środa, 7 lutego 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Spojrzałem na męża spojrzeniem nieobecnym, zmęczonym wzrokiem czując, że mój umysł znów był w pełni mój. Mimo, że dalej był on nieco zamroczony, byłem świadom każdego mojego ruchu, każdej myśli i miałem władzę nad swoimi ruchami. I wiedziałem doskonale, że jeżeli Mikleo w tym momencie ode mnie odejdzie, na przykład na dół, by zająć się zwierzakami, to nie szedłbym za nim, jak głupi. Byłoby mi trochę smutno, owszem, bo zawsze przecież się źle czułem, kiedy nie było go obok mnie, czy jestem chory czy zdrowy. A jako, że jeszcze teraz chory byłem, to takie chodzenie, zwłaszcza po schodach, było dla mnie trochę niebezpiecznie. Jeszcze bym się gdzie potknął o własne nogi i sobie tę głupią twarz rozwalił, i tyle by z tego było, a nie chciałbym jeszcze gorzej wyglądać, niż w tym momencie. 
- Nie wiem, jak się czuję. I czego potrzebuję – powiedziałem zgodnie z prawdą, przecierając oczy, by trochę lepiej widzieć. Irytowało mnie to, że mój mąż jest taki rozmazany. I nie tylko on, wszystko tutaj było takie rozmazane strasznie. Jakby moje oczy nie potrafiły złapać ostrości. O ile to w ogóle jest możliwe. Ale chyba musi być, skoro ja nie byłem w stanie dobrze widzieć. – Ale chyba tak nie najlepiej ze mną. 
- Mhm, i tak właśnie wyglądasz – odparł ze zmartwieniem, głaszcząc mnie po głowie. – To przeziębienie strasznie mocno się ciebie trzyma. Nie sądziłem, że tak wcześnie może cię złapać. 
- Ja też – mruknąłem, ciężko wzdychając. Nie podejrzewałem, że tak wcześnie może mnie coś złapać. Było trochę chłodno, jak to wieczorami bywa, ale czy na tyle, bym zachorował? Normalnie bym powiedział, że nie, ale najwidoczniej mój organizm miał inne zdanie na ten temat.
- Może czymś się za bardzo przejmowałeś? Albo jest coś, o czym mi nie mówisz? – dopytał zmartwiony, dalej mnie gładząc po głowie. Mój Panie, jakie to przyjemne było... niby nic takiego, a tyle radości mi sprawiało. 
- Nie no, zawsze ci mówię, co mi się nie podoba, a co nie – odparłem zgodnie z prawdą. Wie w kocu o tym, że martwię się tym pójściem dzieci do szkoły. I także martwię się o jego pójście o pracy, i martwię się też naszymi finansami, i tym, że aktualnie dzieci są u cioci, gdzie mogą tak trochę być w niebezpieczeństwie. No ale o tym wszystkim on przecież wie. Chyba. A może nie?
- To ja nie wiem, co ci jest – przyznał, ciężko wzdychając. – Przygotuję ci może kąpiel? Co ty na to? 
- Nie jestem pewien, czy to mi pomoże, ale możesz zrobić, o ile umyjemy się razem – odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Jakoś nie czułem się za specjalnie przekonany do kąpieli, ale coś mówił o pocie, że trzeba go zmyć... w sumie, to miało sens, bo faktycznie czułem, że coś jakiś taki dziwny byłem. Wszystko się do mnie lepiło. – Albo w sumie nie, nie umyjemy się razem, bo pewnie będziesz chciał zmienić pościel, bo przez mój pot cała brudna musi być – dodałem, kiedy już to do mnie dotarło. Co prawda, bardzo chciałem, by Mikleo do mnie dołączył, bo to było tak średnio możliwe. Ja jakoś sobie poradzę w tej balii sam, a on tu zmieni pościel, na pewno mu milej będzie spać w takiej czystej pościeli. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz