środa, 31 sierpnia 2022

Od Mikleo CD Soreya

Ciężko westchnąłem, słysząc wypowiedz mojego męża, jeszcze trochę i głowy swojej zapomni, wychodzi na to, że muszę sam pójść na zakupy. No nic, później i tym spróbuję się zająć.
- Nic nie szkodzi, sam pójdę na targ po nakarmieniu Merlina - Machnąłem na to ręką, jak zawsze puszczając wszystko płazem mężowi i dzieciakom.
- Jeśli bardzo chcesz, pójdę jeszcze raz na targ, tym razem kupię wszystko, obiecuję - Najwidoczniej czuł się źle z powodu pozapominania najpotrzebniejszych rzeczy, które są mi potrzebne do gotowania lub robienia śniadania.
- Nie, zostań w domu, a ja pójdę, spacer dobrze mi zrobi - Zapewniłem, stawiając talerze na stole z nałożonym posiłkiem jeden po drugim dla męża I córki dostając przednio wiadomość od syna, który nie bardzo miał ochotę jeść.
- Na pewno? Ja zawaliłem i ja powinienem to naprawić - Siadając przy stole, patrząc na mnie tym smutnym wzrokiem zbitego psa.
- Na pewno, a teraz jedz, Misaki obiad - Zawołałem córkę, która szybko przybiegła, siadając do stołu. - Smacznego - Dodałem, całując córkę i męża w głowę, nim poszedłem do naszej sypialni, mały zdążył się już obudzić na karmienie, a to i dobrze przed wyjściem będę pewien, że jest najedzony i nie obudzi się z powodu głodu.
Karmiąc malucha, przewijając, tuląc i usypiając, trochę to potrwało, ale gdy moje dziecko spokojnie spało, przypominając anioła, mogłem patrzeć na niego codziennie, ciesząc się jego istnieniem, nasz dzieci to najpiękniejszy dar, jaki dał nam pan.
Cicho nie budząc synka, wyszedłem z pokoju, kierując się do przedpokoju, wiedziałem bowiem czego nie ma w domu i co jest nam w nim potrzebne, dla tego nie musiałem brać żadnej kartki.
- Wychodzę, zrób z Misaki zadania domowe, proszę - Zwróciłem się do męża, nim wyszedłem z domu na zakupy. A myślałem, że chociaż to będę miał z głowy, no nic się w końcu nie stało, zdarza się nawet najlepszym.
Wyjście na miasto było dziwne, trochę inne, odkąd ludzie mnie widzą, czasem dziwne na mnie reagują, oczekując, Bóg wie czego, zapominając o tym, kim jestem i co uczynić mogę, a czego czynić nie mogę. Jestem wysłannikiem Boga, nie robię niczego wbrew jego woli.
Zmęczony z powodu ciągłych próśb i oczekiwań ludzi wróciłem do domu, odstawiając wszystkie zakupy na stole w kuchni, rozmasowując bolące od dźwigania ramiona.
- Miki to ty? - Sorey, który usłyszał hałas, dochodzący w kuchni ruszył w jej stronę, powoli do nich wchodząc.
- Tak, to ja - Przyznałem, odwracając głowę w stronę męża, wykładając wszystkie produkty na stół. - Zrobiłeś lekcje z Misaki? - Wolałem od razu zapytać, niestety z pamięcią mojego męża nie jest najlepiej, dla tego w tym domu to ja myślę za wszystkich.
- Tak, oczywiście kupiłeś wszystko? - Zadając to pytanie, podszedł do mnie, pomagając układać produkty na odpowiednie dla nich miejsca.
- Owszem, mamy teraz wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy do gotowania i jedzenia. Obiad zjedzony? Merli się obudził? - Odpowiedziałem na pytanie męża, jednocześnie zadając mu ważne pytanie, oby mały się nie obudził, bo jeśli jednak to na pewno miał niemały problem, aby go położyć, spać.
- Śpi spokojnie - Wyznał, podchodząc do mnie, bez słowa mocno się do mnie przytulając.
- Wszystko w porządku? - Zapytałem, aby upewnić się, czy nic mu nie jest, przytulając go mocno do siebie, nie mogą przecież go odrzucić, bo i czemu miałbym to robić.
- Przepraszam, jestem beznadziejny - Nie rozumiałem tych słów, dlaczego jest beznadziejny? Przecież nic się nie stało, chyba że ja o czymś nie wiem.
- Słucham? Co ty w ogóle opowiadasz?
- Nie potrafię nawet zrobić dobrze zakupów - Po tych słowach cicho westchnąłem, głaszcząc go po plecach.
- Skarbie, każdemu się zdarza, nie opowiadaj więc głupot. Jesteś cudowny, tylko czasem zdarza ci się o czymś zapomnieć - Mówiłem spokojnie, naprawdę nie mając o nic do niego pretensji, nie skarżę się na nic, z powodu czego nie rozumiem jego zachowania, wszystko jest dobrze, radzimy sobie i nawet jego krótka pamięć nam w niczym nie przeszkadza, ja za niego wszystko w końcu nadrobię.

<Pasterzyku? C:>

wtorek, 30 sierpnia 2022

Od Soreya CD Mikleo

 Faktycznie, kartka nie była aż tak złym pomysłem, chyba, że się właśnie nie doczytam, albo zapomnę, że coś kupiłem i kupię to dwa razy. Wcale bym się nie zdziwił, gdybym tak zrobił, jestem całkiem zdolny, jak chodzi o takie głupotki. Cóż, najwyżej będziemy mieć zapasy i nie będę musiał iść na zakupy tak szybko, ponieważ nie za bardzo za nimi przepadałem, ale Miki chyba o tym nie wiedział. Może nawet lepiej, bo jeszcze by mnie wyśmiał uznając, że to może być głupota. 
- Może powinienem powoli inwestować w jakieś zioła na pamięć, bo na starość może być ciężko – powiedziałem półżartem półserio, zaczynając się trochę martwić o swoją pamięć. To było śmieszne, jak byłem młodszy, ale teraz coraz więcej myślałem o przyszłości. Co, jeżeli zacznę powoli wszystko zapominać, ale tak absolutnie wszystkiego? Zapomnę o mężu, dzieciach, o sobie samym, o tym, jak się oddycha... słyszałem już o kilku takich przypadkach i naprawdę nie chciałbym skończyć w ten sposób. Już sama myśl o tym, że mógłbym zapomnieć o osobach, które kocham całym swoim sercem była straszna, ale też jak czułyby się dzieci i Miki, kiedy bym ich nie poznawał? Miki musiał już raz przez to przechodzić, dlatego tym bardziej nie chciałbym go krzywdzić w ten sposób, nawet jeśli to nie będzie zależało ode mnie.
- Najpierw zastanów się, czy będziesz je pił, bo tylko się marnować będą – odpowiedział mi żartobliwym tonem, chyba nie wychwytując mojego zmartwienia. 
- Nie wszystkie zioła smakują tak źle, jak te na przeziębienie, wiesz? – bąknąłem, chowając kartkę do kieszeni. – Odbiorę najpierw dzieci i później pójdę na zakupy – dodałem, podchodząc do niego i całując go na pożegnanie w policzek. 
- Będziemy czekać – uśmiechnął się do mnie tak słodziutko i pięknie, jak to tylko on potrafił, chociaż to jeszcze nie był ten uśmiech, który tak uwielbiałem, a wszystko przez to, że nie był w swojej pierwotnej formie. Trochę posmakowałem dzisiaj jego męskiego ciała i już zacząłem za nim tęsknić... 
Tak jak wcześniej mówiłem Mikleo, odebrałem Yuki’ego od Lailah i później poszedłem po Misaki. Przyznam, z początku trochę się bałem o naszą księżniczkę, wiedziałem, że dzieci potrafią być okrutne, a Misaki całkiem łatwo mogła stać się obiektem drwin. Nie dość, że nie była w pełni człowiekiem, to jeszcze żyła w dosyć nietypowej rodzinie, bo w końcu jestem pewien, że niewiele dzieci jest wychowywane przez dwóch mężczyzn. Dziewczynka jednak za każdym razem wracała zadowolona i zachwycona, i tak samo było dzisiaj. 
Następną rzeczą, jaką miałem w planach zrobić, to były zakupy. Poszedłem zatem z dziećmi na rynek i kiedy już się tam znalazłem, sięgnąłem po kartkę do kieszeni. Jakie było moje zdziwienie, kiedy kartki nie znalazłem, a wyczułem dziurę w kieszeni... nie pamiętałem całej listy zakupów, tylko pobieżnie ją przejrzałem w domu i niemalże od razu ją schowałem... no ale skoro już jestem na miejscu, to może kupię to, co pamiętam i to, co mi się wydaje, że tego nie ma w domu. I oczywiście po jakiejś słodkości dla dzieciaków. 
Wróciłem do domu wręcz obładowany zakupami, co zaskoczyło Mikleo. Czyli na kartce było znacznie mniej rzeczy... jak to się mówi, człowiek uczy się całe życie. Jak jeszcze Miki zaczął rozpakowywać zakupy i komentować każdy pojedynczy produkt, chciałem trochę zapaść się pod ziemię. Zapomniałem kilka ważniejszych produktów, jak mleko czy ser, a wziąłem za dużo cebuli i miodu...  ale przynajmniej kupiłem poprawnie trzy produkty z dziesięciu zapisanych.
- Nie rozumiem, przecież dałem ci kartkę – powiedział, chowając rzeczy do odpowiednich półek. 
- No właśnie, bo okazało się, że mam dziurę w kieszeni i jakoś mi wypadła, a że byłem już na rynku, to starałem się lecieć z pamięci... – zacząłem niepewnie, nerwowo bawiąc się swoimi palcami. Było mi głupio, że w taki sposób go zawiodłem, zwykłe zakupy, a i tak potrafiłem je zepsuć. Naprawdę mam talent do zawodzenia osób, na których zależy mi najbardziej... 
- Przecież mogłeś się ze mną skontaktować telepatycznie, powiedziałbym ci, czego brakuje – powiedział, jakby była to najoczywistsza rzecz na świecie... no bo przecież była, tylko ja takim idiotą jestem.
- Ty, faktycznie... czemu ja o tym nie pomyślałem...? Przepraszam cię za moją głupotę, Owieczko – odparłem z miną zbitego psa. Czułem się okropnie, najpierw rano te ugryzienia, teraz te nieudane zakupy... a dzień się jeszcze nie skończył i na pewno go jeszcze czymś zaskoczę, i to pewnie w ten mniej pozytywny sposób. 

<Owieczko? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Czułem się niesamowicie, po przeszło roku bez stosunku byłem bardzo spragniony i szczerze mówiąc, miałem ochotę na więcej i więcej, teraz jednak nasz syn jest najważniejszy, przyjemności na bok przynajmniej na jakiś czas.
- Czuję się cudowne - Przyznałem zadowolony, patrząc na nasze cudowne dziecko, które spożywało mleko.
- Jesteś pewien, że wszystko z tobą dobrze? Nie byłem za bardzo ostrożny i pozostawiłem dużo śladów na twoim ciele - Zaniepokojony podszedł do mnie, zerkając na mnie i synka kładąc dłonie na moich biodrach, całując delikatnie policzek.
- Skarbie wszystko ze mną w porządku nie martw się o mnie, gdyby było mi źle, na pewno bym ci powiedział lub zakończył nasz stosunek, nie zrobiłem tego prawda? No właśnie dla tego możesz być spokojny o moje zdrowie i dobre samopoczucie - Zapewniłem, uspokajając go we własnych przekonaniach, nie odczuwając bólu po naszym ostrym, chociaż bardzo przyjemnym stosunku.
- Może zrobiłeś to ze względu na mnie, a nie na to, co sam czujesz - Gdy to mówił, westchnąłem ciężko, odwracając się w stronę męża, całując go w usta, odsuwając od piersi dziecko.
- No tak, bo stosunek ma sprawiać przyjemność tylko tobie, a ja nie umiem panować nad jękami, bo lubię udawać, że jest mi dobrze, a tak naprawdę cierpię z bólu - Sarkastycznie odezwałem się do męża, podając mu małego, niech teraz on się zajmie dzieckiem, może przestanie myśleć, bo to mu nie służy.
- Właśnie nie ma sprawiać przyjemności, tylko mi - Burknął, bujając w rękach synka, który bawił się swoimi rączkami, przyglądając się tacie, mając dwa miesiące, był w stanie już patrzeć, poznając świat na swój własny sposób.
- I nie sprawia tylko tobie, jestem zadowolony, zrelaksowany, zaspokojony i nie odczuwam bólu, o którym tak mówisz - Wyznałem, stają obok męża przypatrując się naszemu cudownemu synkowi, którego kochałem nad życie tak jak i resztę mojej wspaniałej rodziny.
- Zaspokojony? Czy aby na pewno? - Na to pytanie zaśmiałem się cicho, no tak mój mąż zna mnie, jak nikt inny na tym świecie i dobrze wie, że gdybym tylko mógł, korzystałbym, tyle ile tylko byłbym w stanie.
- Powiedzmy, że muszę usatysfakcjonować się, tym co dostałem - Odpowiedziałem, zgodnie z prawdą, odsuwając się od męża, aby ten mógł włożyć dziecko do kołyski, dając nam czas na zjedzenie posiłku, na który nie było czasu z wiadomych powodów, a który wypadałoby nadrobić, nie mówiąc już o sprzątaniu i gotowaniu obiadu, który powinien być gotowy na powrót dzieciaków.
- Pójdę po Misaki i odbiorę po drodze Yuki'ego - Odezwał się mój mąż, gdy nadeszła odpowiednią chwilą na odebranie naszego dziecka z zajęć.
- Mógłbyś zrobić zakupy? Kurczą nam się zapasy - Poprosiłem, chowając suche naczynia do szafek.
- Oczywiście, co trzeba kupić? - Zapytał, odwracając głowę w moją stronę. W odpowiedzi nie używają słów, wyciągnąłem kartkę, na której napisałem wszystko, co powinien zakupić mój mąż, doskonale wiedząc, jak wspaniała jest jego pamięć.
- Kartka? - Odezwałem się, lekko zaskoczony nie spodziewając się takiego ruchu z mojej strony. No cóż, przewidziałem to, co nie uniknione, jeśli nie dam mu kartki, zapomni o czymś na pewno, a tak przynajmniej będę miał pewność, że weźmie wszystko co trzeba, a jeśli nie to naprawdę ręce mi opadną. Mój kochany sklerotyk.
- Tak, tym razem niczego nie zapomnisz prawda? Widzisz, jak dbam o twoją pamięć? Mam tylko nadzieję, że się rozczytasz - Uśmiechając się słodko do męża, połączyłem nasze usta w delikatnym pocałunku. 

<Pasterzyku? C:> 

poniedziałek, 29 sierpnia 2022

Od Soreya CD Mikleo

Nie byłem za bardzo przekonany do tej jego przemiany. Znaczy, owszem, tęskniłem strasznie za jego starym ciałem, które z bardzo oczywistych przyczyn podniecało mnie najbardziej, ale bałem się o zdrowie mojego męża. W końcu zaraz znowu będzie musiał się przemieniać, bo Merlin będzie chciał jeść... nie znam się bardzo na tych wszystkich anielskich przypadłościach i ograniczeniach, ale takie ciągłe zmiany ciała na pewno nie są zdrowe, a właśnie o jego zdrowie jest dla mnie najważniejsze. Ja mogę poczekać, dopóki Merlin nie podrośnie na tyle, aby jeść normalny pokarm. Niby Miki mi mówił, że nic złego się nie stanie, ale już nauczyłem się, że w niektórych sytuacjach potrafi troszkę naginać prawdę, bym tylko się o niego nie martwił. 
- Na pewno to dobry pomysł? Nie chciałbym, abyś przez takie ciągłe przemiany czuł się źle – powiedziałem, kiedy Mikleo się ode mnie odsunął. 
- Cóż, już się przemieniłem, więc jeżeli teraz znowu wrócę do kobiecego ciała, wtedy mogę się źle się czuć. Muszę odczekać minimum te trzy, cztery godziny, czyli akurat wtedy mniej więcej Merlin obudzi – odparł, dalej bardzo spragniony mojej bliskości. 
- No chyba, że wcześniej obudzi się dzięki nam – dalej jakoś tak nie byłem do końca przekonany. Po tak długim czasie jak już w końcu dojdzie do zbliżenia, mogę mieć lekkie problemy z hamowaniem się.
- Będziemy cicho, Sorey. Stęskniłem się za tobą – wymruczałem, zbliżając się do mnie i wsuwając swoje dłonie pod moją koszulkę. 
Mikleo był bardzo, ale to bardzo przekonujący. Jego opuszki palców na moim ciele, wargi przy moim uchu, ton głosu... to wszystko działało na mnie bardzo pobudzająco. Chwyciłem go za uda, niewiele niżej jego pośladków i posadziłem go na wolnym blacie, wpijając się w jego usta. Miki doskonale wiedział, jak mnie podejść i to mnie trochę niepokoiło. Merlin spał, a Mikleo potrafił być całkiem głośny, zwłaszcza kiedy był także spragniony pieszczot tak samo, jak ja. Chociaż, znając jego apetyt może być znacznie bardziej spragniony ode mnie...
- Igrasz z ogniem, Owieczko – wyszeptałem, kiedy ostatkiem swoich sił odsunąłem się od niego, nieco się hamując. 
- Ponieważ mam wielką na niego ochotę. Tak chcę ci tylko przypomnieć, że wiele czasu nie mamy, więc radzę ci się pośpieszyć – zaczepnie podgryzł moją dolną wargę, uśmiechając się zadziornie. Co za mały diabeł, absolutnie mi nie pomaga, a wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej mnie kusi. Płynnym ruchem zasunąłem zasłonki, nim zająłem się jego już lekko zniecierpliwionym ciałem. Nie chciałem, byśmy znowu byli obiektem plotek, a już wydawało mi się, że widziałem w sąsiednim ogrodzie chyba największą plotkarę z sąsiedztwa. Mimo wszystko mam nadzieję, że nic nie widziała i że nie będzie gadała kolejnych głupot, nie chciałbym, aby Miki albo dzieci musieli później takich rzeczy słuchać, to na pewno nie byłoby dla nich przyjemne. 

Merlin obudził się nieco szybciej niż te cztery godziny, jakie przepowiadał Mikleo, ale to wszystko to była tak jakby jego wina. Tak jak podejrzewałem, było mu bardzo trudno się powstrzymać od wydawania tych głośniejszych dźwięków. Jak na moje preferencje to jeszcze było mi za mało, i Mikleo chyba też, zwłaszcza, ale teraz nic nie mogliśmy z tym zrobić. Miałem tylko nadzieję, że Mikleo nic nie będzie z powodu powrócenia do kobiecej formy po tak krótkiej przerwie... Jak już się szybko się ogarnąłem poszedłem na górę do naszej sypialni, gdzie Mikleo już zdążył się przemienić i zająć naszym synkiem. 
- Jak się czujesz? – zapytałem od razu, przyglądając mu się z uwagą i zmartwieniem. Pytanie to dotyczyło zarówno jego powrotu do kobiecego ciała oraz tego, jak czuje się po naszym stosunku. Znowu go oczywiście nie oszczędzałem, zostawiając na jego szyi trochę malinek, a na już zakrytych przez ubrania miejscach siniaki oraz, czego strasznie się wstydziłem, ślady po ugryzieniach. Nie ugryzłem go do krwi, ale też nie było to jakoś bardzo lekko. Rany, co we mnie wstąpiło, by go gryźć? Co jest ze mną nie tak? Mam nadzieję, że Mikleo nic poważnego nie zrobiłem, wiedziałem, że to nie jest taki dobry pomysł...

<Owieczko? c:> 

Od Mikleo CD Soreya

 Ufałem mojemu mężowi jak nikomu innemu na tym świecie, w końcu był tatą Merlina, więc mały jest przy nim w stu procentach bezpieczny, a jednak mimo wszystko strasznie się stresowałem. Co, jeśli mały się obudzi, a Sorey nie będzie w stanie go uspokoić? Wystraszy się, niepotrzebnie zestresuje, a mały będzie płakał i co wtedy? Czy będzie płakał, aż nie wrócę? A może Sorey wezwie mnie, bo sobie nie poradzi? Rany za dużo myśli chodzi mi po głowie, zdecydowanie jestem przewrażliwiony, muszę się uspokoić, tak jak kiedyś uspokajałem swojego męża, gdy ten przesadnie się o mnie zamartwiał nic im nie będzie, a ja nareszcie trochę odpocznę, spędzając czas z dziećmi, które również potrzebują miłość i czułości mamy a miast tego mają tylko tatę, który musi nadrabiać za okropną matkę.
- Dobrze, ale gdyby coś się działo.. - Zacząłem, jednak mąż mnie ubiegł, całując moje usta.
- Nie ma, ale i nie ma, gdyby ty idziesz spędzić czas z dziećmi, a ja go pilnuje. Rozumiemy się? - Zaskoczony w odpowiedzi kiwnąłem jedynie głową, nie wiedząc co mam powiedzieć, satysfakcjonując chyba tym samym mojego męża. - W takim razie idź i się dobrze baw - Poprosił, ostatni raz łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku.
Zrobiłem więc to, co mi kazał, a raczej, o co mnie poprosił. Wkładając buty i idąc z dziećmi nad jezioro, gdzie bawiłem się dobrze, relaksując w wodzie, a mimo wszystko myśląc o naszym synku i jego tacie jak na razie się nie odzywa, więc mały śpi, a ja mogę odetchnąć.
Ten dzień był naprawdę przyjemny, już dawno tak dobrze się nie bawiłem od momentu zajścia w ciążę po dzień dzisiejszy, nie miałem okazji tak po prostu się zrelaksować i dobrze bawić, ale dziś, dziś było naprawdę przyjemnie jak dobrze, że chwilę te powoli znów powracają.
Na moje szczęście i szczęście mojego męża mały obudził się, dopiero gdy wróciłem, a więc Sorey nie musiał małego uspokajać ani się bać, że mały nie przestanie płakać. Mój mąż mimo tego, że byłem już w domu, chciał wziąć naszego syna i spróbować poczytać mu książki w nadziei, że podziała to na niego tak jak na Misaki. Cóż zawsze warto spróbować, może akurat to się uda.
Jak więc się okazało, mały jest bardzo podobny do Misaki, tak samo, jak ona lubi słuchać czytania książek, przypalenie się i spanie z nami wychodzi na to, że nasze dzieci tak jak ich tatuś są strasznymi pieszczochami pragnącymi uwagi mamusi i tatusia.
Czas powoli płynął, a nasz mały bąbelek miał już równo dwa miesiące, byłem taki dumny i szczęśliwy, chociaż starałem się nie płakać i tak płakałem, bo duma wręcz rozrywała moje serce, w tym czasie Yuki dziennie chodził na zajęcia do Lailah, gdzie wszystkiego się uczył, już nie mówiąc o małej Misaki, która zaczęła uczęszczać do szkoły i innymi dziećmi, wspólnie z mężem postanowiliśmy, że tak będzie najlepiej, a wzrost i dojrzewanie Misaki uspokoiło się, najwidoczniej teraz będzie już dorastać jak człowiek, a przynajmniej taką miałem nadzieję, więc jak w takim wypadku cieszyć się nie miałem? Jestem dumnym rodzicem trójki dzieci, które kocham nad życie, moje najukochańsze maleństwa.
Dzisiejszego dnia czując się bardzo dobrze, nakarmiłem malucha, który nie jadł już aż tak często, przez cały dzień karmię go osiem a czasem dziewięć razy wychodzi więc na to, że karmie malucha co trzy godziny w takim wypadku postanowiłem troszeczkę odetchnąć od kobiecego ciała, spędziłem w nim rok, muszę odpocząć, mimo wszystko nie lubię go, tak jakbym musiał lub chciał.
Przemieniony, wyspany i z bardzo dobrym humorem przebywałem w kuchni, gdzie przygotowywałem śniadanie dla męża, który odprowadzał małą do szkoły, Yuki był już duży, więc on mógł iść sam.
- Wróciłem - Zawołał mój mąż, gdy tylko zjawił się w domu.
- Jestem w kuchni, zrobiłem ci śniadanie - Odpowiedziałem, stawiając posiłek na stole, gdy tylko wszedł do kuchni.
- Czemu mi się tak przyglądasz? - Dopytałem, dostrzegając jego spojrzenie.
- Wodziłeś do swojego ciała - Odezwał się, dostrzegając te drobne szczegóły.
- Tak, miałem już dość kobiecej formy, mały będzie spał przez najbliższe trzy lub cztery godziny więc mam czas nacieszyć się swoim ciałem - Wyznałem.
- A czy to zdrowe i bezpieczne takie przemiany?
- Sorey, gdyby nie było zdrowe i bezpieczne to bym ich nie robił, daj spokój, nic mi nie będzie - Przysięgłem, podchodząc do niego, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku, dzieci nie było więc mogliśmy sobie na trochę pozwolić..

<Pasterzyku? C:>

Od Soreya CD Mikleo

 To był całkiem dobry pomył, tylko ja widziałem w tym jeden problem. Nasz synek miał raptem tylko dwa tygodnie i jeszcze dodatkowo urodził się za wcześnie, więc trochę bałem się, że jego odporność jeszcze się nie wykształciła. To jest w końcu jedynie człowiek, jest bardziej podatny na całe zło tego świata, dlatego ja bym poczekał, dopóki Merlin miesiąca nie ukończy. Jeżeli dobrze pamiętam, to właśnie wtedy przestaje dziecko przestaje być noworodkiem i staje się niemowlakiem, a tak przynajmniej mi się wydaje. 
- Myślę, że Merlin jest jeszcze za mały na takie spacery, ale ty mógłbyś wziąć Misaki i Yuki’ego, a ja mógłbym z nim zostać – zaproponowałem, przyglądając się im uważnie. Taki spacer bardzo dobrze zrobi mojemu mężowi, od czasu ciąży nie za bardzo wychodził na dwór, a co dopiero na spacery, a ja jakoś dam sobie radę z naszym synkiem. Z małą Misaki dałem sobie radę, więc z nim też powinienem. Gorzej, jak zacznie płakać, wtedy faktycznie mogę mieć problem...
-  Na pewno dasz sobie radę? – dopytał, przesadnie się martwiąc. I że sam mówił mi, że to ja za bardzo się zamartwiam... Najwidoczniej oboje martwimy się tak samo mocno. 
- Słońce, jestem dużym chłopcem i już jedno dziecko wychowałem, dlatego teraz też dam sobie. Nakarmisz go przed wyjściem i przy odrobinie szczęścia prześpi ten cały wasz wypad. Zasługujesz na to, by sobie wyjść i się trochę odstresować. I dzieci będą szczęśliwe, że mogą spędzić trochę czasu z najlepszą mamusią na świecie – powiedziałem z uśmiechem na ustach, gładząc go po policzku. 
- Nie nazwałbym się najlepszą mamą na świecie – odparł, kładąc pomiędzy nas już śpiącego Merlina. Muszę przyznać, brakowało mi trochę naszej intymności, o której chyba musiałem zapomnieć, i to na jakieś trzy, cztery lata, bo chyba przez tyle będzie spać w naszym pokoju... no ale nie powinienem narzekać, przecież doskonale wiedziałem, na co się piszę. 
- Nie doceniasz się, słońce, a powinieneś. Jesteś najlepszym, co mi się w życiu przytrafiło, bez ciebie nie dałbym sobie rady – powiedziałem, całując go w czoło. 
- Zdecydowanie przesadzasz – odparł, a mimo tego w nikłym świetle księżyca ujrzałem na jego twarzy delikatny rumieniec. Wyglądał w nim przeuroczo, chociaż jak dla mnie nadal potrzebował jeszcze wiele snu, by te wory pod oczami mu się zmniejszyły, a co dopiero, by zniknęły całkowicie. I trochę słońca na pewno by mu nie zaszkodziło. Mam nadzieję, że za dnia będzie przyjemna pogoda, naprawdę bym chciał, aby w końcu troszkę odpoczął. 
- Przesadzać to mogę za dnia kwiatki w ogródku. Wiem, co mówię, owieczko. A teraz dobranoc, chciałbym pokorzystać z nocy, póki śpi – dodałem, całując i jego, i naszego synka w czoło, po czym zamknąłem oczy. 
Na szczęście rano była piękna pogoda, idealna do wyjścia na spacer. Dzieci bardzo się ucieszyły na wieść o wspólnym wyjściu z mamą,  z którą ostatnio przecież też za wiele czasu nie spędzali. Merlin trochę podrośnie i w końcu będziemy mogli trochę nadrobić ten czas z innymi dziećmi. Swoją drogą, mamy już całkiem dużą tę rodzinkę. Nigdy się nie widziałem jako ojciec, a tu proszę bardzo, mam pod opieką trzy gagatki. 
- A może to ty powinieneś iść z dziećmi, a ja zostanę z Merlinem...? – po obiedzie i nakarmieniu noworodka Mikleo nadal nie był przekonany do mojego pomysłu. 
- Nie wierzysz we mnie? – spytałem, biorąc maleństwo na ręce. 
- Nie no, wierzę, tylko... – zaczął, ale ja nie pozwoliłem mu dokończyć. 
- Skoro wierzysz, to wkładaj buty i wychodź, dzieciaki już na ciebie czekają. A my się z Merlinem będziemy świetnie bawić, prawda? – dopytałem, tym razem zwracając się do maleństwa, które coś tam po swojemu powiedziało. Proszę, niech tylko nie płacze, bo może być cienko, nigdy za bardzo nie radziłem sobie z płaczącymi dziećmi, o czym Miki wiedział doskonale i pewnie dlatego tak się martwi... cóż, na szczęście Merlin po jedzeniu powinien pójść spać, dlatego będę miał trochę spokoju, a jak nie będzie chciał, no to mu poczytam, na Misaki to działało, więc na niego też pewnie podziała. 

<Owieczko? c:>

niedziela, 28 sierpnia 2022

Od Mikleo CD Soreya

 Nasz syn był bardzo płaczliwy, zdecydowanie bardziej od naszej małej córeczki, gdy ta była w jego wieku mam jednak nadzieje, że to się w końcu uspokoi, a jeśli nie cóż mój mąż będzie musiał spać na kanapie, aby wypocząć przed pracą, do której w końcu będzie chciał lub musiał wrócić, a ja cóż będę cierpliwie znosił płacze naszego chłopca, które mam nadzieję w końcu ustaną.
- Jeśli tak to będziemy musieli znieść rok lub dwa płaczu naszego synka - Cierpliwie znosiłem płacz dziecka, mimo zmęczenia tak jak nie raz z cierpliwością znosiłem humorki męża tego dobrego, jak i złego no i dzieci, które czasem próbowały a nawet wchodziły wejść mi na głowę. 
Mój mąż ciężko westchnął, słysząc wypowiedziane przeze mnie słowa, mocniej przytulając mnie do siebie równie zmęczony co i ja.
- Jeśli będzie trzeba, zrobimy co tylko będzie trzeba - Odpowiedział, całując mnie w czoło, odczuwając takie same a może nawet większe zmęczenie ode mnie samego. Na szczęście byliśmy tak zmęczeni, że zaśnięcie nie trwało długo, musieliśmy w końcu nadrabiać snu, gdy tylko nasze dzieci nam na to pozwalały.
Cała reszta dnia nie była taka zła, nasz synek był kochaniutki i grzeczny budząc się tylko, gdy był głodny lub jego pieluszka już musiała zostać zmieniona szkoda tylko, że nocą taki nie był, wybudzając się ze snu i płacząc bez najmniejszego powodu, gdy tylko miał taki kaprys.
Pewnego wieczora jednak miałem już dość ciągłego wstawania z mężem przestawiając łóżeczko obok naszego łóżka, tak bym mógł wyciągać go z łóżka nocą, gdy tylko zacznie płakać, wyciągając przednie kratki z kołyski, w razie co znajdzie się na naszym łóżku, a to akurat niczym złym nie było.
Wtedy oto właśnie nasz mały synek przestał odstawiać nocne ekscesy, wybudzając się tylko, gdy było to konieczne, najwidoczniej nasze dziecko potrzebuje bliskości rodziców lub jednego z nich, aby spokojnie zasnąć. To na pewno odziedziczył po tatusiu, który również potrzebuje mojego towarzystwa, aby spokojnie zasnąć z jednej strony to słodkie a z drugiej przerażające, jakimi przylepami są i mój mąż i moje dzieci.
Tej nocy było tak samo, nasz synek obudził się jedynie na karmienie zmęczony i trochę zaspany wziąłem go do naszego łóżka, przykładając do piersi, niech leży z nami, dopóki się nie naje, a później wróci do łóżeczka.
- Nie śpisz? - Szepnąłem, widząc spojrzenie mojego męża które dostrzegłem gdy tylko poprawiłem dziecko przy piersi.
- Mały mnie obudził - Wyszeptał, patrząc na chłopca którego pogłaskał po włoskach, mały ma zaledwie kilka dni, a aż tyle włosów na głowie ich grubość to na pewno odziedziczy po mnie a kolor już widać, że po tacie, piękne brązowe włoski jak u tatusia.
- Potrzebujesz mojej pomocy? - Zapytał, podnosząc się do siadu, nie wiem w sumie, po co niech śpi, mały jest grzeczny, naje się i pójdzie spać a ja wraz z nim.
- Jasne, możesz pomóc mi w karmieniu Merlina, zaraz pójdę spać, a ty go nakarm - Odezwałem się, oczywiście troszeczkę złośliwie nie mówiąc poważnie, mimo wybudzenia przez dziecko miałem dobry nastrój i złośliwości zawsze się mnie trzymały.
- Wiesz, że nie mogę, nawet gdybym bardzo chciał - Przyznał, kładąc się z powrotem na poduszce, patrząc na nas z czułością i miłością.
- Wiem i kocham cię za to bardzo - Wyszeptałem, poprawiając dziecko w ramionach, całując delikatnie męża w usta.
- Nie jestem kochany, jestem mężczyzną, który ma obowiązek dbać o rodzinę - Stwierdził, przez cały czas uważnie nas obserwując, tak jakby zaraz miało się nam coś stać, a przecież wiadomo, że nic nam się nie stanie a on jest przewrażliwiony i to aż do przesady.
- W takim razie mam racje jesteś kochany, opiekuńczy i najwspanialszy na świecie prawda Merlinku? Kochasz tatusia tak? - Uśmiechając się do dziecka, odsunąłem najedzonego dziecko od piersi, opierając go na ramieniu, delikatne klepiąc po pleckach, czekając aż mu się odbije, nie mając ochoty bawić się w czkawki ani tym bardziej kolki. - Wiesz co, tak się zastanawiam, może weźmiemy jutro dzieci na dłuższy spacer, dobrze to zrobi dzieciaka i nam zresztą też i wiem, jest noc i pewnie nie chce ci się teraz o tym myśleć, jednak mówię o tym, bo akurat troszeczkę mnie natchnęło najwidoczniej nocą mam większą chęć do myślenia - Zaśmiałem się cicho, bujając dziecko w ramionach, próbując go usypać.

< Pasterzyku? C:>

Od Soreya CD Mikleo

 Oczywiście, że nic mu nie było, tylko ledwo trzymał się na nogach. Miał prawo być zmęczony, poród to nie byle co, a ja jestem tu dla niego, by mu pomóc i usłużyć. Uśmiechnąłem się do niego delikatnie, położyłem dłoń na jego biodrze i powolutku zacząłem go prowadzić do łazienki. Powiedziałem mu, by chwileczkę poczekał, bym mógł przygotować mu gorącą kąpiel. 
- Pomóc ci się rozebrać i umyć? – spytałem, kiedy już wszystko było gotowe, poza oczywiście moim mężem. 
- Sorey, nie jestem chory, dam sobie radę – odparł, zaczynając powolutku się rozbierać. Widziałem jednak, jak strasznie ręce mu się trzęsą podczas rozwiązywania sznureczków przy koszuli, dlatego podszedłem do niego i pomogłem mu pozbyć się ubrań. 
- Nie jesteś chory, ale strasznie zmęczony, a ja jestem tu, by ci pomóc we wszystkim, w czym tej pomocy potrzebujesz – uśmiechnąłem się do niego łagodnie, po czym pomogłem mu usiąść wygodnie w balii. – Od tego tutaj jestem. Pomogę ci umyć głowę, po tym poczujesz się lepiej. 
- Nie odpuścisz mi, co? – westchnął cicho, ale też nie za bardzo protestował. Przynajmniej tyle dobrego wynikło z tego jego zmęczenia. 
- Jeszcze nie teraz. Wypoczniesz, będziesz czuł się lepiej i wtedy trochę dam ci spokój – wyjaśniłem, całując go w czubek głowy, nim nałożyłem na jego włosy szampon. 
- Tylko trochę? – spytał, ale jednak już bardziej rozbawiony.
- Tylko trochę, w końcu zawsze będę się o ciebie martwił – odpowiedziałem, już na poważnie zabierając się za jego mycie. 

Dni powoli mijały i absolutnie nie były one przyjemne. Misaki, w porównaniu do Merlina, była aniołkiem, jak była malutka. Płakała tylko wtedy, kiedy czegoś potrzebowała, a on potrafił zacząć płakać, bo taki miał kaprys. I co najgorsze, robił to głównie w nocy, a jako że spał w naszym pokoju, to zarówno ja i Miki się budziliśmy i nie spaliśmy przez resztę nocy. Owszem, zmienialiśmy się i raz wstawałem ja wstawałem, by go uspokoić, a raz Miki. A za dnia był aniołkiem kochanym i budził się jedynie jak chciał jeść i trzeba było mu zmienić pieluchę. To był dopiero pierwszy tydzień, a ja już momentami serdecznie miałem tego wszystkiego dosyć.
- Jesteś pewien, że to człowiek, a nie jakiś demon? – spytałem półżartem, półserio, kiedy nad ranem położyłem śpiącego Merlina do kołyski. W końcu Miki miał w sobie demona, niby jest zamknięty, ale może jednak jakimś cudem miał on wpływ na naszego potomka? 
- Małe dzieci mają to do siebie, że płaczą, Sorey. Podrośnie i mu przejdzie – odpowiedział Mikleo, opadając na poduszki. Nie chciałem mu ujmować, ponieważ dla mnie zawsze był piękny, ale teraz wyglądał... cóż, nie najlepiej. Blady, cienie pod oczami, nieco czerwone oczy... a to dopiero tydzień bez snu. 
- Misaki była bardzo kochanym i spokojnym dzieckiem – przypomniałem mu, kładąc się obok niego. Może chociaż uda nam się przespać jakieś dwie godziny... 
- Wbrew pozorom nie każde dziecko jest takie samo – przyznał sennie, wtulając się w moje ciało. – Ale zobaczysz, jeszcze tydzień albo dwa i się uspokoi, zobaczysz. 
- Chyba rok albo dwa – bąknąłem, nie do końca tak optymistycznie nastawiony jak Miki. Chyba Merlin za dużo przejął po mnie cech, nie dość, że jest człowiekiem, to jeszcze jest strasznie głośny i nieznośny. Miał przecież przejąć jak najwięcej po Mikim, nie po mnie, jeden ja na świat wystarczy... oby faktycznie z tego wyrósł, bo jak się wda we mnie, to nie wróżę mu świetlanej przyszłości. 

<Owieczko? c:>

sobota, 27 sierpnia 2022

Od Mikleo CD Soreya

Rozbawiony słowami mojej córki patrzyłem na maleństwo, które dla mnie było pięknie nie ważne, że czerwone i pomarszczone jest piękne, bo stworzone z naszej miłość, kilka dni i będzie na pewno dużo ładniejszy.
- Dam sobie radę jestem osłabiony, ale wciąż zdolny do samodzielnego spożywania posiłków - Przyznałem, łagodnie się przy tym uśmiechając do męża, zwracając uwagę na chłopca. Maluch był dużo większy od Misaki, z powodu czego z łatwością dało się odczuć różnice między nim a naszą córką, a to akurat dobrze oznacza to, że dziecko jest zdrowe, a przecież nic innego nie miało dla mnie znaczenia.
- Byłam taka brzydka? - Misaki nieumiejąca zrozumieć lub pogodzić się ze słowami taty ciągnęła temat wyglądu noworodka.
- Kochanie dzieci zmieniają się w czasie dorastania, rodząc się, wyglądają tak jak twój braciszek, a później stają się ładniejsze, oczywiście po odpowiednim czasie - Wyjaśniłem małej, przejmując pałeczkę, ułatwiając trochę robotę tacie.
Mała kiwnęła głową, siadając na łóżku, wpatrując się w braciszka, który zakończył spożywanie swojego posiłku, grzecznie leżąc w moich ramionach, patrząc przed siebie tak uważnie, jak gdyby miał coś tam zobaczyć, a przecież nic na razie nie widział. Najwidoczniej wyrośnie na bardzo inteligentnego chłopca.
- Może wezmę go, a ty spokojnie zjesz? - Sorey wpatrując się w malucha, odezwał się do mnie, zwracając tym samym mój uwagę.
- Jeśli chcesz - Nie mając najmniejszego problemu z oddaniem syna mężowi, sam mogłem spokojnie zjeść posiłek, uzupełniając wszystkie potrzebne składniki do karmienia dziecka.
Najedzony odłożyłem pusty talerz na bok, głaszcząc po włosach naszą słodką córeczkę.
- Mamo a wy będziecie kochać mnie tak samo mimo nowego dziecka? - Na pytanie małej przyznam, troszeczkę się zaskoczyłem, dlaczego mielibyśmy kochać ją inaczej? Skąd w ogóle takie pytanie wpadło jej do głowy? Wiadomo, że będziemy kochać ją tak samo bez względu na wszystko.
- Oczywiście skarbie, zawsze będziemy kochać cię tak samo mocno - Przyznałem, ciepło się do dziecka uśmiechając.
Mała w odpowiedzi kiwnęła głową, przytulając się do mnie mocno, nie mając wcześniej ku temu dobrej okazji, którą wykorzystał, teraz kiedy to jej tata trzymał jej braciszka na rękach.
Reszta dnia upłynęła nam dość spokojnie, ja leżałem w łóżku, zbierając siły do powrotu do zdrowia, Misaki leżała przy mnie razem z Coco a maluch był mi podawany co jakiś czas, gdy tylko był głodny.
Na szczęście czas nadszedł i na pójścia spać małej i na wyjścia Lailah, której byłem naprawdę wdzięczny za wszelaką pomoc, gdyby nie ona nie wiem, czy nasz syn urodziłby się zdrowy.
Sorey położył spać małą, odprowadził panią jeziora do drzwi, a w tym czasie ja sprawdziłem, czy z naszym leżącym w kołysce synem jest wszystko w porządku, nim opierając się o ściany, z trudem ruszyłem do łazienki.
- Mogę wiedzieć, co ty łaskawie robisz? - Spytał Sorey, który znikąd pojawił się przy mnie, kładąc dłoń na moich plecach, przytrzymując mnie, bym nie upadł.
- Próbuje dojść do łazienki, ponieważ chcę zażyć kąpieli - Wyznałem, mając już dość klejącego się ciała z potu i zaschniętej krwi to na brzuchu czy też na udach.
- Mogłeś mi powiedzieć, pomógłbym ci - Odezwał się zmartwiony.
- W takim razie bardzo proszę, pomóż mi dojść do łazienki, nie martwiąc się o mnie przesadnie, bo mi naprawdę nic nie jest - Poprosiłem, opierając się o ścianę, odczuwając zmęczenie z powodu krótkotrwałego chodzenia. Rany, ale jestem osłabiony.

< Pasterzyku? C:>

Od Soreya CD Mikleo

A jednak przeczucie mnie nie myliło, coś się miało dzisiaj wydarzyć i się wydarzyło. Byłem także przerażony, kiedy Lailah tak po prostu chciała rozciąć jego brzuch, bez absolutnie żadnego znieczulenia. Kiedy tylko o tym usłyszałem od razu trochę zaprotestowałem, ponieważ uważałem, że Miki może nie wytrzymać takiego bólu, ale Lailah strasznie na to naciskała twierdząc, że nie zdążę znaleźć odpowiedniego silnego środka znieczulającego w odpowiednio krótkim czasie. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze i Miki, i nasz syn byli już cali i zdrowi. 
- Możesz już odpocząć, Owieczko – wyszeptałem, składając delikatny na jego czole nie przejmując się tym, że było ono spocone. Może nie był to poród siłami natury, ale i tak sporo się wycierpiał. Jak na moje to było nawet gorsze niż gdyby miał rodzić normalnie, no ale to tylko moje zdanie. – Położę go do kołyski – dodałem, ocierając jego mokre od łez i potu policzki. 
- Ale... – zaczął, chyba nie do końca chcąc rozstawać się z noworodkiem. 
- Będzie tuż obok, nie bój się. Zobaczysz, jeszcze będziesz miał go dosyć – dodałem trochę żartobliwie, biorąc na ręce naszego potomka, który w ramionach matki już się trochę uspokoił. Swoją drogą, naprawdę był ciężki, Misaki była znacznie drobniejsza i już na pewno mniej lżejsza, kiedy brałem ją na ręce ten pierwszy raz. 
- Zostanę tutaj i przypilnuję ich – zaproponowała Lailah, odbierając ode mnie dziecko. 
- Dziękuję. Daj mi znać, jak się obudzi, przyniosę mu coś do jedzenia – odpowiedziałem, uśmiechając się do niej delikatnie, naprawdę wdzięczny za jej pomoc. 
Teraz musiałem się zająć Misaki, która została sama i chyba nawet nie za bardzo wiedziała, co się dzieje. Yuki spędzał noc u Emmy, więc będzie miał małą niespodziankę, jak wróci... po umyciu rąk dokończyłem śniadanie zarówno dla mnie, jak i małej, odpowiadając jednocześnie na jej wszystkie pytania. Misaki już chciała zobaczyć swojego młodszego braciszka, na co się oczywiście jeszcze nie zgodziłem. Najpierw niech Miki trochę się wyśpi i wypocznie, podobnie jak Merlin, a do tego czasu musimy dać im ten spokój.
Dopiero późnym popołudniem usłyszeliśmy płacz dziecka, który oznaczał, że najpewniej Mikleo także się obudził. Powiedziałem Misaki, że jeżeli chce, może iść odwiedzić braciszka, mamę i ciocię, a ja zaraz do nich dołączę. Chciałem przygotować mojemu mężowi owsiankę, która na pewno pomoże mu odzyskać siły, jakie stracił podczas porodu. Taka owsianka była lekka i miałem pewność, że Mikleo ją lubi, po prostu idealny posiłek idealny dla niego. 
- Hej. I jak się czujesz? – odezwałem się, kiedy tylko wszedłem do pokoju. Mikleo właśnie karmił Merlina i jak na moje, wyglądał okropnie. I Miki, i chłopiec. Każdy noworodek wyglądał brzydko i wszystkie były tak samo czerwone i pomarszczone. Nigdy nie rozumiałem ludzi, którzy zachwycali się ich oczami, czy już na tym właśnie etapie byli w stanie stwierdzić, że jest podobne do któregoś z rodziców. Jakbym miał przed sobą dwadzieścia noworodków i nie potrafiłbym wskazać, który z nich jest mój. Albo to ja po prostu taki głupi jestem...? 
- Lepiej, dziękuję – odpowiedział, uśmiechając się do mnie blado. 
- Mój braciszek jest brzydki – odezwała się nagle Misaki, jednocześnie rozbawiając wszystkich dorosłych. 
- Jeszcze wypięknieje, zobaczysz. Ty też wyglądałaś tak samo, jak byłaś malutka – poczochrałem jej włoski i postawiłem owsiankę na stoliku. – Przygotowałem ci coś do jedzenia. Jak nie masz siły, mogę ci pomóc zjeść – dodałem tym razem gładząc po głowie mojego ukochanego. 

<Aniele? c:> 

piątek, 26 sierpnia 2022

Od Mikleo CD Soreya

 Dzisiejszego dnia czułem się naprawdę zmęczony i wyjątkowo obolały zdecydowanie coś było nie tak, wcale bym się nie zdziwił, gdyby na dniach nasz maluch zechciał się narodzić, ja szczerze nie miałbym nic przeciwko, trochę jestem już zmęczony tym stanem i po tym dziecku wie, że już żadnego dziecka nosić w sobie nie chcę, dwoje narodzonych dzieci w zupełności mi wystarcza.
- Dzień dobry. Nie jestem głodny - Przyznałem, siadając na krześle w kuchni, kładąc dłoń na swoim brzuchu, maluch dziś strasznie się wiercił jak dobrze, że Lailah dziś u nas będzie, w razie co kobieta jest w stanie mi pomóc, gdyby dziecko zachciało się narodzić.
- Coś nie tak? - Sorey jak zwykle spanikował, bo przecież mój brak apetytu oznacza, że coś się ze mną dzieje w tym wypadku coś się nawet działo jednakże myślę, że to nic na tyle złego, aby mój mąż musiał aż tak przesadnie panikować.
- Sam nie wiem, nie mam apetytu, a maleństwo ciągle się wierci - Przyznałem, co wydawało mi się jeszcze bardziej zmartwić mojego męża, który od razu do mnie podszedł, kładąc dłoń na moim brzuchu.
- Może coś się z nim dzieje? Powinienem iść po Lailah? - Na to pytanie pokiwałem przecząco głową, bo i niby po co ma po nią iść, skoro sama powinna dziś przyjść.
- Nie, spokojnie Lailah i tak zjawi się dziś w naszym domu, mówiłem ci przecież - Dodałem, dostrzec zaskoczenie wymalowane na jego twarzy. - Rozumiem, że zapomniałeś? -Po tych słowach mój mąż delikatnie się zawstydził, a przynajmniej tak mi się wydawało.
- Nie prawda, wypadło mi to z głowy, ale nie zapomniałem - Gdy to mówił, uśmiechnąłem się pod nosem, całując pochylonego męża w czoło, poprawiając się na krześle. - Wróćmy jednak do tematu twojego jedzenia. Wiesz, że musisz coś zjeść, chociażby troszeczkę, ale musisz, kanapka z kremem czekoladowym? A może z dżemem? Może być też z serem lub jakąś szynką? - Nie odpuszczał, po kolei wymieniając poszczególne produkty spożywcze, które mógłbym zjeść dziś na śniadanie.
- Nie odpuścić co? - Widząc jego przeczące kiwnięcie głową, zastanowiłem się nad tym, co chciałbym zjeść, nie mając w sumie pomysłu ani za bardzo apetytu, ale skoro już muszę, to najlepiej byłoby hym..
- Zjem dżem bez żadnych dodatków i mleko do tego - Poprosiłem, wstając z krzesła, nie mogąc już na nim usiedzieć, zdecydowanie wolałem kanapę, która była wygodniejsza.
Chwile później nim Sorey skończył posiłek dla mnie, przybyła Lailah prosząc mnie do sypialni, cóż jedzenie musiało poczekać to i może dobrze głodny i tak nie byłem.
Ku mojemu zaskoczenie nagle odczułem straszny ból, czując odpływające wody, dziecko się rodzi? Lailah widząc co się dzieje, zawołała mojego męża, który szybko przyniósł ręczniki gotowy towarzyszyć mi podczas tego strasznego porodu.
Dziecko z powodu swojej wielkości nie było w stanie narodzić się siłami natury, dla tego też kobieta musiała mnie rozciąć i sam już nie wiem, co było gorsze rozcięcie mojego brzucha bez znieczulenia czy może poród oba nie były za przyjemne i oba sprawiały mi mnóstwo bólu.
Sorey będący przy mnie zaleczył dziurę po rozcięciu, gdy tylko pani jeziora wyjęła nasze dziecko z mojego wnętrza.
- Gratuluję, macie zdrowego synka - Pogratulowała nam, kładąc mi dziecko na klatce piersiowe.
Szczęśliwy, a jednocześnie bardzo zmęczony spojrzałem na dziecko, z trudem kontaktując, płacząc jak małe dziecko ze szczęścia i może kto wie bólu, po tylu godzinach naprawdę miałem wszystkiego dość.
- Nasz mały Merlin - Wyszeptałem, tuląc do siebie to małe piękne i co najważniejsze zdrowe maleństwo.

<Pasterzyku? C:>

Od Soreya CD Mikleo

Odetchnąłem z ulgą, kiedy dowiedziałem się, że mój mąż ma się dobrze. Chociaż, to też jest pojęcie względne, jestem pewien, że boli go nie jedna część ciała, jak chociażby właśnie nogi, które właśnie mu masowałem. I jak ja mam go zostawiać samego i się relaksować, skoro mój kochany Miki tak bardzo cierpi? Chyba kiedy godził się na kolejne dziecko nie podejrzewał, że będzie mu tak ciężko. Zdecydowanie ciąża z Misaki nie przebiegała tak źle, nawet w tych ostatnich miesiącach. 
- Zadowolone, szczęśliwe i wykończone, młodą już położyłem do łóżka, Yuki chyba też śpi, więc o nich nie musisz się martwić – odpowiedziałem, uśmiechając się do niego delikatnie. O sobie wolałem nie wspominać, znaczy no nie było źle, kilka razy nawet zapomniałem o Mikim, przez co później miałem trochę wyrzuty sumienia. W końcu ja się dobrze bawiłem, a on leżał tutaj, taki sam  i cierpiący... 
- A co z tobą? – dopytał, chyba koniecznie chcąc poznać odpowiedź na to pytanie. Czemu on się mną tak przejmuje? Ja nie jestem taki ważny, w tym momencie to on i synek w jego brzuchu są najważniejsi. 
- Co ma ze mną być? Wszystko było i jest dobrze – odpowiedziałem, całując jego udo. – Czujesz się lepiej? Zrobić ci coś jeszcze? Może masz ochotę na coś słodkiego, słonego...
- Sorey... kocham cię i doceniam twoje starania, ale mam już powoli dosyć takiego traktowania. Nie jestem niedołężny, niektóre rzeczy mogę robić bez twojej pomocy – po raz kolejny podczas tej ciąży próbował mnie zniechęcić do pomagania mu. Nie byłem tym tak bardzo zrażony, mam za sobą już wiele kłótni z Mikim, więc trochę się już przyzwyczaiłem. 
- Wiem, że możesz, ale jedynie chcę ci pomóc i ułatwić trochę życie. Mnie nic nie kosztuje, aby zrobić i przynieść ci herbaty, a doskonale widzę, jakie ciężkie jest dla ciebie wchodzenie i schodzenie po schodach. Po porodzie będzie coś sobie mógł robić wszystko, na co masz ochotę i siłę – powiedziałem łagodnie, uśmiechając się do niego delikatnie. – Więc masz na coś ochotę? Bo mi nie odpowiedziałeś. 
- Chyba już na nic, dziękuję. Poczytam książkę, dokończę herbatę i się chyba trochę prześpię – odpowiedział, cicho wzdychając. Mam nadzieję, że w końcu do niego dotarło, że będę starał się go wyręczać w każdej, nawet drobnej sprawie. Po co on ma się męczyć, kiedy ja mogę się tym zająć bez żadnego problemu? 
- Ja ci poczytam, i naszej kruszynce. Ty sobie spokojnie wypijesz herbatkę, nasz synek posłucha czegoś ciekawego, i ja się trochę zrelaksuję... co ty na to? – zapytałem, już biorąc do rąk książkę. To też było dobre rozwiązanie, ja się dobrze bawiłem podczas czytania, a Miki mógł w końcu trochę odpocząć. To nic, że odpoczywa całe dnie, jak dla mnie mógłby wypoczywać jeszcze więcej. 
- Nie mogę powiedzieć nie, co? – kolejne westchnięcie wydobyło się z jego piersi, przez co miałem wrażenie, że Miki już doskonale wiedział, że nie ma po co walczyć, znacznie ułatwiając mi tym pracę. 
- Możesz, ale niewiele sobie z tego zrobię – wyszczerzyłem się do niego głupkowato i zabrałem się za czytanie. Po niecałej godzinie zauważyłem, że mój mąż zasnął, dlatego przykryłem go kocem i ucałowałem w czoło. Skoro Miki i dzieci spały, dzięki czemu ja mogę zająć się domem i całą resztą. 

Im bliżej było do porodu, tym bardziej się stresowałem. Lailah powiedziała, że dziecko urodzi się wcześniej, dlatego na każde syknięcie z bólu, jakie wydał Mikleo, od razu reagowałem może za wielką paniką. W końcu nie mam pewności, czy dziecko kopnęło go w wątrobę czy też może zaczyna się poród... 
- Dzień dobry, Owieczko. Jak się dzisiaj czujesz? Co chcesz teraz na śniadanie? I co później ci na obiad przygotować? – przywitałem się z mężem, który powoli wszedł do kuchni. Według mnie powinien leżeć w łóżku i się za bardzo nie przemęczać. Ja bym mu wszystko tam na górę zaniósł, i nawet jeszcze więcej, ale najwidoczniej Miki mnie ubiegł. Może go przypadkowo obudziłem, jak sam wstałem? Mam nadzieję, że nie, Miki teraz musiał jak najwięcej odpoczywać. 

<Owieczko? c:> 

Od Mikleo CD Soreya

 Zmęczony mimo szczerych chęci nie byłem w stanie pójść z mężem i dziećmi nad jezioro, musiałem odpocząć, mój kręgosłup znów mnie bolał, nie wspominając już o nogach, do tego wszystkiego doskwierało mi zmęczenie, dla tego chyba z taką przyjemnością położyłem się w sypialni na łóżku, gdy rodzina wyszła, a ja wykończony samym wejściem po schodach mogłem się położyć.
~ Wszystko dobrze? - Słysząc głos męża, odbijający się echem w moje głowie westchnąłem cicho, naprawdę? Wyszli zaledwie dziesięć minut temu, a on już mnie sprawdza. Ja rozumiem, że się martwi, ale to naprawdę jest już troszeczkę chore.
~ Tak Sorey, proszę cię skup się na dzieciach, one potrzebują twojej uwagi, mi naprawdę nic się dzieje zdrzemnę się bo jestem trochę senny - Wyznałem, przecierając dłonią twarz.
~ Oczywiście, ale gdyby coś się działo.. - Zaczął, już chcąc powtarzać swoją śpiewkę.
~ Tak wiem, gdyby coś się działo dam ci znać. Pamiętam, a teraz skup się na dzieciach - Poprosiłem, tym razem już nie odpowiadając na żadne jego wysłane do mnie wiadomości, byłem zmęczony i nim się obejrzałem, sen znów mnie pochłonął.
Ponownie oczy otworzyłem prawie trzy godziny później, czując się znacznie lepiej, a mimo to nie miałem za bardzo ochoty wstać i pewnie, gdyby nie mój pęcherz wciąż leżałbym w łóżku, nic jednak straconego po wyjściu z łazienki znów wróciłem do łóżka wraz z Coco, która postanowiła mi towarzyszyć, kładąc się obok mnie na łóżku, opierając główkę o mój brzuch najwidoczniej tak jak mój mąż, tak i ona na swój śmieszny sposób mnie pilnowała, trochę to słodkie a trochę przerażające każdy mnie tu w tym domu pilnuje.
Nie mając na nic siły, jedną ręką głaskałem kotkę, a drugą trzymałem książkę, którą postanowiłem sobie poczytać, zabijając czas, ostatnio tylko to wychodzi mi dobrze, leżenie, spanie i ewentualnie czytane książek.
- Już jesteśmy, Miki? - Słysząc głos męża przez otwarte drzwi do sypialni, uśmiech sam wskoczył mi na usta, bycie samemu w takim domu mimo wszystko zdaje się nudne a towarzystwa nigdy mi za wiele przynajmniej, dopóki nie jestem zmęczony.
- Jestem w sypialni - Odpowiedziałem, wciąż nie mając siły ani ochoty wstawać z łóżka, tu było mi po prostu najlepiej.
- Jak się czujesz? Wszystko w porządku? Wydarzyło się coś, gdy nas nie było? - Zarzucił mnie masom pytań, a błędne koło nie przestaje się kręcić.
- Wszystko dobrze nic się nie wydarzyło i jak widzisz, jesteśmy cali i zdrowi - Odpowiedziałem, nie przestając miziać po główce Coco.
- To dobrze. Zjesz coś, napijesz się czego? - I znów zarzucił mnie pytaniami, jego nadopiekuńczość chyba nie jest za dobra i jak ja później mam się nie gniewać? Jak troszeczkę sam zaczyna, traktując mnie jak niedołężnego.
- Napiłbym się herbaty miodem i cytryną - Przyznałem, zaskakując wciąż siebie samego, nie lubi miodu ani cytryny a mimo to ciągle pije z nią herbatę, uroki ciąży są nikomu nieznane, naprawdę niesamowity okres w życiu.
Mój ukochany mąż jak na zawołanie zniknął z pokoju, najwidoczniej idąc zrobić mi herbatę o, która prosiłem, a mógł sobie usiąść i odpocząć sam bym sobie ją zrobił a może i nie przyznam szczerze, chodzenie mnie męczy, a nogi z dnia na dzień bolą coraz bardziej nie mówiąc już o kręgosłupie, ta ciąża jest naprawdę bardziej mecząca od tej pierwszej.
Odczuwając ból nóg, podniosłem się z trudem do pozycji siedzącej, rozmasowując nogi, nim Sorey wrócił z herbatą do sypialni, bez słowa postawił kupek z ciepłym napojem, siadając na łóżku, rozmasowując moje biedne nogi, on naprawdę jest kochany.
- Dziękuje - Wdzięczny za jego pomoc mogłem znów się położyć, odczuwając ulgę z powodu przyjemnego masażu. - Jak było nad jeziorem? Dzieciaki zadowolone? Trochę się zrelaksowałeś? - Zapytałem, z ciekawości jednocześnie mając nadzieje, że nie myślał jedynie o tym, czy nie daj Bóg, coś mi się nie stało, bo to naprawdę mu zaszkodzi.

<Pasterzyku? C:>

czwartek, 25 sierpnia 2022

Od Soreya CD Mikleo

Nie byłem za bardzo do tego pomysłu przekonany. Mikleo przede wszystkim nie powinien zostać tutaj sam, bez żadnej opieki i nadzoru. Iść z nami też nie powinien, po obiedzie będzie jak zawsze będzie senny i na pewno będzie chciał iść spać, a nawet jeżeli będzie czuł się dobrze, to do jeziora jest trochę daleko. Nie ujmując Mikleo, on potrafi zmęczyć się wchodzeniem po schodach, a co dopiero będzie czuł po takim spacerze. A może faktycznie przesadzam i znowu przemawia przeze mnie moje przewrażliwienie? 
- Według mnie ktoś powinien zostać z tobą. W każdej chwili możesz zasłabnąć i potrzebować pomocy – od razu przedstawiłem swoje zdanie, kładąc talerze pełne jedzenia na stół. 
- A według mnie zdecydowanie za bardzo się martwisz. Nic mi nie będzie, jak na moment zostanę sam. Poza tym, jeszcze nie wiemy, jak się będę się czuł – odbił piłeczkę, mierząc mnie lekko krytycznym spojrzeniem. 
- Jezioro jest całkiem daleko, dasz radę tam dotrzeć? – dopytałem, nadal nie będąc przekonany co do tego pomysłu. Znaczy, spędzenie czasu razem z rodziną to jest bardzo dobry pomysł, ale żeby Miki przebywał tak długie dystanse w takim stanie. 
- Nie rób ze mnie kaleki, bardzo proszę. Taki spacer bardzo dobrze mi zrobi, nie mogę całe dnie siedzieć w domu – tu się akurat zgadzałem, świeże powietrze na pewno dobrze robi i jemu, i dziecku, ale dlatego może sobie wychodzić na taras. Ma huśtawkę, ma leżak, może wziąć także koc i położyć się na trawie i sobie pozażywać świeżego powietrza, czegoś takiego mu nie zabraniam. 
Przez moment jeszcze rozmawialiśmy na temat tego naszego wyjścia, a ja po naleganiach zarówno męża, jak i dzieci, w końcu uległem na to wyjście. Nadal nie byłem do końca przekonany i bałem się o męża niezależnie od tego, co zamierza zrobić po obiedzie. Jeszcze ta wiadomość o dziecku też za dobra nie była... znaczy, dobrze, że nasz syn był zdrowy i nic mu nie było, bardziej niepokoiło mnie to, że był człowiekiem. Nie sądziłem, że to w ogóle możliwe, chciałem dla niego jak najlepiej, a tymczasem odziedziczył po mnie najgorsze, co mógł. Ludzie nie mają lekko w życiu, te wszystkie choroby, starzenie się, umieranie w dość młodym wieku, jeżeli tak porównać długość naszego życia do długości życia aniołów... miałem nadzieję, że w przyszłości syn nie będzie na mnie zły o te geny. 
Zjedliśmy, ja pozmywałem, a młoda już zaczęła szykować rzeczy do wyjścia. Po Mikim widziałem, że nie miał siły na nic, dlatego już wiedziałem, że zostaje w domu. Jak coś mu się stanie podczas mojej nieobecności, nie wybaczę sobie tego. 
- Jakby coś było nie tak i źle się czuł, od razu daj mi znać. Postaram się przybyć najszybciej, jak tylko mogę – poprosiłem Mikleo, który dzielnie towarzyszył nam wszystkim podczas pakowania potrzebnych rzeczy nad jezioro. 
- Oczywiście, kochanie – odpowiedział, a ja wyczułem w jego głosie lekkie zniecierpliwienie i może zmęczenie. 
- Może pomogę ci dojść do sypialni? – dopytałem, dopiero teraz zdając sobie sprawę ze swojej głupoty. Miki pewnie ledwo stoi na nogach i chce się położyć, a ja go tutaj jeszcze z nami trzymam. 
- Na spokojnie dam sobie radę, więc możesz choć na moment odstresować i się zrelaksować – powiedział spokojnie, podchodząc do mnie i poprawiając kołnierzyk mojej koszuli. – A wy pilnujcie, by tata się dobrze bawił – tym razem zwrócił się do dzieci, przygładzając ich włosy. Dobrze bawić ja się będę dopiero wtedy, jak będę miał pewność, że Miki jest bezpieczny, a będąc nad jeziorem nie będę jej przecież miał.... mimo wszystko postaram się dla dzieci, nie chcę, by było im smutno z powodu mojego przewrażliwienia na punkcie Mikleo. Wrócimy to od razu upewnię się, czy wszystko u niego w porządku. 

<Aniele? c:> 

Od Mikleo CD Soreya

 Usatysfakcjonowany usiadłem na krześle w kuchni, to samo proponując pani jeziora, nim dała się wciągnąć w rozmowę z moim jak zwykle za bardzo zmartwionym mężem. On w końcu sam sobie krzywdę zrobi a wszystko to z powodu nadopiekuńczości.
- Dziecko jest zdrowe, silne i rozwija się prawidłowo, jednakże z powodu jego wielkości poród może odbyć się wcześniej - Nim zeszliśmy na dół, rozmawiałem o wszystkim z Lailah, dla tego ja w porównaniu z mężem już wszystko wiedziałem.
- Czy to nie zaszkodzi dziecko? - Wystraszony od razu odłożył wszystko na bok, wsłuchując się w słowa kobiety.
- Sorey spokojnie Misaki też urodziła się wcześniej - Uspokoiła go, zerkając w moją stronę, nim powiedziała coś jeszcze. - To dziecko będzie człowiekiem i z tego, co wywnioskowałam, może być to chłopiec - Po tych słowach mój mąż musiał usiąść, no tego chyba najmniej się spodziewał.
- Człowiek? Chłopiec? - Wydawał się bledszy, czyżby się nie cieszył? Wolałby następną córkę? A może coś innego kryje się, za tą minął?
- Nie cieszysz się? - Tym razem ja zadałem to pytanie, aby się upewnić.
- Cieszę, bardzo się cieszę, po prostu jestem w szoku. To w ogóle jest możliwe, aby był w stu procentach człowiekiem? - Zapytał zdumiony.
- Naturalnie, jesteś człowiekiem a dziecko najwidoczniej tak jak i ty będzie człowiekiem - Wyjaśniła, wstając z krzesła. - Muszę się już zbierać, Arthur dziś wraca z treningu, zajrzę do ciebie niedługo. Spokojnego dnia - Pani jeziora pożegnała się z nami, a ja odprowadziłem ją do drzwi, żegnając się z kobietą.
- Wszystko w porządku? - Dopytałem męża, tak dla pewności wciąż widząc zaskoczenie na jego twarzy.
- Tak, jestem po prostu zaskoczony. Myślałem, że tak jak Misaki będzie w połowie aniołem, a nie w stu procentach człowiekiem, może chociaż wygląd odziedziczy po najpiękniejszym aniele na świecie - Wyznał, w tym samym momencie dotykając mojego sporego brzucha.
- Oj skarbie, dla mnie nie ma znaczeni czy będzie człowiekiem, czy aniołem, czy będzie miał białe włosy, czy brązowe nie ma też znaczenia kolor oczu najważniejsze, aby to dziecko było zdrowe, miało rączki i nóżki i nic więcej nie ma znaczenia - Wyznałem zgodnie z prawdą.
- Zgadzam się, najważniejsze, aby dziecko było zdrowe a mimo to i tak wolałbym, aby dziecko było bardziej podobne do ciebie. Słyszysz maluchu, mam nadziej, że będziesz spokojny i cierpliwy jak twoja mamusia - Zwrócił się do brzucha, przytulając do niego twarz. Rozczulony jego zachowanie po prostu pogłaskałem go po głowie, w tym samym momencie słysząc małą Misaki.
- Mamo, tato jest już obiad? - Nasza kruszyna przyszła do nas głodna, no tak to pora obiadowa mam nadzieje, że Sorey skończył obiad.
- Już jest siadacie - Odezwał się, od razu odsuwając od brzucha.
- A Yuki jeść nie będzie? - Zwracając się do córki, usiadłem na krześle zmęczony staniem.
- Nie jest głodny - Przyznała, siadając obok mnie, witając się z rosnącym we mnie maluchem. - Tato, możemy iść wszyscy po obiedzie nad jezioro? - Misaki zwróciła się do taty, przytulając twarz do brzucha, co robił chyba każdy z domowników.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł, mama powinna odpoczywać - Odpowiedział, znów przesadnie się o mnie martwiąc, a przecież nie jestem dzieckiem, mogę usiąść na kocu i relaksować się nad wodą myślę, że to całkiem dobry pomysł.
- Mamusiu? - Tym razem mała zwróciła się do mnie, robiąc przy tym smutną minkę zbitego psa to na pewno ma po swoim tacie, który nie raz w taki sposób próbował mnie podejść.
- Szczerze mówiąc, czuje się dobrze, dla tego po obiedzie o ile wciąż będę miał siłę, pójdę nad jezioro z wami, a jeśli nie będę jej miał, możecie przecież iść sami, ja mogę zostać w domu - Wyznałem, nie mając z tym najmniejszego problemu, w razie co po prostu położę się w sypialni i odpocznę, gdy oni będą bawić się nad jeziorem.

<Pasterzyku? C:>

Od Soreya CD Mikleo

No dobrze, może faktycznie przesadzałem, ale czy to moja wina? Podczas ciąży wiele rzeczy może się wydarzyć, i to niekoniecznie przyjemnych, dlatego to ważne, bym cały czas monitorował jego stan. Byłem odpowiedzialny za mojego męża oraz kruszynkę, która znajdowała się w nim. Chociaż, sądząc po rozmiarze jego brzucha, to już nie była kruszynka, a kruszyna. Misaki na pewno nie była taka duża, nawet teraz jest raczej drobniutka i nie wydaje mi się, aby wyrosła na wysoką dziewczynę. 
- Jakiekolwiek imię wybierzesz będzie dobre – odpowiedziałem, całując go w policzek. Jeżeli chodziło o mnie, to najlepiej będzie, jak od imion trzymać się będę z daleka. Ufam mężowi we wszystkim, więc jak na moje i on powinien wybrać imię. 
- Jakieś odczucia? Podoba ci się, nie podoba...? – pytał, bardzo chcąc poznać moje odczucia. 
- Jest piękne. Skarbie, gdyby któraś z propozycji mi się wyjątkowo nie podobała, dałbym ci znać. A teraz chodź, usiądź albo się połóż, mówiłeś, że bolą cię plecy – odparłem, chwytając go w pasie i powoli prowadząc do kanapy. Tak, tak, to normalne, że bolą go plecy, ma wielki brzuch i małe ciałko, ale po co się męczyć, skoro można się położyć? Ja się wszystkim zajmę, a on niech odpoczywa do przybycia Lailah, a nawet i jeszcze dłużej. 
- A jakbyś miał wybierać jakąś propozycję, o której rozmawialiśmy, to którą byś wybrał? – dopytywał dalej, jednocześnie pozwalając mi się prowadzić. Dobrze, że nie robi mi wielkich scen, bywały dni, w których to w przeciągu pięciu minut potrafiliśmy się pokłócić i pogodzić przynajmniej dwa razy. Ostatnio zauważyłem, że te kłótnie zdarzają się nam już mniej razy, tak jakby Miki się trochę powstrzymywał, i jeżeli faktycznie to robi, to byłem mu strasznie wdzięczny. Te kłótnie mnie męczyły, nawet nie miałem pojęcia, za co dostawałem ochrzan. 
- Myślę, że to pozostawię tobie. Jakiekolwiek imię wybierzesz wiedz, że każde jest piękne. Na coś masz ochotę? – dopytałem, chcąc się dowiedzieć, czy aby na pewno ma wszystko, czego tylko jego duszyczka zapragnie. 
- Trochę spokoju i samodzielności – odpowiedział, co przyznam, lekko mnie zabolało. Naprawdę przesadzam? Jedyne, czego pragnę, to jego komfortu. Wiem, że ma trudno, dlatego staram się mu jak najbardziej pomóc i odciążyć. 
Mimo tego uśmiechnąłem się do niego szeroko nie chcąc, by Miki po mnie poznał, że coś mnie ugodziło. Po pierwsze, nie jest sobą, a po drugie gdyby zobaczył, że źle się przez niego czuję, na pewno by później czuł się źle, a tego dla niego nie chciałem. Jeżeli twierdzi, że potrzebuje spokoju, to ja dam mu spokój. Zajmę się dziećmi, które ostatnio były tak trochę skazane na siebie. Nie narzekały jednak na to, ponieważ doskonale rozumiały, że mamusia potrzebuje większej uwagi niż one. Mamy naprawdę kochane dzieci... a pamiętam, jak Yuki był mały, to był strasznie, cóż, rozwydrzony. Dobrze, że już to minęło. 
Podczas, kiedy przygotowywałem obiad według przepisu mojego męża, przyszła do nas Lailah. Od razu zabrała Mikleo do sypialni, by tam mu wykonać te badania, a ja, pomimo że bardzo chciałem mu towarzyszyć, musiałem dokończyć gotować. Lekko się stresowałem, w końcu coś mogłoby być nie tak przez chociażby moją złą opiekę nad nim, no ale na werdykt musiałem trochę poczekać. W końcu jednak mój mąż i Lailah wrócili, a ja od razu mogłem zasypać ich pytaniami. 
- I jak? Wszystko w porządku? Żadnych powikłań i zagrożeń? – pytałem, trochę zniecierpliwiony i może tak tyćkę, ale tak naprawdę ociupinkę zmartwiony. Może faktycznie przesadzałem, ale to była moja rodzina, a o nią zawsze będę się martwił. 

<Owieczko? c:> 

Od Mikleo CD Soreya

 Wychodząc z kuchni, miałem wrażenie, że jestem strasznie męczący dla męża, co wcale dziwić mnie nie powinno, jestem okropnie irytujący a wszystko to dlatego, że hormony buzują, a ja nad nimi nie do końca panuje. Niech już będzie po wszystkim, chciałbym zobaczyć nasze maleństwo, ciekaw jestem czy to chłopiec, czy dziewczynka, sądząc po moim dużym brzuchu i szalejącym hormonom może być to chłopiec, a może dziewczynka sam już nie wiem, cokolwiek by nie było, dla mnie najważniejsze jest to, by było zdrowe, nic więcej nie ma najmniejszego znaczenia.
- Wypiłbym herbatę z miodem i położę się w sypialni - Wyznałem, potrzebując trochę spokoju i snu, może po tym trochę się uspokoi i przestane przeżywać ten duży brzuch, sam chciałem dziecko, a teraz tak przeżywam zmianę swojego ciała, to dopiero jest głupie i dziecinne z mojej strony.
- W porządku zaraz ci zrobię herbatkę. Chodź, pomogę ci, wejść po schodach - Chwytając moją dłoń, prowadząc mnie powoli po schodach, robiąc krótkie przerwy, których potrzebowałem, szybko się męcząc, jeszcze tylko cztery miesiące dam radę, na pewno dam.
Zmęczony samych chodzeniem po schodach położyłem się do łóżka, zamykając na chwile oczy, czekając na herbatkę, na którą niestety się nie doczekałem, zasypiając wtulony w poduszki.
Kolejny miesiąc był nieco spokojniejszy, starałem się nie narzekać na swoją wagę czy tam wygląd doskonale wiedząc jak mój mąż na to, by zareagował, przekonując mnie do swojego zdania a ja i tak wiem swoje, na szczęście po porodzie mój brzuch znów wróci do swojego wcześniejszego wyglądu, a jeśli nie zacznę ćwiczyć, aby znów wyglądać jak przed ciążą.
- Jak się czuje moja piękna owieczka? - Sorey, który wszedł do kuchni, przytulił się do moich pleców, kładąc dłonie na moim dużym brzuchu, całując mnie w policzek.
- Dobrze, trochę bolą mnie plecy - Przyznałem, zgodnie z prawdą plecy mnie naprawdę bolały, z powodu dużego brzucha jednakże poza tym wszystkim czuje się bardzo dobrze, nie wymiotuje, z czego bardzo się cieszę, wciąż mam dziwne smaczki i nałogowo jem owsiankę, poza tym jednak czuje się całkiem dobrze.
- To może usiądź albo najlepiej się połóż - Zmartwiony już był gotowy doprowadzić mnie do kanapy lub nawet sypialni on naprawdę przesadza, czuje się dobrze a ból kręgosłupa to coś naprawdę normalne w moim stanie.
- Spokojnie, Sorey nie umieram, plecy mi też nie odpadną, przygotuje wam obiad, to znaczy nam a później się położę, Lailah dziś przyjdzie do nas - Odpowiadając, zmieniłem temat, informując męża o przybyciu naszego gościa.
- Lailah? Coś się dzieje z dzieckiem? Albo z tobą? - Usłyszałem lekką panikę w głosie, która potrzebna nie była, staram się być spokojnym i nie kłócić z nim a tym bardziej go nie męczyć, dlaczego więc sam mnie czasem prowokuje? Cały Sorey pewnie znów robi to nieumyślnie.
- Sorey, weź głęboki wdech i wydech i tak z dwa razy przyda ci się, nim ze stresu mi tu na zawał zejdziesz - Uspokoiłem go, odwracając w jego stronę, kładąc swoją dłoń na jego dłoni znajdującej się na moim brzuchu. - Wszystko jest ze mną dobrze, to kontrolne badania, sprawdzi za pomocą swoich mocy czy z dzieckiem wszystko w porządku - Uspokoiłem go, uśmiechając się delikatnie.
- Rozumiem, a mimo to martwię się o was - Przyznał, patrząc na brzuch, uśmiechając się łagodnie, nasz maluszek znów zaczął kopać, coś czuje, że to jednak będzie chłopiec, inaczej czułem się w ciąży z Misaki, moje włosy straciły blask i strasznie wypadały, a twarz była dużo bledsza, a teraz włosy są silne, mogę jeść więcej niż przy małej, mdłości jak na razie ustąpiły, a mały jest strasznie ruchliwy, mogę się mylić, jednak mimo wszystko czuje, że to będzie chłopiec.
- Wiem skarbie, jesteś po prostu kochany - Wyszeptałem łącząc nasze usta w delikatnym pocałunku, czując mocnego kopniaka w pęcherz, z powodu czego aż się lekko wygiąłem.
- Wszystko w porządku? - I znów to samo Sorey zejdzie w końcu na zawał, jak tak cały czas będzie się o mnie martwił.
- Tak, wszystko dobrze, mały jest strasznie ruchliwy.
- Mały? Skąd wiesz, że to chłopiec?
- Nie wiem, mam przeczucie, że to będzie syn, a jeśli moje przeczucie się sprawdzi, wpadło mi do głowy jeszcze jedno imię Merlin, co ty na to? - Zaproponowałem imię, które ostatnio ciągle chodziło mi po głowie, oczywiście, jeśli mojemu mężowi się nie spodoba damy dziecku inne imię to tylko moja osobista propozycja.

<Pasterzyku? C:>

Od Soreya CD Mikleo

Podejrzewałem, że prędzej czy później Miki będzie przeżywał małe załamanie odnośnie swojej wagi, ale nawet pomimo tego miałem cichutką nadzieję, że Miki nie podda się temu wrażeniu... teraz będę musiał go przekonać, że wcale tak nie jest i że nigdy go nie zostawię. A jak Miki w tym stanie się na coś uprze, może być ciężko. Oby tylko nie wbił sobie czegoś dziwnego do głowy i nagle nie stwierdzi, że lepiej mi będzie bez niego i zdecyduje się odejść. Tyle dobrego, że jak jest w ciąży, pełnia na niego nie działa, bo wtedy już absolutnie nie dałbym sobie z nim rady i pochorowałbym się ze zmartwienia, jakby mi tak znikał na całe noce w takim stanie. 
Podszedłem do niego i chwyciłem jego dłoń, uśmiechając się do niego łagodnie. Teraz musiałem być bardzo ostrożny, by nie powiedzieć mu czegoś, co mógłby zrozumieć dwojako, bo inaczej dopiero miałbym problem. 
- Owieczko, jesteś najpiękniejszą istotką na całym świecie i byłbym wielkim idiotą, gdybym cię zostawił, a z tego, co się orientuję, jestem tylko idiotą – powiedziałem lekko żartobliwie, szczerząc się do niego głupkowato. – I wcale nie jesteś gruby. Masz duży brzuch, owszem, ale tylko dlatego, że nosisz w sobie nasze kolejne maleństwo. Reszta twojego ciała jest tak samo szczuplutka i piękna jak zawsze – odpowiedziałem i po tym ucałowałem wierzch jego dłoni. 
- Ale będzie ze mną coraz gorzej i z dnia na dzień będę coraz grubszy – odpowiedział, chyba nie za bardzo przekonany i już bliski łez. 
- Nie będziesz grubszy, tylko będziesz miał większy brzuch, bo dziecko także rośnie. A jeśli twoje ciało dalej nie będzie ci się podobać, zawsze możesz coś z tym zrobić po donoszeniu ciąży, jest wiele ćwiczeń na poprawienie sylwetki. Jednak ja cię zapewniam, że kocham każdy centymetr twojego ciała, teraz i w przyszłości – tym razem przytuliłem go, gładząc jego włosy. Muszę przyznać przed sobą samym, że te jego humorki bywają bardzo męczące. Muszę uważać na wszystko, co robię, że momentami mam wrażenie, że dostanie mi się za to, że za głośno oddycham... przez takie coś jego przedziwne kombinacje smakowe to dla mnie najmniejsze zmartwienie. 
- Tego nie możesz być pewien – a on nadal swoje... kocham go całym swoim sercem, ale to już powoli staje się męczące. Wytrzymałem już pięć miesięcy, więc jeszcze cztery też dam radę, czego się w końcu nie robi dla miłości swojego życia. 
- Mogę być pewien. Jesteś aniołem, więc zawsze będziesz słodziutki i piękny. To ja się będę strasznie zmieniał i nie będę mógł nic z tym zrobić – wyjaśniłem, całując go w czubek głowy. – Przygotować ci tę kiełbasę z dżemem czy może nasza kruszynka nabrała ochoty na inną, dziwną kombinację? – dopytałem, przypominając sobie, że przecież mój aniołek miał na coś ochotę, a skończyło się na tym, że musiałem go zapewniać, że kocham go nad życie. 
- Nie jestem już głodny – przyznał, cichutko pociągając nosem. Czy on właśnie płakał? Ale dlaczego? Co ja mu zrobiłem? Powiedziałem coś nie tak? A może to po prostu hormony i nie powinienem się tym przejmować? Czy jest jakaś książka, która daje wskazówki, jak zająć się poprawnie kobietą w ciąży? – Właściwie, to jestem zmęczony. Ale może też bym się czegoś napił...? Czegoś słodkiego. 
- Dobrze, słońce, odprowadzę cię do łóżka. Wolisz położyć się w sypialni czy tutaj na kanapie? I czego byś się napił? Herbaty, mleka z miodem, kakao, może jakiś sok? – spytałem, chcąc mu jak najlepiej usłużyć. Im będzie bardziej zadowolony, tym ja będę miał więcej spokoju i wszyscy będą szczęśliwi, a o to mi najbardziej chodzi. 

<Mikleo? c:> 

środa, 24 sierpnia 2022

Od Mikleo CD Soreya

 Patrzyłem na męża, cicho wzdychając, jego imiona były wymyślone na szybko, czułem to i przyznam, trochę mnie to zirytowało, ale spokojnie nie będę się z nim kłócić, nie tym razem ostatnio chyba za bardzo się na nim wyżywam, krzycząc na niego za każdy nawet najmniejszy błąd, hormony szaleją, a ja naprawdę nic nie potrafię z tym zrobić to silniejsze ode mnie. Oby tylko nie zwariował, bo jeszcze zostawi mnie, chociaż nie tego by nie uczynił a może? Sam już nie wiem.
- W porządku, jeszcze nad tym pomyślimy - Wyznałem, łagodnie przy tym się uśmiechając.
- A ty? Masz jakieś pomysły odnośnie co do imion dla dziecka? - Zadając to pytanie, odłożył na bok książkę, którą przed chwilą mi czytał.
- Cóż, więc gdyby to był chłopiec, myślałem nad Makoto, co w przetłumaczeniu oznacza szczery lub Ren w tłumaczeniu lotos. A jeśli byłaby to następna córka, może Airi co oznacza jaśmin lub Ai, czyli miłość - Podałem swoje propozycję imion, naturalnie mogą się one jeszcze zmienić jednakże to już czas na przygotowywanie się do przyjścia na świat naszego dziecka, jakby nie było to już piąty miesiąc jeszcze cztery lub nawet trzy, gdyby urodziło się wcześniej. Już nie mogę się doczekać przyjścia na świat naszego maleństwa.
- Wydaje mi się, że twoje pomysły na imiona są znacznie lepsze od tych moich - Wyznał, uśmiechając się do mnie ciepło, całując po chwili w usta.
- Oczywiście - Westchnąłem ciężko, kładąc dłonie na brzuchu, głaszcząc go po nim delikatnie, czując jak kopie. - Kopie - Gdy to powiedziałem mój mąż, położył dłoń na moim brzuchu, starając się wyczuć ruch naszego maleństwa.
- Czuje - Dumny odezwał się, przykładając głowę do brzucha, nasłuchując duchu maleństwa, które zaczęło się straszni wiercić, najwidoczniej wybudziło się ze snu i ma zamiar skopać wszystkie możliwe organy swojej mamy. Miło mi od razu czuje, że żyje, gdy dziecko z całej siły kopnie mnie w pęcherz jak dobrze, że jeszcze nie zdarzyło mi się przypadkiem posikać z bólu, bo to również może się wydarzyć. - Nasz mały skarb - Wyszeptał, całując mój brzuch. - Moja piękna owieczka i maleństwo mają na coś ochotę? - Dodał, nagle zmieniając całkowicie temat, a to i może dobrze, bo w sumie zgłodniałem i coś bym zjadł.
- Mam ochotę na.. Hym, ogórki i czekoladę albo nie kiełbasę z dżemem - Gdy to mówiłem, widziałem lekkie skrzywienie męża, no tak jem coś dla niego obrzydliwego, może lepiej, gdyby pracował i nie widział tego wszystkiego.
Po jego minie wstałem sam z kanapy, co najłatwiejsza nie było, ale gdy już mi się to udało, sam poszedłem do kuchni, coś sobie przygotowując.
- Miki, idź się połóż, ja ci coś przygotuje - Gdy się do mnie odzywał, podszedł bliżej, chcąc zaprowadzić mnie do salonu.
- Zostaw mnie, nie jestem chory, sam sobie przygotuje - Burknąłem, robiąc kiełbasę z dżemem, na którą miałem strasznie ochotę.
- Miki - Szepnął, głaszcząc mnie delikatnie po plecach, uspokajając moje humorki, które ostatni były różne, jeszcze tylko cztery miesiące i połóg po tym znów będzie miał spokój od moich niekontrolowanych humorków.
- Przepraszam, nie panuje nad emocjami, twoje spojrzenie powoduje, że czuje się źle, a do tego jestem duży i coraz bardziej boje się, że będę wyglądał jak szafa, a wtedy będziesz się mnie wstydził i mnie zostawisz - Wyznałem, nie mając już ochoty na jedzenie tej nieszczęsnej kiełbasy z dżemem, mając ochotę płakać, sam nie wiem, dlaczego po prostu hormony szaleją a ja płacze bez powodu, złoszczę się bez powodu, jestem po prostu beznadziejny i świadom swojej beznadziejności.

<Pasterzyku? C:>

Od Soreya CD Mikleo

Trochę zaniepokoił mnie jego ton, czy stało się coś złego, tylko próbuje to ukryć? Na pewno coś musiało się stać, inaczej by się przecież obok mnie tak nie przekradał. Ignorując trochę jego ostrzeżenie, bez wahania wszedłem do kuchni i widok, który mnie zaskoczył. Po tych ogórkach z dżemem nie sądziłem, że może istnieć gorsze połączenie, a jednak Miki pokazuje mi, że mogę się mylić. Chleb z kremem kakaowym i śledziami... teraz mogę śmiało powiedzieć, że widziałem już wszystko. Albo lepiej nie, bo jeszcze rano zastanę go jedzącego... no nie wiem, jajko z dżemem. Albo tym kremem. 
- Mówiłem ci, byś nie wchodził, teraz cię będę obrzydzał – jego słowa chyba zaskoczyły mnie jeszcze bardziej niż to, to jadł. Czy ja naprawdę dałem mu kiedykolwiek znać, że mnie obrzydza? Czy to po prostu przemawia przez niego ciąża? Jeżeli to pierwsze, to jestem przeokropnym mężem, a jeżeli to drugie... to nie mam pojęcia, jak mu udowodnić, że wcale tak nie jest, bo jak się na coś uprze i coś sobie do głowy wbije, to jest z nim ciężko. 
- Nie obrzydzasz mnie, Owieczko. Dlaczego w ogóle tak pomyślałeś? – spytałem, podchodząc do niego i odgarnąłem jeden z jego kosmyków za ucho mając nadzieję, że ten subtelny gest sprawił, że trochę zakwestionuje swoją myśl o moim obrzydzeniu do jego osoby. 
- Nie jestem głupi, przecież widzę, jak na mnie patrzysz. Teraz i wcześniej, jak jadłem te ogórki – przy tej odpowiedzi użył takiego tonu, że miałem wrażenie, że zaraz się rozpłacze. I to wszystko przez to spojrzenie? 
- To nie było obrzydzenie, byłem po prostu zaskoczony, że coś takiego człowiek w ogóle zjeść. Nigdy nie czułbym do ciebie obrzydzenia, słońce ty moje – powiedziawszy to ucałowałem go w policzek. Mimo wszystko poczekam, aż umyje zęby po tych śledziach. – Czemu mi w ogóle nie dałeś znać, że masz na coś ochotę? Zrobiłbym ci wszystko, o co byś mnie tylko poprosił. 
- Ale mówiłeś wcześniej, że nie chcesz widzieć żadnego dziwnego połączenia z tym kremem – odparł, wyginając usta w podkówkę. 
- Po prostu sobie żartowałem. Najważniejsze jest dla mnie to, by ci pomóc – uśmiechnąłem się do niego szeroko. – Pójdę trochę ogarnąć w ogródku, a ty jedz i się niczym nie przejmuj. A jakby coś się działo lub potrzebował mojej pomocy, daj mi znać. 

Tygodnie powolutku mijały, a brzuch Mikleo powoli rósł. Nie wszystkie dni były tak kolorowe, nie raz Miki budził mnie w środku nocy, mając ochotę na jakieś dziwne połączenia smakowe, albo rankiem, kiedy biegł do łazienki z powodu porannych nudności, a ja oczywiście za nim, by podtrzymać mu włosy i wesprzeć go mentalnie. Nie narzekałem jednak na nic, pomagałem mu we wszystkim, w czym tylko mogłem, zajmowałem się dziećmi i wykonywałem te cięższe prace domowe, jak chociażby robienie i wywieszenia prania. Znosiłem także wszelkie humorki Mikleo, a tych było... cóż, dużo. Wystarczyło, że spojrzałem się nie tak, jak trzeba, albo użyłem niby złego ton i już kłótnia, albo małe załamanie, a później przepraszanie. To moje dziwne wrażenie, czy Miki tę ciążę przeżywa jakoś tak bardziej intensywnie? Albo po prostu tak mi się wydaje, bo spędzam znacznie więcej czasu w domu, a wcześniej jednak pracowałem i nie poświęcałem Mikleo tak wiele czasu. 
- Myślałeś już nad imionami? – spytał mnie nagle Miki, kiedy pewnego leniwego i deszczowego popołudnia czytałem mu książkę. 
- Jakimi imionami? – odpowiedziałem, marszcząc brwi. 
- No obiecałeś mi, że się zastanowisz nad imionami dla naszego maleństwa – przypomniał mi, patrząc na mnie wyczekująco. Obiecałem mu...? Szlag, naprawdę mu obiecałem. Szybko, muszę coś wymyśleć, by znowu się na mnie nie obraził albo żeby mu nie było smutno. 
- Dobrze, więc... jak chodzi o dziewczynkę, to może Hanako... a dla chłopca... to może Takashi, albo Satoshi...? No nie patrz tak na mnie, mówiłem ci, że nie nadaję się do takich rzeczy, tobie to lepiej wychodzi – wymamrotałem, trochę speszony jego spojrzeniem, ponieważ nie za bardzo wiedziałem, co sobie o mnie myśli, ale niemalże byłem pewien, że to nie były pozytywne myśli. Miałem wrażenie, że się zbłaźniłem wymyślając te imiona na szybko, ale nawet jakbym się bardziej nad tym zastanowił, to bym nic lepszego nie wymyślił. 

<Owieczko? c:> 

Od Mikleo CD Soreya

 Nie rozumiejąc czemu się tak o mnie martwi, pokręciłem lekko głową, nie było go zaledwie godzinę, sześćdziesiąt minut co mogłoby się wydarzyć w tym czasie? Jak dobrze widzi, jestem cały, zdrowy i nic mi nie dolega, z małą też nic się nie stało, żyjemy, a więc nie ma się o co martwić.
- Czuje się dobrze, nic mi nie dolega, odczuwam tylko chęć zjedzenia zupy - Wytłumaczyłem, od razu skupiając się na drugim pytaniu. Nie mając nic przeciwko pomocy męża, podałem mu cztery największe ziemniaki, jakie znalazłem w worku, prosząc go o ich obranie i pokrojenie w kostkę, samemu zajmując się krojeniem cebuli i kalafiora całe danie dzięki pomocy męża z trzydzieści minut, a i tak w ciągu tych trzydziestu minut musiałem zrobić sobie przerwę od stania, odczuwając ból kręgosłupa, nóg i brzucha. To chyba najbardziej frustrujące w moim stanie dłuższe odpoczynki, bo bez nich ani rusz.
Zadowolony z pomocy męża, który przygotował nawet stół do jedzenia, podałem mu talerze pełne kremowej zupy, które ładnie stawiał na stole, wołając nasze dzieci, kto wie, Yuki może też z nami zje.
- Dziękuje - Całując go w usta, nim przyszły dzieci uśmiechnąłem się z wdzięcznością, mogłem gotować, a mąż doskonale mi w tym pomagał i po co tak od razu wszystkiego mi zakazywać, kiedy można mi pomagać? Prostsze i przyjemniejsze dla nas obu a tak mi się przynajmniej wydaje.
- Nie musisz mi dziękować to mój obowiązek, muszę się teraz tobą opiekować, nie chce, aby coś stało się tobie lub naszemu maleństwu - Gdy to mówił, położył dłoń na moim brzuchu, jeszcze płaskim, ale to zapewne nie długo się już zmieni.
Łagodnie kiwnąłem głową w odpowiedzi, dostrzegając dzieciaki, które zasiadły przy stole zabierając się do jedzenia w takim wypadku i my powinniśmy zjeść, puki zupa jest ciepła i mam nadzieje dobra.
Zupa zniknęła dość szybko nie tylko z talerzy, ale i z garnka, każdy chciał dokładkę, a mój mąż bym się nie przemęczał, nakładał na talerz, samemu również nie omieszkując dokładki. To jednak był dobry pomysł, taka zwyczajna zupa krem a smakuje każdemu i to najważniejsze.
- Chyba częściej musimy robić takie zupy - Odezwałem się, podając mojemu mężowi talerze do umycia, uparł się, że to on pomyje a ja z powodu najedzenia i wcześniejszej pracy przy obiedzie czułem się na tyle mocno zmęczony, aby się na to zgodzić, nie miałem już i tak siły na sprzątanie najchętniej to bym się położył i nic już nie robił.
- Jeśli tylko będziesz miał ochotę i siłę, możemy robić częściej takie obiady - Przyznał, skupiony na myciu naczyń wręczając mnie ze wszystkiego, z czego wyręczyć tylko mógł.
- W porządku, ale o tym pomyśle później teraz chyba pójdę położyć się na chwile - W końcu ból pleców przejął nade mną władze, z powodu czego po prostu musiałem się położyć i rozprostować nogi kilka minut relaksu nikomu nie zaszkodzi.
- W porządku, ale gdyby się coś działo od razu mów - Zawołał za mną, jak zwykle niepotrzebnie się o mnie martwiąc, jestem duży, nie trzeba panicznie się o mnie, a raczej o nas bać.
- Wiem, wiem - Odpowiedziałem, kładąc się na kanapie, a gdy tylko to uczyniłem, Coco dołączyła do mnie, kładąc się na moim brzuchu, na szczęście nie była ciężka więc i nie przeszkadzała mi za bardzo, a jej mruczenie przyznać musiałem, było przyjemne i relaksacyjne. Dobrze, że Sorey ją wziął do domu, bez niej nie byłoby aż tak wesoło w domu.
Po niecałej godzinie leżenia zacząłem odczuwać głód, dopiero co zjadłem, jak tak dalej pójdzie, to będę wyglądał jak szafa, a wtedy mój mąż na pewno nie będzie u miał na mnie patrzeć.
Mimo tej okropnej myśli musiałem wstać i coś zjeść dając spokój mężowi czytającemu książkę lepiej, aby nie widział, na co mam ochotę i co teraz zrobię, to może go obrzydzić, a ja nie mogę się temu oprzeć. Wyciągając chleb, posmarowałem go kremem kakaowym, który przyniósł Sorey, kładąc na to śledzie, gdybym spojrzał na kogoś jedzącego coś takiego, przeraziłbym się, ale teraz gdy sam mam takie zachcianki po prostu to jem, zaspokajając głód żołądka i małego rosnącego we mnie potworka.
- Miki wszystko dobrze? - Sorey, który znów przesadnie się martwił, chyba kierował się w stronę kuchni lepiej, aby tego akurat nie zobaczył.
- Tak, wszystko dobrze, ale tu nie wchodź - Poprosiłem, nie chcąc go obrzydzać już i tak widziałem, jak zareagował na dżem z ogórkiem, a taka mieszanka może naprawdę go przerazić.

<Pasterzyku? C:>

Od Soreya CD Mikleo

 Z niedowierzaniem obserwowałem, jak Mikleo pochłania te ogórki z dżemem. Przecież to nie miało prawa być dobre; nie wyglądało to dobrze, nie brzmiało dobrze i smaki kompletnie się nie komponują ze sobą. Pewności nie mam, bo nie próbowałem, ale zdecydowanie nie miałem na to ochoty. Wolę jeść oddzielnie ogórki i dżem i raczej przy tym pozostanę. 
- Dokupię także dżem – zaproponowałem widząc, że i jego w słoiku już niewiele zostało. No cóż, nie wnikam w aktualne preferencje smakowe mojemu męża, najważniejsze, że je coś poza owsianką. Najwidoczniej to moje gotowanie było problemem, bo kiedy Miki zaczął gotować sobie, no i przy okazji nam, nie miał tych żołądkowych wypadków. Nie liczyłem oczywiście porannych nudności, na które żadne z nas nie ma wpływu. 
- W sumie, to też nie zaszkodzi – przyznał mi, uśmiechając się do mnie uroczo. 
- Jeszcze masz jakieś życzenia? Coś na słodko, słono, jakieś mięso wziąć na jutro? – zapytałem, by zaraz po powrocie przypadkiem nie iść po raz kolejny. Nigdy niespecjalnie przepadałem za zakupami, dlatego jak najszybciej chciałem się za to zabrać i wrócić do domu, do męża, dzieci i obowiązków. Wszystko, byle nie zakupy. 
- Nie, raczej wszystko inne mamy, a nie ma co kupować za wiele, bo przy takich temperaturach jeszcze się coś popsuje – wyjaśnił mi, jedząc kolejnego ogórka ze słodkim dodatkiem. Czy jak był z Misaki w ciąży, to też miał jakieś takie dziwne zachcianki? Nie pamiętałem już do końca, to było całkiem dawno, ale aż tak dziwnych akcji raczej nie było. Chyba raczej utkwiłoby mi w pamięci, gdyby miłość mojego życia jadła takie dziwne kombinacje. 
- Skoro tak twierdzisz. Wziąć młodą ze sobą czy dacie sobie radę we dwójkę? – dopytałem dla pewności. Już kilka razy dostałem  ochrzan za to, że zdecydowanie przesadzam, że nie jest umierający i że mam dać mu w domu coś zrobić, bo inaczej wyprowadzi się do zamku. To ostatnie trochę mnie przestraszyło, dlatego ustąpiłem. Nie byłem do końca przekonany, czy Miki byłby w stanie to zrobić, ale nie chciałem się przekonywać. Kobiety w ciąży potrafiły mieć różne humorki, już Miki na co dzień potrafił mnie zadziwić, więc wiadomo, do czego byłby zdolny właśnie w ciąży? No właśnie nie wiadomo, i to jest chyba najbardziej przerażające. 
- Damy sobie radę, a teraz już idź, zaczynam się robić głody – pośpieszył mnie, chyba trochę nie mogąc wytrzymać. 
Nie chcąc, aby Miki dłużej czekał, wziąłem sakiewkę z pieniędzmi, portfel, pożegnałem się z moimi aniołkami i wyszedłem. Dopiero kiedy dotarłem na rynek zdałem sobie sprawę, że nie zapytałem Mikleo, ile czego wziąć. Cudownie, będę musiał brać teraz wszystko na oko. Wezmę czegoś za mało, albo za dużo i Miki będzie na mnie zły. Jak ja nienawidzę zakupów...nie dość, że zawsze zapominam przynajmniej jednego produktu, to jeszcze muszę użerać się z ludźmi. Nie wszyscy ludzie są tacy źli, owszem, ale są wśród takie osoby, że aż się nie chce żyć. Może to lekka przesada z mojej strony, ale po takich wizytach zazwyczaj muszę kilka dni pobyć w domu i odpocząć psychicznie od tego wszystkiego. 
Po niecałej godzinie wróciłem do domu z nadzieją, że wziąłem wszystko, o co mój mąż mnie poprosił. Dodatkowo kupiłem jeszcze dla moich domowników ciasteczka na deser oraz dzięki moim znajomościom w zamku zdobyłem kakaowy krem, czyli coś bardzo słodkiego i raczej trudno dostępnego w tym kraju. Wziąłem to na spróbowanie i dla Miki’ego, który ostatnio miał trochę ochotę na jakieś takie słodkie rzeczy. 
- Gdzie jest czosnek? – spytał mój mąż, kiedy rozpakował zakupy. Wiedziałem, że czegoś zapomniałem, po prostu wiedziałem. 
- Bez czosnku nie da się tego zrobić? – odpowiedziałem niepewnie, przyglądając się mu uważnie. 
- No da, ale nie będzie aż tak dobre... a to co takiego? – dopytał, wyciągając słoik z kakaowym kremem. Kiedy mu powiedziałem, co to takiego, natychmiast spróbował, a po jego twarzy wywnioskowałem, że mu to smakuje. 
- Proszę cię tylko, byś nie mieszał tego z niczym dziwnym, a przynajmniej nie na moich oczach. Pomóc ci z obiadem? Coś pokroić, umyć, ugotować? I najważniejsze, jak się czujesz? Coś się działo, jak mnie nie było? – zalałem go lawiną pytań, jak zwykle o niego zmartwiony. Wyglądał lepiej, ale nadal się o niego martwiłem, godzina czasu to całkiem długo, wiele rzeczy mogło się zdarzyć podczas mojej nieobecności. 

<Aniele? c:> 

wtorek, 23 sierpnia 2022

Od Mikleo CD Soreya

Zmęczony z bolącym gardłem kiwnąłem głową, odczuwając potrzebę zamknięcia oczu na dłużej niż kilka minut, jestem słaby i do tego głodny nasz maluszek naprawdę nie lubi jeść, a może to ze mnie jest coś nie tak? Sam już nie wiem.
- Odpocznę, położę się na kanapie i spróbuję zjeść owsiankę za chwilę - Odczuwając ból brzucha, czułem głód, który niemiłosiernie mi doskwierał i pewnie, gdyby nie mdłości już byłbym najedzony.
- W porządku, połóż się, a ja zrobię ci owsiankę - Odprowadził mnie do kanapy, gdzie pomógł usiąść, całując w czoło.
- Mamo, co ci jest? - Nim zdążyłem odpowiedzieć mężowi, do salonu wbiegła nasza córeczka, martwiąc się o mnie.
- Nic mi nie jest skarbie, muszę tylko odpocząć - Przyznałem, Misaki przytuliła się do mnie, nie chcąc już jeść, nie chcąc również mnie opuszczać i teraz mam małą przylepę, która nie chce opuścić mnie na krok. Głaszcząc ją po główce, rozmawiałem z nią o maleństwie rosnącym w moim ciele, o którym powiedział dzieciakom Sorey, no tego akurat mogłem się spodziewać, teraz mam odpoczywać i dzieci mają mieć tego świadomość, mój mąż naprawdę przesadza.
- Przygotowałem ci owsiankę - Podał mi miskę pełną pysznie pachnącej owsianki, na zapach której moje kubki smakowe zaczęły szaleć. Może chociaż to zostanie przyjęte przez mój organizm i maleństwo znajdujące się we mnie.
Nie myśląc za wiele, do ręki wziąłem łyżkę, którą powoli zacząłem jeść pyszną owsiankę, którą ku mojemu zaskoczeniu zjadłem całą i nie zwróciłem. Wygląda, a to, że znów będę tylko na owsiance, nasze dzieci najwidoczniej bardzo lubią ten posiłek.
- Jak się czujesz? - Na pytanie męża uśmiechnąłem się delikatnie, patrząc w jego oczy.
- Dobrze, jak na razie nic mi nie dolega - Wyznałem zgodnie z prawdą, nie odczuwając mdłości, tylko lekkie zmęczenie, ale to drugie jest również bardzo normalne w moim stanie.
- Cieszę się, wiesz jednak, że nie możesz cały czas być na owsiance? Musisz zacząć jeść inne posiłki - Gdy to mówił, usiadł przy nas, przytulając do siebie i mnie i córkę.
- Wiem, zdaje sobie z tego sprawę - Przyznałem, wtulony w jego ciało czując zmęczenie, teraz dość często będzie mi ono doskwierało. Zmęczony oparłem się o jego klatkę piersiową, zamykając oczy, tylko na kilka chwil, a przynajmniej tak mi się na początku wydawało, nim odpłynąłem, nie będąc w stanie zapanować nad swoim zmęczeniem.

Pierwsze dni po tym, jak dowiedziałem się o ciąży, były ciężkie, mdłości, zmęczenie, na szczęście z czasem to upłynęło, minęły trzy tygodnie ciągłych wymiotów i braku apetytu. Sorey zmartwiony wezwał Lailah, która doradziła mi jeść rzeczy lekkie najlepiej ryż, makaron nie pomijając w diecie mięsa, no proszę, mój mąż mięsa nie jada, moja córka również go nie lubi, a ja cóż dla dobra naszego maleństwa muszę zacząć je jeść. Dla dobra dziecka mogłem zjeść, co tylko trzeba, pod warunkiem, że mój organizm dobrze to przyjmie.
Czując się dziś bardzo dobrze, wstałem dużo wcześniej od męża, zaczynając przeszukiwać kuchnie w poszukiwaniu czegoś dobrego.
- Miki co robisz? - Sorey pojawiający się znikąd w kuchni stanął obok mnie, przyglądając mi się ze zdumieniem.
- Jem ogórki - Odpowiedziałem krótko, biorąc kolejnego gryza.
- Z dżemem? - Zdumiony patrzył na mnie z niedowierzaniem. Tak ja wiem, ogórek z dżemem nie pasuje do siebie, ale ja nie mogę się oprzeć mam swoje smaczki i nic z tym nie mogę zrobić.
- Tak, z dżemem. Musisz pójść dziś na bazarek - Poprosiłem, wyciągając następny ogórek ze słoika, mieszając go z dżemem.
- A mogę wiedzieć, na co moja mała słodka pandka i nasz skarbek mają ochotę? - Na odpowiedz, długo czekać nie musiałem, doskonale wiedzą co chciałbym dziś przygotować na obiad, tak ja dziś zrobię obiad, bo tylko ja wiem, jak go zrobić aby smakował nam wszystkim.
- Mam ochotę na zupę krem z kalafiora. Potrzebujemy kalafior, ziemniaki, cebulę i czosnek bez tego zupa krem nie będzie tak dobra, jak dobrą chce ją dziś zrobić - Przyznałem, nie przestając zajadać się ogórkami. - A i ogórki przydadzą się - Dodałem, nie chcąc aby przypadkiem mi ich zabrakło, tego akurat mi najbardziej teraz potrzeba.

<Pasterzyku? C:>