Byłem trochę zły na Haru, że nie zdecydował się na to wcześniej. Jemu łatwiej przychodzą takie rzeczy, bo są one związane z emocjami, które on doskonale rozumie, podczas kiedy ja... no, jakby to powiedzieć, trochę w tych emocjach upośledzony jestem. Uczono mnie, by być takim, jakim chcą mnie widzieć ludzie, a moje emocje spychane były na drugi, trzeci plan. Dotychczas mam problem, by je pokazywać i zastanawiam się, czy to jest na miejscu, czy też nie, mimo tego. Dodatkowo jeszcze zastanawiałem się, czy to nie za wcześnie dla nas, czy Haru się zgodzi, czy mnie nie wyśmieje, czy sceneria odpowiednia jest... Nie pamiętam, kiedy ostatni raz się tak stresowałem. A stres źle wpływa na wygląd, tylko się zmarszczek nabawię i brzydki będę, a wtedy to Haru na pewno mnie zostawi.
– Czyli kiedy się nie złoszczę, jestem brzydki? – spytałem, mrużąc gniewnie oczy. On kpi sobie z mojego stresu, głupek jeden. Jak czasem czuję, że zrobiłbym i kupiłbym dla niego wszystko, tak czasem miałem ochotę uderzyć go w tę łepetynę, by się ogarnął.
– Nie, kiedy się nie złościsz, jesteś przepiękny – wybrnął sprytnie, nachylając się, by ucałować mnie w kącik warg.
– Masz szczęście, że cię kocham – bąknąłem, delikatnie pusząc policzki.
– Niezwykle rad jestem z tego szczęścia. Podobnie jak i z tego, że mam tak przepięknego narzeczonego – dodał, szczerząc się głupio. Sprawiło to, że moja złość troszkę przeszła, ale starałem się tego po sobie nie pokazywać. Niech się troszkę postara. I wynagrodzi mi ten cały stres, z ostatnich kilku dni, kiedy to planowałem to wszystko, a i tak nie do końca wyszło tak, jak tego chciałem. Miało być bardziej perfekcyjnie, bardziej romantycznie, no ale trochę się zestresowałem i przestraszyłem, że lepszej okazji mieć nie będę, no i zaryzykowałem. Dałem się ponieść emocjom i nienajlepiej się pokazałem. Znaczy, wyszło dobrze, bo się zgodził i odwdzięczył się tym samym, ale zawsze mogło być lepiej.
– Więc jak już się nacieszysz to siadaj na konia i jedziemy. Do miasteczka jeszcze trochę czasu, a zmarzłem strasznie – mruknąłem niezadowolony, zakładając na zziebniętą dłoń rękawiczkę, którą zdjąłem, by założył pierścionek na mój palec. Był on dosyć delikatny i skromny, ale nie przeszkadzało mi to. Ważne, że się trzymał na palcu, więc nosić go będę już zawsze.
– Zawsze mogę cię rozgrzać – wyszeptał, całując mnie w ucho. Jeżeli on mi sugerował to, co ja myślę, że mi sugerował, to ewidentnie mu mózg się zamroził.
– Rozgrzeją mnie gorące źródła i grzane wino, kiedy dojedziemy do miasteczka. No już, ruchy – poprosiłem, odchodząc od niego, by udać się do swojego karego wierzchowca, który też był już trochę zniecierpliwiony.
Haru oczywiście podążył w moje ślady, zajmując miejsce na grzbiecie klaczy, którą mu przydzieliłem, robiąc to już znacznie pewniej. Miło było patrzeć na jego postępy. Dzięki temu, że tak szybko się uczy, będę mógł zabierać go coraz to dalej i znacznie szybciej będą te podróże nam upływać, bo nie będziemy musieli tak powoli jechać. Gdyby się nie nauczył, moglibyśmy podróżować w powozie, ale niespecjalnie za tym przepadałem. Było to nudne. Powolne. I przyciągało niepotrzebną uwagę. Na szczęście tym się już nie muszę martwić. Teraz wypadało by się trochę pomartwić ślubem... Wieczorem może zacznę uzgadniać wszystko z Haru, jeżeli będzie miał na to ochotę.
<Piesku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz