Nie chciałem czekać na Lailah. Po co miałem to robić, skoro mogłem iść po nią teraz? I już teraz mógłbym się dowiedzieć, jak się do nich zwracać. I myśleć nad imionami. I wiedzieć, jakie rzeczy kupować do pokoju. Przecież by się przydało jakiś remont zrobić. A jak mam zacząć robić remont, kiedy nie wiem, dla kogo go robię? Zresztą, już nie mogłem się doczekać, kiedy w końcu pojawią się one na świecie. Co prawda, do tego jeszcze aż pięć miesięcy... no ale i tak się nie mogłem doczekać. Miki chyba też, a przynajmniej tak mi się wydaje. W końcu jak już urodzi, skończą się poranne mdłości. I plecy go nie będą boleć. Odpocznie, bo to ja będę się zajmował dziećmi, a taki przynajmniej miałem plan. I będzie mógł wrócić do swojej postaci. Trochę się stęskniłem za Mikim chłopakiem. Co prawda, bardzo wyglądem nie odstaje od tej swojej męskiej wersji, o ale jednak troszkę brzmi inaczej. I nawet pachnie trochę bardziej słodko i kobieco. Kiedy już wróci mój Miki, chyba go nie będę wypuszczał z sypialni. I tu nie chodzi mi o nim zbereźnego, po prostu chcę się już do niego mocno przytulić i odurzyć jego zapachem. Teraz tak trochę się boję do niego przytulić, y nie skrzywdzić i jego, i naszych maleństw, które sądząc po wielkości brzucha, takimi maleństwami już nie były.
- A co, jeżeli Lailah o nas zapomniała? Może pora jej przypomnieć? – zapytałem, naprawdę już gotów do wrócenia do miasta, do katedry, by poprosić ją o podejście do nas. Co prawda, trochę już zmęczony byłem po pracy, ale coś takiego nie mogło być moją wymówką. Jak dzieci przyjdą na świat, nie będę miał żadnych wymówek i będę musiał się nimi jakoś zajmować, nawet jak będę padnięty.
- Pora, byś usiadł obok mnie i się do mnie przytulił. Stęskniłem się za tobą – powiedział, chwytając mnie za dłoń. Stęsknił się za mną... no i co ja z nim mam.
- Przepraszam, Owieczko. Ale wiesz, że muszę pracować – powiedziałem, zajmując miejsce obok niego, i przytulając go do siebie, gładząc go po włoskach.
- Wiem, ale i tak będę za tobą tęsknił – odparł, opierając głowę o moją pierś.
- Jeszcze miesiąc i będę przy tobie dzień w dzień czuwał – obiecałem, cicho wzdychając. Byłem odrobinkę zmęczony, najchętniej to bym teraz poszedł spać, ale nie mogłem. Musiałem zaraz coś przygotować sobie i Mikiemu do jedzenia. Znaczy się, może nie zaraz, bo Miki zajada się aktualnie czekoladą, no ale za godzinę już się mogę zabierać za obiad.
- Nie musisz aż tak szybko do mnie wracać, dam sobie radę jeszcze przez jakiś czas – przyznał, dalej zajadając się swoją czekoladą. Byleby tylko za dużo jej nie pochłonął, bo nie będzie chciał jeść obiadu, a przecież dzieci na samej czekoladzie nie mogą być.
- Masz tak duży brzuch, że ledwo się ruszasz. I tak się zastanawiam, czy aby już teraz do ciebie nie wracać. Martwię się o ciebie – przyznałem, całując go w czubek głowy. Już schodzenie po schodach musi być dla niego trudne... Może faktycznie powinienem teraz do niego wrócić? Do końca tygodnia już bym tam pochodził, ale nie dłużej. Są rzeczy ważne i ważniejsze, a mój Miki jest najważniejszy. – Co byś chciał na obiad dzisiaj, Owieczko? – dopytałem, przyglądając się uważnie jego twarzy, która była pobrudzona czekoladą. Zaraz będę musiał podejść po jakąś ściereczkę i go umyć. Ale to zaraz, najpierw niech doje, a ja sobie popatrzę, jak uroczo wygląda.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz