czwartek, 29 lutego 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Nie byłem do końca zadowolony z tego, co się właśnie wydarzyło. Naprawdę chciałem odprowadzić nasze dwa słodkie maluchy do szkoły, zwłaszcza, że to przecież był taki ważny dzień da dzieci, i dla mnie, bo strasznie to przeżywałem. Myślałem, że odprowadzę dzieci, a jak nie sam, no to z Mikim. Pokazałby mi, gdzie chodzą dzieci, i potem on by poszedł do pracy, ja do domu jakoś bym powoli wrócił... no ale wychodzi więc na to, że nie mogę tego zrobić. No nic, jakoś sobie z tym faktem poradzę. Prześpię się, czy coś. No ale jak tu spać, kiedy Miki w tej chwili jest taki słaby, rozkojarzony i śpiący? Przez to tyle złych rzeczy może się zdarzyć. Oby jednak dzisiaj się nic złego nie stało. Nie no, nie zdarzy. Miki może i jest padnięty, ale jest odpowiedzialny, w przeciwieństwie do mnie. On nie pozwoli, by coś takiego złego się stało. 
Starając się zignorować złe przeczucie po prostu poszedłem na górę, wpierw oczywiście biorąc kąpiel. Trochę się poruszałem, przechodziłem z jednego miejsca do drugiego, więc pewnie byłem brudny strasznie, a taki brudny do łóżka nie mogłem pójść, bo przecież Miki byłby na mnie zły. Dlatego do lóżka położyłem się czysty, i chyba pachnący, no ale na pewno nie śmierdzący. Od razu przygarnąłem do siebie poduszkę, na której spał mój mąż, bo przecież pachniała tak cudnie, zamknąłem oczy i... cóż, starałem się zasnąć. I nie myśleć za dużo. Zdecydowanie łatwiej by mi było, gdyby Miki tu był. Jego poduszka nie była  w stanie mi go zastąpić. Miała jego zapach, była mięciutka, no ale to nie był Miki. 
Mimo wszystko starałem się to zignorować i po prostu zasnąć. W końcu, jeżeli tak będę leżał, czas mi się będzie dłużył niewyobrażalnie, ale jak zasnę i się obudzę, to Miki już wróci. I dzieci też wrócą. I już nie będę sam. Ale za to też trochę z nimi pobędę, zjem obiad, przygotuję im kolację i już będę się powoli musiał szykować. I tak przez... cóż, nie wiem do końca ile. Jak na razie z moim aktualnym szefem jestem umówiony na miesiąc i szczerze, średnio to sobie wyobrażam. Chociaż, może po prostu muszę się przyzwyczaić? Dawno nie pracowałem na nocki. Właściwie, to w tym życiu nigdy. Myślałem, że to taki dobry pomysł będzie, no ale... nie no, dam sobie na pewno radę. Nie mam wyjścia. I jeszcze w międzyczasie będę musiał jakoś znaleźć ten sposób na pozbycie się mojej mocy, chociaż, z tym chyba będę musial trochę poczekać. Zajmę się z tym, jak skończę pracę, i będę normalnie sypiał, a Miki będzie ze mną. Wtedy będę znacznie spokojniejszy, będę lepiej sypiał, miał odrobinkę więcej czasu, może będę mógł odwiedzić jakąś bibliotekę, by rozejrzeć się za odpowiedzią samemu, a nie pytać się innych. Jak mi to wyjdzie, nie wiem. Się zobaczy. W końcu, póki jestem aniołem, mam nieskończenie wiele czasu. W teorii. Jak to w praktyce wygląda, nie wiem. 
A miałem tyle nie myśleć...
Dobra, koniec z myśleniem, muszę iść spać, odpocząć, by później mieć siłę dla mojej rodziny i jeszcze później na pracę. 

<Owieczko? c:>

Od Daisuke CD Haru

 Co by to zmieniło? Jak to co by to zmieniło? Zmieniłoby to wszystko. Gdybym wiedział, że ktoś z mojego otoczenia prawdopodobnie szpieguje dla babki, gdybym tylko pomyślał o tym, że Kaito wcale mi tak szybko nie odpuści, zaplanowałbym to wszystko tak, by jakoś go wykiwać i by spędzić tu spokojnie dzień. Albo dopilnowałbym, by się nie dowiedział nic o tym wyjeździe. I wtedy byłoby tak, jak zaplanowałem ten wyjazd, czyli idealnie. A zamiast tego mamy to, czyli chowanie się w pokoju i powstrzymywanie się od tego, by przypadkiem mu nie przywalić, bo przecież kłopoty, jakie byśmy potem przez niego mieli, sprawiłyby, że by nam się żyć odechciało.  
- Wszystko, mój drogi. Gdybym tak nie myślał o tym wyjeździe i nie stresował się możliwością odmowy z twojej strony odnośnie oświadczyn, może bym nie zapomniał o jego wyjątkowo irytującej osobie, i zaplanowałbym wszystko tak, by nigdy do tego nie doszło. Na następny raz obiecuję ci, że wezmę pod uwagę wszystkie czynniki, jakie mogłyby nam zakłócić wypoczynek, i znajdę rozwiązanie na nie wszystkie – odpowiedziałem, mówiąc całkowicie poważnie. Pokazałem się mu z naprawdę okropnej strony. Nieprzemyślanej, roztrzepanej, nieidealnej... będę musiał się poprawić na następny raz. 
- Nie jest możliwe, byś przewidział wszystko – odpowiedział uspokajająco, ale nie mogłem się zgodzić z tym stwierdzeniem. 
- Jest. Trzeba poświęcić na to trochę czasu, by przeanalizować wszystkie czynniki i prawdopodobieństwo ich wystąpienia, a także całkiem wysokiego ilorazu inteligencji i pewnych umiejętności analitycznych. Zbierajmy się – poprosiłem, podchodząc do wieszaka, by założyć na swoje ramiona ciepły płaszcz. Chciałem opuścić to pomieszczenie, ten budynek, i po prostu zapomnieć, że ten człowiek istnieje. Jak na mnie, to są wyjątkowo niewielkie wymagania. 
- Oczywiście – odpowiedział, idąc w moje ślady.
Zeszliśmy z Haru na dół, i kiedy on odnosił kubki po tym przepysznym, ale i wysokokalorycznym napoju do kuchni, ja opuściłem budynek i udałem się do stajni obok, by przywitać się z naszymi wierzchowcami. A może byśmy się udali na przejażdżkę? Miał być spacer, owszem, ale przejażdżka też by nie była taka zła. Trzeba szkolić swoje umiejętności, zwłaszcza Haru, który jeszcze nie jest w nich mistrzem. 
- Tu jesteś. To będziemy jechać? – usłyszałem za sobą tak dobrze znajomy głos Haru. 
- Myślałem, że to może być całkiem dobry pomysł. Nie musimy jechać szybko, możemy jechać powoli – zaproponowałem, odwracając się w jego stronę. 
- Doskonały pomysł – odpowiedział mój narzeczony, szczerząc się szeroko.
- Świetnie. Zatem proszę, zabieraj się za siodłanie. Będę cię nadzorował – odparłem, wykonując w stronę jego klaczy zapraszający gest dłonią. Co prawda, Rain nie była jego, tylko moja, on jeszcze troszkę się musi nauczyć, zanim stanie się pełnoprawnie jego. 
Haru zatem się zabrał za siodłanie jej i szło mu to naprawdę sprawnie. Jeszcze takie drobne rzeczy były do poprawienia, no ale to tylko drobiazgi, których poprawy szybko się nauczy. Byłem z niego naprawdę dumny. A pomyśleć, że jakiś czas temu nie chciał nawet słyszeć o jeździe konnej i wolał iść na pieszo kilkanaście kilometrów. Dobrze, że już odmieniłem jego zdanie, bo nie wiem wtedy, jak byśmy podróżowali. 
- Nieźle ci poszło – odezwałem się zadowolony, uśmiechając się do niego łagodnie. 

<Piesku? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Przyznam, że czesanie włosów było dla mnie naprawdę przyjemne, zrelaksowało mnie to i dodało siły na odprowadzenie dzieci do szkoły i rozpoczęcie pierwszego dnia pracy.
- Dziękuję, od razu mi lepiej - Przyznałem, czując, że w tej chwili włosy już mi nie przeszkadzały.
- Nie ma za co owieczko, dla mnie to przyjemność, lubię twoje piękne i tak ładnie pachnące włosy - Wyznał, uśmiechając się do mnie ciepło, nim ucałował mój policzek, zwracając uwagę na córkę, która zdążyła już zjeść śniadanie, czekając na tatusia, który uczeszę jej ładnie włosy. - Tak sobie myślę, może odprowadzę je do szkoły, a ty w tym czasie pójdziesz do pracy - Przyznam, zaskoczył mnie tymi słowami. Ale nie dlatego, że nie wierzyłem w to, że byłby w stanie je odprowadzić tylko dlatego, że on nawet nie miał pojęcia, gdzie jest ta szkoła. A więc jak chciał odprowadzić maluchy? Było przecież wiadomo, że mimo szczerych chęci nie będzie w stanie tego zrobić.
- Skarbie a ty w ogóle wiesz, gdzie jest szkoła? - Zapodałem, mimo że doskonale wiedziałem, jaka jest odpowiedź.
- No w sumie to nie ale może jak mi powiesz jak pójść to dam radę i nie zgubie się dwadzieścia razy - Mój mąż powiedział, mi to, czego się właśnie spodziewałem, nie miał zielonego pojęcia jak pójść do szkoły i prawdopodobnie, zanim do niej dojdzie, zgubi się kilka razy, a to spowoduje, że dzieci spóźnią się na zajęcia, a tego byśmy nie chcieli.
- Sorey lepiej będzie, jak pójdziesz spać, ja odprowadzę dzieci do szkoły i pójdę do pracy, a później odbiorę je i wrócimy do domu - Wyjaśniłem, swój plan mając nadzieję, że nie będzie już drążyć tematu.
- A dlaczego ja nie mogę ich odprowadzić? - Zapytał, co przyznam, trochę mnie zaskoczyło, on tak serio czy tylko sobie ze mnie żartuję?
- Pytasz poważnie? - Dopytałem, nie do końca wierząc, że on mówi to naprawdę poważnie.
- Tak a co? - On był naprawdę poważny o mój panie.
- Nie masz pojęcia, gdzie jest szkoła to chyba jasne, że nie pozwolę ci odprowadzić, dzieci do szkoły nie chcąc, abyście się zgubili - Wyjaśniłem, dając mu tym samym znać, że nie chcę już na ten temat rozmawiać, a dyskusja nie ma najmniejszego sensu.
- No dobrze - Westchnął, nie do końca zadowolony. No ale cóż musiał się z tym pogodzić, następnym razem, gdy będzie okazja, pokażę mu, gdzie dzieci się uczą, a wtedy już będzie mógł na spokojnie sam odprowadzać je do szkoły lub chociaż odbierać je z niej, jeśli będzie taka potrzeba.
- Innym razem kotku - Zapewniłem, podchodząc do niego, aby złączyć nasze usta w delikatnym. - Dzieci idziemy, nie chcecie się przecież spóźnić na pierwszy dzień szkoły - Drugie zdanie skierowałem do naszych dzieci, które szybko wstały z krzeseł, idąc po swoje plecaki, w których było już wszystko przygotowane do szkoły.
Hana i Haru dość szybko przygotowali się do wyjścia, mając na sobie już buty i kurtki, czekając tylko na mnie, abym opuścić już dom, ruszając do szkoły.
- Do zobaczenia - Ostatni raz ucałowałem usta mężu, nim opuściliśmy z dzieciakami dom, ruszając one do szkoły a ja do pracy.

<Pasterzyku? C:> 

Od Haru CD Daisuke

Ach jak dla mnie zdecydowanie za bardzo patrzy na swój wygląd, to znaczy bardzo dobrze, że o siebie dba, ale czasem wydaje mi się, że troszeczkę za bardzo przesadza, to, że wypiję kubek gorącego kakao, ze śmietaną i cynamonem nie oznacza od razu, że przytyję. To tak nie działa, przytyłby, gdyby powiedzmy, dwa tygodnie siedział bez ruchu w łóżku, a przecież tego nie robi. A więc małe prawdopodobieństwo jest, że przytyję. A już tym bardziej na pewno nie przytyję przez jeden kubek gorącej bomby kalorycznej.
- Jak dobrze, że od kubka gorącego napoju nie przytyjesz. A nawet jeśli ci się by to zdarzyło, kochałbym cię bez względu na to, ile byś nie ważył i jakbyś nie wyglądał - Wytłumaczyłem, naprawdę nie przyjmując się tym czy waży pięćdziesiąt, osiemdziesiąt czy nawet sto kilo.
- Oczywiście, tylko tak mówisz. A gdyby przyszło co do czego, to już byś tak nie myślał i nie mówił - Mruknął, na co pokręciłem głową, nie do końca wiedząc czy chcą to komentować, bo jeśli powiem coś nie tak, to może się na mnie obrazić, a tego jeszcze bardziej bym nie chciał.
- Przepraszam bardzo, ale ja nigdy nie kłamię i jeśli mówię, że tak jest, to tak właśnie jest, kocham cię, bo jesteś sobą, a wygląd z czasem i tak się zmienia, a więc nie ma co się do niego na stałe przyzwyczajać - Stwierdziłem, co nie do końca spodobało się mojemu paniczowi, a przynajmniej tak to wyglądało, a wszystko dlatego, że za bardzo zwraca uwagę na swój wygląd.
- Weź, już lepiej nic nie mów, bo tylko się pogrążasz - Odburknął, popijając swój napój, który mimo tych kalorii bardzo mu zasmakował, a właśnie o to mi chodziło, chciałem, aby było pysznie i aby chociaż delikatnie się uśmiechnął no i tak się właśnie stało, mimo tych drobnych fochów, na jego ustach pojawił się łagodny uśmiech, który tak bardzo chciałem zobaczyć.
Po wypiciu zdrowej dawki cukru oboje poczuliśmy się lepiej, a przynajmniej taką miałem nadzieję, bo ja poczułem się naprawdę dobrze i miałem nadzieję, że te same doznania miał mój panicz.
- Lepiej się czujesz? - Zapytałem, zabierając od niego pusty kubek, który będę musiał zanieść później do kuchni, ale teraz nie jest to aż tak ważne.
- Powiedzmy, że czułbym się lepiej, gdyby to wszystko nie była moja wina i gdybyśmy nie musieli wracać tak szybko do domu - Powiedział, wywołując u mnie ciężkie westchnięcie.
- Oj skarbie naprawdę nie martw się tym tak, niektórych rzeczy po prostu nie da się przewidzieć - Wyjaśniłem, mając nadzieję, że te słowa chociaż trochę podniosą go na duchu. Z drugiej jednak strony dosyć sporo już mówiłem mu o tym, że nie mam nic przeciwko powrotowi do domu i że nie uważam, aby to była jego wina, a mimo to wciąż chyba się obwinia, tylko dlaczego? Sam nie wiem, chyba za bardzo bierze to do siebie.
- Mogłem to przewidzieć, dobrze znam Kaito i wiem, do czego jest zdolny.
- I co byś z tym zrobił? Co by to zmieniło? - Dopytałem, doskonale wiedząc, że i tak nic by to nie zmieniło.

<Paniczu? C:> 

Od Soreya CD Mikleo

 Martwiłem się o mojego męża, wyglądało na to, jakby nie spał całą noc. Albo przespał jakieś dwie godziny. Nieskromnie przyznam że teraz wyjątkowo wyglądałem lepiej niż on, a przecież oboje dobrze wiemy, że to Miki jest tym piękniejszym ode mnie. A skoro ja, po całej nocce noszenia ciężkich skrzyń z góry na dół wyglądałem lepiej, niż mój przepiękny mąż, to chyba był znak, że Mikleo powinien zostać w domu. Co prawda, zarobimy wtedy nieco mniej, no ale nic złego się nie stanie, jeżeli tak zrobimy. Nie no, zdarzy się, zawiedziemy Alishę, przecież czeka na mojego męża, ale może jak zobaczy, w jakim jest stanie, wypuści go wcześniej z pracy? Jeszcze przez swoje zmęczenie i rozdrażnienie łatwo może popełnić błąd, a błędy w takiej poważnej pracy nie powinny się zdarzać. Dlatego nie chciałem się zgadzać na pracę jako posłannika królewskiego, bo ja z moją głupotą bym popełniał błędy cały czas. 
- Jesteś pewien, że dasz radę dzisiaj pracować? – spytałem zmartwiony, podchodząc do niego. Czemu nie spał w nocy? Stało się coś, poza tym, że dzieci nie mogły spać? Przecież nie pracuję w żadnej niebezpiecznej pracy. Tak mi się wydaje. Czysto teoretycznie, zawsze grozi mi jakieś niebezpieczeństwo, bo w każdej chwili mogę się potknąć i sobie tę swoją głupią twarz rozwalić, no ale na to już nie poradzę. Na całe szczęście tak się jeszcze nie wydarzyło, więc wychodzi na to, że nie jestem aż taką niemotą. 
- Nie mam wyjścia, już się umówiłem z Alishą, więc teraz nieładnie byłoby z mojej strony się tam teraz nie pojawić – wyznał, siadając przy stole z ciężkim westchnięciem. To będzie dla niego bardzo ciężki dzień. I dla mnie też, bo teraz nie wiem, czy ja dam radę zasnąć, kiedy będę wiedział, że mój mąż tak źle się czuje. 
- Też niemądrze jest w takim stanie pracować. To odpowiedzialna praca, wymagająca koncentracji – kontynuowałem, popijając kawę, by jakoś przetrwać kolejną godzinę, bo tylko tyle mnie dzieliło od łóżka. W teorii. A czy dzisiaj zasnę, tego nie wiem. 
- Dam sobie radę – trzymał przy swoim, ewidentnie to siląc się na uśmiech. Po tym to ja zdecydowanie nie zasnę teraz, zamartwiając się tam o niego. 
- Tato? A mnie uczeszesz ładnie? – poprosiła ładnie Hana, patrząc na mnie tymi swoimi wielkimi oczami. My mamy takie duże oczy? Nie wiem, jak na siebie patrzę w lustrze, to raczej moje oczy mi się wydawały całkiem normalnego rozmiaru. Mikleo... Miki ma w sumie całkiem duże oczy. Hana więc musiała to odziedziczyć po nim, ale to dobrze. Duże oczy są piękne, bo wtedy jeszcze lepiej widać te cudowne tęczówki. 
- Oczywiście, księżniczko. Może zaplotę ci dwa warkoczyki, co ty na to? – zaproponowałem, na co pokiwała radośnie głową. – A mojej Owieczce też mam uczesać włosy? – dopytałem, podchodząc do mojego męża i całując go w czubek głowy. 
- Czymś szybkim i wygodnym bym nie pogardził – przyznał, na co uśmiechnąłem się szeroko. 
- Więc Hana, zjedz ładnie śniadanie, a ja przez ten czas uczeszę mamę – poprosiłem, uśmiechając się do moich najbliższych, a następnie poszedłem do korytarza po różnorakie akcesoria do włosów i oczywiście grzebień. Mikleo chyba zrobię po prostu zwykłego koka, wysoko upiętego, by było mu wygodnie i nic mu podczas pracy nie przeszkadzało. O ile faktycznie będzie pracować. 

<Owieczko? c:>

Od Daisuke CD Haru

 Nie czułem się do końca najlepiej z tym wszystkim. Miało być przecież tak fajnie, miło, przyjemnie, a zamiast tego... cóż, było bardzo fajnie, dopóki Kaito się nie pojawił. Gdybym jakoś połączył wątki, zachował większą ostrożność, zorientował się, że ktoś ze służby mnie zdradził, ten wyjazd prezentowałby się znacznie lepiej, a już na pewno lepiej, niż to, co mamy teraz. Spełniłem co prawda jeden z celów, miałem już narzeczonego, a to dla mnie naprawdę dużo znaczy. Miało być jednak idealnie, miałem wszystko zaplanowane, Haru miał wyjechać stąd zadowolony i szczęśliwy, a zamiast tego... cóż, co prawda mnie zapewniał mnie, że jest szczęśliwy i bawił się świetnie, ale doskonale wiedziałem, że mógł być jeszcze szczęśliwszy, gdybym tylko myślał bardziej przyszłościowo i nie ignorował oczywistych faktów. 
- Skoro tego chcesz, to już się zbieram – odpowiedziałem, podnosząc się na równe nogi. To faktycznie nie jest zły pomysł, by się gdzieś przejść, odetchnąć świeżym powietrzem, trochę zapomnieć o tym wszystkim, odprężyć się i po prostu zrelaksować ostatnim dniem spędzonym tutaj. 
- Zjemy coś tutaj, czy w miasteczku? – zapytał, przyglądając mi się z uwagą. 
- Jak chcesz. Ja nie jestem głodny, więc patrz na to, co ty chcesz – odparłem, jakoś kompletnie nie mając apetytu na cokolwiek. Znaczy, może bym jakieś słodkości z chęcią spożył, no ale coś czułem, że ze słodkim śniadaniem tutaj może być problem. Zresztą, najlepsze słodkie śniadanie to tylko to robione przez Haru, w tej kwestii zdania nie zmienię. 
- Więc przyniosę nam tylko kawę. Wrócę szybko, ale może na wszelki wypadek zamknij drzwi. Tak dla własnego bezpieczeństwa. Zapukam, jak wrócę – poprosił, czemu się nie dziwiłem. Już raz nam do pokoju wszedł, i nie zdziwiłby się, gdyby zrobił to kolejny raz, gdyby nadarzyła się ku temu okazja, a mi nie chciało się z nim użerać. 
- Dobrze – odpowiedziałem krótko, po prostu się z nim zgadzając. 
Więc Haru wyszedł po kawę, a ja zacząłem się szykować do wyjścia, starając się wprawić w jak najlepszy humor, by nie popsuć tego ostatniego dnia wyjazdu. Mogło być to ciężkie, bo z emocjami u mnie ciężko, no ale dla niego się postaram. Jestem mu to winien za tak beznadziejny wyjazd. Oby Kaito już wkrótce się ode mnie odczepił, bo nie wiem, jak długo z nim wytrwam. W miarę szybko się ogarnąłem dbając o to, by wyglądać dobrze. Pamiętając, że Haru bardzo lubi, kiedy moja grzywka jest opuszczona, specjalnie ją tak wystylizowałem. Skoro ten wyjazd jest taki słaby, to chociaż zapewnię mu przyjemne dla niego widoki. 
Haru miał wracać za kilka minut, a mimo tego trochę go nie było, przez co zacząłem się martwić. Miałem nadzieję, że nie wplątał się w żadne kłopoty. Oczywiście gdyby tylko Kaito robił mu jakieś problemy, zrobiłbym wszystko, by mu pomóc i wydałbym na jego osobę wszystkie swoje pieniądze, gdyby zaszła taka potrzeba. Siedziałem jak na szpilkach, czekając na jego znak, a kiedy tylko usłyszałem pukanie drzwi, podniosłem się natychmiast i do nich podszedłem, by je otworzyć. 
- Już jestem. Wybacz, że tak długo, i bez kawy, ale za to mam coś lepszego – odpowiedział, wchodząc do pokoju z dwoma kubkami. Nie mam pojęcia, jaki był to napój, ponieważ na jego wierzchu znajdowała się bita śmietana, i to pokaźna porcja, posypana... czymś. Chyba cynamonem. 
- Nie wiem, czy bomba kaloryczna to taki dobry pomysł – odparłem, biorąc od niego kubek. 
- Zasługujesz na trochę przyjemności – powiedział, uśmiechając się do mnie ładnie. 
- Zobaczymy, czy to samo powiesz, jak już przytyję i będę gruby – mruknąłem już w myślach widząc te wszystkie fałdki pojawiające się na moim brzuchu, ale pomimo tego spróbowałem tego wysokokalorycznego wynalazku. Okazało się, że przyniósł mi kakao, i o mój panie, jakie to było przepyszne. Minimalny uśmiech pojawił się na mojej twarzy, kiedy przełknąłem pierwszy łyk. Po takiej dawce cukru moje zapotrzebowanie na słodkie rzeczy będzie zdecydowanie zaspokojone. 

<Piesku? c:>

środa, 28 lutego 2024

Od Mikleo CD Soreya

Wiedząc, że dzieci dziś szybko spać nie pójdą, nawet nie łudziłem się, że będzie inaczej, mój mąż na pewno przed pracą nie będzie w stanie położyć dzieci spać. A to oznacza, że zostanie to na mojej głowie, ale to nic, potrafię sobie poradzić ze wszystkim, a przynajmniej tak mi się wydaje.
- Zajmij się kawą, a ja w tym czasie zrobię dzieciakom kolację - Poprosiłem, wyjmując chleb, który chciałem przygotować wraz z dodatkami, które będą smakować naszym dzieciom.
- Nie, my zrobimy kolację, a nie ty - Nie mogąc się z tym kłócić, po prostu zgodziłem się na to, abyśmy we dwoje zrobili kolację, bo przecież sam za bardzo bym się zmęczył, gdybym to zrobił..
Kolacja dzięki wspólnej pracy zajęła nam niewiele czasu, a więc Sorey miał jeszcze czas, aby spokojnie wypić kawę i spędzić trochę czasu z naszymi pociechami, nim musiał wyjść z domu, żegnając się z nami, wystawiając mnie dzisiaj na bardzo ciężką próbę, sen bez mojego męża był dla mnie naprawdę czymś bardzo ciężkim i nie chciałem przez to przechodzić, jednak ten uparł się, że będzie chodził na magazyny, pracując na nocne zmiany, co mnie w ogóle nie cieszyło. No ale czy miałem jakieś prawo głosu? Nie, zmuszać do niczego go nie chciałem i nie mogłem, a więc niech sobie pracuje. Szkoda tylko, że zmusza mnie to do samotnego spania tej i każdej następnej nocy.
Położenie naszych dzieci spać było naprawdę bardzo trudne. Maluchy opierały się i nie chciały zasnąć, ciągle ekscytując się szkołom, gdy ja miałem już szczerze dość czytania książki i prób położenia ich spać..
Dzieci zasnęły, zdecydowanie później niż powinny, a ja miałem tylko nadzieję, że mimo tego wstaną rano, gdy przyjdzie czas na pobudkę.
Zmęczony nadmierną ekscytacją naszych dzieci wziąłem szybką kąpiel, zajrzałem jeszcze do zwierzaków i położyłem się spać, mając nadzieję, że zmęczenie szybko położy mnie spać. Niestety wcale tak nie było, nie mogłem zasnąć, szukając sobie miejsca na łóżku, Było ono zimne, co lubiłem, ale mimo to brakowało mi ciepła mojego męża, który zawsze tak przyjemnie przytulał się do mnie, głaskał po włosach, całował w czoło, po prostu był, a takiej obecności mi brakuje. Obym szybko się do tego przyzwyczaił, bo nie wiem, jak będę w stanie przetrwać, jeśli okaże się, że nie jestem w stanie bez niego już spać.
Tej nocy w ogóle się nie wyspałem, byłem zmęczony, a to nie tylko pierwszy dzień szkoły naszych dzieci, ale i mój pierwszy dzień pracy.
Mimo zmęczenia wstałem, doprowadzając się do porządku, chcąc obudzić dzieci, które zdążyły już obudzić ich tatuś.
- Dzień dobry Sorey - Przywitałem się z mężem, dostrzegając go z dziećmi w kuchni.
- Dzień dobry owieczko, coś nie wyglądasz najlepiej - Przywitał się, dostrzegając mój wygląd.
- Dziękuję miło mi - Odpowiedziałem, uśmiechając się do niego łagodnie.
- Nie chciałem cię obrazić, masz po prostu zmęczone oczy i siniaki pod oczami - Słusznie zauważył a wszystko to z powodu tego, że nie najlepiej przespałem całą tę noc.
- Nic mi nie będzie, dzieci trochę długo nie chciały pójść spać, a później ja trochę nie umiałem zasnąć, ale czuję się całkiem w porządku - Przyznałem, podchodząc do męża, aby ucałować go w policzek.

<Pasterzyku? C:> 

Od Haru CD Daisuke

Czy ja chciałem tu zostać? Szczerze to nie a wszystko dlatego, że miałem już dość tego kolesia, niszczy nam każdy dzień, odkąd tylko tu jesteśmy, a my nic nie mogliśmy na to poradzić.
- W takim razie wrócimy jutro z rana, nie chce tu być z tym człowiekiem, w końcu nie wytrzymam i mu przyłożę, a nie chciałbym z tego powodu mieć problemów, bo coś tak czuję, że by się na mnie za to zemścił, a to może być problematyczne - Wyznałem, kładąc dłoń na jego głowie, delikatnie głaszcząc go po włosach, całując w policzek. - Nie martw się, ja nie jestem zły, bawiłem się świetnie, nawet jeśli trwało to krótko a wiesz dlaczego? - Zapytałem, poprawiając jego włosy, które były taki mięciutkim i piękne i pachnące i wszystko w jednym.
- Nie wiem, ale się zaraz dowiem dlaczego - Odparł, odwracając głowę w moją stronę, przyglądając mi się niby to z uwagą niby to z poczuciem winy. Czemu? Czyżby naprawdę uważał, że to on jest temu winien? Jeśli tak, to zrobię wszystko, aby poczuł się lepiej i nie myślał o tym, że jest czegoś winien.
- Bo spędziłem czas z tobą, a to jest dla mnie najważniejsze, bo niż mnie tak nie cieszy, jak czas spędzony sam na sam - Wyjaśniłem, uśmiechając się do niego łagodnie, zbliżając się do jego ust, aby złączyć je w delikatnym pocałunku. - Kocham cię, dlatego bardzo proszę, niczym się nie przejmuj. Jutro wrócimy do rezydencji i znów będziemy tylko ty i ja - Wyszeptałem, składając delikatny pocałunek na jego karku.
- Szkoda tylko, że moja przeszłość powróciła, psując wszystko, co mieliśmy w planach - A on nadal był załamany, w sumie trochę się nie dziwię, to miał być super wyjazd, za który zapłacił naprawdę dużo pieniędzy. A zamiast tego siedzimy tutaj zamknięci jak zwierzęta w klatce, bojąc się wyjść z własnego pokoju.
- Już się tym nie przejmuj, umyjmy się, przebierzmy się i wyjdźmy stąd na spacer, myślę, że zrobi nam to bardzo dobrze i odetchniemy od tego miejsca, zjemy coś na mieście i oby ten cały Kaito za nami nie chodził, bo jeśli znów się do nas zbliży, to mogę nie wytrzymać. I tak wiem, mówiłem, że wolałbym mu nie przywalić, bo może się na mnie zemścić, ale w obronie twojej osoby jestem w stanie zrobić wszystko, nawet jeśli bardzo by się na mnie za to zemścił - Przyznałem, chwytając jego dłoń, której wierzch ucałowałem, uśmiechając się przy tym łagodnie do niego.
- Na pewno chcesz wyjść na dwór? - Dopytał, przez cały czas przyglądając mi się z uwagą, martwiąc się najwidoczniej tym, co może nas spotka po wyjściu z pokoju.
- Oczywiście, nie pozwolę, aby z powodu jakiegoś palanta cały ten ostatni dzień przed naszym wyjazdem kompletnie się zniszczył, ty ani ja nie chcemy siedzieć cały dzień w sypialni, a więc najwyższa pora ogarnąć się i pójść gdzieś razem jak najdalej od tego miejsca, może dzięki temu stracimy go, chociaż na chwilę z oczu - Wyjaśniłem, mając nadzieję, że to wyjście pozwoli nam, chociaż na chwilę się odprężyć, zapominając o problemach.

<Paniczu? C:> 

Od Soreya CD Mikleo

 Dalej nie byłem pewien, czy to pójście do szkoły było dla naszych dzieci dobrym pomysłem. I bezpiecznym. Alisha na pewno byłaby w stanie zapewnić naszym dzieciom lepszą edukację, a już na pewno bezpieczniejszą. Ale nie, bo przecież przesadzam i dramatyzuję, a później się jednak okazuje, że moje przeczucie mnie nie myliło, ale wtedy już jest na to za późno. Oby teraz nic się naszym dzieciom nie stało, bo ja naprawdę nie wiem, jakbym to przeżył. Pewnie bym nie przeżył. Albo przeżył to bardzo źle. Przecież one były takie delikatne, niezwykłe i wrażliwe, nie wiem, czy one dadzą sobie radę w świecie pełnym ludzi, którzy patrzą na to, jak tu nie wykorzystać takich cudownych umiejętności. Ja byłem głupi, nie znałem się na niczym, więc ciężko było mnie do czegoś wykorzystać. Zresztą, nawet jakby się dało znaleźć coś, to i tak bym się nie dał. Wykorzystywać może mnie tylko Miki, i nikt inny. 
- Nieważne, co powiesz, i tak się będę o nie martwił – przyznałem, ciężko wzdychając. Może w pracy trochę zapomnę o tym, skupiając się na tym, co mam tam robić. A później zmęczony pójdę spać, a jak będę spać, to nie będę myśleć. Tak, to jest jednak plan na życie idealny. 
- A wiesz, że to niepotrzebne jest? Tylko się nakręcasz, stresujesz i później źle to wpływa na twoje zdrowie – kontynuował dalej, nie odsuwając się do mnie nawet na milimetr. 
- Przeżyję to jakoś, jestem aniołem, nic mi nie będzie – odparłem, siląc się na delikatny uśmiech, by się mną tak nie przejmował. Bardziej się powinien martwić o nasze dzieci niż o mnie. Ja jak umrę, to powrócę do niego raz jeszcze, choćby nie wiem, co. Skoro raz tak zrobiłem, nic mi nie stanie na przeszkodzie, by uczynić to drugi raz. – Powinniśmy chyba zabrać się za kolację dla nich. Zanim pójdę do pracy chciałbym je jeszcze położyć spać. 
- Oj, z tym może być problem. Wydaje mi się, że będą zbyt podekscytowane jutrzejszym dniem, by tak po prostu pójść spać – wyjaśnił, na co westchnąłem cicho. 
- Może jak nie dzisiaj, to jutro – odparłem, zerkając na zegarek. Jeszcze miałem trochę czasu do wyjścia. Szczerze, to tak niezbyt mi się chciało do tej pracy iść, z o wiele większą chęcią spędziłbym czas z dziećmi, no ale na już trochę za późno. Teraz najwięcej z nimi czasu spędzać będę w weekendy. Na moje szczęście pracodawca zgodził się, bym nie pracował pod koniec tygodnia, więc całkowicie mogę poświęcić się rodzinie. Pytanie tylko, czy dzieci będą chciały ze mną ten czas spędzać. Pod tym względem z nimi to tak różnie było. Raz bardzo chciały, innym razem mnie za wszelką cenę ignorowały, trochę tak, jakbym nie istniał, no ale mamusię to zawsze kochały. A to dobrze. Miki zasługuje na ich całą miłość. – I może sobie jeszcze kawę zrobię. By w pracy nie zasnąć – dodałem, po chwili zakrywając usta dłonią, kiedy ziewałem. Tak, kawa zdecydowanie będzie dobrym pomysłem. Może nie byłbym tak zmęczony, gdybym w nocy spał, no ale bardzo przejmowałem się tym jutrzejszym pierwszym dniem. Może jak wrócę, to zamiast iść spać, to je odprowadzę do szkoły? I późnej pójdę spać, jak wrócę. O ile nie zgubię się sam w drodze powrotnej, bo to ze mną tak trochę możliwe jest. 

<Owieczko? c:>

Od Daisuke CD Haru

 Mimo, że podejrzewałem, że to właśnie był Kaito, miałem cichą nadzieję, że to może być kto inny. Jak się okazało, myliłem się. I przez to, że tu się do nas przeszedł, że musieliśmy słyszeć jego głos, jakoś ten fajny, przyjemny humor z rana prysł jak bańka mydlana. Westchnąłem ciężko, wyglądając przez okno, podziwiając przyjemny dla oka krajobraz, którym nawet nie będę się mógł nacieszyć, bo z tyłu głowy będę miał jego osobę. Coś tak czuję, że kiedy wyjdziemy na obiad, on jakimś magicznym trafem znajdzie się w tym samym budynku, by tylko i wyłącznie mnie poirytować oraz zniszczyć humor. Męczy mnie już to. Zawsze wydawało mi się, że jestem cierpliwy i mało co jest w stanie mnie wytrącić z równowagi. Wystarczy jednak, że widzę Kaito i już mi się ciśnienie podwyższa. Jego postawa wobec mnie i pewność, że do niego wrócę powodowały u mnie złość. Wyraźnie dałem mu znać, że jego osoba już mnie nie interesuje i poza strefą biznesową nie chcę mieć z nim nic wspólnego. Gdyby zachował się profesjonalnie, jak dorosły człowiek, kto wie, może moje mocno krytyczne zdanie na jego temat by się zmieniło, ale po takim nękaniu i prześladowaniu mam go serdecznie dosyć. Kiedy w końcu sobie odpuści? Jak wiele razy będę musiał mu odmawiać? Może po prostu musi dostać w zęby? I coś czuję, że przez takie zachowanie wkrótce tak się stanie, tylko nie byłem pewien, kto to uczyni, ja czy Haru. Podejrzewałbym, że prędzej Haru. Ma większy temperament. I absolutnie nie miałbym mu za to za złe. 
- Może wrócimy do rezydencji – zaproponowałem, trochę mając go dosyć. Nie odprężę się, bo gdzieś się wokół mnie przypałęta, niszcząc humor mnie i Haru. U mnie może być trochę nudno, bo nie mam tak przyjemnych atrakcji jak gorące źródła, ale za to będziemy mieć spokój. Do rezydencji nikt nieproszony się nie dostanie, a już na pewno on. 
- Tego chcesz? – dopytał, totalnie innym tonem głosu, bardziej zmartwionym, ciepłym, opiekuńczym. Taka nagła zmiana z wkurzonego na zmartwionego trochę mnie zaskoczyła. 
- Chcę spokojnie wraz z tobą cieszyć się wszystkim tym, co ma nam do zaoferowania to miejsce, a nie irytować się i zamykać w pokoju, bo dokucza nam wyjątkowo upierdliwa mucha, jak tylko go opuścimy. W rezydencji mamy spokój – wyjaśniłem, odwracając się w jego stronę. – Może tym samym pokażę mu, że jestem słaby i łatwo odpuszczam, ale jeżeli to odpuszczenie ma sprawić, że zniknie ten cały stres i złość wywoływany jego osobą, jakoś to przełknę. To są złe emocje, wpływające na zdrowie i wygląd. Nie chcę tracić swojego zdrowia i wspaniałego wyglądu na jego osobę. 
- Więc wracamy dzisiaj do rezydencji? – pytał dalej, zajmując miejsce przy mnie. 
- Dzisiaj nie, na to już za późno, a nie chciałbym wracać po ciemku, albo gdzieś nocować w jakiejś jaskini, to po pierwsze. A po drugie, ważne jest także twoje zdanie. Jeżeli chcesz tu jeszcze pobyć, możemy zostać. Kilka dni jeszcze do wykorzystania tutaj mamy – odpowiedziałem, odwracając głowę znów w stronę okna. Jeżeli chce tutaj jeszcze pobyć, znajdę dla niego siłę, by jakoś znosić tego nachalnego idiotę. 

<Piesku? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Sorey rozpakował zakupy, gdy ja podałem naszym szkrabom jedzenie, mogą zająć się innymi sprawami takimi jak sprzątanie, układanie zakupów wraz z mężem na swoich miejscach i innymi istotnymi sprawami, które trzeba było zrobić od razu, a przynajmniej od razu w moim znaczeniu tego słowa.
W planach nie mieliśmy nic konkretnego czas z dziećmi, sprzątanie, gotowanie, kąpiel naszych maluchów i czytanie im książki na dobranoc a po tym już tylko sen, który należał się i nam.

Dni mijały nam dość szybko, ale jednocześnie bardziej spokojnie, nim się zdołaliśmy obejrzeć, nasze dzieci musiały, a raczej miały pójść już do szkoły, z czego akurat się cieszyły i to bardzo, ale nie mój mąż, który wciąż uważał, że to nie jest dobry pomysł. Trochę zajęło mi, nim znów przekonałem go do tego, że szkoła to nic strasznego i że naprawdę dzieciom będzie się tam podobało, oczywiście podejrzewałem, że Sorey nie do końca wciąż w to wierzył, ale dla świętego spokoju zgodził się ze mną, że wszystko będzie dobrze, a nie do końca chyba tego od niego chciałem, no ale czego mogłem się po nim spodziewać.
Od rana Sorey chodził jakiś taki cóż, nie swój, coś mu nie odpowiadało, tylko nie chce powiedzieć mi co takiego, a przyznam, to trochę mnie niepokoiło.
- Możesz mi powiedzieć, co się dzieje? - Zapytałem, unosząc jedną brew ku górze, mając już dość jego nie do końca codziennego zachowania.
- Martwię się - Odpowiedział, czego akurat się spodziewałem, w końcu od początku nie był przekonany co do pójścia dzieci do szkoły i teraz się martwi i coś tak czuję, że martwi się zbyt przesadnie, jak na całą tę sytuację.
- O dzieci? - Zapytałem, musząc upewnić się, że to właśnie to jest problemem.
- Tak, nie jestem pewien czy to dobry pomysł, tak wiem, że już o tym rozmawialiśmy i że zapewniłem cię, że już się nie martwię, ale jednak się wciąż martwię i najchętniej nie puszczałbym ich w ogóle do szkoły. Czując, że skończy się to dla nich źle - Wyjaśnił, przesadnie przejmując się tym, na co wpływu za bardzo nie ma, dzieci w szkole zapisane już były, a więc nie było sensu teraz ich wypisywać, zresztą, jeśli będzie dzieciom źle, wtedy wypiszemy je i pójdą uczyć się do Alishy.
- Oj Sorey, za bardzo się martwisz, weź głęboki wdech i głęboki wydech, daj im szansę pójść do szkoły, poznać nowe otoczenie, poznać nowych przyjaciół, a jeśli nie będą się czuły tam dobrze, to wtedy przeniesiemy je i będą uczyć się w zamku, a w ostateczności nawet ja mogę zacząć je uczyć - Wyznałem, chcąc uspokoić mojego męża, tak jak zresztą robię to od prawie trzech tygodni, martwiąc się o to, jak bardzo przeżywa to pójście do szkoły.
Mój mąż westchnął, patrząc na bawiące się dzieci, które w tej chwili bawiły się w szkołę, wyobrażając sobie, jak będzie wyglądał pierwszy dzień w szkole, który nastąpi już dnia jutrzejszego. - Będzie dobrze - Dodałem, podchodząc do męża, aby przytulić się do niego, mając szczerą nadzieję, że chociaż trochę go to uspokoi..

<Pasterzyku? C:> 

Od Haru CD Daisuke

 Czy ja długo nie spałem? No w sumie to już trochę nie spałem, może tak z trzydzieści minut, maksymalnie czterdzieści, nie wiem sam, to nie ma najmniejszego znaczenia.
- Trochę już nie śpię to fakt - Zgodziłem się, poprawiając jego grzywkę, aby odkryć jego oczy, które tak bardzo lubiłem.
- I już nie śpisz? Co tak szybko? - Dopytał, zdziwiony moim zachowaniem, no cóż, ja trochę też byłem zdziwiony, bo raczej tak szybko nie wstaję no ale cóż zdążało się i nic na to nie poradzę.
- Sam nie wiem - Wzruszyłem ramionami, ciesząc się jak głupi do sera.
- I cieszysz się, bo? - Dopytał, unosząc jedną brew ku górze, nie rozumiejąc mojej radości.
- Bo widzę cię - Odpowiedziałem krótko, łącząc nasze usta w delikatnym pocałunku, przytulając go do siebie. - Kocham cię, wiesz? - Dodałem, lubiąc mu to powtarzać, wiedząc, że i on bardzo to lubi, a skoro mu przynosi to radość to i mi radość to przynosi, proste.
- Wiem i również cię kocham - Odpowiedział, kładąc dłoń na moim policzku, aby mnie po nom pogłaskać. - Głodny? - Zadał dobre pytanie, czy ja byłem głodny? No byłem, ale nie w ten ludzki sposób, byłem głodny i spragniony mojego panicza, on chyba nigdy mi się nie znudzi, dopóki będę mógł, będę starał się robić wszystko, aby czuł się kochany.
- Trochę tak, ale i trochę nie - Wyjaśniłem, na co zmarszczył brwi, zupełnie nie rozumiejąc moich słów, no cóż, gdybym był na jego miejscu, też bym tego nie zrozumiał.
- Co to znaczy? - Przyjrzał mi się z uwagą, nie do końca rozumiejąc, co siedzi mi w głowie.
- Znaczy to, że nie chce jeść, ale chętnie bym schrupał ciebie - Wyznałem, uśmiechając się do niego głupkowato.
- Oj Haru, tylko jednak ci w głowie - Westchnął ciężko, odsuwając mnie od siebie, podnosząc się do siadu. - Pora wstać, umyć się i zjeść śniadanie, na inne przyjemności jeszcze przyjdzie pora - Odparł, po czym wstał z łóżka, zerkając na mnie kątem oka.
- Oj daj spokój, tym zajmiemy się później - Odparłem, chwytając jego dłoń, aby przyciągnąć do siebie, łącząc usta w namiętnym pocałunku, ładnie zachęcając go do mojego pomysłu i gdy mój panicz mi uległ, a ja chciałem zabrać się już do pracy, ktoś zapukał do drzwi, przerywając nam naszą zabawę.
- A to kto? - Burknąłem niezadowolony, odrywając się od jego ciała, zerkając na drzwi.
- Nie wiem, oby tylko nie Kaito - Odezwał się mój narzeczony, który podniósł się do siadu.
- Pójdę zobaczyć - Odparłem, po czym wstałem z łóżka, podchodząc do drzwi, myśląc, że to tylko córka gospodarza lub ewentualnie sam gospodarz, ale tego dupka akurat się nie spodziewałem, albo spodziewałem, ale nie chciałem wierzyć w to, że się odważy tu przyjść.
- Czego tu szukasz? - Zapytałem, starając się być jeszcze grzecznym, mimo że grzeczny być nie musiałem.
- Chciałem zaprosić Daisuke na kawę - No i te słowa bardzo mnie zdenerwowały, w pierwszym momencie chciałem mu przywalić. Ale wiedziałem, że zrobić tego nie mogę, dlatego trzasnąłem drzwiami, zamykając je za sobą na klucz, dając jasno mu do zrozumienia, że ma stąd spadać.
- Ależ on ma tupet - Syknąłem, teraz już naprawdę zły na tego typa.

<Paniczu? C:>

wtorek, 27 lutego 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Delikatnie zmarszczyłem brwi na jego pytanie, nie mówiłem mu o tym? No a byłem pewien, że mu mówiłem. Ale jak tak bardziej nad tym myślę, to tak niezbyt pamiętam jego odpowiedź, a więc coś sobie ubzdurałem. W sumie, to nie pierwszy i nie ostatni raz. I oni zaoferowali mi pracę posłańca... przecież bym sobie wymyślił, że przekazałem komuś wiadomość, a w rzeczywistości nic takiego nie miałoby miejsca. To zdecydowanie nie jest praca dla mnie, jestem za głupi na takie rzeczy. No nic, lepiej teraz się skupię na tym, by faktycznie odpowiedzieć mu na to pytanie, a nie tylko zrobić to w myślach, jak to miało miejsce do tej pory. 
- Znaczy się, że najrozsądniejszą opcją dla mnie pracowanie na nocki w magazynie. No wiesz, w nocy będę pracować, a nad ranem wracać i odsypiać, by nie czuć się za bardzo samotnym, kiedy nie będzie ciebie i dzieci. A jak wrócicie, wstanę i będę z wami spędzać czas. Genialne, nie? – wyjaśniłem zadowolony, szczerząc się do niego szeroko.  
- No... nie wiem – przyznał, delikatnie się krzywiąc. 
- Jak to? Praca na magazynie jest prosta, czyli taka idealna dla mnie, i może zarobię trochę mniej niż ty, ale zawsze to trochę będzie tych pieniędzy. I nie będę cierpiał, jak was nie będzie, bo będę spać – odparłem, uśmiechając się do niego delikatnie. 
- Jak byłeś kiedyś człowiekiem, to też zdarzało ci się pracować na nocki, i nie znosiłeś tego dobrze. Ja też, zresztą. Nie lubiłem być w nocy sam. I też za dnia głównie odsypiałeś, a nie spędzałeś z nami czas, bo byłeś zbyt zmęczony – odpowiedział mi, na co się zastanowiłem. Naprawdę? Nie wiedziałem o tym. Ale też, czy to zmienia postać rzeczy? Nie powiedziałbym. 
- Ale teraz jestem aniołem i jestem zacznie wytrzymalszy, niż jakiś tam człowiek, więc nie będę musiał tyle spać. Poza tym, będę tam pracował tylko przez jakiś czas, tak długo, jak ty będziesz pracował u Alishy. Zobaczysz, nawet nie odczujesz różnicy – obiecałem i ucałowałem go w policzek. 
- Cóż, skoro tak zdecydowałeś, to niech ci będzie – odpowiedział, ale dalej coś mi się wydawało, że nie był zadowolony. 
- Postaram się wynagrodzić ci moją nocną nieobecność – obiecałem, naprawdę mając nadzieję, że nie będzie na mnie o to zły. Wierzę, że jakoś uda mi się to wszystko pogodzić. To nie może być takie trudne. Zresztą, to będzie trwało tylko przez jakiś czas, i to nie jakoś długi, no bo ile to może być? Miesiąc? Może kilka tygodni. Pewnie jak byłem człowiekiem, trwało to znacznie dłużej. Tak mi się wydaje. 
- Ty to lepiej skup się na tym, by rozpakować zakupy, bo dzieci muszą gdzieś usiąść – odpowiedział, na co uśmiechnąłem się głupkowato. Racja. Zapomniałem się. 
 - Już się robi – odpowiedziałem, zabierając się do kończenia mojej roboty. Więc mam teraz dodatkowy cel. Nie dość, że muszę wrócić do bycia człowiekiem, albo po prostu pozbyć się mojego żywiołu, to muszę także pilnować, by podczas pracy mój mąż nie poczuł się odrzucony i zapomniany. Właściwie, to w ogóle nie mogę na to pozwolić, by kiedykolwiek się tak poczuł, nie tylko podczas okresu, w którym będę pracował. I zrobię wszystko, by właśnie tak było. 

<Owieczko? c:>

Od Daisuke CD Haru

 Haru łatwo było mówić, że to nie moja wina, ale ja doskonale wiedziałem, że tak nie było. W końcu, mogłem to przewidzieć. Mogłem to przewidzieć w chwili, gdy wiedziałem, że wrócił do miasta. Zamiast tego jednak wolałem myśleć, że po tak skutecznej odmowie da mi spokój. No i teraz mam za swoje. Szkoda tylko, że cierpi na tym także Haru. Zamiast się relaksować i odpoczywać, musi go znosić. I jeszcze planuje tutaj dostać na dłużej... Kilka godzin z nim było ciężkie do przeżycia, a co dopiero następne dni. Co mógłbym zrobić, by się go pozbyć? Subtelne odmowy nie działają, mniej subtelne także, zgodzić się na jego propozycję wyjścia na piwo także nie zamierzam, bo chyba by mnie z nim szlag jasny trafił. Najrozsądniejszą opcją byłoby stąd wyjechać przed przewidywanym czasem, no ale to dla mnie było jak poddanie się i odpuszczenie, a takie rzeczy są zdecydowanie nie w moim stylu. Wychodzi więc na to, że muszę go jakoś zdzierżyć. Dobrze, że mam przy sobie Haru. Z nim jakoś tak wszystko prostsze się wydaje.
Pokiwałem głową na jego słowa. Sen wydaje się być dobrym pomysłem. Może jak się wyśpię wpadnę na jakiś pomysł, który naprawiłby mój błąd? W końcu czasem niektóre pomysły przychodzą po czasie. 
Haru uśmiechnął się do mnie ciepło, a następnie złożył pocałunek na moim czole i wstał z łóżka, by dodać drewna do kominka, aby ten płonął przez całą noc. Ja w tym czasie zająłem miejsce ja swojej połowie łóżka, cierpliwie czekając na jego powrót do mnie, starając się jak najmniej myśleć o pewnym osobniku, który znajdował się prawdopodobnie w jednym z pokoi pod nami. Im bardziej starałem się o nim nie myśleć, tym bardziej mój umysł robił mi na złość. No w sumie, czego ja się po nim mogłem spodziewać... Ludzki umysł tak przecież działał. Poczekałem cierpliwie, jak Haru zgasi świeczki i kiedy tylko znalazł się przy mnie, bez wahania przytuliłem się do jego ciała mając nadzieję, że jego bliskość, zapach i ciepło bijące od niego sprawią, że się wyciszę, bo tego w tym momencie mi trzeba było. Mój narzeczony nakrył nas porządnie kołdrą, poprawił jeszcze moje włosy i po raz kolejny ucałował mnie w czoło. Jak kiedyś nie wyobrażałem sobie być obdarowywany takimi drobnymi gestami co chwila, tak teraz nie wyobrażam sobie bez nich życia. 
– Dobranoc, mój panie – usłyszałem jego cichy głos po dłuższej chwili głaskania mnie po plecach. 
– Dobranoc – odpowiedziałem równie cicho, starając się już nie otwierać oczu. Zresztą, to nawet nie miało za bardzo sensu, skoro i tak niewiele bym zobaczył. 
Sen tej nocy długo do mnie nie przychodził, co zdarza mi się wyjątkowo rzadko. W końcu jednak udało mi się zasnąć, chociaż stało się to znacznie później niż mojemu partnerowi. 

Pierwsze, co mnie obudziło, to bardzo znajome gładzenie po plecach. Niechętnie otworzyłem oczy musząc się upewnić, że nic mi się nie śni mimo, że jeszcze miałem ochotę sobie trochę pospać. Zaskoczony lekko zauważyłem, że Haru nie śpi, co było dla mnie nowością. Bardzo rzadko zdarzało się, że spałem dłużej od niego. Jeżeli pamięć mnie nie były, wydarzało się to tylko wtedy, kiedy albo byłem poobijany, albo chory. Teraz jednak było ze mną wszystko w porządku, i fizycznie i psychicznie. Tego się tak trochę nie spodziewałem po sobie. 
– Od jak dawna nie śpisz? – wymamrotałem, przecierając oczy. Od razu zauważyłem jego rozbawiony uśmieszek. Ja wiem, że z rana nie prezentuję się najlepiej, no ale się ze mnie nabijać nie musi. 

<Piesku? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Zerkając na pełne torby, wziąłem jedną z nich. Czując, że zaraz się z nią przewrócę.
- Rany, mówiłem ci, że masz nie przeciążać się - odezwałam się do niego, gdy nie osłem tą przeklęcie ciężką torbę prosto do kuchni.
- A ja mówiłem, że sobie poradzę to po pierwsze, a po drugie to zostaw tę torbę, jest dla ciebie zdecydowanie za ciężka, ja zaraz ją wezmę - Odezwał się do mnie, nie chcąc, abym dźwigał tę ciężką torbę, gdy sam z miasta prosto do domu dźwigał to, nie martwiąc się o swój biedny kręgosłup i ramiona, które na pewno strasznie go bolą.
- Dam sobie radę - Odpowiedziałem, zanosząc jedną torbę do kuchni, z trudem stawiając ją na stole, na szczęście udało mi się, po czym musiałem wsiąść głęboki oddech, zanim zacząłem coś z niej wyciągać.
- A nie mówiłem? To było dla ciebie zbyt ciężkie - Sorey odezwał się, gdy tylko wszedł do kuchni, dostrzegając moje zmęczenie na twarzy i pomyśleć, że ja tylko wziąłem torbę i położyłem ją na stole. Jestem naprawdę słaby, chyba najwyższa pora poświęcić trochę więcej pracy nad swoim ciałem, aby nie być tak słabym fizycznie, jak jestem teraz.
- Nic mi się przecież nie stanie, jak wezmę coś cięższego - Zauważyłem, nie specjalnie się tym przejmując.
- A może jednak masz takie drobne i delikatne ciało - Stwierdził, zmartwiony przyglądając mi się tak, jakbym zaraz miał się złamać przez trochę dźwigania, no już aż tak nie przesadzajmy, nie jestem piórkiem nic mi się nie stanie.
- Sorey- Westchnąłem cicho, zaczynając się cicho śmiać.
- No co? Nie moja wina, że jesteś taki drobniutki i słodziutki - Wymruczał, stając za mną, dłońmi drażniąc moje ciało, by w pewnym momencie, złapać mocno moje włosy ciągnąc je do tyłu, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku, co bardzo mi się podobało, z resztą nie zawsze się podoba pokaz jego siły.
- Nie jestem słodki - Wyznałem, gdy oderwaliśmy się od siebie.
- Oj jesteś, jesteś - Odpowiedział i nim zdołałem coś powiedzieć, nasze dzieci pojawiły się w kuchni, witając się z nami.
- Mamo jest już śniadanie? - Usłyszałem pierwsze zdanie po cześć.
- Zaraz coś zrobię, umyjcie się, przebierzcie się w czyste ubranka i zaraz będzie śniadanie - Odpowiedziałem, na co dzieci od razu pobiegły do łazienki. - Zajmiesz się, proszę zakupami? Ja w tym czasie zrobię śniadania - Poprosiłem, podchodząc do blatu, aby zabrać się za śniadanie.
- Oczywiście, już się robi - Zgodził się, wypakowując zakupy, gdy ja przygotowałam śniadanie dla naszych małych pociech, które po wykonaniu mojego polecenia przyszły do kuchni siadając przy stole, zajmując się swoim jedzeniem.
- Podjąłeś jakąś decyzję odnośnie do pracy czy się jeszcze zastanawiasz? - Zapytałem, zerkając na męża, który od razu się zmieszał, a to oznacza, że nie podjął jeszcze decyzji albo już jakąś podjął, ale nie ma ona nic wspólnego z królową, no cóż. Jeśli nie chce, nikt nie będzie go do niczego zmuszał, to tylko propozycja, którą mógł przyjąć lub nie. - Rozumiem, jeszcze się zastanawiasz w porządku - Odparłem, podając mu kawę, którą właśnie dla niego przygotowałem.

<Pasterzyku? C:> 

Od Haru CD Daisuke

Nie zgadzałem się z tym ani trochę, to nie jego wina, a więc to nie on powinien mnie przepraszać tylko ten dupek, który zjawił się tu, psując cały nasz plan na wyjazd na spędzenie czasu sam na sam, na po prostu relaks. Nienawidzę tego gościa i jeśli jeszcze raz odważy się nam przeszkodzić, nie będę już taki miły i naprawdę mu przywalę. Jestem już na granicy swojej cierpliwości i choć bardzo trudno jest mnie wprowadzić w gniew, agresywny gniew to mu idzie to naprawdę bardzo dobrze, z powodu czego przy następnym naszym spotkaniu mogę się już nie kontrolować.
- Nie mam do ciebie pretensji. Przecież to nie ty zepsułeś nam wyjazd, zresztą, póki ten facet trzyma się z dala od nas, nie jest wcale aż tak źle, najbardziej drażni mnie jego obecność.
- Tak jakby było to moja wina, to moja przeszłość sprowadziła go tutaj, a więc to moja wina i to ja popsułem ci, popsułem nam ten wspaniały wyjazd, a raczej miał być wspaniały, bo jak na razie jest istną porażką - Wyjaśnił, no i co ja z nim miałem? Przecież to naprawdę nie jest jego wina, nie mam do niego żalu ani pretensji, rozumiem to, ja potrafię zrozumieć wiele rzeczy. Mimo że ma mnie za głupka. I tak czasem zachowuje się, jak głupek i przyznaję się do tego, jednak mimo tego, że jestem głupkiem, jestem również bardzo wyrozumiały i bardzo dużo potrafię wybaczać. Tym razem jednak nie muszę wybaczać mu, a tamtemu gnojowi nie wybaczę, bo ile potrafiłem zrobić to pierwszy i drugi raz, po tym, co do nas powiedział i po tym, jak potraktował mojego panicza, nie dostanie wybaczenia kolejny raz, już mu nie wybaczę, jego napastowania i zachowania, które kojarzy mi się tylko z prześladowaniem.
- Nie przejmuj się tym, nie jestem na ciebie zły - Wyznałem, uśmiechając się do niego łagodnie, biorąc jego dłoń, aby ucałować jego dłoń, okazując mu tym wyrazy szczególnego szacunku i uczucia. - Kocham cię i nie wymagam za wiele, wystarczysz mi tylko ty - Wyznałem, mówiąc to, co naprawdę czułem.
- Ty naprawdę nie jesteś za bardzo wymagający, możesz mieć wszystko, o co tylko poprosisz, a tak niewiele oczekujesz - Wyznał, no cóż, jestem przecież prostakiem, a jak wiadomo, prostak nie wiele oczekuje od innych.
- Nie jestem za bardzo wymagający, bo jak widać, jestem wieśniakiem i to jeszcze niewychowanym wieśniakiem - Odparłem, akurat tym aż tak bardzo się nie przejmując, mnie może obrażać, ale mojego panicza ma zostawić w spokoju.
Daisuke słysząc moje słowa, uśmiechnął się do mnie delikatnie, kładąc dłoń na moim policzku.
- Nie jesteś wieśniakiem, to on zachowuje się jak wieśniak - Wyszeptał, głaszcząc mnie po policzku.
- To nie ważne, nie chcę już o nim myśleć, gdy jesteśmy sami. I gdy mamy czas dla siebie proponuję, abyśmy przede wszystkim zamknęli drzwi na klucz, to po pierwsze, a po drugie położyli się i odpoczęli, bo tak myślę, że zdecydowanie przyda się nam to obojgu - Zapewniłem, przez całą tę sytuację czując się zmęczonym, czując jednocześnie, że on psychicznie jest zmęczony jeszcze bardziej niż ja, a to powoduje, że chcę, aby odpoczął, martwiąc się o niego jak o nikogo innego..

<Paniczu? C:> 

poniedziałek, 26 lutego 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Zmobilizowany do tego, by pomóc mojemu mężowi, wstałem wyjątkowo wcześnie. Chciałem zrobić zakupy, nim wszyscy wstaną, chociaż nie do końca byłem pewien, czy dzieci nie staną wcześniej. Te ich godziny pobudki były takie dosyć... różne. Raz budziły się bardzo wcześnie, obdarzając tym samym nas wspaniałą pobudką z rana. Może kiedyś odwdzięczę im się tym samym? Ich reakcja akurat mogłaby być zabawna. 
Nie myśląc nad tym dłużej skupiłem się na tym, by przygotować się do wyjścia i nie zapomnieć o liście. I pieniądzach. Tak, to były najważniejsze rzeczy. Jak bez nich bym zakupy zrobił? Nie wiedziałbym nawet, co kupić. Przeglądałem wczoraj listę, ale czy coś z tego pamiętam? No... Tak niekoniecznie. Chyba coś tam było o owocach. No i zwierzakom trzeba było kupić jedzenie, ale to wiedziałem, bo widziałem, że już taki rzeczy się kończą. No i Miki chce, bym zgodził się na propozycję Alishy i został królewskim posłannikiem. Przecież byłbym najgorszym królewskim posłannikiem w historii tego królestwa. Zapominałbym adresów tuż po tym, jakbym je usłyszał. Nie, nie, nie, dopiero, jak moja pamięć się poprawi, bo jak na razie to za odpowiedzialne zadanie. 
Nie chciałem przypadkiem nikogo obudzić, dlatego zachowywałem się najciszej, jak tylko mogłem. Szybko się umyłem, szybko wypiłem kawę, a następnie wyszedłem, wraz z naszym kochanym psiakiem, o którego to troszkę się martwiłem. Wiem, że nic mu nie było, a przynajmniej nie było nic, na co moglibyśmy poradzić. Psiaczek po prostu miał swoje lata. Ciężko było mi dokładnie stwierdzić, jak długo jest na tym świecie, ponieważ nie wiedziałem, ile lat miał, kiedy się do mnie przypałętał, nie znam się na tym. Miałem jednak nadzieję, że jeszcze trochę z nami pobędzie. Przyzwyczaiłem się do tego psiaka. W końcu jest jedną z pierwszych istotek, która mnie na tym świecie powitała. Pożegnanie z nim będzie naprawdę trudne. 
Zdziwiła mnie trochę, że lista była taka... krótka. Na pewno nie potrzebowaliśmy więcej rzeczy, niż owoce, warzywa, nasiona i jedzenia dla zwierząt? Co prawda, trochę tych warzyw sporo do kupienia było, no ale... gdzie jakieś słodkości dla dzieci i Miki'ego? Takie na czarną godzinę? Jak będę miał ręce wolne, to coś im wezmę. 
Mimo, że Miki mówił, że jakby było mi za ciężko, to bym nic więcej nie brał, no ale nie chciałem go zwieść. Dlatego kupiłem wszystko, co było na liście, nie zważając na to, że przez ziemniaki było mi trochę ciężko. Dodatkowo też kupiłem jakieś czekolady, by moi najbliżsi mieli coś słodkiego do życia. I tak obładowany tym wszystkim wróciłem do domu, na szczęście niczego nie gubiąc. 
– Jestem! – zawołałem, z ciężkim westchnięciem odkładając torby na podłogę. Tylko kilka rzeczy na liście, a jakie to to ciężkie było... Nie przyznam jednak tego przed Mikim, bo wyjdzie, że taki trochę słaby jestem.
– Witaj w domu – usłyszałem głos mojego męża, który już z kuchni kierował się do korytarza. – Kupiłeś wszystko? 
– Wszystko z listy. Widzisz, mówiłem ci, że dam radę – wyszczerzyłem się do niego głupkowato, a następnie ucałowałem go w policzek. – Już ci zanoszę to do kuchni – dodałem, zerkając na zakupy. Jeszcze tylko raz je przeniosę, i nie będę już więcej musiał się z tym męczyć. 

<Owieczko? c:>

Od Daisuke CD Haru

 Prawdopodobnie powinienem odpowiedzieć Haru, by się uspokoił i nic takiego nie robił, ale jakoś tak nie miałem zamiaru tego robić. Madea mocno zirytował mnie tym zachowaniem i swoimi słowami odnośnie mnie i Haru. Poz tym, także mocno zirytował mnie tym, że wszedł do naszego pokoju bez pozwolenia. Naprawdę szukał tu mnie, czy może specjalnie wybrał moment, w którym wyjdziemy z pokoju na dłuższą chwilę, by coś nam podłożyć. Albo zabrać. W różnych celach. Mógł przecież podłożyć jakiś przeklęty przedmiot, dodać nam czegoś do alkoholu, albo zabrać nam coś, by... nie wiem, też nałożyć na nas jakieś niechciane efekty. Nie znałem się jakoś specjalnie bardzo na sprawach magicznych. Wystarczyło mi, że raz byłem kotem, bo prezent od Haru okazał się przeklęty. Jak teraz Kaito nam tu pozostawiał jakieś niespodzianki głupie, to chyba go zabiję. W przenośni, oczywiście. 
- Nie będę cię przed tym powstrzymywać – odpowiedziałem, rozglądając się po pokoju, który wyglądał tak, jak go zostawiliśmy. To mnie jednak nie zwiodło. – Pomóż mi przeszukać pokój – poprosiłem, podchodząc do łóżka i postanawiając zacząć od niego. 
- A czego mam szukać? – zapytał, gotów jak zwykle do pomocy, bez zadawania zbędnych pytań. Bo to, które teraz zadał, było niegłupie. Jak mu się chce, to jednak potrafi myśleć. 
- Czegoś nietypowego, co mógłby nam podłożyć. Jak zauważysz, że coś nam zginęło, też daj mi znać. I tego alkoholu też bym już raczej nie pił – odpowiedziałem, biorąc się porządnie za przeszukiwanie. 
- Sądzisz, że mógłby coś takiego zrobić? – dopytywał dalej, zabierając się za przeglądanie szafek. 
- On? Nie. Ale jeżeli za jego magicznym pojawieniem się w naszym życiu stoi babka, to powinniśmy się mieć na baczności. Wiesz przecież, do czego ona jest zdolna – wyjaśniłem. 
Porządnie przeszukaliśmy pokój, szukając jakichkolwiek oznak jego interwencji, ale nic nie znaleźliśmy, ani też nic nam nie zginęło. Pomimo tego, że nasza whisky pachniała tak, jak powinna pachnieć, wolałem ją wylać, dla swojego spokoju. Dalej czułem się dziwnie, że ktoś naruszył moją przestrzeń osobistą, a ja nie miałem nad tym żadnej kontroli. Nie lubiłem tego. Miałem wrażenie, że wszystko tutaj było jakieś takie... brudne. Jedyną obecność, którą tolerowałem bez żadnego kontrolowania, to oczywiście obecność osoby sprzątającej, Haru i Suzue. Dobrze, że jest to tylko pokój w gospodzie, a nie mój własny prywatny w rezydencji, bo chyba bym zwariował z tą świadomością, że ktoś mi mógł tutaj grzebać w rzeczach. 
- Wybacz – odezwałem się, siadając na łóżku. Wszystko się psuje i to przez moją przeszłość. Miało być zupełnie inaczej. Miało być miło, przyjemnie, ciekawie, a co robimy? Siedzimy jak na szpilkach przez pewnego idiotę i zamiast się relaksować, stresujemy się. 
- Za co mam ci wybaczyć? Bo chyba zgubiłem wątek – przyznał, zajmując miejsce obok mnie. 
- Za ten wyjazd. Nie idzie nic po mojej myśli. Mieliśmy mieć przyjemny wyjazd, nacieszyć się sobą, odpocząć, a nie wiem, jak ty, ale ja tak niezbyt odpoczywam. Coś czuję, że niby to przypadkiem natrafimy na niego jutro, kiedy to wyjdziemy na obiad – mruknąłem niezadowolony, przecierając zmęczoną twarz dłonią. – Dlatego powtórzę to jeszcze raz. Wybacz. Chciałem zapewnić ci miłe wspomnienia, nie coś takiego – dodałem, nie czując się najlepiej z tym, że Haru musi przez to wszystko przechodzić przeze mnie. 

<Piesku? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Nie mając nic do zrobienia, nic poza listą, o którą mnie prosił, usiadłem przy stole, rozglądając się po kuchni, a robiłem to właśnie po to, aby rozejrzeć się po tym co potrzebne jest jeszcze do zakupienia przez mojego męża.
Zastanawiając się tak nad tym, zapisałem tam mleko, które mógłby zakupić na targu, jajka, owoce dla naszych dzieci, które je uwielbiały, zapisałem również ziemniaki, niektórego rodzaju warzywa, ale nasiona warzyw, które mógłbym posadzić w ogródku aby rosły one i zostały pielęgnowane przeze mnie, na końcu dopisując jeszcze karmę dla naszych zwierzaków, zastanawiając się, czy aby o niczym nie zapomniałem, jednocześnie nie chcąc, abym mój mąż za bardzo się przeciążył, w razie co, jeśli zakupów będzie zbyt wiele, pójdę na nie wraz z nim.
Po zrobionej liście zakupów pozostawiłem ją na stole, idąc do mojej rodziny aby spędzić z nią czas nim maluchy pójdą spać, a i my będziemy musieli uczynić to samo, bo szczerze mówiąc, trochę zmęczone już jestem, nie tylko dzisiejszym dniem, ale i wczorajszym, który trochę dał mi w kość, ale w ten bardzo przyjemny i relaksacyjny sposób.
- Lista gotowa, gdyby się okazało, że jest tam zbyt dużo rzeczy, abyś był w stanie je przynieść, kup tylko to, co będziesz w stanie, a resztę zostaw, albo lepiej pójdę na zakupy z tobą i z dziećmi, wtedy nie będziesz musiał się przeciążać - Zaproponowałem, nie chcąc go wykorzystywać, to fakt mój mąż jest zdecydowanie bardziej silniejszy ode mnie, ale to nie oznacza, że jest wołem i ma dźwigać ponad swoje możliwości, w końcu i ja mogę pójść na zakupy wraz z nim i w czymś mu pomóc.
- Miki nie przejmuj się niczym, ja sobie świetnie ze wszystkim poradzę - Stwierdził, trzymając na rękach naszą córkę, która powoli mu w nich zasypiała. A to oznaczało, że czas spędzony z rodziną właśnie dobiegł końca i najwyższa pora jest położyć nasze maluchy spać. No cóż, kąpiel najwidoczniej będzie jutro, jeden raz bez wieczornej kąpieli przeżyją, nic im nie będzie.
Nie chcąc wybudzać Hany ze snu, zabrałem do pokoju naszego synka, którego położyłem spać. No i takim właśnie sposobem mogliśmy zażyć wspólnej kąpieli, pomyśleć o tym, czy jeszcze coś jest nam potrzebne i położyć się wspólnie spać aby zregenerować siły przed jutrzejszym dniem z naszymi maluchami.
Wtuleni w swoje ciała, zamknęliśmy swoje oczy, odpływając do krainy snu, gdzie wspólnie mogliśmy odpocząć od dnia codziennego.

Gdy rano otworzyłam oczy, w sypialni byłem zupełnie sam, a to raczej się nie zdarzało. Mój mąż zawsze wstawał zdecydowanie później niż ja. A jednak tym razem stało się coś innego, pozytywnie mnie tym zaskoczył, bo nie spodziewałem się, że uda mu się wstać wcześniej ode mnie.
Nie mogąc już spać, wstałem, doprowadziłem się do porządku, zerkając do pokoju dzieci, które jeszcze spały, nie chcąc wybudzać ich ze snu, cicho zszedłem na dół, szukając mojego męża, którego w domu nie było. A to oznaczało, że poszedł na zakupy, bo i naszego psa nigdzie nie było, spokojnie więc nakarmiłem nasze zwierzaki, trochę się z nimi pobawiłem, a następnie zacząłem przygotowywać śniadanie dla naszych dzieci, które zapewne, gdy tylko wstaną, będą głodne, a tego przecież nie chce.

<Pasterzyku? C:> 

Od Haru CD Daisuke

 Widząc tego dupka, poczułem złość, co on robił w naszym pokoju? On chyba che stracić wszystkie zęby i ja mu to zaraz zagwarantuje, jak mu walnę i zęby wszystkie po wybijam.
Podirytowany zacisnąłem zęby, mając ochotę zrobić mu krzywdę, mimo to starając się zachować aby nie zrobić czegos czego będę żałował później.
- On się naprawdę prosi a żebym go walną - Syknąłem gdy odwrócił się w naszą stronę, uśmiechając się przy tym szeroko.
- Witaj Daisuke, myślałem, że zastanę cię w pokoju, ale jak się okazało nie było cię tam - Odezwał się ten cały Kaito, który ewidentnie starał się już przekroczyć pewnego rodzaju granice, których przekraczać nie powinien. Ja też tu byłem i trochę drażniło mnie to, że tak bardzo ignorował mnie, zwracając uwagę na mojego, powtarzam mojego panicza.
- I co? - Dopytał słusznie mój panicz, ewidentnie pokazując mu, że nie jest zainteresowany jego osobą.
- Chciałem zaprosić cię na piwo, porozmawiamy o starych dziejach, co ty na to? - Zaproponował, drażniąc mnie jeszcze bardziej, on naprawdę stara się mnie wkurzyć i to wkurzyć jak nikt inny na tym świecie.
- Wybacz, ale przyjechałem tu aby spędzić czas z narzeczonym, a nie byłymi kolegami - Mruknął, odsuwając się od niego, nie chcąc prawdopodobnie aby ten stał zbyt blisko niego.
- Och ależ krwawisz moje serce, przecież byliśmy ze sobą blisko. I wydaje mi się, że twój narzeczony nie będzie miał nic przeciwko, jeżeli pójdziemy na jedno piwo prawd? - Tym razem zwrócił się do mnie, myśląc najwidoczniej, że zgodzę się na to aby mój panicz poszedł z nim sam na sam. No chyba śni. Nie ma takiej opcji, przyjechaliśmy tu aby spędzić czas razem, sam na sam bez kolegów i bez irytujących go ludzi, nie pozwolę na to aby zepsuł nam wyjazd. I tym bardziej zatruwał czas Daisuke. Tym bardziej że ten ewidentnie nie chce z nim rozmawiać, a mimo to ten durny koleś tego nie rozumie.
- Nie, właśnie się nie zgadzam - Mruknąłem, rzucając mu wściekłe spojrzenie i niech się cieszy, że to tylko spojrzenie, niż gdybym miał mu przywalić prosto w pysk, za tto, corobi.
- Oj Daisuke, twój partner bardzo nie lubi się dzielić. A to bardzo niegrzeczne, wziąłeś sobie naprawdę niewychowanego chłopca i do tego bardzo niewychowanego - No i teraz naprawdę mnie wkurzył, ten facet naprawdę jest przemądrzały, wkurzający i cholernie irytujący.
- Po pierwsze. To nie twoja sprawa kogo sobie wziąłem, a po drugie on nie jest chłopcem, a i po trzecie nie mam zamiaru wychodzić z tobą na żadne piwo, spędzam czas z narzeczonym i bardzo cię proszę, na razie jeszcze grzecznie zostaw nas w spokoju - Warknął, wymieniając go w przejściu, chwytając moją dłoń aby zaciągnąć mnie do pokoju, który zamknął na klucz tak aby ten gość nie spróbował przypadkiem znów do nas dołączyć.
- Ten koleś jest naprawdę irytujący, jeśli jeszcze raz się do ciebie zbliżyć naprawdę się nie powstrzymam i zrobię mu krzywdę - Warknąłem, tak naprawdę na granicę tego aby wrócić tam i porachować mu kości, nie tylko za niego, ale i za to, jak się do mnie odnosi, wiele mogę znieść, ale nie coś takiego..

<Paniczu? C:>

niedziela, 25 lutego 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Oczywiście, że znacznie bardziej lubiłem patrzeć się w jego oczy bezpośrednio i nie mieć przeszkody pod postacią jego włosów. Oczywiście, uwielbiałem jego włosy, były przepiękne, pachnące, cudowne, i w ogóle najlepsze, ale nie, kiedy mi przykrywały jego cudowne oczy. Byłem prostym mężczyzną, nie było mi wiele do szczęścia potrzeba, tylko mojego Mikiego, całego, pięknego i z widocznymi, przecudnymi oczami. Mój Panie, jakie on miał cudowne te oczy. I to raczej nie przez żywioł. No bo, jak taki ametystowy kolor ma się łączyć z wodą? Co prawda, chyba tonacja się zgadzała, no bo i woda taka chłodna raczej, i kolor jego tęczówek też taki chłodnawy, i to jedyne, co jest wspólne, przynajmniej według mnie. Może więc bardziej odziedziczył wygląd po rodzicach. A ja odziedziczyłem wygląd po sobie samym, tylko ludzkim. Miki zdecydowanie lepiej na tym wyszedł. 
- Oczywiście, że uwielbiam. Kocham twoje oczy. Są przepiękne – wyszeptałem, szczerząc się głupkowato, jak to miałem w zwyczaju, a następnie ucałowałem go w czoło. Nie, żeby coś, ale nigdy, nie licząc naszych dzieci ukochanych, nie widziałem takich tęczówek. I to chyba było takie najbardziej niesamowite. 
-  Twoje też są cudowne – odpowiedział, na co się uśmiechnąłem lekko. Jakoś tak nie miałem ochoty słuchać o tym, jak wyglądam ja, zdecydowanie bardziej wolałem mówić, jak przepięknie wygląda on. Tylko teraz muszę mu odpowiedzieć tak, by się na mnie nie obraził, i by pokazać mu, że zaakceptowałem i jestem wdzięczny za to, co mi powiedział. 
- Są takie normalne, jak na Serafina ognia. Za to Lailah, o, ona ma dopiero takie niespotykane, takie szmaragdowe, a też jest taka, jak ja. Ja mam takie normalne. Ale dziękuję, że takie normalne oczy uważasz za cudowne – odparłem, uśmiechając się szerzej. To była dobra odpowiedź, prawda? Podziękowałem. Wyjaśniłem też, dlaczego nie uważam, by moje oczy były niezwykle. Moje były oczywiste. Ale jego i Lailah już nie, i to było w nich takiego niezwykłego. 
- Jestem pewien, że dla wielu ludzi twoje oczy byłyby niezwykłe – spróbował mnie przekonać do swojego zdania. 
- Nie wydaje mi się, większość ludzi nawet mnie nie dostrzega – odparłem, dalej stojąc przy swoim zdaniu. – A, i Owieczko, mam do ciebie prośbę. Zrobiłbyś listę zakupów? Ty się na tym znasz, masz lepszą pamięć, łatwiej wątki łączysz, i pewnie też myślisz na przyszłość, i o niczym nie zapomnisz...
- Zrobię, zrobię. Nie musisz mi aż tak słodzić – przerwał mi, nie odrywając ode mnie wzroku. 
- Ależ ja ci nie słodzę, tylko mówię ci prawdę. Idę zająć się naszymi dziećmi, zanim zaczną z nudów coś niszczyć – odpowiedziałem, całując go po raz ostatni w czubek nosa i po tym odsunąłem się od niego, by faktycznie zabrać się za opiekę nad naszymi dziećmi. Miki się zajmie rzeczą, do której trzeba nieco wyższej inteligencji niż ta, którą posiadam ja. A potem jeszcze mu będę powiedzieć o tej pracy na nocki w magazynie i przedstawić mu swój genialny plan. Ja będę pracował w nocy, a później odsypiał, kiedy to Miki będzie w pracy, a dzieci w szkole. To nawet było na swój sposób genialne. Ja to jednak czasem jakieś olśnienia mam. Szkoda tylko, że tak rzadko, no ale trzeba doceniać, że w ogóle takie olśnienia mam.

<Owieczko? c:>

Od Daisuke CD Haru

 Trochę nie wiem, dlaczego Haru tak bardzo się martwił. Przecież nic mi się nie stanie, idę tylko porozmawiać. Trochę podniesionym tonem. I zdenerwowany. Ale jak ja mam nie być zdenerwowany, kiedy płacę za coś duże pieniądze i nie mogę z tego korzystać, bo ktoś nie chce się odczepić. I to jeszcze ktoś z mojej przeszłości. I to jeszcze z tej niezbyt chwalebnej. Gdyby to był jakiś inny dawny partner, to wszystko byłoby znacznie prostsze, a Kaito nie dość, że miał ciężki charakter, to jeszcze sam jego widok powoduje u mnie bardzo skrajne, negatywne emocje. Dodatkowo przez to, że pracuje w gildii kupieckiej nie mogę sobie pozwolić na wybuch. I tak zdecydowanie za bardzo przesadziłem te kilka godzin temu, kiedy zaskoczył nas w gorących źródłach, ale nie zamierzałem za to przepraszać. Nie powiedziałem nic złego ani obraźliwego, pomimo zastosowania ostrych słów. 
- Nic mi się nie stanie, potrafię się obronić, to po pierwsze. Po drugie, jesteśmy w cywilizacji, przy ludziach, nic mi nie zrobi. A po trzecie, Kaito może i jest upierdliwy, i wkurzający, ale to wszystko. Nie odważy mi się zrobić cokolwiek złego – uspokoiłem go, przyglądając się z uwagą swojemu odbiciu w lustrze. Te malinki odejmowały mi powagi... jak mnie ludzie mają brać na poważnie, kiedy mam szyję całą w czerwonych śladach? Brakowało tu tylko jakichś śladów po zębach, chociaż nie mam pojęcia, czy czegoś mi na karku nie pozostawił, bo tam widoku nie miałem. Zaczesałem dłonią włosy do tyłu, by chociaż odrobinkę wyglądać poważnie. I tak za długo się w tym stanie się nie utrzymają, ale na tę małą konfrontację wystarczy. 
- Chyba jednak dalej wolę iść z tobą i cię przypilnować – trzymał się uparcie swojego. No i co ja z nim mam. Posłuchałby mnie czasem, i na dobre by mu to wyszło. 
- I nie będziesz się martwić o Tradycję? – zapytałem troszkę uszczypliwie, chyba już zawsze mu to wypominając. Ten zwierzak już teraz ma bardzo dobre warunki, i będzie miał jeszcze lepsze, a ten przejmuje się bardziej nim niż mną. Tak być nie powinno. 
- Ona tutaj sama jest bardziej bezpieczna niż ty tam z nim – odparł hardo, na co pokręciłem z niedowierzaniem głową. Zdecydowanie za bardzo przesadza. 
- Zatem się ogarnij, by wyglądać w miarę jak człowiek – odpowiedziałem, odwracając się w jego stronę i patrząc na niego wyczekująco. Mi się bardzo bez tej koszulki podobał, i nie mogłem oderwać od niego wzroku, ale nie znaczyło to, że Haru ma tak paradować wszędzie. Tylko przede mną. 
Już po chwili Haru był gotowy do wyjścia. Podczas wychodzenia z pokoju zabrał także tackę z pustymi talerzami, by odnieść ją do kuchni. Na dole nie zauważyliśmy Kaito, co przyjąłem z ulgą. Już teraz byłem trochę poddenerwowany, a ten typ zdenerwowałby mnie jeszcze bardziej. Haru odniósł naczynia, a ja zabrałem się za rozmowę z gospodarzem. Mężczyzna od początku był wesoły i w bardzo dobrym humorze, od razu pytając się, jak to było spędzić czas z dawnym przyjacielem. Planowałem być spokojny, ale po tych słowach ciśnienie mi skoczyło. Dlatego chłodno zacząłem mu wypominać, jakie były warunki naszej umowy, czy są one niejasne i dlaczego się ich nie trzyma. Mężczyzna próbował mi przerwać kilkukrotnie, ale się nie dawałem, chcąc dokończyć swoją wypowiedź. Na zakończenie swojego małego wywodu zagroziłem, że albo w końcu zacznie wywiązywać się z umowy, albo oddaje mi kwotę za kolejne dni, ponieważ jutro wyjeżdżamy. Oczywiście, nie chciałem wyjeżdżać, ale może w ten sposób uda mi się dostać jakieś lepsze traktowanie. Może nawet rabat, czym w sumie niespecjalnie się przejmowałem, obeszłoby się bez tego, wystarczy mi tylko, że nikt nie będzie zakłócał naszego spokoju, kiedy spędzamy czas w gorących źródłach. 
Wyglądało na to, że moja interwencja coś dała, ponieważ gospodarz przeprosił mnie, obiecał, że to się nie powtórzy, że był pewien, że będę zadowolony z takiego towarzystwa, i że to był ostatni taki raz. Mimo tego, że byłem zadowolony z rezultatu, mój wyraz twarzy dalej był chłodny. Rzuciłem na odchodne „mam nadzieję” i wróciłem na górę, tylko dając znać Haru głową, by poszedł za mną. 
- Widzisz? Mówiłem ci, że przesadzasz, i nie będzie żadnych problemów... – odpowiedziałem i w tym samym momencie zauważyłem, jak nasz prywatny pokój opuszcza nie kto inny, jak Kaito. A on co tam robił? To było mocno niepokojące. – Chyba z tym ostatnim trochę się pospieszyłem – dodałem cicho, mrużąc gniewnie oczy. 

<Piesku? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Ciężko wzdychając, położyłem dłonie na czole, nie wiedząc, czy chcę to komentować, czy jednak lepiej pozostawić to bez komentarza. Jak mała wiara w nim siedzi, czasem żałuję, że nie jest tak pewny swego, jak był jako człowiek, no cóż z tym już zdążyłem się pogodzić, najwidoczniej jego anielska strona jest inna, niż na początku przypuszczałem, może kiedyś się to zmieni, a jeśli nie, to i tak kochać go będę bez względu na wszystko.
- Oj Sorey, Sorey - Odezwałem się załamany jego podejściem i wiarą w samego siebie, której nigdy chyba nie zrozumiem, to tak fajnym facet a mimo to tak źle się ocenia.
- Tak, to fakt na imię tak mam - Odpowiedział, głupkowato się przy tym uśmiechając.
- Jeśli nie chcesz pracować u Alishy, nie będę cię zmuszał, to propozycja nic poza tym, do ciebie należy, wybór tego, co z tym zrobisz, ja w ciebie wierzę i Alisha też, gdyby tak nie było, nie zaproponowałaby ci tej pracy - Wyjaśniłem, z czym jak zwykle nie potrafił się zgodzić, cóż to dopiero dziecko będące na świecie osiem lat w końcu nauczy się świata i wiary w siebie, oby, bo całe życie wychowywać duże dziecko to może być spore wyzwanie.
- Muszę to przemyśleć - Stwierdził, a ja coś tak już czułem, że on nie chce tej pracy, no i co ja miałem zrobić? No cóż, dam mu spokój niech sam zdecyduje, co woli.
Kiwając łagodnie głową, skupiając się na powrocie do domu i naszych dzieciach, które tak radość bawiły się, biegając przed nami, dzięki czemu szybciej dostaliśmy się do domu.
A w domu nasze małe pociechy zabrały się za zabawę, gdy my mogliśmy spędzić z nimi ten czas na wspólnych zabawach.
- Tato poczesz mi włosy - Poprosiła Hana, przynosząc grzebień dla taty.
- Oczywiście księżniczko - Sorey zgodził się, siadając z małą na kanapie, rozczesując jej włosy, zaplatając je w piekny warkocz. - Trzeba podciąć ci grzywkę, nie tylko tobie Haru też ma ją za długą - Sorey mówiąc to, spojrzał na mnie znacząco, dając mi jasno do zrozumienia, że mam zająć się włosami dzieci.
- Zrozumiałem aluzje - Odpowiedziałem, wstając z ziemi, idąc po krzesło, nożyczki i innego rodzaju grzebień, który pozwoli mi poczekać grzywkę i włosy dzieci.
Pierwsza pod nożyczki poszła Hana, której podziałem grzywkę i końcówki włosy to samo robiąc z Haru, doprowadzając ich włosy do porządku. - Chodź, tobie też grzywkę podetnę - Zwróciłem się do męża, który nie do końca był chętny do podcięcia grzywki, w końcu jednak zgodził się, pozwalając mu za zajęcie się jego włosami, dzięki czemu wyglądał znacznie lepiej.
- No i gotowe - Zadowolony odłożyłem wszystko na bok, patrząc na mojego męża.
- A co z tobą? Twoją grzywką też zakrywa oczy - A no tak Sorey miał rację, zająłem się każdym tylko nie sobą jak zawsze zresztą.
Zalałem się więc swoją grzywką, aby nie przeszkadzała mi za bardzo w patrzeniu.
- Gotowe - Odparłem, zadowolony poprawiając dłonią swoje włosy. - I jak lepiej, gdy możesz zobaczyć moje oczy? - Dopytałem, podchodząc do męża, kładąc dłonie na jego ramionach.

<Pasterzyku? C:> 

Od Haru CD Daisuke

 Ależ on ma wymagania, no nic, jeśli tak mu na tym zależy, coś zaraz wymyślę, aby czuł się usatysfakcjonowany moimi słowami.
- No dobrze to może tak. Jesteś najwspanialszym, co mnie w życiu spotkało i nie wyobrażam sobie życia bez ciebie - Wypowiedziałem, zdejmując ostatnie części ciała, mogąc wejść do balii.
- Lepiej, chociaż może być lepiej - Stwierdził, gdy to wchodziłem do balii tuż za nim.
Hym lepiej, co bym mógł powiedzieć, aby było jeszcze lepiej? Jestem w tym dobry, ale mojego panicza ciężko zaspokoić.
- Twoja dobroć nie ma granic - Dodałem, całując jego kark, na którym było tak wiele pięknych śladów, które mu zostawiłem.
- Wiem, jestem wspaniałomyślny - I bardzo skromny pomyślałem, nie mówiąc tego na głos, dobrze wiedząc, jak mogłoby to go zdenerwować, a przecież tego nie chce, kocham go i chociaż czasem mnie drażni, nie mówię tego na głos, bo prawda powinienem, aby wziął to do serca, jednak nie potrafię, nie jestem kimś, kto będzie kazał mu się zmieniać, akceptuję go takim, jakim jest.
- Oczywiście, fantastyczny, cudowny, mądry aż brak słów na twoją dobroć - Wyznałem, przytulając się do niego, przymykając oczy, ciesząc się nie tylko jego obecnością, ale i cudownym zapachem, który kocham i kochać będę do końca moich dni.
- I tak możesz mi mówić i pamiętaj, do kogo należysz - Gdy to powiedział, cicho się zaśmiałem, ależ mój panicz jest niesamowity, odkąd z nim jestem. Wiem, że on jest mój a ja jego, jednak żeby aż tak? No cóż, jakoś mi to nie przeszkadza, kocham go i mogę należeć do niego w jakimkolwiek tego słowa znaczeniu.
- Wiem to doskonale - Przyznałem, zadowolony ciesząc się jego bliskością.
Wspólna kąpiel była nam potrzebna, nie, tylko aby oczyścić się po zbliżeniu, ale i po to, aby spędzić czas sam na sam odstresowując się a tego właśnie było nam trzeba.
Kąpiel dobiegła końca, gdy woda stała się zimna a my po porządnym wytarciu swojego ciała ubraliśmy się w czyste stroje, opuszczając łazienkę. To znaczy, mój pan opuścił łazienkę, gdy wypuściłem wodę i wytarłem podłogę, aby woda nie osiąknęła w podłoże. I gdy wszystko było już czyste, opuściłem łazienkę, aby towarzyszyć mojemu ukochanemu.
- Pójdę porozmawiać z gospodarzem - Mój panicz bardzo chciał wyjaśnić sobie kilka spraw z mężczyzną, który złamał zasady ich umowy, byleby nic złego z tego nie wynikło.
- Mam pójść tam z tobą? - Dopytałem, nie będąc pewien czy aby na pewno powinien iść tam sam, tym bardziej że ten dupek gdzie tu jest, a ja nie chcę, aby był blisko mojego panicza.
- Nie, nie widzę takiej potrzeby, poradzę sobie sam - Stwierdził, poprawiając swoje ubrania, aby wyglądać jak zawsze nienagannie.
- Jesteś pewien? A co jeśli on tam będzie? Nie chce, aby coś ci się stało, nie ufam mu, co jest z nim nie tak - Wytłumaczyłem, mówiąc mu szczerze o tym, jak się czuje i co mnie martwi.
- Nie przesadzasz, aby na pewno? - Zapytał, unosząc jedną brew ku górze.
- Nie, wręcz przeciwnie, jestem ostrożny i nie ufam temu kolesiowi - Wytłumaczyłem, okazując mu swoje niezadowolenie.

<Paniczu? C:>

sobota, 24 lutego 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Nie byłem przekonany co do tej pracy, którą zaproponowała mi Alisha. Po pierwsze, to jest bardzo odpowiedzialne stanowisko. Za odpowiedzialne jak na mnie. Przecież ja się dziećmi ledwo zająć czasem potrafię, a co dopiero czymś takim. Po drugie to praca, która wymaga dobrej pamięci. Ja i dobra pamięć raczej nie jesteśmy dobrą parą. Będę musiał zapamiętać te wszystkie nazwiska i osoby, do których idę, i gdzie ja mam ich szukać, i... Nie, ja potrzebowałem czegoś, w czym praktycznie robi się to samo, no bo tak nie sposób się pomylić, no i w końcu zapamiętam, co się robić. Na przykład taka praca drwala. Idziesz na miejsce wyrębu i rąbiesz drzewo, które ci się wskaże. Z magazynu przenosisz tylko skrzynie, czy to na wóz, czy to w jakieś inne miejsce, albo po prostu pilnujesz, by się nikt wokół nich nie kręcił. Prosta robota, prawda? Prosta jak ja. Nie nadaję się do bardziej skomplikowanych prac. Nie do tego zostałem stworzony. Zostałem stworzony do... tak właściwie, czego? Jako człowiek miałem cel dosyć jasny, miałem zostać pasterzem, bronić dobra, i świata, i innych tego typu rzeczy. Potem z jakiegoś powodu zrezygnowałem. Miki mi mówił, że po prostu chciałem się skupić na rodzinie. A skoro on mi tak powiedział oznaczało to, że tak właśnie musiało być. W końcu, ufałem mu. Był moim mężem. Wtedy chyba też już nim był, więc raczej by mnie przecież nie okłamał. 
– Tak, możemy już wracać – odpowiedziałem, chcąc wrócić do domu, gdzie będziemy mogli spokojnie spędzić czas. 
I w sumie, też trzeba będzie zakupy zrobić. Znów naruszymy oszczędności... Tak to nie powinno wyglądać. Trochę trzeba ten budżet podreperować. Co prawda, do umierania z głosu nam daleko, albo raczej zwierzakom, bo my jako anioły tym się martwić nie musimy. No ale nie chciałbym, by dzieci chodziły smutne, bo nie ma nic do jedzenia, i też jakieś słodkości dla mojego męża trzeba kupić. Albo patyki z liśćmi. Albo jedno i drugie. Ale to jutro, jak wezmę jakieś pieniądze, bo dzisiaj nic ze sobą nie braliśmy. I to był chyba błąd. No nic, wstanę wcześniej i zrobię zakupy. Ale wpierw muszę poprosić Mikego o sporządzenie listy. On się na tym znacznie lepiej na tym zna. A już na pewno sprawniej. 
– I co sądzisz o propozycji Alishy? – zapytał Mikleo, kiedy kierowaliśmy się w stronę domu, a dzieci wesoło biegły przed nami. Nie powstrzymywaliśmy ich, ale ja czułem taki lekki niepokój o nie i starałem się nie spuszczać ich z oczu. 
– Wydaje się do mnie nie pasować – odpowiedziałem niepewnie, skupiając się na dzieciach, tak na wypadek, jakby gdzieś nagle skręciły, albo gdyby ktoś do nich podszedł. 
– Czemu? Mi się właśnie wydaje, że byłaby idealna dla ciebie. Spędzilibyśmy czas razem, a rozdzielalibyśmy się tylko wtedy, gdybyś musiał zanieść listy – wyjaśnił, na co lekko się skrzywiłem. 
– No ale to by wymagało myślenia. I pamiętania. A ja nie umiem ani myśleć, ani pamiętać. Nie chciałbym zawieść Alishy, a w takiej pracy o takie rzeczy ciężko – wyjaśniłem mu swój punkt widzenia mając nadzieję, że zrozumie moje wątpliwości. 

<Owieczko? c:>

Od Daisuke CD Haru

 Muszę przyznać, troszkę mi się nie podobało to, że Haru tak wielką uwagę zwracał na małą. Ja wiem, że mała była w nienajlepszym stanie, dalej strasznie wychudzona, co oczywiście zmieni się na dniach, ale poza tym, przecież nic jej nie było. Już była umyta i odrobaczona, do człowieka też lgnęła, więc raczej żaden z nich krzywdy jej nie zrobił. Czemu więc Haru tak bardzo się nad nią trząsł? I bardziej chciał spędzać czas z nią niż ze mną? Dama też była w tak złym stanie i z tego, co pamiętam, to rozłożyłem swoją uwagę pomiędzy nią a Haru całkiem sprawiedliwie. Mam nadzieję, że Haru zrobi tak samo w przypadku Tradycji. Nie mogę pozwolić, by jakiś kot, nieważne, jak słodki, bardziej przyciągał jego uwagę. Co jak co, ale ja jestem najważniejszy. 
Bez słowa wstałem z łóżka i skierowałem się do łazienki. Usłyszałem, że kotka zeskakuje z łóżka i drepta za mną, chyba chcąc nam towarzyszyć, ale nie mogłem się na to zgodzić. Wszystko miało swoje granice. Koty przy stole jeść nie mogą, podobnie jak nie mogą wszędzie za nami chodzić. Zasługujemy na chwilę prywatności. 
- Zostań – powiedziałem do kotki tonem zdecydowanym. Lubiłem kotki, ale lubiłem też prywatność. Miała czas na nasze towarzystwo i pieszczoty, teraz my mamy czas dla siebie. 
- Nie za ostro? – odezwał się troszkę zmartwiony Haru. Ale o co on był tak zmartwiony? Nie zrobiłem nic złego. 
- Im wcześniej nakreślimy granice, tym szybciej się nauczy, a im szybciej się nauczy, tym lepiej dla nas. Później będzie nam zaglądać do talerzy i wskakiwać na blaty. Tego zdecydowanie nie chcemy – wyjaśniłem spokojnie mając nadzieję, że weźmie moją stronę.
- No niby tak... ale wiesz, jest pewnie jeszcze przerażona, musi się trochę przyzwyczaić do otoczenia, więc dobrze by było, gdyby tak się trochę rozejrzała – odpowiedział, a ja na jego słowa uniosłem brew. No nie sądziłem, że Haru stanie po stronie kotki. No ale dobrze, niech będzie po jego myśli. 
Nic nie odpowiedziałem, tylko bez słowa wszedłem do łazienki, Tradycja, nie przejmując się moim tonem, podążyła za mną, a Haru jej oczywiście nie powstrzymywał. Nie skomentowałem tego w żaden sposób, tylko powoli się rozebrałem; zdjąłem ze swojego ciała wpierw jedwabny szlafrok, potem zabrałem się za odpinanie guzików jego koszuli, aż w końcu do zdjęcia pozostało mi tylko ściągnięcie bielizny. Mój narzeczony, kiedy tylko to zauważył, uprzejmie wygonił kotkę z łazienki, zamykając za nią drzwi. No, i ma szczęście, że to zrobił. Kąpieli z kotem to ja sobie nie wyobrażałem. Wtedy to dopiero zwracałby uwagę na nią, a nie na mnie. 
- Wyglądasz przepięknie – odezwał się Haru, kiedy wszedłem do balii. Co jak co, ale ta była minimalnie mniejsza niż ta, która jest u mnie w pokoju. No cóż, bywa w życiu i tak. 
- Chyba ci się coś pomyliło, Tradycja jest po drugiej stronie drzwi – mruknąłem, przyglądając się mu z uwagą i czekając, aż Haru zajmie miejsce obok mnie. 
- Ale mi chodzi o ciebie. Jesteś przecudowny – dalej trzymał się swojego, a następnie podszedł do mnie i ucałował mnie w czoło. 
- Oczywiście, że jestem. Gdybym nie był, nie zabierałbym cię do takich wspaniałych miejsc. Dlatego miło byłoby usłyszeć coś innego – odpowiedziałem, chcąc go trochę zmusić do myślenia i kreatywności. 

<Piesku? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Poprosiłem Alishe o rozmowę odnośnie mojej pracy, ale i pracy mojego męża, bardzo chciałem, aby pracował ze mną, wiedząc, że to go uspokoi, a i mi sprawi sposobu przyjemności.
Alisha była jak najbardziej za tym pomysłem, lubiła mężczyznę, a więc nie widzi problemu, aby i on tu pracował.
Kobieta wpadła na pomysł, aby Sorey, jeśli zechce być królewskim posłannikiem, wszystko, co ustalę z królową czy jej gośćmi, przekażę mężowi za pomocą listów, a on zaniesie wszystko w wyznaczone miejsca, myślę, że to dobra praca dla niego o ile w ogóle będzie chciał w to wejść, jeśli jednak nie, zmuszać go nie będę, to nie miałoby najmniejszego sensu.
Po rozmowie z kobietą mogliśmy wrócić do męża i dzieci, które od razu do mnie podbiegły pracy przytulając się do moich nóg.
- Mama! - Zawołały rozradowane dzieci, które zachowywały się, tak jakby mnie wieki nie widziały, uśmiech się do nich łagodnie pogładziłem po głowie, wracając uwagę na ich tatę, do których również podbiegły.
- Tata! - Zawołały, przytulając się do taty, nasze dzieci zachowując się słodko i dość dziwnie, mimo tego nie specjalnie nam to przeszkadzało, to nasze dzieci i akceptujemy wszystkie ich dziwne zachowania.
- O czym rozmawialiście? - Zapytał mój mąż, który gładził po głowach nasze maluchy.
- O pracy dla ciebie, Alisha wpadła na pomysł, abyś pracował wraz ze mną, mógłbyś zostać królewskim posłannikiem - Wyjaśniłem, co lekko zaskoczyło mojego męża, chyba się tego nie spodziewał, w końcu liczył na to, że będzie pracował na magazynie, no, jeśli bardzo chce, niech pracuje, my tylko składamy mu przyjemną propozycję.
- No nie wiem, czy to dobry pomysł, a co jeśli coś zepsuje? - A on już zaczyna panikować, no i po co to? Przecież jest mądrym facetem i wiem, że niczego nie zepsuje, on nigdy nic nie zepsuł, a więc nie wiem, dlaczego uważa inaczej.
- Co mógłbyś popsuć? Miałbyś tylko roznosić listy i dokumenty, które będą napisane albo przez Alishe, albo przeze mnie - Wyjaśniłem, mając nadzieję, że przestanie się już przejmować, bo naprawdę nie ma czym.
- No nie wiem, muszę to przemyśleć - Stwierdził, co było wręcz oczywiste, on nie jest pewien swego, a to dziwne no zazwyczaj jest bardzo odważny i bardziej chętny do pracy z ludźmi niż ja, a mimo to stresuje się takimi głupotami.
- Oczywiście, pamiętaj, że nikt cię do niczego nie zmusza, to tylko propozycja - Tym razem odezwała się Alisha, uśmiechając przy tym ciepło.
Sorey podziękował kobiecie za propozycję pracy, zachowując grzeczność, nie chcąc od razu jej odmawiać, chociaż coś tak czułem, że mogłoby do tego dość.
Nie wtrącając się w to, zmieniliśmy temat, trochę czasu spędzając z przyjaciółką, nim musieliśmy zbierać się do domu, niw mogliśmy siedzieć u kobiety cały dzień, a było już popołudnie, po obiedzie już dawno były nasze dzieci, a więc głodne nie były, a przecież to było najważniejsze.
- To, co zbieramy się? - Zapisałem, zwracając uwagę nie tylko męża, ale i dzieci, które były chętne na powrót do domu, do zwierzaków i do rodziców, z którymi będą mogły spędzić czas po tak długiej rozłące.

<Pasterzyku? C:>