Zmęczony i bez sił do życia otworzyłem powoli oczy, wpatrując się w zimną strukturę ściany jaskini, w której właśnie się znajdowałem, starając się w głowie otworzyć wczorajszy dzień, którego nie za bardzo pamiętałem. Na pewno otworzyłem oczy, wstałem, przygotowałem wszystko do podróży, a później urwał mi się film, znów kontrole przejęła nade mną pełnia, uwalniając głęboko skryte instynkty.
Cicho wzdychając, odwróciłem się na drugi bok, dostrzegając męża leżącego bok mnie.
- Dzień dobry - Przywitał się, całując mnie w czoło, poprawiając moje włosy opadające mi na twarz.
- Dzień dobry - Odpowiedziałem, a mój głos brzmiał na bardzo zmęczony, wczoraj naprawdę musiałem nabroić, bo aż ciało z jakiegoś powodu całe mnie bolało, nie mam siły, wstać a doskonale wiem, że powinienem, nasze dzieci nie mogą czekać dłużej, niż jest to konieczne.
- Jak się czujesz? - Zamykając i powoli otwierając zmęczone oczy, patrzyłem na męża, trochę obawiając się wczorajszego dnia, na pewno go wymęczyłem, jak zawsze w czasie pełni nie szanując jego biednej osoby, którą męczę na każdy możliwy sposób i, mimo że w młodszym jego wieku często się kochaliśmy, to teraz nie ma już tyle siły i ochoty, chociaż to akurat najbardziej mnie zaskakuje, mężczyźni do trzydziestki mogą kochać się kilka razy dziennie bez opamiętania a mój mąż niby może, ale nie zawsze ma na to siłę biedny staruszek. Cóż takiego sobie wybrałem, reklamacji już złożyć nie mogę.. Co oczywiście było tylko żartem, czasem powtarzanym w mojej głowie w końcu bym go nie wymienił na nikogo innego, kocham go i to kocham nad życie, dlatego nigdy bym nie wymienił go na kogoś innego.
- Dobrze nie jest aż tak źle a ty moja mała owieczko - Podniósł się na łokciu kładąc dłoń na mojej głowie, głaszcząc mnie po włosach.
- Jestem zmęczony - Na potwierdzenie tych słów ziewnąłem cicho ze zmęczenia, zakrywając dłonią usta.
- W takim razie odpoczywaj sobie, a ja pójdę nazbierać trochę jabłek dla siebie i dla koni - Wyjaśnił, wstając z koca, łagodnie się do mnie uśmiechając.
Szczerze mówiąc, chciałem wstać i powiedzieć mu, że musimy ruszać, że dzieci na nas czekają i pewnie bardzo się niecierpliwią, ale i na to siły nie miałem, moje oczy były tak ciężkie, że nim się obejrzałem, znów zasnąłem, tracąc kontakt z rzeczywistością.
Kolejny raz oczy otworzyłem wieczorem, nie spodziewając się, że będę spał aż tyle czasu miałem przecież wstać i ruszać w drogę z mężem rany z mojej winy jesteśmy w plecy kolejny dzień. Coś tak czuje, że wczoraj też za daleko nie doszliśmy, biorąc pod uwagę to, gdzie jesteśmy, a gdzie byliśmy jeszcze dzień wcześniej.
- Sorey? - Podnosząc się do siadu, przetarłem zmęczone oczy, szukając wzrokiem męża, którego nigdzie nie było. Zaskoczony i trochę zmartwiony wstałem z koca, powoli wychodząc z jaskini. - Sorey? - Powtórzyłem, dostrzegając męża siedzącego na kładce, wpatrując się w gwiazdy.
- Miki jak się czujesz? Wyspałeś się? - Dostrzegając mnie na kładce, zrobił mi miejsce, pozwalając usiąść obok siebie, kładąc głowę na jego ramieniu.
- Czuje się dobrze i tak wyspałem się - Przyznałem, przytulając się do niego, jak zawsze po pełni będąc bardziej chętny na różnego rodzaju pieszczoty i nie chodzi mi tu o pieszczoty łóżkowe zwykłe przytulenie i pocałunki są bardzo mile widziane.
Mój mąż kiwnął głową, przytulając mnie do siebie, głaszcząc mnie po udzie, traktując mnie troszeczkę jak dziecko które trzeba przytulić, by nie zaczęło płakać i w tym momencie wcale a wcale mi to nie przeszkadzało, wręcz lgnąłem do niego, by tylko mnie do siebie przytulał.
- A ty jak się czujesz? Nie wymęczyłem cię za bardzo wczoraj? - Dopytałem, zerkając na niego, nie wiedząc, czy przypadkiem wczoraj nie przesadziłem, doskonale zdając sobie sprawę z tego, jak zachłanny potrafię być pełnią.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz