piątek, 2 lutego 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Jak się czułem? Ciężko było mi stwierdzić, moje myśli się mocno plątały, a ta racjonalna strona walczyła z tą ewidentnie chorą. I co gorsza, przegrywała, co bardzo mnie niepokoiło. Bardzo, ale to bardzo chciałem, by mój Miki ciągle by mnie był, i by mnie nie opuszczał, bo gdybym tylko stracił go z oczu, albo, co gorsza, nie mógł się do niego przytulać. Ja musiałem czuć jego skórę na swojej skórze i cudowny zapach w nozdrzach, bo inaczej wariowałem. Z kolei gdzieś w przebłyskach świadomości czułem, że zachowywałem się za bardzo irracjonalnie. I że o czymś zapomniałem. Ale o czym...? Nie byłem do końca pewien. Gdzieś miałem iść. Coś zrobić. I to miałem zrobić dawno temu, z samego rana. Tylko gdzie miałem iść? Po co? To była dla mnie zagadka. 
- Zimno mi – burknąłem niemrawo, patrząc na niego nieprzytomnie. Czy mi się wydawało, czy też trochę mi się w głowie kręciło? Jakoś tak... dziwnie mi było w głowie. I chcę, by to się już skończyło. 
- Widzę, właśnie – przyznał ze zmartwieniem, gładząc mnie po policzku. – Jesteś lodowaty. Tak strasznie wczoraj zmarzłeś? – dopytał, nie spuszczając ze mnie wzroku. 
- Nie. Nie było wczoraj zimno – powiedziałem zgodnie z prawdą. Wczoraj było bardzo fajnie, i miło, i przyjemnie, przynajmniej do czasu, bo jak zaczęliśmy wracać do domu, to jakoś tak wtedy mnie coś chyba zaczęło brać. Zresztą, czy to miało znaczenie? Jak był przy mnie Miki, było ze mną lepiej. Miki jak zawsze jest lekarstwem na wszystko. 
 - Mhm – westchnął cicho, dalej gładząc mnie po policzku. – Rozpalę w kominku, co ty na to? Będzie ci chociaż troszkę lepiej – zaproponował, a ja pokręciłem głową. Aby to zrobić, musiałby wstać. A ja wcale nie chcę, by wstawał. Tu mi z nim dobrze było. 
- Nie chcę. Bo aby to zrobić, będziesz musiał wstać. A ja tego wcale nie chcę – odpowiedziałem, przytulając się do niego na tyle mocno, na ile mi to moje słabe ciało pozwoliło. Poza nim, nie potrzebowałem niczego. – A w lato się nie powinno palić, bo potem nie będziemy mieć czym palić w zimę. A w zimę bardziej zimno niż teraz – dodałem, na powrót będąc na granicy snu. Teraz, kiedy już czułem bliskość Mikiego, mogłem spokojnie pójść spać, zwłaszcza, że bardzo chciałem spać. Byłem tak strasznie zmęczony... ale czym ja się tak właściwie zmęczyłem? Przecież nic dzisiaj nie robiłem. Wczoraj też niewiele robiłem. Chociaż, wczoraj przecież pracowałem... właśnie, praca. To o niej zapomnę. – Muszę iść do pracy – wymamrotałem nagle, podnosząc się z łóżka. Albo przynajmniej próbując wstać, bo tak nie do końca mi to wyszło. 
- No ty chyba sobie żartujesz – odparł, ciężko wzdychając. – Leż i odpoczywaj, dobrze? Rozpalę w kominku, przyniosę ci coś gorącego do picia i jakoś spróbujemy cię rozgrzać. 
- Nie mogę. Muszę iść do pracy, to mój obowiązek – uparcie trzymałem się swojego zdania. W końcu, aby pozwolić sobie na odpoczynek wpierw trzeba było mieć za co odpoczywać. A ja przez te kilka ni pracy niewiele zarobiłem, dlatego muszę tam iść i zarobić więcej. Prosta logika, więc czemu Miki jej nie rozumie?

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz