środa, 21 lutego 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Uśmiechnąłem się szeroko na jego słowa. Kochał mnie. Niby o tym doskonale wiedziałem, w końcu pokazywał mi to na każdym kroku, no i gdyby mnie nie kochał, to by ze mną nie był. A jednak dalej trudno było mi w to uwierzyć. No bo szanujmy się, on jest niesamowity, niezwykły, przecudowny, przepiękny i wszystkie inne epitety, które są pozytywne. A ja? Cóż, ja nie jestem tak dobry, jak on. Więc nie wiem, jak może mnie on kochać, ale ja kochałem jego, i to całym sercem. 
- Ja ciebie też kocham – wyszeptałem, szczerząc się do niego głupkowato i mocno do siebie tuląc. 
- Tak? Ale ja ciebie kocham bardziej – zaczął droczenie się ze mną, co było przeurocze. 
- Obawiam się, kochanie, że to nie jest możliwe, bo ja kocham cię najbardziej na świecie. I poruszałbym dla ciebie niebo i góry, by dać ci szczęście, na które zasługujesz jak nikt inny w tym wszechświecie – odpowiedziałem, chcąc naprawdę dać mu do zrozumienia, że czegokolwiek by nie chciał, ja to dla niego zdobędę, choćbym miał oddać za to swoje życie. 
- Nie musisz robić nic z tych rzeczy, ja już jestem szczęśliwy – odpowiedział mi, chyba zachwycony moimi słowami. 
- Ale możesz być jeszcze szczęśliwszy. I ja już tego dopilnuję – dodałem, całując w czubek nosa. – Wiesz, że wyglądasz teraz jak przesłodziutka Owieczka? – zapytałem, podziwiając jego osobę. Po naszym seksie jego włoski były w totalnym nieładzie i odstawały we wszystkie strony, co wyglądało według mnie chyba najbardziej uroczo na świecie. Ale ja szczęściarz jestem, że mam go przy sobie. 
- Teraz już wiem. A ty wiesz, że jesteś najprzystojniejszym aniołem na świecie? – odpowiedział w podobnym tonie, co ja odzywam się do niego. 
- Nie zwiedziłeś całego świata, więc pewności nie masz – odparłem, gładząc go po policzku. Nie lubiłem mówić o mnie, ja nie jestem ani trochę niezwykły, znaczy się, jestem, przez ten mój nieszczęsny żywioł. Ale niezwykły w złym znaczeniu jego słowa, bo tylko problemy powoduję. – Co ty na to, by przenieść się do łóżka? Jest tam wygodniej, jest mięciutki materac, mamy dla siebie więcej miejsca... – zmieniłem temat, przesuwając palcem wzdłuż jego kręgosłupa. Nie chciałem, by mówił o mnie, mamy ciekawsze rzeczy, niż wymyślanie miłych bzdur na mój temat. 
- Trochę się delikatny zrobiłeś. A to narzekasz na cienki koc, a to chcesz iść na miękki materac... – zaczął rozbawiony, na co się wyszczerzyłem głupkowato. 
- Od razu delikatny, po prostu lubię wygodę. Nie powiesz mi, że ty wolisz spać na twardej ziemi niż na cieplutkim łóżku. A jak mi powiesz, że wolisz, to ci i tak nie uwierzę – mruknąłem, pusząc poliki. 
- Nie no, nie wolę, ale aż tak nie narzekam – odpowiedział, uśmiechając się szeroko. 
- Oczywiście, że nie, bo możesz spać na mnie. I jest ci znacznie wygodniej, niż mnie.
- Oj, ty mój biedny, poszkodowany aniele, jak mam ci to wynagrodzić? – zapytał, gładząc mnie po policzku. 
- No nie wiem... może pięknym uśmiechem? I przeniesieniem się do sypialni. O, i może założenie jakiegoś ładnego stroju. Czymś takim bym nie pogardził – zaproponowałem, owijając sobie jeden z jego cudnych kosmyków wokół palca. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz