Widziałem pewną niejasność w jego rozumowaniu, bo przecież to ja byłem zimny i miałem się grzać, a to Miki jest prawie nagi. Wychodzi na to, że ja też powinienem się rozebrać, no a ja tak nie do końca tego chciałem. Jedyne, co się dla mnie liczyło, to po prostu Mikleo. Niby jego temperatura ciała nie była jakaś najwyższa, ale to właśnie on mnie grzał najbardziej. Nie ogień w kominku, nie kołdra, nie gorąca kąpiel, a właśnie mój Miki. Więc skoro działa to w tej sposób, to może powinniśmy zgasić ogień? Mi nie jest on potrzebny, a Mikleo przeszkadza... ja już mam swój grzejniczek przy sobie i niczego więcej mi nie było trzeba.
- A to w takim razie ja też chyba powinienem zdjąć ubrania, by to zadziałało – zauważyłem słusznie, wsuwając nos w jego cudnie pachnące włoski.
Jakim ja byłem głupkiem... gdybym to ja był na jego miejscu, nie wybaczyłbym sobie. A Miki jest kochany i mi wybaczył. Powinienem go nosić do końca jego życia na rękach. I o jeden dzień dłużej. Ale aby to móc zrobić, muszę uważać na siekierę i swoje palce, bo gdybym je stracił, to noszenie go byłoby dla mnie odrobinkę trudne. No ale to nie była moja wina, moje palce nagle stały się upośledzone... ciekawie, czy teraz też są. Niepewnie próbowałem zgiąć palce, co mi się nawet udało, ale tak nie do końca. Czyli moje dłonie już trochę się rozgrzały. Pewnie to zasługa Mikleo, bo niby czyja inna?
- Ty już lepiej niczego nie zdejmuj – odpowiedział, kładąc dłoń na moim poliku. – Może jeszcze coś powinienem zrobić, byś się rozgrzał? – spytał, chyba odrobinkę zmartwiony moją temperaturą. Niepotrzebnie się mną przejmował. Nie zasługiwałem na jego troskę po tym, jak się do niego odezwałem.
- Wystarczy, że będziesz blisko. To mi wystarcza. Może powinniśmy zgasić kominek? – zaproponowałem, z trudnością utrzymując otwarte oczy. Wcześniejsza noc nie była dla mnie najłatwiejsza, a później ten dzień też jakiś taki nieprzyjemny ten był. I pełen wrażeń, niezbyt pozytywnych. Oby się nigdy nie powtórzył.
- Jesteś lodowaty i chcesz zgasić kominek? Oszalałeś? – spytał z niedowierzaniem chyba odrobinkę mnie nie rozumiejąc.
- Bo tobie jest za ciepło. A mi do ogrzania wystarczysz ty – wyjaśniłem, już będąc gotów by wstać i zgasić ogień za pomocą swoich mocy, ale ogarnęły mnie wątpliwości. Wcześniej nie mogłem ich użyć, więc bałem się, że teraz może być podobnie. I co, jeżeli teraz też nie będę w stanie ich użyć? Wcześniej co prawda chciałem z nim porozmawiać na ten temat, bo może by wiedział, co się ze mną dzieje, ale teraz jakoś tak straciłem ochotę. Bałem się, co może sobie o mnie pomyśleć.
- Już nie kombinuj, tylko idź spać. Porozmawiamy jutro rano – powiedział, zamykając oczy.
- Ale... – zacząłem, chcąc przedstawić mu moje racje, ale Mikleo nawet nie chciał tego słuchać.
- Jak zaraz nie pójdziesz spać, znów się obrażę – zagroził, a ja nie miałem żadnego innego wyjścia, jak tylko pójść spać. Trochę się bałem, że zbyt bardzo się przegrzeje... a gdybym tak poczekał, aż Miki pójdzie spać i wtedy spróbowałbym zgasić ogień? Uda się, to fajnie, nie uda się, to trudno...
Poczekałem więc chwileczkę, aż mój mąż zaśnie, a kiedy już jego oddech stał się równomierny i spokojny, wcieliłem swój mini plan w życie. Wyciągnąłem dłoń w stronę ognia próbując go zgasić jedynie siłą woli. Niby wyczuwałem ogień, ale on nie chciał się mnie słuchać. Dopiero po kilku minutach w końcu udało mi się go zgasić, ale jednocześnie też pozbyłem się resztek energii, które miałem. Najważniejsze jednak, że Mikleo będzie miał chłodno, nic innego nie miało dla mnie znaczenia. Zadowolony wtuliłem się mocniej w jego ciało, ciesząc się ciepłem, które od niego biło i którego tak bardzo potrzebowałem, by poczuć się lepiej. A może wcale nie potrzebowałem ciepła, a bliskości mojego męża? Czułem się najgorzej, kiedy on był na mnie zły. I nic poza nim nie jest w stanie dać mi ciepła. To miało sens? Chyba odrobinkę. Przynamniej w mojej głowie. Później się nad tym zastanowię, teraz powinienem pójść za radą Mikleo i pójść spać.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz