Nie byłem zadowolony z powodu tego, że od rana miałem spotkania, ale nic nie mogłem na to poradzić. Mogłem tylko przybrać względnie zadowoloną minę i spokojnie, przy kawie oczywiście, negocjować warunki umów czy też przedłużenia ich. W sumie, nie było to takie złe, spotkania przebiegały dosyć gładko, moi rozmówcy byli mną oczarowani co dało mi nadzieję, że to pomówienie odnośnie mojego porywania, gwałcenia i sprzedawania kobiet nie wypłynęło poza koszary, co mnie nawet zaskoczyło. O moim pocałunku z Haru babka dowiedziała się bardzo szybko, a świadkiem była tylko jedna, zazdrosna osoba. Cóż, lepiej dla mnie, że teraz nikt o tym nie wie, albo w to nie wierzy. Nie czułem się najlepiej z faktem, że ludzie mogą widzieć we mnie potwora. Może charakter mam taki, jaki mam, ale nigdy nikogo w taki sposób nie skrzywdziłem.
W chwili, kiedy czekałem na ostatnie spotkanie z przedstawicielem gildii kupieckiej, naprzeciwko mnie usiadła osoba, którą bardzo dobrze znałem i której w ogóle nie chciałem oglądać. Uniosłem jedną brew obserwując na razie w milczeniu, jak wysoki, atletycznie zbudowany brunet z szelmowskim uśmiechem zajmuje miejsce przy stoliku. Jak to jest, że takie mendy jak on, są tacy... przystojni? Mam wrażenie, że wyglądał znacznie lepiej niż te dziesięć lat temu, kiedy to wyjeżdżał.
- Dzień dobry. Miło cię w końcu zobaczyć, Daisuke – odezwał się Kaito, błyskając tymi białymi do bólu zębami. Że on ma tupet tak się do mnie odzywać.
- I wzajemnie. Niestety obawiam się, że musimy to przełożyć. Jestem tutaj w sprawach biznesowych, czekam na kogoś – odpowiedziałem uprzejmie, siląc się na delikatny uśmiech. Już wkrótce nie będę nawet mógł wyjść spokojnie z domu, bo mnie będzie nachodził. I nawet nie wiem, z jakiego powodu, i w ogóle nie chcę wiedzieć. Po prostu nie chcę go widzieć i będę szczęśliwy.
- Oczywiście, na mnie. Dołączyłem do gildii i jeżeli wynegocjujemy przedłużenie kontraktu, będziemy widzieć się częściej – po tych słowach musiałem użyć wszystkich pokładów swojej siły woli, by zachować ten sam neutralny wyraz twarzy. Gildia jest poważnym partnerem, nie mogę z niej zrezygnować tylko z powodu jednego pracownika, którego i tak zbyt często nie będę widywał. A korciło.
Mimo niechęci do końca zachowałem się profesjonalnie, przedłużając ten kontrakt. Kaito zaproponował mi po spotkaniu obiad, za który uprzejmie podziękowałem, po prostu chcąc wrócić do domu, do Haru. W odpowiedzi na moją odmowę usłyszałem, że „to nawet lepiej, bo chyba za bardzo ostatnio przytyłem”. Zawsze taki był. I kiedyś go podziwiałem, był dla mnie idealny, każde jego słowo było dla mnie na wagę złota, a jak zwracał na mnie uwagę, byłem wniebowzięty... ja to naprawdę byłem głupi. Dobrze, że już jestem ogarnięty i w ogóle nie przejmuję się jego zdaniem. Bo przecież... nie przytyłem, prawda? Nie, to niemożliwe, Haru zauważył, że schudłem, ja zauważyłem, że schudłem, i jeszcze przecież ćwiczę, i na pewno tylko chciał mi dopiec.
Wróciłem do domu, chcąc od razu przywitać się z Haru, ale jego nigdzie nie było. Ani w pokoju, ani w łazience, ani nikt ze służby go nie widział... może na spacer poszedł? Bo Kody też nigdzie dzisiaj nie widziałem, ale w sumie ogród jest duży, więc może gdzieś tam sobie po nim biega. Cóż, prędzej czy później Haru na pewno do sypialni wróci, więc na niego poczekam. Poszedłem do łazienki, by umyć ciało i włosy, i się przebrać w jakieś takie mniej oficjalne, wygodne ubrania. Haru mnie do tego przyzwyczaił i teraz mam za swoje.
Przebrany i umyty z jeszcze wilgotnymi włosami opadającymi na czoło wyszedłem z łazienki. Ku mojemu zaskoczeniu, Haru już był w pokoju, stał obok tortu, naprawdę pokaźnego i cudownie wyglądającego. I w sumie, nie tylko Haru, ale i Suzue, która trzymała niewielki pakunek. Czy ja im nie mówiłem, że niczego nie chcę w tym dniu? Mówiłem. Więc czemu się mnie nie posłuchali?
- Dzień dobry, skarbie. Wiem, że mówiłeś, że ode mnie nic nie chcesz, ale nie mogłem tak nic ci nie dać, więc upiekłem ci tort, mam nadzieję, że ci będzie smakować. Wszystkiego najlepszego, kochanie – powiedział Haru, po czym podszedł do mnie i chwycił moją dłoń, by ucałować jej wierzch. Zaskoczył mnie. I to mocno. On potrafi piec? Bo to, że gotować umie, to wiedziałem od dawna, ale że jeszcze w wyroby cukiernicze potrafi? O tym mi nie mówił. A raczej zapamiętałbym.
- Jest coś, czego nie potrafisz zrobić? – zapytałem, trochę zawstydzony jego bezpośredniością oraz tym, że wyglądam jakoś tak... cóż, nie najlepiej. Przed kąpielą wyglądałem lepiej. I chyba też najmilej nie zabrzmiało. – Znaczy... dziękuję bardzo, doceniam, chociaż nie musiałeś, mówiłem ci, że już dałeś mi najlepsze, co mogłeś – dodałem, nie chcąc wyjść na niewdzięcznego.
<Piesku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz