Ależ on głupoty opowiada, jak bardzo go kocham, tak bardzo czasem nie rozumiem, tego, co do mnie mówi, a bardzo bym chciał.
- Oj Sorey, jesteś tak fajnym facetem ale czasem opowiadasz takie głupoty, że aż ciężko mi w to uwierzyć - Wyznałem, kręcąc przy tym z niedowierzaniem swoją głową, wstając z koca, musząc wyruszać w drogę, aby znaleźć się w najbliższej jaskini, spanie na otwartej przestrzeni jest super pod warunkiem, że lubi się deszcz, niestety mój mąż i woda się nie lubią, dlatego muszę zabrać go gdzieś, gdzie nie będzie na nią narażony. - Chodź, zbierajmy się - Dodałem, zerkając na męża.
- Co? Nie chcesz tu zostać na noc? Jest całkiem przytulnie - Dodał, czując się już zdecydowanie lepiej, a to dobrze w końcu, gdy jest zdrowy, jest szczęśliwy, a gdy on jest szczęśliwy to i szczęśliwy jestem ja.
- Tak, lubię ale nadchodzi deszcz, musimy się schować, nie chce, abyś zmarzł, teraz gdy czujesz się już lepiej - Wytłumaczyłem, zbierając koce, aby schować je do torby.
Sorey nic nie powiedział, posłusznie ruszając za mną w drogę, chcąc uniknąć deszcz, co było dość logiczne, on deszczu nie lubi, tak jak ja nie lubię gorącą ale czy mi to przeszkadza? Nie, zdecydowanie wolę mieć go takiego niż nie mieć go wcale, ponadto nie chciałbym, aby stał się znów człowiekiem, chyba bym już sam się zabił, gdybym znów miał patrzeć, jak choroba mi go odbiera, nie, lepiej niech on już nie wymyśla, jest dobrze, tak jak jest i tylko on ma z tym wszystkim jakiś kłopot.
Do jaskini dotarliśmy w ostatnim momencie, tuż przed deszczem.
- Udało się - Odetchnąłem z ulgą, rozkładając koc, na którym znów mogliśmy usiąść, kładąc na ziemi drewno na opał, który zebraliśmy przed wejściem do jaskini, aby być gotowym na wszystko.
Sorey rozpalił ogień, zerkając na mnie.
- Jeśli chcesz, możesz pójść na deszcz - Zaproponował ale ja nie chciałem, zdecydowanie wolałem być tu z nim, przytulić się do niego, ukryć w jego ramionach i zapomnieć o całym bożym świecie.
- Nie, wiesz, nie chce, dobrze mi tak jak jest, chciałbym spędzić czas z mężem, na deszcz i wodę również znajdę czas ale nie teraz - Przyznałem, uśmiechając się łagodnie, kładąc na kocu, co i on uczynił, dzięki czemu mogłem nakryć go dodatkowy kocem, wtulając się w jego ciało.
- Skoro tak uważasz - Nie przekonywał mnie, już mocniej do siebie przytulając, to wystarczyło, abym poczuł się bezpiecznie, nieświadomie odpływając do krainy snów.
Obudziłem się, gdy deszcz przestał już padać wciąż wtulony w ciało męża, który wciąż spał, na dworze po deszczu zrobiło się troszeczkę chłodniej ale nie na tyle chłodno, aby mogło to nam przeszkadzać, na szczęście za kilka godzin wstanie słońce, a wtedy już na pewno będzie ciepło.
Z taką myślą porządniej okryłem męża kocem, wracając do snu schowany w jego ramionach.
Rankiem, gdy się już obudziłem na dworze, było ciepło, nie gorąco ale ciepło, a to całkiem przyjemne nawet dla mnie.
- Dzień dobry owieczko - Usłyszałem, głos męża.
- Dzień dobry kotku, wyglądasz dziś naprawdę zniewalająco - Wyszeptałem, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz