Cieszyłem się, cieszyłem jak nigdy z wybudzenia się ze snu mojego męża, już się bałem, że nie daj boże, mógłby się nie wybudzić, a to zraniłoby mnie najmocniej.
Uspokojony i nawet odrobinę wyspany znajdowałem się w kuchni, gotując coś dla męża i córki, która jeszcze przed chwilą gdzieś tu była, właśnie gdzieś była, ale już jej nie ma. Zmartwiony nagłym zniknięciem dziecka zacząłem ją szukać, bojąc się, że coś mogłoby się stać jeszcze jej, dopiero co mój mąż prawie umarł, a teraz nie daj boże, mogłoby coś stać się jej. Przerażony tą myślą przeszukałem dom, z ulgą dostrzegając ją w sypialni z tatusiem, do którego przytulała, się coś mu opowiadając. Z delikatnym uśmiechem na ustach cicho zamknąłem drzwi z sypialni, dając im nacieszyć się sobą. Misaki bardzo przejmowała się „chorobą” taty, w sumie nie kłamałem, Sorey był chory, a później cóż nie mogłem przecież powiedzieć jej prawdy, to małe dziecko nie musi znać tak okropnych szczegółów, to mogłoby jej tylko zaszkodzić.
Uspokojony wróciłem do kuchni, gdzie powoli kończyłem przygotowywać obiadokolacje zapiekanka makaronowa z warzywami, która miałem nadzieje, będzie smakowała i mojemu dzieci i mężowi.
Bez pośpiechu na, nałożyłem gotowy posiłek na dwa talerze, zabierając je do sypialni, nie zapominając o widelcach, którymi przecież musieli jeść.
- Spójrz tato, mama przyniosła obiad - Zawołała, radośnie klaszcząc w dłonie. Czyżbym nasze dziecko było głodne? Kto by przypuszczał.
- Widzę księżniczko, widzę. Dziękuje kochanie - Odpowiedział, zwracając się następnie do mnie, łagodnie przy tym uśmiechając.
- Dasz sobie sam rade jeść? - Dopytałem, martwiąc się o męża, który jeszcze może nie być w stanie jeść samodzielnie po tym okropnym dla niego wydarzeniu.
- Nie jestem dzieckiem, umiem jeść - Odpowiedział, na dowód tych słów zaczynając spożywać posiłek.
- Wiesz, że nie to miałem na myśli - Wzdychając ciężko, usiadłem na brzegu łózka, zerkając na naszą córeczkę, która przysunęła się do mnie bliżej z talerzem.
- Ja jestem dzieckiem i mnie mamo możesz karmić - Po tych słowach podała mi talerz, a ja wzruszony uśmiechnąłem się do niej ciepło, kiwając głową, starając się ukryć wzruszenie. Moje małe słońce najdroższe.
- Z największą przyjemnością - I tak oto zacząłem karmić naszą małą córeczkę, zerkając na męża czy aby na pewno dobrze sobie radzi i nie potrzebuje mojej pomocy. Rany to jednak prawda zdecydowanie bardziej przejmuje się domownikami niż sobą samym. Cóż jednak poradzić taki los anioła.
Po zjedzonym posiłku zabrałem talerze, pozostawiając córkę z tatą, niech się jeszcze sobą nacieszą przynajmniej dopóki ma on na to siłę.
Mała przebywała w naszej sypialni z tatą do wieczora, nim przyszedłem po nią, troszeczkę tak wyganiając do siebie, najwyższą pora spać.
- No już mała daj spokój tacie, on musi odpocząć - Zwróciłem się do małej gdy tylko znalazłem się w sypialni.
- Już? Chce jeszcze zostać - Poprosiła, ładnie się do mnie uśmiechając.
- Nie ma mowy, powiedz dobranoc tacie i idziemy - Nie dając się przekonać, wystarczy tego dobrego, już wystarczająco tatę wymęczyła.
- No dobrze. Dobranoc tatusiu - Pożegnała się, całując tatę w policzek.
- Dobranoc księżniczko - Pożegnał się z dziewczynką, która podbiegła do mnie wychodząc za rękę z pokoju. Mała najedzona już była, w umyciu się jej pomogłem, poczytałem książkę na dobranoc, wychodząc cicho z pokoju gdy już wreszcie zasnęła.
Dzięki Bogu to już koniec dzisiejszego dnia może teraz gdy jest spokojniej i mi uda się odpocząć.
- Wszystko w porządku? Potrzebujesz coś zjeść? A może chciałbyś się wykąpać? Mogę ci pomóc, jeśli ci potrzeba albo może nie to chyba za wczesne, wciąż pewnie jesteś osłabiony - Chyba bardziej mówiłem do siebie niż do niej. Sam nie wiem, czasem naprawdę stanowczo przesadzam z tym zamartwianiem się o niego i nie tylko o niego, bo i o innych domowników również.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz