Co by to zmieniło? Jak to co by to zmieniło? Zmieniłoby to wszystko. Gdybym wiedział, że ktoś z mojego otoczenia prawdopodobnie szpieguje dla babki, gdybym tylko pomyślał o tym, że Kaito wcale mi tak szybko nie odpuści, zaplanowałbym to wszystko tak, by jakoś go wykiwać i by spędzić tu spokojnie dzień. Albo dopilnowałbym, by się nie dowiedział nic o tym wyjeździe. I wtedy byłoby tak, jak zaplanowałem ten wyjazd, czyli idealnie. A zamiast tego mamy to, czyli chowanie się w pokoju i powstrzymywanie się od tego, by przypadkiem mu nie przywalić, bo przecież kłopoty, jakie byśmy potem przez niego mieli, sprawiłyby, że by nam się żyć odechciało.
- Wszystko, mój drogi. Gdybym tak nie myślał o tym wyjeździe i nie stresował się możliwością odmowy z twojej strony odnośnie oświadczyn, może bym nie zapomniał o jego wyjątkowo irytującej osobie, i zaplanowałbym wszystko tak, by nigdy do tego nie doszło. Na następny raz obiecuję ci, że wezmę pod uwagę wszystkie czynniki, jakie mogłyby nam zakłócić wypoczynek, i znajdę rozwiązanie na nie wszystkie – odpowiedziałem, mówiąc całkowicie poważnie. Pokazałem się mu z naprawdę okropnej strony. Nieprzemyślanej, roztrzepanej, nieidealnej... będę musiał się poprawić na następny raz.
- Nie jest możliwe, byś przewidział wszystko – odpowiedział uspokajająco, ale nie mogłem się zgodzić z tym stwierdzeniem.
- Jest. Trzeba poświęcić na to trochę czasu, by przeanalizować wszystkie czynniki i prawdopodobieństwo ich wystąpienia, a także całkiem wysokiego ilorazu inteligencji i pewnych umiejętności analitycznych. Zbierajmy się – poprosiłem, podchodząc do wieszaka, by założyć na swoje ramiona ciepły płaszcz. Chciałem opuścić to pomieszczenie, ten budynek, i po prostu zapomnieć, że ten człowiek istnieje. Jak na mnie, to są wyjątkowo niewielkie wymagania.
- Oczywiście – odpowiedział, idąc w moje ślady.
Zeszliśmy z Haru na dół, i kiedy on odnosił kubki po tym przepysznym, ale i wysokokalorycznym napoju do kuchni, ja opuściłem budynek i udałem się do stajni obok, by przywitać się z naszymi wierzchowcami. A może byśmy się udali na przejażdżkę? Miał być spacer, owszem, ale przejażdżka też by nie była taka zła. Trzeba szkolić swoje umiejętności, zwłaszcza Haru, który jeszcze nie jest w nich mistrzem.
- Tu jesteś. To będziemy jechać? – usłyszałem za sobą tak dobrze znajomy głos Haru.
- Myślałem, że to może być całkiem dobry pomysł. Nie musimy jechać szybko, możemy jechać powoli – zaproponowałem, odwracając się w jego stronę.
- Doskonały pomysł – odpowiedział mój narzeczony, szczerząc się szeroko.
- Świetnie. Zatem proszę, zabieraj się za siodłanie. Będę cię nadzorował – odparłem, wykonując w stronę jego klaczy zapraszający gest dłonią. Co prawda, Rain nie była jego, tylko moja, on jeszcze troszkę się musi nauczyć, zanim stanie się pełnoprawnie jego.
Haru zatem się zabrał za siodłanie jej i szło mu to naprawdę sprawnie. Jeszcze takie drobne rzeczy były do poprawienia, no ale to tylko drobiazgi, których poprawy szybko się nauczy. Byłem z niego naprawdę dumny. A pomyśleć, że jakiś czas temu nie chciał nawet słyszeć o jeździe konnej i wolał iść na pieszo kilkanaście kilometrów. Dobrze, że już odmieniłem jego zdanie, bo nie wiem wtedy, jak byśmy podróżowali.
- Nieźle ci poszło – odezwałem się zadowolony, uśmiechając się do niego łagodnie.
<Piesku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz