Czy Miki naprawdę myślał, że ja po prostu zignoruję to, że omal nie zaliczył bliskiego spotkania z ziemią? Nigdy w życiu. Biorąc pod uwagę to, że właśnie wyrwał człowieka z ramion śmierci zużywając znaczną część swoich mocy, powinien wrócić do domu, a nie wysłuchiwać biadolenia o czyrakach kolejnej osoby. Ty mogą się zająć inni lekarze. Z takim bojowym nastawieniem ruszyłem w stronę gabinetu ordynatora, któremu przedstawiłem całą sytuację, może odrobinkę koloryzując. Chociaż, czy ja wiem... w końcu powiedziałem prawdę mówiąc, że gdyby nie ja, to by upadł, bo to ja go podtrzymałem i podstawiłem krzesło. Prawdą było także to, że potrzebuje odpoczynku, bo jeżeli jeszcze trochę pokorzysta ze swoich mocy nawet w bardzo wydawałoby się to błahych sprawach może stracić przytomność, albo następnego dnia będzie czuł się na tyle źle, że nie będzie w stanie pracować. No i też nie kłamałem w tym, że Mikleo mnie nie posłucha i będzie się uparcie trzymać tego, że nic mu nie jest mimo, że mu jest. I tymi argumentami przekonałem ordynatora do swoich racji.
Kiedy szef poszedł porozmawiać z moim mężem, ja zniknąłem a drugim końcu szpitala, postanawiając pomóc Misaki. Miki na pewno się domyśli, że to moja sprawka i nie będzie zachwycony, ale ja to wszystko robiłem dla jego dobra. Doskonale pamiętałem sytuację w wiosce Ally i wiedziałem, że Miki będzie pomagał tym ludziom, dopóki sam nie padnie. Swoją drogą, ciekawe, co właśnie u Ally... przez to, że gonił mnie anioł, nie zdążyłem się z nią pożegnać. Mam nadzieję, że udało się jej i jej sąsiadom naprawić te wszystkie szkody wyrządzone przez bandytów. Szkoda, że nie mogłem jej pomóc w naprawach. Może kiedyś ją odwiedzimy z Mikim? Tylko kiedy...? I gdzie w ogóle znajdowała się jej wioska? Jestem naprawdę beznadziejny, jak chodzi o orientację w terenie. Jedyne, co potrafiłem, to wrócić do Mikleo, bo dzięki jakiejś magicznej sile z góry zawsze wiedziałem, gdzie jest.
- Sorey – usłyszałem nagle dosyć surowy głos Mikleo za sobą. Odwróciłem się w jego stronę i z ulgą zauważyłem, że już miał na sobie koszulę, a nie lekarski fartuch. I jeszcze wyglądał, jakby był chory przez to, że znacznie zbladł, a pod jego oczami pojawiły się sine cienie. – Nie przesadziłeś aby trochę?
- Oczywiście, że nie, Owieczko. Wykonałeś dzisiaj kawał dobrej roboty, więc możesz odpocząć – odparłem, chcąc do niego podejść, pocałować w czółko... ale Miki powstrzymał mnie przed tym, robiąc krok w tył. Nie powiem, trochę mnie to zabolało. W końcu jedyne, czego chciałem, to jego dobra. Może i on twierdzi, że o siebie dba, ale ja tego nie dostrzegam. Zdecydowanie przecenia swoje siły i muszę pilnować, by się nie przepracowywał za bardzo. I wcale na to nie narzekam, lubię się nim opiekować, i to bardzo.
- Ja wiem lepiej, jak się czuję – bąknął, ewidentnie na mnie obrażony. Przepraszam bardzo, ale co ja takiego złego zrobiłem? Tylko się o niego martwię...
- Oczywiście, że wiesz lepiej, a później się przepracowujesz i mdlejesz. Wydaje mi się, że lepiej będzie, jak wrócisz do domu i odpoczniesz przed jutrem, niż straszyć wszystkich tutaj swoim zasłabnięciem – odpowiedziałem, także już lekko podburzony. Chyba udzieliła mi się jego złość, co nie było planowane. Po prostu chcę, by zrozumiał, że wcale nie jest w tak dobrym stanie, w jakim myśli, że jest.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz