Nie byłem do końca pewien, co teraz mam zrobić on do pracy na pewno nie pójdzie, nie jest w stanie, ale jak mam go przekonać do pozostania w domu? Siłą? No nie ma takiej opcji, nie chce go do niczego zmuszać, a jednocześnie nie mogę pozwolić, aby poszedł do pracy, w końcu nawet do niej nie dotrze, a jeśli już dotrze, to nie będzie w stanie pracować.
- W porządku, skoro chcesz zrobić sobie krzywdę i nie daj boże odebrać sobie życie dlatego, że jesteś upartym osłem, to w porządku tylko nie wiem, jak ja wytłumaczę dzieciom, że tatuś mimo złego stanu nie posłuchał mamy i poszedł do pracy, gdzie wydarzyła się straszliwa tragedia z powodu jego nieodpowiedzialności.
Wiem, nie powinienem tak grać na jego emocjach, czuje w tej chwili, że tak trzeba dla jego własnego dobra.
Mój mąż spojrzał na mnie, podgryzając dolną wargę, najwidoczniej analizował za i przeciw dobrze wiedząc, że nie czuje się na tyle dobrze, aby pójść do pracy.
- A zostaniesz tu ze mną, jeśli zostanę w domu? - Dopytał, rzucając mi te swoje błagalne psie spojrzenie, które miało wywrzeć na mnie chyba drobną presję, no cóż, nie wyparło, ale i tak z nim zostanę, po dzieci nie muszę iść już teraz, dlatego zadbam najpierw o męża, który bez ojej opieki na pewno coś sobie zrobi, tego jestem pewien.
- Zostanę, ale proszę ładnie mi się tu położyć, rozpalę w kominku, przyniosę ci coś ciepłego może czekolady? - Podpytałem, kładąc na jego policzku dłoń.
- Nie chce pić sam - Odparł, co doskonale wyczytałem, między wierszami rozumiejąc, że chce, aby napił się wraz z nim.
- A jak napije się z tobą, to skorzystasz z mojej propozycji? - Dopytałem, całując go w czoło.
- Tak - Odpowiedział, a ja z uśmiechem cmoknąłem go w usta, dopilnowałem, aby się położyć do łóżka, nakryłem go kołdrą i kocykiem, rozpaliłem ogień w kominku, tak jak tego potrzebował, kierując swoje kroki w stronę kuchni, gdzie przygotowałem nam gorącą czekoladę, musząc jeszcze zająć się zwierzakami, nakarmić je, troszeczkę za uszkiem podrapać, sprawdzić, czy wszystko z nimi w porządku nim wróciłem do męża, który nie był zadowolony z powodu mojej zbyt długiej nieobecności, mój biedaczek on naprawdę nie tylko fatalnie się czuje, ale i fatalnie wygląda.
- Proszę oto twoja gorąca czekolada - Podałem mu napój, siadając obok niego na łóżku, pijąc swój napój.
- Czemu zajęło ci to aż tak długo? - Dopytał, pusząc swoje policzki.
- Przepraszam, ale mamy w domu cztery koty i psa i wiesz, one w porównaniu do nas są głodne - Wyznałem, nie chcą, aby się na mnie gniewał, bo przecież nawet nie miał za co, starałem się zrobić wszystko, najszybciej jak się da, jednak nie mam czterech dłoni i nie w stanie jestem zrobić wszystko.
Sorey kiwnął głową, zajmując się swoją czekoladą, no i o to mi chodziło, niech skupi się na jedzeniu, a ja skupię się na tym, aby czuł się dobrze.
- Wypiłeś? - Zapytałem, gdy wpatrywał się w kubek, nie biorąc już go do ust.
- Tak i.. - Zaczął, ale przerwał, zerkając na mnie, coś chcąc powiedzieć.
- I? - Powtórzyłem, przyglądając mi się z uwagą.
- Chciałbym jeszcze - Wytłumaczył, z czym nie miałem problem, aby mu przygotować, jeśli chce i potrzebuje czegoś słodkiego, to mówi i ma.
- Oczywiście, zaraz ci przyniosę, a teraz grzecznie się połóż i na mnie poczekaj - Poprosiłem, zabierając od niego kubek, aby wyjść z sypialni i pójść do kuchni gdzie znów przygotowałem mu gorący napój.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz