Z powodu zimy mieliśmy mnóstwo pracy na głowie, pacjentów od groma, a i obsada również nie najlepsze z powodu czego musiałem siedzieć w szpitalu dwanaście godzin, które były dla mnie bardzo trudne i męczące.
Na szczęście czas płynął naprawdę szybko i nim się obejrzałem, mogłem wyjść już do domu późnym wieczorem.
Zmęczony ruszyłem prosto do domu, nie mając siły cieszyć się nawet z zimy, która była piękna, ale w tej chwili nie miałem szans z niej korzystać.
- Wróciłem - Zawołałem, wchodząc do domu, witając się z naszymi kotkami, które id razy przybiegły do mnie, witając się ze mną.
Zadowolony z zachowania naszych cudownych kotów zdjąłem buty z nóg, idąc do sypialni, aby zobaczyć jak czuje się mój Sorey.
- Co ty robisz na ziemi? - Zapytałem, podchodząc do niego, pomagając mu wstać z niej, kładąc go na łóżko.
- Chciałem wstać i straciłem kontrolę nad nogami - Wytłumaczył, co wywołało u mnie ciche westchnięcie.
- I siedziałem tu cały dzień? - Podpytałem, otulając go porządnie kołdrą i kocami podchodząc do kominka, aby go rozpalić, wracając do męża, witając się z psem.
- Tak, od samego rana - Wyszeptał, zakrywając się jeszcze szczelniej kołdrą. - A ty? Dlaczego wróciłeś tak późno - Podpytał, chcąc się do mnie przytulić, wyciągając w moją stronę ręce, co nie było najlepszym pomysłem.
- Zaczekaj, wykąpie się i zaraz porozmawiamy - Obiecałem, idąc do łazienki, gdzie wziąłem gorącą kąpiel, za którą niw przepadałem, ale dla męża byłem w stanie zrobić wszystko, nawet jeśli miałby się męczyć w ciągłych wysokich temperaturach.
Po kąpieli od razy wróciłem do sypialni, aby położyć się obok mojego biednego zmarzniętego męża.
- Jak się czujesz? - Zapytałem, od razu kładąc mu dłoń na chłodny policzek.
- Zimno mi - Mruknął, przytulając się do mnie swoim lodowatym ciałem, co mi nie specjalnie przeszkadzało, grzejąc się moim ciepłem.
- Wiem kotku, doskonale to wiem - Szepnąłem, głaszcząc go po włosach.
- Gdzie byłeś? Taj długu musiałem na ciebie czekać - Wydukał zmarznięty, trzęsąc się z zimna.
- Musiałem być dłużej w pracy, mamy bardzo dużo chorych a ja jako jedyny nie choruję - Zauważyłem, co było prawdą, oczywiście anioł również może zachorować jednak nie na tak zwykłą chorobę, jak ludzie, nasza choroba wykończyła, by ludzi dlatego nigdy nie będą mieli z nią styczności.
- I znów cię wykorzystują? Nie może tak być, nie możesz im na to pozwolić, muszę iść z tobą jutro do pracy, muszę cię pilnować, beze mnie nie potrafisz się im sprzeciwstawić - Mruknął, powoli zasypiając, najwidoczniej to właśnie mnie do tego potrzebując.
- Oczywiście, o ile dasz rady - Szepnąłem, całując go w czoło, dając mu spokojnie odpocząć, robiąc to samo co i on.
Rano, gdy znów otworzyłem oczy, Sorey był bardzo zimny, od razu rozpaliłem ogień, w kominku przynoszą z salonu dodatkowy koc, aby było mu cieplej, mój biedaczek i co teraz? Zdecydowanie nie wyjdzie na dwór do pracy, bo i nie da rady, niech odpoczywa, ja zajmę się całą resztą.
Zmartwiony zmoczyłem jeszcze ręcznik gorącą wodą, kładąc go na czole męża, dostrzegając, że otwiera oczy.
- Jak się czujesz? - Zapytałem, zmartwiony jego kiepskim widokiem..
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz