Coś słodkiego, coś słodkiego... tylko co konkretnie słodkiego? Słodka to na przykład była owsianka z owocami, no ale owsiankę z owocami już jadł wczoraj. A ja jej nie kupiłem jako bardzo dużo, bo nie wiedziałem, że tyle będzie jej jadł. Dzisiaj znów pójdę na jakieś zakupy na rynek, tylko najpierw się dowiem, na co moja Owieczka ma ochotę. I jak trzeba będzie, to będę jadł z nim, by go jakoś wesprzeć w tym wszystkim. Mam nadzieję, że to sprawi, że mój mąż będzie jadł więcej dzięki temu.
Jako, że Miki miał ochotę na coś słodkiego, zdecydowałem się na budyń. Budyń jest słodki. I lekki. Tylko trochę ciepły, ale Mikleo chyba teraz ciepło za bardzo nie przeszkadzało. A może przeszkadzało, tylko Miki głośno o tym nie mówił? Później się go o to zapytam. Ale to zaraz.
Tak jak zdecydowałem wcześniej, przygotowałem dwa budynie, jeden dla mnie, drugi dla mojego aniołka kochanego. Swój zamierzałem jeść powoli, bo jeżeli mu zasmakuje, to mogę mu swoją porcję oddać. Gorzej, jak mu nie zasmakuje, bo wtedy będę miał do zjedzenia dwie porcje... no nic, dam radę, w końcu to tylko dwie nieduże porcje. Po kilkunastu minutach w końcu wszystko było gotowe i postawiłem na stole dwie miseczki z łyżkami, czym zdecydowanie zaskoczyłem mojego męża.
- Ale mi wystarczy tylko jedna porcja – powiedział, na co pokiwałem głową, zajmując miejsce naprzeciw niego.
- Tak, a ja zjem drugą. Postanowiłem, że będę ci towarzyszył przy jedzeniu, byś nie był taki samotny – wyjaśniłem, uśmiechając się szeroko.
Myślałem, że Miki też się ucieszy, bo w końcu robiłem to dla niego, no i z początku wyglądał na takowego. Tylko kilka sekund później zaczął płakać, co mnie mocno zaskoczyło. Tak po prostu z jego oczu zaczęły lecieć łzy. Dlaczego? Zrobiłem coś złego? Ja tylko chciałem wspierać go w jedzeniu, to chyba nic złego. Od razu zmieniłem swoje miejsce na te bliżej niego, by go mocno przytulić i pocieszyć, chociaż nie wiem, z jakiego powodu.
- Hej, Owieczko, co się stało? – spytałem, przytulając go mocno do siebie i gładząc go po włosach.
- Nic, to po prostu... to po prostu strasznie miłe z twojej strony – wyjaśnił, cichutko pociągając noskiem. Muszę przyznać, że nadal nie rozumiałem, skąd u niego taka reakcja. Ja to chyba głupi jestem, że tego nie rozumiem. Oby nasze dwa maleństwa odziedziczyły mądrość po mamie, bo jak po mnie, to sobie w życiu tego nie wybaczę. Najgorsze, że na głupotę nie ma lekarstwa i w żaden sposób tego nie naprawię. Przynajmniej Miki jest piękny, ja przystojny, to i one ładne będą, a przynajmniej na to wyjdzie.
- I dlaczego płaczesz? Bo nie rozumiem – zapytałem, kompletnie tego nie rozumiejąc.
- Wzruszyłem się, bo to takie słodkie z twojej strony – znów wytłumaczył, ale dalej nie rozumiałem. Ja to jednak za głupi jestem i tyle. Jedyne, co zrozumiałem, to że nie zrobiłem nic złego. I tylko to się dla mnie liczyło.
- Nie ma co płakać, tylko trzeba jeść. Wiem, że wolisz zimno, no ale gorący budyń smakuje lepiej niż zimny – poprosiłem, całując go w skroń i przysuwając do siebie swoją porcję. – I jak zjesz, to zastanów się, co chcesz na obiad, bo nie wiem, co ci przygotowywać – dodałem, cierpliwie czekając, aż weźmie pierwszą łyżeczkę, bo nie wiedziałem, czy mu zasmakuje, czy nie, czy mi się udało go zaspokoić czy też nie... odrobinkę się stresowałem, bo pierwszy raz w życiu robię takie rzeczy i nie wiem, czy mi dobrze to wychodzi, czy też nie.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz