sobota, 3 lutego 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Ten napój był naprawdę cudowny. Cieplutki, słodziutki i pyszniutki, zupełnie jak mój Miki. Ale zdecydowanie bardziej wolę mojego męża, oczywiście, jego za nic w świecie bym na nic go nie wymienił. Mój Miki był najlepszy na świecie. No ale też chciałem troszkę się napić, i to w sumie bardziej ze względu na smak. Napój był gorący, owszem, ale czy mnie rozgrzewał? No tak... niezbyt. Może przez sekundę, i to tylko gardło. A jak już dotarło do brzuszka, no to tego ciepła nie czułem. Za to słodkości wyczuwałem doskonale. 
Cierpliwie, albo raczej niecierpliwie, czekałem, aż mój Miki do mnie przyjdzie. Czemu mu to zajmuje tak długo? Już chcę, by przy mnie był. By mnie przytulił. I bym ja się do niego przytulił. I bym już o niczym nie musiał myśleć, bo to myślenie straszne jest, wszystko mi się miesza, i nie wiem, o czym myśleć powinienem, by było dobrze. Więc może nie będę myśleć, tak jest najlepiej. Bo ja tylko zaczynam myśleć, to od razu myślę o pracy, i że muszę do niej wstać, i też zaczynam myśleć o dzieciach, które też trzeba będzie odebrać. O, jak strasznie zobaczyłbym dzieci. Stęskniłem się za nimi. Nie widziałem ich cały wczorajszy dzień, a bardzo chciałem po nie pójść. Może pójdziemy po nie, jak wypiję? Ale czy ja dam radę? Strasznie w głowie mi się kołuje i miałem problem, by utrzymać się w pozycji siedzącej podczas picia. A i kubka za długo w powietrzu trzymać nie mogłem, bo już mi ręka drżała. No ale dla dzieci na pewno znajdę siły. Mam nadzieję, że się ucieszą, jak mnie zobaczą. Ja bym się ucieszył, gdybym je zobaczył. I to bardzo. 
– Już jesteś – odezwałem się uradowany, kiedy mój mąż do mnie wrócił. Miałem wrażenie, że nie widziałem go od bardzo dawna. Stęskniłem się za nim, i to mocno. 
– Oczywiście, że jestem. Przecież ci mówiłem, że zaraz wrócę – odpowiedział spokojnie, podając mi gorący kubek, po czym zajął miejsce obok mnie. 
– Ale bardzo długo cię nie było. Stęskniłem się za tobą – powiedziałem, robiąc smutną minkę. Ja naprawdę bez niego żyć nie potrafiłem. – A pójdziemy dzisiaj po dzieci? – dopytałem zaraz, patrząc na niego błagalnie. 
– Pójdę dzisiaj po dzieci – odpowiedział, co mi się tak średnio spodobało. Kiedy się pytałem, użyłem formy mnogiej, no bo miałem na myśli nas, siebie i jego. A on mi powiedział, że to on pójdzie. A ja nie chcę zostać znów sam. Strasznie źle się bez niego czułem. On musiał być blisko, bym się czuł dobrze i wyzdrowiał... tylko wyzdrowiał z czego? Przecież chory nie jestem. Nie wiem, skąd mi się w ogóle ta myśl w głowie wzięła. 
– Ale ja nie chcę, byś ty szedł, tylko byśmy my szli. Nie chcę zostać znów sam. Tak mi wtedy źle. Zimno mi. I w głowie się kręci. Nie lubię być sam, straszną pustkę wtedy czuję – wyjaśniłem mając nadzieję, że moje słowa go przekonają i pozwoli mi z nim iść. Bo ja dam radę dotrzeć do zamku. Nie wiem, jak to zrobię, ale jakoś to zrobię. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz