Jak się czułem? W miarę dobrze, prócz tego, że wszystko mnie bolało i wciąż było mi niedobrze, to wszystko było jak najbardziej w porządku, ponadto niczego nie potrzebowałem i raczej prędko potrzebować nie będę przynajmniej dopóki nie przejdzie mi ten okropny ból w klatce piersiowej, do tego czasu nie wiele będę chciał jeść, o ile w ogóle będę miał na coś ochotę.
- Niczego nie potrzebuję, czuje się dobrze, nie musisz się o mnie martwić - Zapewniłem, wtulony w jego ciało zamykając swoje oczy.
- Nigdy taki ciepły nie byłeś - Słusznie zauważył, nigdy poza ciążą, gdyby pamiętał, wiedziałby, że moja temperatura ciała podczas ciąży jest tak zmienna, jak moje humorki.
- Byłem, za każdym razem gdy byłem w ciąży, byłem gorący - Przyznałem, mówiąc mu szczerze, tak jak było, chowając się w jego ramionach, już nie słysząc, co do mnie mówił, odpływając w krainy snów, musząc odpocząć, odpocząć po tym sam nie wiem po czym, nie mając apetytu na jedzenie ani ochoty na ruszanie się chcąc tylko spać.
Dni mijały, a ja czułem się coraz gorzej, wszystko bolało mnie, powodując płacz, złość lub załamanie, w duchu już bardzo chciałem urodzić, nie chcąc już tego znosić.
Dziś czułem się jednak trochę lepiej, wszystko aż tak mnie nie bolało, pozwalając mi nawet wstać z łóżka i pójść zobaczyć jak mój Sorey przygotował pokoje dla naszych dzieci.
Wchodząc do byłego pokoju Misaki, uśmiech sam wskoczył mi na usta, Sorey naprawdę postarał się, przygotowując pokój dla Hany, w kolorach małej dziewczynki, a nawet księżniczki. Mój kochany naprawdę chciał znów mieć córkę, co nie oznaczało, że pokój Haru wyglądał gorzej, oba pokoje były naprawdę ładne i aż miło było w obu z nich posiedzieć.
- Miki? - Usłyszałem głos męża, rozglądając się po pokoju Haru. - I jak ci się podoba? - Zapytał, co wywołało szczery uśmiech na mojej twarzy.
- Pokoje są piękne, naprawdę piękne - Przyznałem, podchodząc do męża aby złączyć nasze usta w namiętnym pocałunku, ciesząc się z jego wspaniałej pracy.
- Tak? Bardzo się cieszę, że ci się podoba - Przyznałem, przytulając się do mnie. - Jak się czujesz? - Zmienił temat, znów się o mnie martwiąc, co było bardzo miłe, ale i trochę męczące, co jak co ale ileż może odpowiadać na jedno i to samo pytanie.
- Dobrze, czuje się bardzo dobrze - Zapewniłem, naprawdę dziś czując się dobrze, o dziwo nawet bardzo dobrze, no i od rana nie wymiotowałem całkiem miła odmiana.
Mój mąż uśmiechnął się do mnie łagodnie, odprowadzając mnie do sypialni, abym poleżał w łóżku, bo przecież chodzenie też nie jest dla mnie wskazane.
Zmęczony tymi zakazami położyłem się, tak jak chciał, jeszcze tylko miesiąc, tylko miesiąc i dzieci będą z nami, a wtedy już nie pozwolę trzymać się w łóżku, czując się dobrze, chociaż teraz i tak czułem się marnie, przebłyski poczucia, że jest lepiej, drażniły mnie, mój organizm raz dawał mi nadzieję, że jest lepiej, a innym razem odbierał mi życiową energię, nie pozwalając nawet wstać z łóżka.
- Chcesz może coś zjeść? - Zapytał, zmartwiony.
- Nie, nie chce, nie jestem głodny - Mruknąłem, nie mając apetytu.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz