Czując, że z moim mężem nie będzie lepiej, postanowiłem pójść do Lailah, ona na pewno mi pomoże, a przynajmniej taką miałem nadzieję, gdy do niej poszedłem.
Kobieta po wysłuchaniu mnie dała mi lek, po wypiciu którego mój mąż miał wrócić do zdrowia i udać się do świątyni, tak jak podejrzewałem bez świątyni ognia, się nie odejdzie. Myślę, że to i tak mu dobrze zrobi, odpocznie a przecież tego mu potrzeba, aby znów wróci do siebie.
Witając się z dziećmi, które cieszyły się, że mnie zobaczyły, ale i tak wracać do domu nie chciały. Cieszyłem się, że je zobaczyłem, ale musiałem wracać do domu, do męża, który na mnie czekał i do zwierzaków które potrzebują uwagi.
Po powrocie do domu przygotowałem mojemu biednemu choremu mężowi miksturę, z którą się u niego pojawiłem, dostrzegając jego smutek na ustach.
- Cześć kochanie coś się stało? - Dopytałem zmartwiony, kładąc dłoń na jego lodowatym czole.
- Tęskniłem za tobą - Wyznał, patrząc na mnie tymi swoimi smutnymi oczami, które wywołały ból w moim sercu, mój biedny chłopiec taki bezbronny i słaby aż się serce kraja.
- Ja za tobą też i już jestem - Wyszeptałem, całując delikatnie jego usta, uśmiechając się do niego łagodnie.
- Gdzie byłeś? - Dopytał, po chwili patrząc na lek, który trzymałem znów w dłoni.
- U Lailah, miałem tam pójść jutro, ale wolałem zrobić to od razu, gdy tylko poszedłeś spać, kobieta dała mi lek, prosząc, abyś go wypił, powinieneś poczuć się po tym lepiej, a gdy tylko lek zacznie działać, pójdziemy odwiedzić świątynię ognia. A wtedy już na pewno wrócisz do pełnego zdrowia i nie, nie da się inaczej, tak o to też pytałem - Zapewniłem, wyprzedzając jego pytanie, które doskonale wiedziałem, że się pojawi prędzej czy później.
- Czy to są zioła? Ja nie chcę ich pić - Powiedział, krzywiąc się przy tym nieznacznie, najwidoczniej bardzo bojąc się wypicia ziół, których nie chciałbym mu podawać. Chyba że naprawdę bym musiał.
- Nie, to nie ziół, Lailah mówiła, że to coś pozwala serafinom ognia wrócić do zdrowia, przynajmniej na chwilę nim spotkają się w gorącym, a w twoim wypadku świątynią ognia - Powiedziałem, wkładając mu do dłoni napój, który bardzo niechętnie zaczął pić.
- Nie jest to takie złe - Stwierdził, dopijając napój, który najwidoczniej bardzo mu zasmakował lub po prostu był lepszy, niż na początku się tego spodziewał.
Mój mąż wypił napój, po którym znów poczuł się zmęczony, a to oznaczało, że lekarstwo dzieła, oby jutro faktycznie poczuł się lepiej, bo jeśli nie to ja już nie wiem co robić ani tym bardziej nie wiem, czy ze zmartwienia po prostu tutaj nie zwariuję.
Obserwując, przez chwilę tą spokojnie śpiącą twarz uśmiech sam pojawił się na moich ustach. Gdy tak sobie spał nie przejmując się niczym, wyglądał tak słodko i spokojnie, przynajmniej przez chwilę nie musiałem się o niego martwić. Choć i tak czułem, jak żołądek ściska mi się z przerażenia.
Starając się uspokoić, a przede wszystkim wyciszyć położyłem się obok męża, wtulając w jego ciało, mając nadzieję, że już z dnia jutrzejszego wszystko będzie dobrze, a przynajmniej taka była moja nadzieja.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz