczny obiad...? To tylko ryba. Albo aż ryba. No nic, najważniejsze było, żeby mu smakowało, a z tym różnie może być. 

<Owieczko? c:>

Od Mikleo CD Soreya

 Wzruszony przez nadmierną ilość hormonów potrzebowałem jeszcze chwili, ale przestać płakać i zacząć jeść budyń, który bardzo mi smakował. Nie do wiary, że tak bardzo mi coś smakuje, coś, czego nigdy nawet bym nie zjadł.
- Pyszne - Wyznałem, gdy tylko zjadłem swój posiłek, całując go w policzek, uśmiechając się do niego ciepło.
- Bardzo się cieszę, że Ci smakowało, posprzątam teraz po jedzeniu, a ty zastanów się, co chcesz zjeść na obiad - Na to pytanie zastanowiłem się chwilę, analizując, co bym zjadł, a po czym może nie będę wymiotował. No właśnie, to może być trudne, w ciąży z Misaki jazdę jedzenie było dla mnie nie do przełknięcia poza owsianką, z Merlinem miałem smaczki na wszystko to, co nigdy nie powinno być jedzone a teraz? Teraz sam już tego nie wiem.
- Zjadłbym rybę - Odparłem nagle, mając ochotę na ryby różnego rodzaju, w sumie nawet zupą rybną bym nie pogardził.
- Rybę? Jaką rybę? - Podpytał, przyglądając się mi uważnie.
- Obojętnie jaką - Przyznałem, a widząc jego minę, przyglądałem się mu uważnie, zastanawiając się, co teraz powie.
- Tylko wiesz, ja nie umiem przygotować ryby, a nie chcę cię ani naszych maleństw otruć - Gdy to mówił, kiwnąłem delikatnie głową, od razu wiedząc, że w tej sprawie akurat będę musiał mu pomóc, a on nie będzie mógł powiedzieć nie.
- W takim razie ci pomogę - odpowiedziałem mu, co wywołało delikatną niechęć, która od razy zmieniła się na jego twarzy.
- Nie podoba mi się to ani trochę, przecież mówiłem ci, że masz odpoczywać - Powiedział, co wywołało ciche westchnięcie z mojej strony.
- W porządku mogę odpoczywać, ale chcę rybę - Powiedziałem hardo, chcąc rybę, nieważne jak ją zrobi, chce rybę, dlatego właśnie chyba lepiej, abym to ja mu w niej pomógł niż gdyby miało stać się to, czego najbardziej się obawia.
- Dobrze, już dobrze, zrobię ci tę rybę, tylko proszę, teraz idź odpocznij - Poprosił, a ja cóż niby nie chciałem, ale posłusznie poszedłem się położyć przynajmniej na chwilę, aby rozprostować nogi.
Leżałem w łóżku, tak długo, jak mój mąż długo był w domu, bo gdy tylko wyszedł, ja wstałem z łóżka, idąc się przejść, krótki spacer po ogrodzie był naprawdę przyjemny, męczący, aby przyjemny, świeże powietrze było mi potrzebne jak jeszcze nigdy dotąd.
Pobawiłem się z psiakiem, który chętnie gonił za patykiem, przynoszą mi go pod nogi, chcąc abym znów mu go rzucił.
- Miki, co ty robisz? - Zawołał Sorey, który wrócił do domu, czego nie zauważyłem, bawiąc się z kochanym psiakiem.
- Bawię się z psem - Odpowiedziałem, nie rozumiejąc jego zaskoczenia, a nawet zdziwienia tym, że bawię się z psem, przecież nic złego nie robię.
- Miałeś leżeć w łóżku - Powiedział, podchodząc do mnie, od razu chcąc, abym wrócił do domu.
- Nie, Sorey nie jestem chory, nie będę cały dzień leżeć w łóżku - Mruknąłem, rzucając psiakowi patyk, nie mając zamiaru wracać do domu, jeszcze było mi za mało ruchu.
- No dobrze, w takim razie sam zrobię obiad - Słysząc jego słowa, od razy ruszyłem za mężem, chcąc z nim zrobić obiad.

<Pasterzyku? C:>

Od Soreya CD Mikleo

 Coś słodkiego, coś słodkiego... tylko co konkretnie słodkiego? Słodka to na przykład była owsianka z owocami, no ale owsiankę z owocami już jadł wczoraj. A ja jej nie kupiłem jako bardzo dużo, bo nie wiedziałem, że tyle będzie jej jadł. Dzisiaj znów pójdę na jakieś zakupy na rynek, tylko najpierw się dowiem, na co moja Owieczka ma ochotę. I jak trzeba będzie, to będę jadł z nim, by go jakoś wesprzeć w tym wszystkim. Mam nadzieję, że to sprawi, że mój mąż będzie jadł więcej dzięki temu. 
Jako, że Miki miał ochotę na coś słodkiego, zdecydowałem się na budyń. Budyń jest słodki. I lekki. Tylko trochę ciepły, ale Mikleo chyba teraz ciepło za bardzo nie przeszkadzało. A może przeszkadzało, tylko Miki głośno o tym nie mówił? Później się go o to zapytam. Ale to zaraz. 
Tak jak zdecydowałem wcześniej, przygotowałem dwa budynie, jeden dla mnie, drugi dla mojego aniołka kochanego. Swój zamierzałem jeść powoli, bo jeżeli mu zasmakuje, to mogę mu swoją porcję oddać. Gorzej, jak mu nie zasmakuje, bo wtedy będę miał do zjedzenia dwie porcje... no nic, dam radę, w końcu to tylko dwie nieduże porcje. Po kilkunastu minutach w końcu wszystko było gotowe i postawiłem na stole dwie miseczki z łyżkami, czym zdecydowanie zaskoczyłem mojego męża. 
- Ale mi wystarczy tylko jedna porcja – powiedział, na co pokiwałem głową, zajmując miejsce naprzeciw niego. 
- Tak, a ja zjem drugą. Postanowiłem, że będę ci towarzyszył przy jedzeniu, byś nie był taki samotny – wyjaśniłem, uśmiechając się szeroko. 
Myślałem, że Miki też się ucieszy, bo w końcu robiłem to dla niego, no i z początku wyglądał na takowego. Tylko kilka sekund później zaczął płakać, co mnie mocno zaskoczyło. Tak po prostu z jego oczu zaczęły lecieć łzy. Dlaczego? Zrobiłem coś złego? Ja tylko chciałem wspierać go w jedzeniu, to chyba nic złego. Od razu zmieniłem swoje miejsce na te bliżej niego, by go mocno przytulić i pocieszyć, chociaż nie wiem, z jakiego powodu. 
- Hej, Owieczko, co się stało? – spytałem, przytulając go mocno do siebie i gładząc go po włosach. 
- Nic, to po prostu... to po prostu strasznie miłe z twojej strony – wyjaśnił, cichutko pociągając noskiem. Muszę przyznać, że nadal nie rozumiałem, skąd u niego taka reakcja. Ja to chyba głupi jestem, że tego nie rozumiem. Oby nasze dwa maleństwa odziedziczyły mądrość po mamie, bo jak po mnie, to sobie w życiu tego nie wybaczę. Najgorsze, że na głupotę nie ma lekarstwa i w żaden sposób tego nie naprawię. Przynajmniej Miki jest piękny, ja przystojny, to i one ładne będą, a przynajmniej na to wyjdzie. 
- I dlaczego płaczesz? Bo nie rozumiem – zapytałem, kompletnie tego nie rozumiejąc. 
- Wzruszyłem się, bo to takie słodkie z twojej strony – znów wytłumaczył, ale dalej nie rozumiałem. Ja to jednak za głupi jestem i tyle. Jedyne, co zrozumiałem, to że nie zrobiłem nic złego. I tylko to się dla mnie liczyło. 
- Nie ma co płakać, tylko trzeba jeść. Wiem, że wolisz zimno, no ale gorący budyń smakuje lepiej niż zimny – poprosiłem, całując go w skroń i przysuwając do siebie swoją porcję. – I jak zjesz, to zastanów się, co chcesz na obiad, bo nie wiem, co ci przygotowywać – dodałem, cierpliwie czekając, aż weźmie pierwszą łyżeczkę, bo nie wiedziałem, czy mu zasmakuje, czy nie, czy mi się udało go zaspokoić czy też nie... odrobinkę się stresowałem, bo pierwszy raz w życiu robię takie rzeczy i nie wiem, czy mi dobrze to wychodzi, czy też nie. 

<Owieczko? c:>

Od Mikleo CD Soreya

 Zmęczony słuchałem go, mimo że już zdążyłem zapomnieć początkową serię pytań, będąc pewnym co do jednego.
- Chce tylko pójść spać - Przyznałem zgodnie z prawdą, kładąc głowę na poduszkę, czekając na męża, który już po chwili położył się obok mnie, całując delikatnie w czoło.
- Dobranoc owieczko - Wyszeptał, ponownie całując mnie w czoło, pozwalając do siebie przytulić.
- Dobranoc Sorey - Odpowiedziałem, cicho ziewając, nim moje oczy zamknęły się, a ja odpłynąłem znów zmęczony do krainy snów.


Dnia następnego, gdy tylko się obudziłem, poczułem ból brzucha zmuszający mnie do wstania z łóżka i zajścia do łazienki. Poranne mdłości, muszę się do nich przyzwyczaić i to jak najszybciej, bo coś czuję, że lepiej nie będzie a jedynie gorzej.
Sorey słysząc odgłosy dochodzące z łazienki, przyszedł do mnie, chwytając moje włosy, abym ich nie ubrudził podczas wymiotów.
- Lepiej? - Zapytał zmartwiony, gdy już po wszystkim umyłem twarz i zęby powoli idąc w stronę naszej sypialni.
- Trochę tak - Przyznałem zgodnie z prawdą, kładąc się do łóżka, gdzie musiałem odpocząć przynajmniej na kilka chwil.
- A chcesz coś zjeść lub się czegoś napić? - Zapytał, zaczynając głaskać mnie łagodnie po głowie.
- Nie chce jeść, ale napiłbym się herbaty - Przyznałem zgodnie z prawdą, mając ochotę na herbatę ziołową, która może nie spowoduję, że znów zwymiotuje.
- Herbatę? To nie za mało? Może jednak coś bud zjadł? - Zapytał, a ja rozumiejąc jego zmartwienie, uśmiechnąłem się do niego łagodnie, aby zmienił swoje nastaniem do tej sprawy.
- Gdy tylko zgłodnieje, powiem ci o tym dobrze? A na razie chce tylko herbatę - Poprosiłem, nie mając ochoty jeść, w końcu było na to za wcześnie, jeszcze przyjdzie i na to czas.
- Dobrze trzymam cię za słowo - Wyznał, po czym wyszedł z pokoju, idąc po moją herbatę, na którą cierpliwie czekałem leżąc na łóżku wpatrzony w okno.
- Już jestem owieczko - Odezwał się, podając mi herbatę, którą od razu zacząłem pić, czując się od razu lepiej, gdy moje gardło przestało piec. - Jeszcze coś ci potrzeba? - Na te słowa od razu pokręciłem przecząco głową, nie chcąc już niczego pić ani jeść chcąc tylko jeszcze trochę poleżeć i to właśnie zrobiłem, leżałem w łóżku, aż nie poczułem się lepiej, wstając z łóżka, wychodząc z naszej sypialni musząc trochę pochodzić, aby rozprostować kości. Nie może być tak, że w ciąży będę całe dnie leżeć, muszę chodzić i robić co tylko będę mógł, aby nie tylko leżeć w łóżku a do czegoś się przydać.
- Miki? Co ty tu robisz? Dlaczego ty nie leżysz? - Zapytał, zaskoczony podchodząc do mnie.
- Nie jestem chory, aby leżeć całymi dniami, mogę chodzić i robić wszystko, co robiłem dotychczas - Przyznałem, postanawiając zrobić sobie śniadanie, na które miałem już ochotę.
- Zostaw, ja ci je zrobię - Powiedział, co wywołało ciche westchnięcie wydobywające się z moich ust.
- Sorey, bardzo cię proszę, nie jestem chory, mogę sam to zrobić - Wyznałem spokojnie, patrząc na niego, nie chcąc, aby traktował mnie jak chorego.
- Wiem owieczko, ale spójrz, jestem tu dla ciebie, dlatego ty odpoczywaj, bo jutro już mnie tu nie będzie - Gdy to powiedział, kiwnąłem delikatnie głową, niech już mu będzie.
- Dobrze, zjadłbym coś słodkiego - Przyznałem, siadając na krześle, tak jak tego chciał.

<Pasterzyku? C:>

Od Soreya CD Mikleo

 Muszę przyznać, odrobinkę się o Mikleo martwiłem mimo, że nie powinienem. W końcu będzie sobie chodził tylko po ogrodzie, gdzie dodatkowo znajduje się nasz piesek, który na pewno będzie go pilnował, no ale i tak się odrobinkę o niego bałem. W końcu, tu się teraz rozchodzi nie tylko o niego, ale i o te dwie fasolki, które tam w jego brzuchu się znajdują. Może przesadzałem tak się o niego zamartwiając, no ale jak ja mam się o niego nie zamartwiać, kiedy on jest taki delikatny i jeszcze teraz taki troszkę chorowity... znaczy, może nie chorowity, no bo chory nie był, ale się tak trochę zachowywał. A to wymiotował po moim beznadziejnym makaronie, a to się otulał kocykiem, a to jest tak strasznie zmęczony... i z czasem objawów ciąży przybędzie i będzie jeszcze gorzej. Postaram się oczywiście jak najbardziej mu pomóc, by nie czuł się tak źle, no ale i tak Mikleo będzie cierpiał najbardziej. A ja to będę przeżywać razem z nim, bo tylko tyle mogłem zrobić dla niego zrobić.
Tak więc pozmywałem po jego kolacji, od czasu do czasu zerkając przez okno, by upewnić się, że z moim mężem było wszystko w porządku. Tak dla własnego spokoju. Ja zawsze się tak stresowałem, jak Mikleo był w ciąży? Jeśli tak, to ja się nie dziwię, że miałem słabe serce. Dobrze, że teraz moje serce jest silne i że chyba nie jest w stanie nic mu zaszkodzić. Chyba, bo takiej stu procentowej pewności to ja nie miałem. Znajomość anielskiego świata troszkę u mnie leżała, co mogło się wydawać zaskakujące, bo przecież byłem aniołem, ale w ten świat nikt mnie nie wprowadzał. Po prostu się tu pojawiłem z myślą, że muszę odnaleźć Mikleo. To później on uświadomił mi, że jestem aniołem. I kilka innych faktów, no ale dalej miałem małe braki w tej wiedzy. To chyba nie przystoi aniołowi. Powinienem się doedukować w tym temacie, ale to później. Teraz są znacznie ważniejsze rzeczy do nauki, a mianowicie dzieci i opieka nad nimi. 
Kiedy już posprzątałem, wyszedłem na taras, z którego miałem znacznie lepszy widok na mojego aniołka. Nie będę go nigdzie pospieszał, tylko po prostu go pilnował dla swojego spokoju. Teraz niech sobie spaceruje i się rusza, bo później będzie miał z tym problem. I wtedy ja go będę nosił, więc może nie będzie się czuć aż tak źle. 
- Miki, wszystko w porządku? – spytałem spanikowany, zrywając się z krzesła, ponieważ Mikleo źle się poczuł i oparł się o drzewo. 
- Tak, nic mi nie jest – przyznał, ale mimo tego znalazłem się w przy nim w przeciągu dwóch sekund, by go podtrzymać. 
- Chyba na dzisiaj już ci wystarczy tego spacerowania, wracamy do łóżka – powiedziałem stanowczo, już go prowadząc do domu, a Miki w ogóle nie oponował, chyba faktycznie zmęczony. No i dobrze, im mniej mi się opiera, tym więcej mogę zrobić. – Jak rano będę wstawał do pracy, to przygotować ci śniadanie? – zapytałem, poprawiając jego poduszkę, by była bardziej puchata, podczas kiedy mój Miki siedział obok. 
- Jak to wstawał do pracy? Idziesz jutro do pracy? – spytał, chyba lekko nieprzytomnie. 
- Muszę, Owieczko. Przynajmniej na jakiś czas, bo jak rozpoczną się najgorsze miesiące, to będę ci poświęcał pełną uwagę. Byliśmy przygotowani na jedno dziecko, nie dwa, więc troszkę gotówki dodatkowej się nam przyda – wyjaśniłem, zabierając się za jego włosy, które do snu chciałem zapleść w warkocz. 
- A musisz iść koniecznie jutro? Potrzebuję cię – poprosił, a mi się zrobiło go strasznie szkoda. I jak on sobie beze mnie poradzi...? Może poproszę Lailah, by do niego czasem zajrzała? To nie będzie chyba taki zły pomysł. 
- Myślę, że ten jeden dzień mogę to odroczyć. Ale jeden dzień. Pojutrze już idę – powiedziałem, całując go w ucho. – A teraz powiedz mi Owieczko, potrzebujesz jeszcze czegoś? Coś do jedzenia, picia? Może ci kąpiel przygotuję? Albo coś poczytam? A może chcesz jeszcze coś, czego chcesz? – zalałem go trochę lawiną pytań, ponieważ chciałem się dowiedzieć, czy czegoś mu w tej chwili nie brak i jeżeli jakiekolwiek braki wystąpią, to oczywiście zaraz je wypełnię. A przynamniej postaram się to uczynić. 

<Owieczko? c:>

piątek, 28 lipca 2023

Od Mikleo CD Soreya

 Otworzyłem oczy, gdy na dworze było już nieco ciemniej, a to mogło oznaczać, że przespałem prawie cały dzień, co troszeczkę mnie zaskoczyło, jeszcze dziwniejsze jednak było to, że wciąż byłem strasznie zmęczony, tak jakbym nie spał wcale.
Biorąc głęboki wdech i wydech wstałem z łóżka, powoli wychodząc z sypialni, poszukując Soreya, który robił... No właśnie co on robił?.
- Sorey co ty robisz? - Zapytałem zaskoczony, znajdując go w dawnych pokojach naszych dzieci.
- O Miki już wstałeś. Ja? Sprzątam, dawno nie było tu sprzątane - Wyznał, z powodu czego westchnąłem cicho, mając nadzieję, że nie przygotowuje pokoi na przyjście naszych dzieci, bo to zdecydowanie byłoby za wcześnie.
- Powiedz tylko, że nie robisz tego dlatego, że chcesz już zacząć przygotować pokoje dla dzieci? - Zapytałem, patrząc na niego ze zmartwieniem w swoich oczach.
- Nie, wiem przecież, że to za wcześnie chce tylko posprzątać pokoje, aby się nie nudzić, póki śpisz, a że teraz nie śpisz, to przygotuję ci od razu owsiankę z pysznymi owocami - Stwierdził, chwytając moją dłoń, prowadząc do kuchni, gdzie posadził na krześle, całując w czoło.
- Jak się czujesz? Wszystko dobrze? - Zapytał, martwiąc się o mnie chociaż nie wiem dlaczego, przecież nic mi nie było, czułem się bardzo dobrze, a on o nic nie musisz się martwić.
- Czuje się dobrze, jestem trochę zmeczony ale poza tym jest ze mną bardzo dobrze - Przyznałem zgodnie z prawdą, delikatnie się do niego uśmiechając.
- Jeśli jesteś zmęczony po jedzeniu, pójdziesz się położyć - Stwierdził, wywołując u mnie ciche ale za to pewne niechęci westchnięcie, które pokazywał moją niechęć, do tego, co mówił, nie chciałem się znów kłaść, ta opcja nie wchodziła w grę, byłem zmęczony to prawda ale nie chciałem leżeć, trochę mając już tego dość, zdecydowanie bardziej wolałbym sobie trochę pochodzić, a nie całymi dniami gnić w łóżku.
- Nie chce leżeć, przejdę się - Powiedziałem, czym bardzo zaskoczyłem mojego męża a dlaczego? Tego jeszcze nie wiem chociaż zaraz pewnie się dowiem.
- Chcesz wyjść na dwór o tej godzinie? - Zapytał, czego w ogóle nie zrozumiałem, a co złego jest w wieczornym spacerze? Nie rozumiem.
- A co jest złego w spacerze wieczorem tym bardziej po ogrodzie? - Zapytałem, unosząc jedną brew.
- Po ogrodzie to w sumie nic złego, po ogrodzie możesz sobie pochodzić ale nie wychodzi poza ogród - Powiedział, w tym samym czasie stawiając owsiankę na stole, podając mi łyżeczkę. - Smacznego owieczko - Powiedział, całując mnie w czoło.
- Dziękuję - Powiedziałem ładnie, zabierając się do jedzenia pysznej owsianki, która bardzo mi smakowała, pyszne jedzenie aż miło mi było zjeść całą owsiankę, chcąc zjeść jeszcze więcej, dlatego poprosiłem o dokładkę, co uszczęśliwiło mojego męża, który od razu zabrał się do pracy, robiąc mi jeszcze jedną owsiankę, którą znów bardzo chętnie zjadłem.
- Chcesz jeszcze? - Zapytał, zabierając ode mnie pustą miskę.
- Nie, już nie dziękuję, najadłem się- Wyznałem, wstając od stołu, podchodząc do męża, całując go w usta, wychodząc na dwór, tak jak wcześniej mówiłem, chcąc sobie pochodzić po naszym ogródku.

<Pasterzyku? C:>

Od Soreya CD Mikleo

 No i co ja teraz miałem zrobić? Nie mogłem przecież tu tak zostawić resztki tego makaronu tutaj, tak samo jak nie mogłem zostawić Mikleo samego. Na pewno jednak uda mi się zawrzeć jaki kompromis. Tylko jak to by zrobić...? Nie chciałbym sprawić Mikiemu przykrości, on mnie potrzebuje i doskonale to wiem, ale jednak troszkę posprzątać też trzeba. Może najpierw przypilnuję moją Owieczkę, by zasnęło, a kiedy już zaśnie, to wtedy pójdę posprzątać. Tak, to jest dobry pomysł, w końcu ja zmęczony nie byłem, wręcz przeciwnie, byłem strasznie podekscytowany tą informacją i energii miałem aż za dużo, tak więc tylko przy nim poleżę. 
- Zaniosę tylko talerz na dół i do ciebie wrócę, dobrze? – zaproponowałem, uśmiechając się delikatnie. 
- No dobrze, ale zaraz wracaj i nie sprzątaj – polecił mi, na co pokiwałem gorliwie głową i chwyciłem talerz z resztką makaronu. Później to zjem, i może jak zwierzaki będą chętne, to się z nimi podzielę. 
Zostawiłem więc talerz na blacie, zabezpieczając je przed ciekawskimi kotkami i zaraz wróciłem do mojego Mikleo. Teraz będę miał mnóstwo pracy, i przy Mikim, i przy domu, i przy dzieciach, nawet, jeżeli ich jeszcze nie ma na świecie... Obym tylko ich nie zawiódł. Będę się strasznie starał, by tego nie zrobić, no ale ja taki trochę nieprzewidywalny jestem. I im bardziej się staram, tym gorzej mi to wychodzi. No a jak się nie staram, to też mi nie wychodzi. Jak więc powinienem się starać, by mi wychodziło, nie mam pojęcia. Pozostaje mi mieć nadzieję, że nikogo nie zawiodę., co może być ciężkie. 
Od razu położyłem się obok Mikleo, przytulając go do siebie i gładząc go po głowie. Troszkę martwiłem się, że był przykryty kocem, bo przecież on zawsze wolał chłód, no ale temperatura jego ciała była w normie. Może jak ma w ciąży, ma się inne preferencje? Nie wiem, nie znam się za bardzo, nie pamiętam, jak to było, kiedy Miki był w ciąży, chociaż to też mogło nie być dobre odniesienie. Wcześniej nosił w sobie półanioła i człowieka, teraz dwa małe aniołki, więc jego ciało też może reagować inaczej. Mam nadzieję, że w razie jakichś zmian będzie mnie informował, bym mógł mu pomóc i zareagować. 
Po niecałych piętnastu minutach oddech Mikleo stał się taki spokojny i głęboki, więc uświadczyło mnie to w przekonaniu, że mój Miki już zasnął. Zostawiłem go więc samego, opatulając go kocykiem i całując go w czółko. Teraz mogłem zająć się domem i kuchnią, którą trochę zostawiłem brudną, no ale zaraz to się zmieni. Najpierw zjadłem makaron z sosem, który nie smakował źle, a Miki mimo wszystko go zwymiotował. Może jednak coś było na rzeczy...? Tylko co? Za dużo przypraw? Sera? Sam nie wiem, następnym razem może trochę mniej tego dam? No zobaczymy, na razie dostanie owsiankę z owocami, jak wstanie. I wieczorem może jakieś kanapeczki z herbatą. Troszkę mało tych posiłków, no ale dzieciaczki też są jeszcze małe, to może tego jedzenia jeszcze tyle nie potrzebuje...?
Tak więc zjadłem, pomyłem wszystko, zająłem się zwierzakami i miałem w końcu czas da siebie. I nie wiedziałem, co robić. Jutro zamierzałem wrócić do pracy, więc jutro będę miał strasznie dużo roboty, i idąc tym tokiem rozumowania, powinienem dzisiaj odpocząć, ale nie chciałem. Miałem tyle energii, że nie mogłem odpoczywać. Może zacznę pokój da dzieci...? Nie no, na to zdecydowanie za wcześnie. Ale może posprzątałbym stare pokoje dzieciaków, bo tam praktycznie nie zaglądamy. Trochę poprzesuwam meble... albo lepiej nie, bo obudzę Mikleo. Ale posprzątać zawsze mogę. Koniecznie musiałem zająć czymś ręce, a że Miki spał, no to musiałem sobie znaleźć zajęcie. 

<Owieczko? c:>

Od Mikleo CD Soreya

 Patrzyłem na jedzenie, które wyglądało bardzo smacznie, ale nie pasowało mi to, że będę jadł sam, zawsze to ja jadałem z mężem, aby mu towarzyszyć, a teraz mam jeść sam? Nie do końca mi się to podobało, ale skoro już tak muszę, zrobię to dla naszych maleństw.
Nie zjadłem za dużo, wręcz tylko troszeczkę nie mając już ochoty na jedzenie, niby byłem głodny, ale chyba nie aż tak głodny, jak myślał mój mąż.
- Już nie chce - Przyznałem, zgodnie z prawdą odstawiając miskę z jedzenie na bok.
- Zjadłeś tylko trochę, nie smakuje ci? - Zapytał, a ja pokręciłem przecząco delikatnie głową, czując dziwne uczucie w brzuchu, tak jakby wszystkie flaki mi się przewracały, a gardło zaczęło nieprzyjemnie piec.
Nie myśląc ani sekundy dłużej wstałem z łóżka, idąc do toalety, trafiając tam w ostatnim momencie nim znów wszystko, co zjadłem zwymiotowałem, zmęczony jeszcze bardziej niż rano.
- Co się dzieje owieczko? Może jednak coś źle zrobiłem - Odezwał się, pomagając mi wrócić do łóżka po umyciu twarzy i zębów pomagając mi położyć się do cieplutkiego i wygodnego łózka.
- Nie przejmuj się skarbie, w ciąży cokolwiek bym nie zjadł i tak jest duże prawdopodobieństwo, że zwymiotuję - Przyznałem, pamiętając doskonale, jak czułem się podczas pierwszej, jak i drugiej ciąży dlatego i ta nie jest dla mnie wielki zaskoczenie.
- W takim razie co ci pomagało? Na pewno musiało coś takiego być - Pytał dalej, chcąc wiedzieć, co mogłem jeść, aby nie wymiotować.
- Najczęściej pomagała mi owsianka - Przyznałem zmęczony, czując jak oczy, powoli zaczynały mi się kleić, niedawno wstałem, a już chce mi się spać, wygląda na to, że teraz będę spał zdecydowanie więcej niż na co dzień, ale czy to źle? Sam nie wiem, jedzenie, spanie i tycie jak miło.
- W takim razie od razu przygotuję ci owsiankę - Stwierdził hardo, już chcąc wstać z łóżka i pójść czego nie zrobił z powodu mojego uścisku na jego dłoni.
- Nie Sorey, nie chce jeść, chce mi się spać - Wyznałem, przecierając zmęczone oczy, sugerując mu, że nie ma sensu nic gotować, bo i tak nic z tego nie będzie.
- Rozumiem, w taki razie śpij sobie owieczko, a gdy się obudzisz, przygotuję ci owsiankę - Obiecał, zaczynając głaskać mnie po głowie, uśmiechając się do mnie ciepło.
- A nie położysz się ze mną? - Zapytałem, troszeczkę ty faktem niepocieszony, potrzebowałem go i chciałem przytulić do niego, teraz potrzebując go przy sobie jak jeszcze nigdy dotąd.
Sorey patrzył na nie przez chwile, analizują swoją odpowiedz, którą chciał skierować w moją stronę.
- No nie wiem, mam co robić, w kuchni trzeba posprzątać, po twoim obiedzie, a i z tym makaron trzeba coś zrobić, nie może tu tak leżeć - Powiedział, a ja westchnąłem cicho, właśnie tego się spodziewając, Sorey teraz będzie chciał robić wszystko za dwoje, abym to ja się nie przemęczał, a i po co? Nie mam pojęcia, jestem zdrowy i mogę robić wszystko tylko nie teraz, bo jestem zmęczony.
- Sorey, praca nie ucieknie, a ja chce, abyś chociaż na chwile ze mną poleżał, potrzebuję się teraz przytulić - Przyznałem, patrzą na niego prosząco, aby chociaż spróbować przekonać go do położenia się obok mnie, to przecież ssak niewiele a mi naprawdę pomoże w odpoczynku.

<Pasterzyku? C:>

Od Soreya CD Mikleo

 Tak zaaferowany tym, że mój Miki chce coś zjeść, prawie od razu wyszedłem z domu i dopiero w ostatnich chwili zdałem sobie sprawę z dwóch rzeczy. Po pierwsze, nie wziąłem ze sobą pieniędzy, a bez tego nic nie kupię, a po drugie nie wiem, co kupić. Mikleo nie powiedział mi, co chce zjeść, a ja sam nie miałem pojęcia, co zrobić. Jakiś cichutki głosik w mojej głowie mówił mi, bym zajrzał do szuflady w kuchni. Nie do końca wiedziałem, po co miałbym to zrobić, ale kiedy już wziąłem mieszek z monetami i schowałem go do kieszeni, postanowiłem posłuchać tego cichutkiego głosu i tam zajrzeć. Ku mojemu zaskoczeniu, znalazłem w nim jakiś notatnik. Zaintrygowany tym znaleziskiem zacząłem je oglądać i okazało się, że to był zeszyt z przepisami. Spisanych moją ręką. A przynajmniej to wyglądało, jak moje pismo. Byłem tego pewien, a przecież w tym życiu jeszcze nic nie pisałem, więc czysto teoretycznie nie powinienem rozpoznawać swojego charakteru pisma. Wygląda na to, że jako człowiek spisywałem przepisy w jedno miejsce. Ja to czasem mądry jestem. Tylko mogłem jeszcze momentami wyraźniej pisać. 
Wyrwałem jedną z nielicznych pozostałych kartek i zacząłem robić listę zakupów, bo coś podejrzewałem, że bym zapomniał o połowie rzeczy. Na pierwszy ogień poszły produkty najważniejsze i pierwszej potrzeby, jak jakiś malutki chlebek, by miał coś na kolację i jutrzejsze śniadanie, jajka, masło, może jakiś ser, jakieś warzywa, jakby były. A później jeszcze raz przekartkowałem zeszyt by zdecydować się na jeden obiad. Nie chciałem robić wielkich zakupów, dlatego chciałem się skupić na jednym daniu. Tylko na którym...? Może ten makaron z sosem pomidorowym? Brzmi całkiem prosto. Pytanie tylko, czy to takie efektowne będzie... no nic, mam nadzieję, że Mikiemu zasmakuje. Szybko spisałem produkty potrzebne do tego dania i opuściłem dom z moim psim towarzyszem u boku. 
Same zakupy zajęły mi trochę czasu, bo aż godzinę. Nie planowałem, by tak długo mi to zajęło, no ale nie znałem planu rynku, nie wiedziałem, gdzie jaki sprzedawca czym handluje, no i trochę pokręciłem się po tym rynku. Ale kiedy tylko wróciłem do domu i poukładałem potrzebne zakupy, zabrałem się za gotowanie, korzystając z przepisu, który zapisałem. Zawarłem w nim najmniejsze wskazówki, opisałem wszystko bardzo dokładnie... to pewnie nie jest mój przepis. Żaden z nim nie jest moim przepisem, znając moje życie i zdolności kulinarne, dlatego cieszyłem się niezmiernie, że właśnie to zapisywałem. Ten stary ja był znacznie mądrzejszy, niż ten nowy ja. 
- Smacznego, Owieczko – odezwałem się, kiedy tylko wszedłem do sypialni z talerzem pełnym makaronu z sosem, który był posypany startym serem i ziołami, uczyniłem to wedle moich wskazówek z zeszytu, oraz szklanką z wodą. – Mam nadzieję, że ci zasmakuję, strasznie się dla ciebie starałem, ale jak coś będzie nie tak i ci nie będzie smakować, to daj mi znać i się nie zmuszaj do jedzenia – powiedziałem na jednym wdechu, troszkę się stresując tym, że mu nie zasmakuje. 
- A gdzie jest twój widelec? – spytał, czym mnie totalnie zaskoczył. Jak to mój widelec? 
- Ale to ty jesz, nie ja. Jak nie będziesz mógł zjeść do końca, no to wtedy ja dokończę. Musisz jeść za dwóch, pamiętaj o tym – odpowiedziałem, troszkę nie rozumiejąc jego pytania. To jemu miałem przygotować obiad, nie nam, więc przygotowałem tylko jedną porcję...

<Owieczko? c:> 

czwartek, 27 lipca 2023

Od Mikleo CD Soreya

Teraz gdy już to wszystko do mnie doszło, zacząłem się martwić, jak my sobie poradzimy z dwójką malutkich, dzieci na pewno nie będzie łatwo, a my będziemy spali jeszcze niej niż przy jednym bobasku, ale damy radę, na pewno damy radę.
Spojrzałem na mojego męża, uśmiechając się do niego delikatnie, kładąc dłonie na swoim brzuchu, gdzie rozwijają się dwie małe fasoleczki.
- Udało nam się - Odezwałem się szczęśliwy, gdy tylko zaskoczenie ze mnie spłynęło, pozostawiając szczęście, którego tak bardzo teraz chciałem czuć, nie mogąc się doczekać tych maluszków.
- Tak, udało i to podwójnie - Wyznał, przytulając się do mnie, całując w czoło, ciesząc się tak jak i ja z zajścia i przyszłego pojawienia się naszych maleństw. - Kocham cię aniołku i was też moje maleństwa - odezwał się kładąc dłoń na moim brzuchu, delikatnie go głaszcząc.
- My ciebie też kochamy - Wyznałem, wiedząc, że gdy tylko dzieci poznają swojego taty, pokochają go, tak samo mocno, jak pokochałem go ja.
- Chciałbyś coś zjeść? Słyszałeś Lailah, mam cię teraz pilnować, abyś dużo jadł - Zgodziłem się z nim, teraz gdy jestem w ciąży usze jeść, aby dzieci dostawały wszelakich potrzebnych im witamin, pozwalających im rosnąć zdrowo.
- Bardzo chętnie bym coś zjadł, ale nie mamy nic do jedzenia w domu, to po pierwsze a po drugie nie mam siły nic ugotować - Przyznałem, gdy tylko sobie zdałem z tego sprawę. 
Sorey przyznał mi rację, kiwając delikatnie głową, wstając energicznie z łóżka, wpadając na jego zdaniem genialny pomysł.
- Pójdę na zakupy i przyniosę do domu. Wszystko, co będzie potrzebne do gotowania a z powodu tego, że ty czujesz się źle, ja przygotuję jakiś obiad. I tak wiem, nie jestem najlepszym kucharzem i nie zrobię, niczego co by was zatruło obiecuję - Powiedział, już zaczynając się o mnie martwić a przecież to dopiero początek ciąży, już zaczynam się martwić, co będzie dalej.
- Dobrze, tylko uważaj na siebie i wracaj do domu, najszybciej jak się tylko da - Poprosiłem, co z jakiegoś powodu rozczuliło mojego męża, który podszedł do mnie, całując moje usta.
- Nie martw się o mnie owieczko, mi nic nie będzie, pójdę tylko na zakupy i zrobię ci przepyszny odbitek, a ty się niczym nie musisz przejmować, ja dopilnuje już wszystkiego - Zapewnił, nie przestając się do mnie szczerze uśmiechać.
- Dobrze, poczekam na ciebie - Obiecałem, nakrywając się kołdrą, zmęczony tym samym porankiem a przecież nic nie zrobiłem, zwymiotowałem, prawie że cały żołądek a teraz nie mam nawet siły ruszać palcami.
- Spróbuj odpocząć, gdy tylko przygotuję obiad, przyniosę ci go do sypialni, abyś nawet chodzić nie musiał.
Gdy to usłyszałem, westchnąłem cicho, no i już się zaczyna, teraz to będę leżał prawie całymi dniami, bo właśnie to powinienem robić, gdy jestem w ciąży.
- Sorey kotku nie umieram, nie trzeba się nade mną trząść - Powiedziałem, patrząc na niego z delikatnym uśmiechem na ustach.
- Wie, owieczko, wiem, że jesteś zdrowy, ale ja chce się tobą dobrze zaopiekować nic więcej, dlatego ty odpoczywaj a ja idę na zakupy - Powiedział, całując mnie ostatni raz w czoło, nim wyszedł z pokoju, wpuszczając do środka nasze kotki do których chętnie się przytuliłem, zamykając swoje oczy w łóżku, grzecznie czekając na mojego ukochanego męża który miałem nadzieję wróci najszybciej jak się tylko da..

<Pasterzyku? C:>

Od Soreya CD Mikleo

 Szczerze mówiąc, z początku nie dowierzałem w to, co słyszę. Jakie bliźniaki? Jakim cudem? Nie wiem, czy ja chciałem bliźniaki, a już na pewno nie byłem na nie gotowy. Nie do końca wiem, jak zająć się jednym dzieckiem, a co dopiero dwoma na raz. Nie zmienia to jednak faktu, że jakoś i tak będę mu pomagał, i tak. Nie wiem jeszcze do końca, jak ja zrobię to, by Miki się nie musiał robić nic poza karmieniem, ale jakoś to zrobię. To tylko o jedno dziecko więcej będzie, więc aż tak źle chyba nie będzie. 
- Ale jesteś pewna? To nie jest żadna pomyłka? – dopytywałem, dalej nie mogąc uwierzyć w to, że z jednej kruszynki zrobiły się dwie. 
- Jestem pewna, Mikleo nosi w sobie dwa życia – potwierdziła, ale ja jakoś dalej nie potrafiłem uwierzyć. Bliźniaki... jak wielka jest na to szansa? Albo raczej, jak niewielka, bo wielka to ona nie była, skoro Miki wcześniej był dwa razy w ciąży i dwa razy było to tylko jedno dziecko, z czego jedno z nich to półanioł, a drugie w stu procentach człowiek. Teraz właśnie wypadałoby, by nasze dziecko, znaczy się dzieci, były aniołami. Znaczy się, to chyba była jedyna możliwość. Chyba. A może nie?
- A one będą aniołami? – pytałem dalej, chcąc wypytać Lailah o wszelkie wątpliwości, jakie mnie aktualnie nachodziły. 
- Sorey... ty jesteś aniołem. I Miki też jest aniołem. Jakiej rasy więc będą wasze dzieci? – odpowiedziała pytaniem, przyglądając mi się z lekkim zrezygnowaniem. Faktycznie, pytanie było strasznie głupie, ale lepiej zadać głupie pytanie i mieć pewność, niż nie skorzystać z takiej możliwości i żyć przez dłuższy czas w niewiedzy, jak nie całe życie. Mam nadzieję, że nasze dzieci będą mądre jak mama, a nie jak ja. Ja mądry nie jestem. 
- Uznajmy, że tego pytania nie było... a wiesz już coś o płci? – zadałem jej już chyba ostatnie pytanie, jakie mnie aktualnie nurtowało. Pewnie jak jakoś przetrawię informację o tym, że będziemy mieć dwójkę dzieci, a nie jedno, będę miał pewnie ich więcej. 
- Na to jeszcze za wcześnie. Odwiedzę was za jakiś czas i wtedy już będę mogła to stwierdzić. A jak na razie pilnuj, by Mikleo się nie przemęczał i by jadł. Teraz musi jeść za dwóch – powiedziała, wstając z materaca. 
Odprowadziłem Lailah do drzwi, a następnie zaraz wróciłem do mojego aniołka, który chyba dalej był w szoku. Nie dziwiłem się mu, w końcu nikt się tego nie spodziewał. Nie było ku temu żadnych przesłanek, a tu bum. Chociaż... on chciał dziecko. I ja chciałem dziecko. W sumie to są dwa dziecka. Chyba oboje za bardzo chcieliśmy dziecka, no i się podwoiło to marzenie. I wychodzi na to, że my wszystko będziemy też musieli podwoić. Trzeba będzie zrobić dwa razy większe zakupy. Podwójne łóżeczka, podwójne zabawki, podwójne ubranka... chyba będziemy mimo wszystko skorzystać z rzeczy po naszych dzieciach. No i też będę musiał pójść do pracy, przynajmniej na początku ciąży, gdy mój Miki nie będzie się czuł aż tak źle, bo później oczywiście będę musiał przy nim być i opiekować. No i będę to robił. Miki nie będzie musiał chodzić, bo wszędzie będę go nosił, nawet jakby mi miały plecy pęknąć.

<Owieczko? c:>

Od Mikleo CD Soreya

 Doskonale rozumiałem, że Sorey chciał zacząć już od razu, ale ja, ja potrzebowałem chwili, aby pokazać mu w tej kobiecej formie, mimo wszystko było to dla mnie trochę krępujące a kochanie się z nim pod takim stresem nie będzie dla mnie niczym przyjemnym, dlatego potrzebuje chwili może trochę dłuższej, aby się przełamać.
I, mimo że mój mąż powiedział, że poczeka, widziałem ten zawód na jego twarzy, on chciał się już starać, bo przecież nie ma co czasu tracić a ja.. Ja się wstydzę pokazać mu bez ubrań tylko dlatego, że jestem teraz kobietą.
- Jesteś zawiedziony? - Zapytałem, co zaskoczyło mojego męża który przecież nic takiego mi nie powiedział, bo nie musiał, ja widziałem wszystko..
- Nie owieczko, nie jestem, rozumiem, że to dla ciebie krepujące dlatego poczekam, poczekam na ciebie, ile będzie trzeba - Gdy to mówił, pocałował mnie w policzek, uśmiechając się przy tym ciepło.
Kochany, gdyby trafił na innego, na pewno nie był, by tak cierpliwy, dobrze jednak, że go mam.
- Kocham cię - Wyznałem, wtulając w jego ciało.
- I ja też owieczko - Wymruczał, głaszcząc mnie po głowie...

Dni mijały, a ja w końcu pozwoliłem mężowi zbliżyć się do mnie, zaczynając poważne staranie się o naszą maleństwo.
Niestety przez długi czas w ogóle nie mogłem zajść, obawiając się, że to już koniec, że nie będę w stanie dać mu już dziecka i to bardzo mnie bolało.
Załamany już tym faktem chciałem już nawet przestać się starać aż do pewnego dnia w którym to z samego rana obudził mnie silne mdłości, zmuszając mnie do ucieczki w stronę łazienki i zwymiotowania wszystkiego, co tylko w moim organizmie się znajdowało.
- Już dobrze, Miki już dobrze - Odezwał się mój mąż który głaskał mnie po głowie, trzymając włosy, aby się nie utrudziły. - Lepiej się czujesz? - Zapytał, gdy było już po wszystkim, a ja na miękkich nogach wstałem z ziemi.
Nie odpowiedziałem, kiwając łagodnie głową, z jego pomocą podchodząc do umywalki, gdzie umyłem twarz i zęby, aby móc wrócić do łóżka gdzie odetchnąłem z ulgą, wtulając się w poduszkę.
- Co się dzieje? - Zapytał, zaczynając głaskać mnie po głowie, co przyznam, było bardzo przyjemnie.
- Nie wiem, chyba coś mi zaszkodziło - Wyznałem, zmęczonym głosem nie mając siły ruszać się z łóżka.
- A może, może nam się udało? - Zapytał, a ja nawet i tym niw pomyślałem, tak długo się staraliśmy, że teraz już niedowierzaniem w to, że mogło się udać.
- Nie wiem, to musiałaby sprawdzić Lailah - Wyznałem, wiedząc, że tylko ona była w stanie to sprawdzić.
- W takim razie po nią pójdę - Nim zdążyłem zareagować, mojego męża już nie było, w sypialni, a więc musiałem czekać, czekać aż wróci z panią jeziora do domu.
Nim się obejrzałem, Sorey był już z powrotem w domu, prowadząc za sobą panią jeziora która witając się ze mną, zabrała się do porządnego badania, sprawdzając, jak się czuje i co mi dolega.
- Gratuluję, za kilka miesięcy na świecie pojawią się wam bliźniaki - Powiedziała, a mi zrobi się słabo na samą o tym myśl. Co prawda cieszyłem się, ale byłem w szoku bo jeszcze nigdy nam się to nie zdążyło.

<Pasterzyku? C:>

Od Soreya CD Mikleo

 Oczywiście od razu zszedłem na dół, by zrobić to, o co poprosił mnie Mikleo, nie chcąc tracić za bardzo czasu. Naprawdę byłem podekscytowany tym wszystkim, że w końcu po tylu miesiącach możemy się zacząć starać. Niesamowite, jak marzenie mojego męża stało się także moim marzeniem... już się nie mogłem doczekać, aż zaczniemy kupować te wszystkie małe ubranka, zabaweczki, łóżeczka... co prawda, mamy jakieś tam rzeczy na strychu po naszych poprzednich dzieciach, no ale przecież one musza być strasznie stare, i brzydkie, możliwe nawet, że odrobinkę popsute. Może niektóre zabawki można by z tego strychu zabrać, ale i tak coś nowego chciałbym naszej córeczce kupić. Albo synkowi. Bardziej oczywiście chciałbym córeczkę, ale z chłopca także będę się cieszył i kochał tak samo mocno. Ciekawe, czy Miki ma jakieś upodobania odnośnie naszego dziecka. Spytam się go, jak tylko do niego wrócę. 
Na razie skupiłem się na zwierzakach, które strasznie chciały jedzenia i pieszczot. Swoją drogą, Muffinka strasznie urosła. Jeszcze przecież niedawno była taka malutka i chudziutka, ledwo mi się w dłoni mieściła, a teraz już jest taka duża. Prawie jak jej mama. Śnieżka wydawała się być większa, ale tylko dlatego, że była bardziej puchata. I tak obie są tak samo przeurocze. Najpierw umyłem im miseczki, by czyste, i dopiero wtedy nałożyłem im karmę. Od razu podeszły do miseczek, zaczynając jeść, podczas kiedy ja jeszcze wlałem im świeżą wodę, bo to przecież była podstawa, i potem zabrałem się za jedzenie dla Lucky’ego, który znów zaczął więcej czasu spędzać na dworze. W sumie, to nie tylko on, zwierzaki ogólnie więcej czasu spędzały na zewnątrz, co mnie nawet cieszyło. Miki teraz będzie potrzebował dużo spokoju i ciszy. 
Kiedy już wszystko zrobiłem wróciłem na górę, do Mikleo, oczywiście strasznie podekscytowany. Niespecjalnie się przejmowałem tym, że mój Miki będzie wyglądał inaczej, bo przecież to będzie cały czas moja Owieczka, tylko właśnie odrobinkę inaczej będzie jego ciało wyglądało. Swoją drogą, też byłem ciekaw, jak bardzo się zmieni, nie licząc oczywiście tych najbardziej oczywistych zmian, jak chociażby pojawienie się piersi.  On już teraz miał raczej delikatne rysy twarzy, jak założy sukienkę i rozpuści włosy, to faktycznie wygląda jak dziewczyna, no ale głośno tego nie powiem. 
- I co? Nie udało się? – spytałem, trochę zasmucony, kiedy wszedłem do sypialni i Miki wyglądał jak... no, jak Miki. 
- Już jestem po przemianie – odpowiedział nieco wyższym i bardziej miękkim głosem, niż zazwyczaj. Chwila, chwila... czyli to już? To jest Miki w kobiecej wersji? Przecież go w ogóle się nie zmienił. Chociaż, jak się tak bardziej przyjrzeć, to może jego rysy twarzy jakieś takie delikatniejsze się wydały. No i zniknęło u niego jabłko Adama. I też pod koszulą faktycznie było widać delikatny zarys piersi, ale taki naprawę delikatny. 
- Ooo... – wyrwało się z moich ust, kiedy tak go podziwiałem. – Myślałem, że to będzie bardziej widoczna zmiana – dodałem, nie przestając go podziwiać. 
- Taki już mój urok – powiedział, lekko zawstydzony, całkowicie mnie tym rozczulając. 
- Oczywiście, zawsze wyglądasz przeuroczo – przyznałem, podchodząc do niego, by go pocałować, by zobaczyć, czy czymś się to różni... no ale nie, jego usta zawsze były tak samo mięciutkie, jak zawsze. 
- Poczekaj – zaczął, chwytając moją dłoń, którą już chciałem wsunąć pod jego koszulę. – Potrzebuję trochę czasu, by się przyzwyczaić do tego ciała. 
- No dobrze. Dam ci go tyle, ile tylko potrzebujesz – powiedziałem lekko zawiedziony, całując go w czubek nosa. Mimo, że ja bardzo chciałem już zacząć, no to nie mogłem go do niczego zmusić i cierpliwie na niego poczekam. Bo ja jestem bardzo cierpliwy. Cierpliwość to moje drugie imię. A przynajmniej się nim stanie, jak będę to sobie wystarczająco często powtarzał. 

<Owieczko? c:> 

Od Mikleo CD Soreya

 Pomysł z jeziorem nie był wcale aż taki zły, z chęcią poszedłbym nad jezioro i zanurzył się w zimnej wodzie, nie powiem kusząca propozycja, której nie mogę sobie odmówić.
- Szczerze bardzo chętnie poszedłbym nad jezioro, tam na pewno będzie bardzo przyjemnie - Wyznałem, z zadowoleniem wstając z łóżka, od razy chcąc iść nad jezioro, nie ma co tracić czasu, z tego, co już zdążyliśmy zauważyć, jutro zaczniemy starać się o dziecko, a w stanie brzemienny wolałbym już nie wchodzić do lodowatej wody, dla mnie to nie będzie miało znaczenia, ale nie mogę być pewien, jak będzie to oddziaływało na nienarodzone dziecko.
- W takim razie i ja wstanę - Wyznał, od razu wstając z łóżka, zakładając swoje spodnie i koszulę na ciało czekając tylko na mnie. W końcu to ja w porównaniu do niego znacznie dłużej się szykuje.
Rozczesanie włosów i związanie je w porządny kucyk pozwolił mi pójść nad jezioro, nie martwiąc się o włosy, które by mi w kąpieli przeszkadzały.
Zadowolony z pomysłu męża chwyciłem go za rękę, idąc nad jezioro, gdzie naturalnie Sorey siedziska na brzegu razem z naszym psem a ja bawiłem się w wodzie, relaksując się w jej głębinach.
Ten dzień był naprawdę przyjemny i zakończył się całkiem przyjemnie a wszystko to zasługa mojego męża, który najpierw zaspokoił mnie w łóżku, a potem zabrał nad jezioro, gdzie mogłem się relaksować na swój własny sposób, po dzielnym okresie opakowania się swoim ukochanym mężem.
Dzień zakończył się bardzo przyjemnie, a ja zmęczony mogłem wtulić się w ciało ukochanego męża, idąc spać przy jego boku.

Dnia następnego, gdy tylko otworzyłem oczy, dostrzegłem spojrzenie mojego męża, który przyglądał się mi z uśmiechem na ustach.
- Dzień dobry owieczko - Wymruczał, łącząc nasze usta w delikatnym pocałunku.
- Dzień dobry kotku - Przywitałem się, rozciągając leniwie w łóżku, ciesząc się wygodą, którą dawało mi łóżko i mąż będący obok mnie. - Co ty się tak cieszysz? - Zapytałem, unosząc jedną brew ku górze zaciekawiony jego zachowaniem.
- Cieszę się, bo mam cię przy sobie i jeszcze bardziej ciesze się z tego, że będziemy starać się o dziecko - Wyznał, bardzo chcąc tego dziecka, o którym ciągle mówił, chociaż to ja jako pierwszy wspomniałem o tym, że chce mieć dziecko co i mu odpowiadało.
- Ja też się cieszę - Przyznałem, uśmiechając się do niego ciepło.
- To co? Robimy to od razu? - Zapytał, gotowy do działania już nie mogąc się doczekać próby spłodzenia potomstwa.
- Za chwilę, najpierw może nakarmisz zwierzęta, a ja w tym czasie przebiorę swoją kobietą postać - Zapytałem, co spowodowało, że mój Sorey od razu wstał z łóżka, bez gadania wychodząc z sypialni, idąc zająć się naszymi zwierzakami, gdy ja biorąc kilka wdechów, skupiłem się na przemianie, bardzo się przy tym stresując. Sorey pierwszy raz w tym życiu zobaczy mnie w tej bardziej kobiecej formie, która mogła mu się nie spodobać a wtedy ani ja, ani on nie będziemy się z tym dobrze czuć, nie mówiąc już o tym, wtedy dziecka w ogóle nie będzie.
Nie Mikleo uspokój się, nic takiego się nie zdarzy, za bardzo panikuje z resztą jak zawsze.

<Pasterzyku? C:>