Przyznam, byłem lekko zdumiony jego słowami. Sądziłem, że tak jak przy ostatniej ciąży będziemy musieli trochę poplanować, że Mikleo będzie musiał przygotować się do tego zarówno psychicznie, jak i fizycznie, a on mi właśnie oznajmia, że już jest gotowy. Chyba dużo musiał o tym myśleć, skoro w tym momencie oznajmia mi, że już teraz nie ma z tym problemu.
- Tylko wiesz, że nie mamy pokoju na kolejne dziecko? – zapytałem, na moment odsuwając dłonie od jego ciała. To jest dosyć ważna rozmowa, więc należało na niej skupić się całkowicie, a doskonale wiedziałem, jak mój dotyk potrafi go rozpraszać.
- Właściwie, to mamy. Na samym początku, jak jeszcze będzie małe, możesz przynieść do naszej sypialni łóżeczko po Misaki, a później... cóż, jeżeli to będzie chłopiec, a jeśli dziewczynka...
-... to z Misaki – dokończyłem za niego, zastanawiając się nad jego pomysłem. Nie był głupi, owszem, ale czy dzieciaki chciałyby dzielić pokój z nowym rodzeństwem? I czy w ogóle chciałyby rodzeństwo? Yuki na początku coś mówił, że chciałby braciszka, ale ostatnio nic takiego nie mówił. Z jednej strony głos dzieci w takiej sprawie nie powinien mieć znaczenia, ale z drugiej jeżeli sprawimy im rodzeństwo, którego nie chcą, mogą być później dla niego niezbyt mili... – Ale czy dzieci będą chciały dzielić pokój? Zwłaszcza, że jedno z nich będzie miało swój na wyłączność.
- Jeżeli cię to bardzo martwi, możemy jutro z nimi porozmawiać, ale ta decyzja powinna należeć do nas, nie do nich – odpowiedział, chyba odrobinkę niezadowolony z mojego toku myślenia.
- Wiem, wiem, tylko nie chcę, aby były zazdrosne i przez to niemiłe – wyjaśniłem, przedstawiając mu swoje obawy.
- Skarbie, mamy bardzo mądre dzieci, to po pierwsze. A po drugie, przecież będziemy obecni i będziemy reagować, jakby było coś nie tak – wytłumaczył, gładząc mój policzek. – Więc jak?
- Więc na razie proponuję, że jeszcze nie dzisiaj. Dzisiaj mam ochotę na twoje prawdziwe ciało – wymruczałem, w końcu powoli nie wytrzymując. Chyba minął miesiąc, od kiedy po raz ostatni się kochaliśmy, jak nie dłużej. Może i ostatnimi czasy nie mam już tak wielkiej ochoty na seks, jak kiedy byłem młody, ale to zdecydowanie było za długo, nawet jak dla mnie. – A jutro możemy zająć się planowaniem i wszystkim innym, co trzeba zrobić, by mieć dziecko – dodałem, z powrotem wsuwając dłonie pod jego koszulę. Albo raczej moją, bo w końcu to moją zawsze zakładał do spania. Jak dobrze, że pozbyliśmy się tej starej, niebieskiej i znoszonej, w tej wyglądał znacznie lepiej.
- Wiesz, że przez samo planowanie dziecka mieć nie będziemy? – odpowiedział rozbawiony, cicho się śmiejąc, kiedy zacząłem całować jego szyję.
- Wszystko jutro, aniele, a teraz proszę, skup się – wymruczałem pomiędzy pocałunkami, nie chcąc się za bardzo odsunąć od jego ciała. Przed chwilą wyjaśniliśmy sobie te najważniejsze sprawy, więc teraz najwyższa pora na przyjemności. W ostatnich dniach próbowałem go ładnie podejść, ale on ciągle się ode mnie odsuwał mówiąc mi, że jeszcze nie czuję się najlepiej i powinniśmy sobie odpuścić. Tak, jakby doskonale wiedział, jak się czuję... a może wiedział dzięki naszemu paktowi...? Nie no, jeżeli faktycznie byłoby to możliwe, to wiedziałby, że czuję się dobrze. Najwidoczniej po prostu był przewrażliwiony na moim punkcie.
Rano, kiedy się obudziłem, Mikleo jeszcze spał, wtulony w moje ciało. Uśmiechnąłem się na jego widok i z rozczuleniem odgarnąłem jeden z jego kosmyków za jego ucho. Jestem naprawdę wielkim szczęściarzem, że mam go przy sobie. Nie wiem, co bym w życiu robił, gdyby nie on. Gładziłem ostrożnie jego cudowne włosy, cierpliwie czekając, aż sam się obudzi. Albo zrobi to Misaki, wpadając do naszego pokoju, ponieważ chce śniadanie i naszej atencji, chociaż... zerknąłem na okno, był naprawdę wczesne poranek, młoda tak wcześnie nie wstaje, więc mamy dla siebie trochę czasu.
Po jakichś piętnastu minutach Mikleo otworzył swoje oczy. Rany, jak ja uwielbiałem ich kolor, był przecudowny. Jak dobrze, że Misaki więcej odziedziczyła po nim i wygląda jak jego mała, żeńska, ludzka kopia. Miki jest lepszy ode mnie pod każdym względem, więc lepiej, że więcej jego po tym świecie chodzi niż mnie.
- Dzień dobry – wymamrotał, uśmiechając się do mnie delikatnie. Swoją drogą, jego uśmiech też był przecudowny, mógłby się do mnie w ten sposób cały czas uśmiechać, wcale bym się za to nie obraził.
- Dzień dobry, Owieczko – odpowiedziałem, całując go w czoło. – Wyglądasz przepięknie. Mógłbym na ciebie patrzeć aż do końca swojego życia.
- Nie przesadzasz przypadkiem? – zaśmiał się cicho na moje słowa, chyba nie za bardzo w nie dowierzając.
- Nigdy nie śmiałbym kłamać odnośnie twojej urody – wyszczerzyłem się do niego głupkowato. – Mamy trochę czasu, dopóki dzieci nie wstaną, więc... chciałbyś porobić coś konkretnego czy tak sobie będziemy leniwie leżeć? – spytałem, głaszcząc jego policzek. Niezależnie od tego, co wybierze, wykonam to z chęcią. Będziemy leżeć, rozmawiać, czy przejdziemy się na spacer, dla niego zrobię wszystko, co tylko będzie chciał.
<Aniele? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz