czwartek, 20 lipca 2023

Od Soreya CD Mikleo

 Nie mogłem puścić Mikleo samego do pracy. Przecież jak go nie będę pilnować, to znów przesadzi z mocami i będzie się źle czuć, bo przecież nie będzie potrafił odmówić ludziom. A moim obowiązkiem jest pilnowanie go, bo jak go nie upilnuję, to znów będzie padnięty. Czy jest zimno, czy ciepło, to nie powinno mieć dla mnie żadnej różnicy. Miki mógł chodzić do pracy w lecie, a ja mogłem chodzić do pracy w zimę. Przecież teraz musi być w szpitalu wiele pracy... ludzie nie są chyba jakoś bardzo wytrzymali na zimno, więc będą chorzy. A jak są chorzy, to przychodzą do szpitala, do Mikleo... nie, nie, ja tu nie mogę tak leżeć, bo Miki znów przesadzi z mocami, jestem tego bardziej niż pewien.
Mimo, że Mikleo już dawno wyszedł z domu postanowiłem, że ja też to muszę zrobić. W tym celu spróbowałem wstać z łóżka, bo przecież trzeba było wstać, ubrać się ogarnąć... ale trochę się przeliczyłem z moimi siłami i gruchnąłem jak długi na ziemię. I najgorsze było to, że nie miałem siły się ruszyć i wstać. A ta ziemia była taka zimna, i niefajna. Brr. Z ledwością podniosłem się do siadu, opierając plecy o łóżko i ciężko oddychając. Tak źle jak teraz to się chyba jeszcze nigdy nie czułem, a już kilka razy miałem taki gorszy okres. Zima jest okropna, i brzydka, i zimna, i jakaś taka niefajna. Ciekawe, czy jest miejsce na ziemi, gdzie jest cały czas ciepło. Jeżeli tak, chciałbym się tam znaleźć... albo i nie, bo wtedy Miki by się nie mógł przenieść ze mną. A bez niego to ja nie chcę. 
Huk, który wywołałem spadając z łóżka, musiał zainteresować naszego psa, ponieważ już po chwili usłyszałem charakterystyczne człapanie. Kiedy chodził, uderzał swoimi pazurkami o podłogę i powodowało to taki charakterystyczny dźwięk. Przez to, że jest zimno i niefajnie, nasz piesek więcej czasu spędzał tutaj w domu ze mną, niż na dworze, no i nie ma za bardzo o co te pazurki zetrzeć. Raz próbowałem mu je obciąć, no ale on za bardzo nie był z tego powodu zachwycony i wystarczyło, że jedynie złapałem jego łapę, a on już piszczał, jakby nie wiadomo jaką mu krzywdę zrobił. Po tym już nie próbowałem tego robić, tylko zostawiłem go w pokoju. Tych pazurków aż tak długich nie miał, więc do wiosny jakoś przeżyjemy, a później będzie znów spędzał czas na dworze. 
- Cześć, Lucky – powiedziałem drżącym głosem, gładząc go po łebku. Jeny, jaki on był cieplutki... – Nic mi nie jest, wszystko ze mną w porządku – dodałem, kiedy zaczął lizać moją dłoń. Powinienem wstać i położyć się na łóżku, no ale kompletnie nie miałem siły. Sięgnąłem dłonią po koc, ale nawet z ty miałem problem. Kundelek zauważył, co chcę zrobić, i pomógł mi przeciągnąć i koc, i kołdrę, i jeszcze jeden koc do mnie. – Jesteś kochany – powiedziałem, opatulając się tymi wszystkimi warstwami. 
Piesek mnie nie opuścił, tylko położył się obok mnie, troszkę dogrzewając mnie swoim ciałem. I tyle byłoby, jak chodzi o moje pójście do pracy. Ale jutro na pewno pójdę, choćbym się miał tam doczołgać...

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz