To był całkiem dobry pomył, tylko ja widziałem w tym jeden problem. Nasz synek miał raptem tylko dwa tygodnie i jeszcze dodatkowo urodził się za wcześnie, więc trochę bałem się, że jego odporność jeszcze się nie wykształciła. To jest w końcu jedynie człowiek, jest bardziej podatny na całe zło tego świata, dlatego ja bym poczekał, dopóki Merlin miesiąca nie ukończy. Jeżeli dobrze pamiętam, to właśnie wtedy przestaje dziecko przestaje być noworodkiem i staje się niemowlakiem, a tak przynajmniej mi się wydaje.
- Myślę, że Merlin jest jeszcze za mały na takie spacery, ale ty mógłbyś wziąć Misaki i Yuki’ego, a ja mógłbym z nim zostać – zaproponowałem, przyglądając się im uważnie. Taki spacer bardzo dobrze zrobi mojemu mężowi, od czasu ciąży nie za bardzo wychodził na dwór, a co dopiero na spacery, a ja jakoś dam sobie radę z naszym synkiem. Z małą Misaki dałem sobie radę, więc z nim też powinienem. Gorzej, jak zacznie płakać, wtedy faktycznie mogę mieć problem...
- Na pewno dasz sobie radę? – dopytał, przesadnie się martwiąc. I że sam mówił mi, że to ja za bardzo się zamartwiam... Najwidoczniej oboje martwimy się tak samo mocno.
- Słońce, jestem dużym chłopcem i już jedno dziecko wychowałem, dlatego teraz też dam sobie. Nakarmisz go przed wyjściem i przy odrobinie szczęścia prześpi ten cały wasz wypad. Zasługujesz na to, by sobie wyjść i się trochę odstresować. I dzieci będą szczęśliwe, że mogą spędzić trochę czasu z najlepszą mamusią na świecie – powiedziałem z uśmiechem na ustach, gładząc go po policzku.
- Nie nazwałbym się najlepszą mamą na świecie – odparł, kładąc pomiędzy nas już śpiącego Merlina. Muszę przyznać, brakowało mi trochę naszej intymności, o której chyba musiałem zapomnieć, i to na jakieś trzy, cztery lata, bo chyba przez tyle będzie spać w naszym pokoju... no ale nie powinienem narzekać, przecież doskonale wiedziałem, na co się piszę.
- Nie doceniasz się, słońce, a powinieneś. Jesteś najlepszym, co mi się w życiu przytrafiło, bez ciebie nie dałbym sobie rady – powiedziałem, całując go w czoło.
- Zdecydowanie przesadzasz – odparł, a mimo tego w nikłym świetle księżyca ujrzałem na jego twarzy delikatny rumieniec. Wyglądał w nim przeuroczo, chociaż jak dla mnie nadal potrzebował jeszcze wiele snu, by te wory pod oczami mu się zmniejszyły, a co dopiero, by zniknęły całkowicie. I trochę słońca na pewno by mu nie zaszkodziło. Mam nadzieję, że za dnia będzie przyjemna pogoda, naprawdę bym chciał, aby w końcu troszkę odpoczął.
- Przesadzać to mogę za dnia kwiatki w ogródku. Wiem, co mówię, owieczko. A teraz dobranoc, chciałbym pokorzystać z nocy, póki śpi – dodałem, całując i jego, i naszego synka w czoło, po czym zamknąłem oczy.
Na szczęście rano była piękna pogoda, idealna do wyjścia na spacer. Dzieci bardzo się ucieszyły na wieść o wspólnym wyjściu z mamą, z którą ostatnio przecież też za wiele czasu nie spędzali. Merlin trochę podrośnie i w końcu będziemy mogli trochę nadrobić ten czas z innymi dziećmi. Swoją drogą, mamy już całkiem dużą tę rodzinkę. Nigdy się nie widziałem jako ojciec, a tu proszę bardzo, mam pod opieką trzy gagatki.
- A może to ty powinieneś iść z dziećmi, a ja zostanę z Merlinem...? – po obiedzie i nakarmieniu noworodka Mikleo nadal nie był przekonany do mojego pomysłu.
- Nie wierzysz we mnie? – spytałem, biorąc maleństwo na ręce.
- Nie no, wierzę, tylko... – zaczął, ale ja nie pozwoliłem mu dokończyć.
- Skoro wierzysz, to wkładaj buty i wychodź, dzieciaki już na ciebie czekają. A my się z Merlinem będziemy świetnie bawić, prawda? – dopytałem, tym razem zwracając się do maleństwa, które coś tam po swojemu powiedziało. Proszę, niech tylko nie płacze, bo może być cienko, nigdy za bardzo nie radziłem sobie z płaczącymi dziećmi, o czym Miki wiedział doskonale i pewnie dlatego tak się martwi... cóż, na szczęście Merlin po jedzeniu powinien pójść spać, dlatego będę miał trochę spokoju, a jak nie będzie chciał, no to mu poczytam, na Misaki to działało, więc na niego też pewnie podziała.
- Myślę, że Merlin jest jeszcze za mały na takie spacery, ale ty mógłbyś wziąć Misaki i Yuki’ego, a ja mógłbym z nim zostać – zaproponowałem, przyglądając się im uważnie. Taki spacer bardzo dobrze zrobi mojemu mężowi, od czasu ciąży nie za bardzo wychodził na dwór, a co dopiero na spacery, a ja jakoś dam sobie radę z naszym synkiem. Z małą Misaki dałem sobie radę, więc z nim też powinienem. Gorzej, jak zacznie płakać, wtedy faktycznie mogę mieć problem...
- Na pewno dasz sobie radę? – dopytał, przesadnie się martwiąc. I że sam mówił mi, że to ja za bardzo się zamartwiam... Najwidoczniej oboje martwimy się tak samo mocno.
- Słońce, jestem dużym chłopcem i już jedno dziecko wychowałem, dlatego teraz też dam sobie. Nakarmisz go przed wyjściem i przy odrobinie szczęścia prześpi ten cały wasz wypad. Zasługujesz na to, by sobie wyjść i się trochę odstresować. I dzieci będą szczęśliwe, że mogą spędzić trochę czasu z najlepszą mamusią na świecie – powiedziałem z uśmiechem na ustach, gładząc go po policzku.
- Nie nazwałbym się najlepszą mamą na świecie – odparł, kładąc pomiędzy nas już śpiącego Merlina. Muszę przyznać, brakowało mi trochę naszej intymności, o której chyba musiałem zapomnieć, i to na jakieś trzy, cztery lata, bo chyba przez tyle będzie spać w naszym pokoju... no ale nie powinienem narzekać, przecież doskonale wiedziałem, na co się piszę.
- Nie doceniasz się, słońce, a powinieneś. Jesteś najlepszym, co mi się w życiu przytrafiło, bez ciebie nie dałbym sobie rady – powiedziałem, całując go w czoło.
- Zdecydowanie przesadzasz – odparł, a mimo tego w nikłym świetle księżyca ujrzałem na jego twarzy delikatny rumieniec. Wyglądał w nim przeuroczo, chociaż jak dla mnie nadal potrzebował jeszcze wiele snu, by te wory pod oczami mu się zmniejszyły, a co dopiero, by zniknęły całkowicie. I trochę słońca na pewno by mu nie zaszkodziło. Mam nadzieję, że za dnia będzie przyjemna pogoda, naprawdę bym chciał, aby w końcu troszkę odpoczął.
- Przesadzać to mogę za dnia kwiatki w ogródku. Wiem, co mówię, owieczko. A teraz dobranoc, chciałbym pokorzystać z nocy, póki śpi – dodałem, całując i jego, i naszego synka w czoło, po czym zamknąłem oczy.
Na szczęście rano była piękna pogoda, idealna do wyjścia na spacer. Dzieci bardzo się ucieszyły na wieść o wspólnym wyjściu z mamą, z którą ostatnio przecież też za wiele czasu nie spędzali. Merlin trochę podrośnie i w końcu będziemy mogli trochę nadrobić ten czas z innymi dziećmi. Swoją drogą, mamy już całkiem dużą tę rodzinkę. Nigdy się nie widziałem jako ojciec, a tu proszę bardzo, mam pod opieką trzy gagatki.
- A może to ty powinieneś iść z dziećmi, a ja zostanę z Merlinem...? – po obiedzie i nakarmieniu noworodka Mikleo nadal nie był przekonany do mojego pomysłu.
- Nie wierzysz we mnie? – spytałem, biorąc maleństwo na ręce.
- Nie no, wierzę, tylko... – zaczął, ale ja nie pozwoliłem mu dokończyć.
- Skoro wierzysz, to wkładaj buty i wychodź, dzieciaki już na ciebie czekają. A my się z Merlinem będziemy świetnie bawić, prawda? – dopytałem, tym razem zwracając się do maleństwa, które coś tam po swojemu powiedziało. Proszę, niech tylko nie płacze, bo może być cienko, nigdy za bardzo nie radziłem sobie z płaczącymi dziećmi, o czym Miki wiedział doskonale i pewnie dlatego tak się martwi... cóż, na szczęście Merlin po jedzeniu powinien pójść spać, dlatego będę miał trochę spokoju, a jak nie będzie chciał, no to mu poczytam, na Misaki to działało, więc na niego też pewnie podziała.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz