wtorek, 13 lutego 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Te dziwne zioła, które ponoć ziołami nie były, smakowały całkiem... dobrze. Nie wiem, czego się spodziewałem, na pewno czegoś obrzydliwego, co sprawi, że będę miał odruchy wymiotne, a to było całkiem dobre. Lekko słodkie. I jakie cieplutkie. I co najważniejsze, to ciepło się utrzymywało. Do tej pory, jak piłem takie ciepłe rzeczy, jak gorącą czekoladę, czy jakieś herbaty, no to to ciepło było tylko chwilowe. Bardzo miła odmiana. Szkoda tylko, że po wypiciu tych ziół znów się śpiący zrobiłem. To mnie strasznie denerwowało. W końcu, ileż spałem ostatnio? Nic nie robiłem, tylko spałem. I tęskniłem za Mikim. I marudziłem, że chcę do niego. I znów spałem. I tak w kółko. 
Nie mam pojęcia, ile spałem, i kiedy się obudziłem, czy był to ten sam dzień, czy następny, czy jeszcze następny, ale kiedy w końcu otworzyłem oczy, było jasno. I, co dziwne było, mój mąż był obok mnie. Nie tego się spodziewałem. Zazwyczaj się budziłem, no to go nie było obok, tylko wykonywał prace domowe takie jak sprzątanie, zajmowanie się zwierzakami... teraz jednak mój Miki był tutaj, spał obok, i wyglądał cudownie, tak niewinnie, tak słodziutko... mógłbym się patrzeć na niego tak cały czas, i mi się nigdy nie znudzi. 
- Sorey? – odezwał się nagle, przecierając oczy. – Jak się czujesz? – spytał, podnosząc się do siadu. 
- Jak? Chyba... dobrze. Trochę słaby jestem, ale poza tym jest ze mną dobrze – odpowiedziałem, zaskoczony swoim stanem. – Mówiłem, że tylko ty mi wystarczysz, by wyzdrowieć – dodałem, szczerząc się głupkowato.
- Jeszcze nie wyzdrowiałeś. To chwilowa poprawa twojego stanu, jeżeli w przeciągu kilku dni nie wygrzejesz się porządnie, to wszystkie te objawy powrócą – wyjaśnił, kładąc dłoń na moim poliku. Znów jego skóra była chłodna, i był pomiędzy naszą skórą taki fajny kontrast. Chociaż, nie powiem, miło mi, kiedy przytulam się do takiego ciepłego Mikego, ale skoro nie miałem ciepłego Mikiego, to się takim chłodnym też zadowolę. 
- No to się wygrzeję w domu – wyjaśniłem, dalej się szczerząc. 
- Nie, Sorey, w domu się nie wygrzejesz. Lailah powiedziała, że musisz udać się do świątyni, bo tylko tam porządnie się wygrzejesz – wytłumaczył, przeczesując dłonią włosy. – Mam nadzieję, że odzyskasz siłę już wkrótce i jak najszybciej będziemy mogli tam się udać. 
- A może jednak nie będziemy musieli. Może Lailah się myli, i w zupełności wystarczy mi to, co tutaj mam – kontynuowałem, nie z bardzo mając ochotę gdziekolwiek iść. Skoro już było ze mną dobrze, to po co mam się męczyć? I jeszcze męczyć Mikleo, który na pewno będzie chciał pójść ze mną, chociaż też nie wiem, po co, skoro i tak by do środka nie wchodził, bo zwyczajnie by nie mógł. Znaczy się, mógłby, bo już kiedyś coś tam w środku znaleźć próbował, ale chyba się to najprzyjemniejsze dla niego nie było. 
- Lepiej tego nie sprawdzajmy. Potrzebujesz czegoś? – zapytał, a ja pokiwałem głową. – Co to takiego?
- Ty – wyszczerzyłem się głupkowato, mocno się do niego przytulając. Nie chciałem teraz myśleć o tej świątyni, i że niby muszę tam pójść. Chciałem się skupić teraz na moim Mikim, i na tym, by mu pomóc, bo ostatnio to ja tak niezbyt pomagałem, a wręcz przeciwnie, szkodziłem i przeze mnie miał same problemy. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz