Zima była straszna. I okropnie zimna. A to, co padało z nieba, nie było ani trochę fajne, ani piękne. I jak przez te wszystkie miesiące myślałem, że Miki bardziej zimny być nie może, to się pomyliłem i okazało się, że jednak może, zwłaszcza w tę porę roku. Mimo, że normalnie bym odwzajemnił jego pocałunek, tak teraz czując jego lodowate usta na swoich od razu się odsunąłem czując, jak przez moje ciało przechodzi dreszcz. Zdecydowanie jest za zimno, jak na moje gusta. I tak ma być zimno przez następne miesiące? Jeszcze nawet nie wyszedłem na zewnątrz, a już miałem dosyć. I jak ja miałem chodzić do pracy, jak ja miałem taką blokadę psychiczną, że nie potrafiłem przejść przez próg?
- Jesteś lodowaty – burknąłem, krzyżując ręce na piersi. Gdzie jest moje lato? Ja chcę gorące lato, podczas którego mogę sobie wyjść na dwór, na zieloną trawkę, na której mógłbym się położyć i zażyć słonecznej kąpieli. Przecież ja miałem taki piękny odcień skóry, taki delikatny bursztyn, a teraz jestem strasznie blady. I nieatrakcyjny. I jak ja mam być seksownym pielęgniarzem, skoro jestem nieatrakcyjny?
- Zanim do ciebie wrócę, postaram się trochę rozgrzać, by cię tak nie straszyć – obiecał, uśmiechając się delikatnie.
- Trzymam cię za słowa – bąknąłem, uciekając na górę, gdzie od razu napaliłem kominku i opatulając się kołdrą, kocem i czym tylko mogłem. Jak dobrze, że dzisiaj nie muszę iść do pracy... nie dałbym rady. Umarłbym chyba po drodze. Lailah jest pewna, że nic złego poza chorobą mi się nie stanie? Bo ja trochę wątpiłem.
Próbowałem się troszkę przespać, ale jakoś tak nie potrafiłem mimo, że byłem bardzo zmęczony. Chyba po prostu brakowało mi Mikleo. Co jak co, ale jednak z Mikim odpoczywało mi się najlepiej. Zawsze tak było, nawet jak świadomie decydowałem się na spanie osobno na przykład podczas lata, kiedy to zostawiałem na noc otwarte okno, by Miki miał chłodno w sypialni. A w tym momencie strasznie chciałem się przytulić do Mikleo.
Początkowo cierpliwie czekałem, aż moja Owieczka przyjdzie do mnie, ale nic się nie działo. Ogień już przestał się palić, a mojego męża dalej nie było. Co on takiego robił? I gdzie był? Niezadowolony, stęskniony i strasznie zmarznięty wstałem z łóżka, by wyjrzeć przez okno, i... no, trochę zaniemówiłem. Czemu tam było tak biało? Co to ma być? To jest to coś, co padało z nieba? To już tyle tego napadało?
- Już jestem... o, podziwiasz śnieg? – usłyszałem za sobą głos Mikleo i zaraz poczułem, jak się do mnie przytula.
- Co to jest śnieg? – spytałem, nie rozumiejąc za bardzo, na co ja tak właściwe patrzę.
- To taka... zamarznięta woda. Jakbyś go wziął do rąk, to by się rozpuścił i zmienił w wodę. Jest piękny, prawda? – wyjaśnił, a ja od razu pokręciłem głową. Piękne to jest słońce latem i zielona trawka, na której można się położyć.
- Oczy mnie od niego bolą. I wystarczy, że na niego spojrzę, a już mi zimno – powiedziałem, wracając do łóżka.
- Mój biedaku – Miki usiadł obok mnie, gładząc po włosach. – Zrobić ci coś ciepłego do picia?
- Chcę, żeby już było cieplej – burknąłem, trochę zachowując się jak małe, obrażone dziecko, no bo byłem obrażony. Na pogodę. I tę porę roku.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz