poniedziałek, 15 sierpnia 2022

Od Soreya CD Mikleo

W końcu, po tak długim czasie, czułem się całkiem nieźle, a przynajmniej na tyle dobrze, że już nawet wziąłem porządną kąpiel w balii. I w końcu wrócił mi apetyt, bo nabrałem ochotę na jakąś małą przekąskę, ale raczej nie powiem o tym Mikleo. Skoro miałem siłę, aby się porządnie wykąpać, to będę mieć także siłę, aby sobie zrobić coś prostego do jedzenia, a on niech sobie wypocznie. Zdecydowanie na to zasługiwał, ponieważ przez mój kaszel i ogólne takie wiercenie w łóżku raczej rzadko kiedy się wysypiał. Na swoją obronę pragnę powiedzieć, że ja też się nie wysypiałem. Właśnie dlatego chciałem spać na dole, by Miki mógł się spokojnie wysypiać, ale on wtedy szedł za mną na dół. Po co, nie mam pojęcia. Specjalnie dla niego szedłem spać na tę okropnie niewygodną kanapę i i przez to moje poświęcenie szło na nic. I co ja mam z tym aniołem... 
- Trochę tak – przyznałem, nadal mimo wszystko odrobinkę na niego obrażony. Co jak co, ale w tak perfidny sposób nie wykorzystuje się chęci przytulenia swojego męża, zwłaszcza, że te zioła niezbyt mi pomogły. Wyzdrowiałem tylko dzięki swojemu silnemu ciału, czyli miałem od początku rację. 
- Czyli zioła pomogły – odezwał się zadowolony, kładąc się na materacu obok mnie. 
- Raczej nic nie zrobiły. Faktycznie, troszkę lepiej się czułem, ale to trwało moment. Moje ciało jest silne i dam sobie radę – powiedziałem z dumą, ponieważ miałem rację. 
- Na pewno bardziej by ci pomogły, gdybyś brał je regularnie – w jego głosie usłyszałem lekką pretensję. Czemu on tak bardzo uparł się na te zioła? Zamiast je we mnie na siłę wpychać mógłby je sam spróbować i wtedy na pewno by zrozumiał, dlaczego nie chcę ich brać. 
- Ale ich nie brałem i też wyzdrowiałem – bąknąłem, podnosząc się z łóżka. Najwyższa pora, aby w końcu coś zjeść. 
- Gdzie idziesz? – usłyszałem niemalże od razu, kiedy tylko podszedłem do drzwi. 
- Z domu wychodzić nie będę, tego możesz mieć pewien. Odpocznij i zrelaksuj się – poprosiłem go, wychodząc z pokoju. Naprawdę nie musiał się mną aż tak bardzo przejmować, jestem dorosły i potrafię o siebie zadbać. 
W domu panowała kompletna cisza, do czego nie byłem za bardzo przyzwyczajony. Odkąd mam dzieci, coś takiego jak cisza rzadko kiedy gościła w naszym domu. Jedynie w nocy, kiedy wszyscy spali, było całkiem przyjemnie, no ale ostatnio nawet w nocy słychać było kasłanie moje i małej. Dzisiaj jednak nie było słychać nic. Przyjemna odmiana. 
Nie chcąc za bardzo kombinować w kuchni, zdecydowałem się zrobić najzwyczajniejsze na świecie płatki z mlekiem. Nic takiego, a jednak brzuch napełnię i na spokojnie do jutra dotrwam. Kiedy zjadłem, pozmywałem po sobie i wróciłem na górę. Myślałem, że Mikleo już będzie spać, ale ten zdecydował się przed snem jeszcze coś przeczytać. I może też jednocześnie czekał, aż wrócę do łóżka? Wcale bym się nie zdziwił, odkąd jestem chory cały czas ma na mnie oko i przeze mnie nie śpi. 
- Gdzie są dzieci? – spytałem, kładąc się do łóżka. 
- Yuki dzisiaj nocuje u Emmy, a Misaki spędza czas z ciocią Lailah i też będzie spędzała noc poza domem – byłem zaskoczony tym, że młoda chciała spędzać noc w zamku. Raczej nie lubiła być odseparowana od nas, zwłaszcza po tym, jak ja zostawiliśmy z Yukim w Azylu. 
- I Misaki chce spać w zamku? Tak sama z siebie? – spytałem, okrywając się kocem. 
- Będzie przecież z ukochaną ciocią, i jedną i drugą – Mikleo nie wydawał się być tym zmartwiony, więc chyba i ja nie powinienem. 
- Już wyzdrowiała? – dopytałem tak dla pewności i spokoju ducha. 
- Tak, udało jej się zdecydowanie szybciej od ciebie. Bo zażywała zioła – on mi chyba już nigdy nie da spokoju z tymi ziołami i będzie mi je wypominał do końca mojego życia. 
Nie mając siły, aby ciągnąć dalej tego tematu, odwróciłem się do niego plecami i rzuciłem krótkie dobranoc. Chyba w końcu będzie to pierwsza noc, którą calutką prześpię. I nie tylko ja, bo Mikleo także wypocznie, a on był jeszcze bardziej zmęczony ode mnie, bo miał w końcu cały dom na głowie. 

Przebudziłem się w środku nocy, ale nie byłem do końca pewien, dlaczego. Miki sobie spokojnie spał, zmęczony tymi wszystkimi dniami, podczas których wszystko było na jego głowie. Przez moment wsłuchiwałem się w otoczenie, ale panowała cisza. Normalnie poszedłbym spać, ale skoro już się obudziłem, to postanowiłem zejść na dół do kuchni po szklankę wody, ponieważ byłem trochę spragniony. 
Kiedy wyszedłem z sypialni usłyszałem jakieś dziwne odgłosy na dole, jakby ktoś chodził i przesuwał przedmioty, ale bardzo cicho. Codi’ego nie było, Coco spała w nogach Mikleo, więc kto tam się na dole kręci? Zaniepokojony tymi dźwiękami najciszej jak tylko potrafiłem skierowałem się w stronę tych odgłosów, decydując się wziąć ze sobą broń, tak na wszelki wypadek. I w sumie dobrze zrobiłem, ponieważ zastałem w salonie dwóch młodych chłopaków przeszukujących nasze komody. Jeżeli szukają pieniędzy, to tam ich nie znajdą. 
- Hej! – krzyknąłem, pesząc tym samym złodziejaszków. – Wynocha stąd, już! – dodałem, zaciskając palce mocniej na rękojeści miecza. 
Mój prosty plan zadziałał. Chłopcy wymienili zaniepokojone spojrzenia i wybiegli z domu. Nie trzymaliśmy nic cennego na dole, więc nie przejąłem się tym, że mogli już coś ukraść. Nie spodziewałem się jednak, że może być ich tutaj więcej. Nim zdążyłem się zorientować i jakkolwiek zareagować na to, że ktoś za mną jest, poczułem jak coś ostrego przesuwa się po moim gardle. Upadłem na podłogę i przycisnąłem dłoń do rany, starając się jakoś zatamować krwawienie i biernie obserwując, jak mój napastnik wybiega z domu. Chyba słyszałem, jak Mikleo schodzi z góry i chyba coś mówi, ale mogłem się mylić, kręciło mi się w głowie i zaczynałem mieć coraz mniej siły. Krew przeciekała mi przez palce i tworzyła się pode mną niemała kałuża, a im bardziej ona się powiększała, tym mniej siły miałem. W sumie dobie, że dzieci nie ma w domu, zdecydowanie nie powinny widzieć, jak wykrwawiam się w przejściu do salonu...

<Owieczko? c:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz