Nie do końca byłem przekonany co do pójścia ze mną do Lailah, ktoś z dziećmi chyba powinien być. Tak bez opieki nie powinny zostać, nawet jeśli smacznie sobie śpią, z drugiej strony, jeśli on się na coś uprze, nie odpuści, a co za tym idzie, musiałbym się z nim kłócić, aby wyjść samemu z domu, a na to ochoty nie mam.
- No dobrze, i tak wiem, że nie odpuścisz. Poczekam na ciebie w kuchni - Zgodziłem się, dając mężowi czas, samemu spokojnie schodząc do kuchni, gdzie zrobiłem mu kawę a sobie herbatę. Na dworze padało i wydawało się zimno, warto wypić coś przed wyjściem na rozgrzanie, a tak przynajmniej mi się wydaje.
- Już jestem gotowy - Zawołał mój mąż, zjawiając się po kilku minutach w kuchni.
- Napij się kawy przed wyjściem i ciepło ubierz, na dworze jest zimno - Poprosiłem, nie chcąc, aby zmarzł, to nie wróżyłoby niczego dobrego.
- Dobrze mamo zapamiętam - Całując mnie w usta, zrobił to, o co prosiłem, nie mogąc oprzeć się pokusie podrażnienia mnie przed wyjściem.
Nie odpowiedziałem, bo i na to siły nie miałem, chciałem po prostu już wyjść i dowiedzieć się, czy moje przeczucie jest słuszne.
Droga do Lailah nie zajęła zbyt dużo czasu, a spokojny spacer w towarzystwie męża przed badaniem przydał mi się, rozluźniając moje niepotrzebnie spięte mięśnie.
- Gratuluję, wygląda na to, że za kilka miesięcy na świat przyjdzie wasze dziecko - Słowa Lailah dochodziły do mnie z opóźnieniem, nie dowierzałem w jej słowa, już, tak szybko? Minął zaledwie miesiąc, a my zostaliśmy ponownie rodzicami? Niewiarygodne.
Szczęśliwy mocno przytuliłem męża, który prawie że nie posiadał się ze szczęścia. Udało się, po prostu nam się udało.
- Mikleo proszę dużo odpoczywać i uważać na siebie - Poprosiła kobieta z uśmiechem, patrząc na naszą dwójkę.
- Już ja go przypilnuje - Obiecał, no kto by przypuszczał, że mój mąż byłby w stanie mnie przesadnie pilnować nawet, wtedy kiedy robić tego nie musi.
Podziękowałem kobiecie, zamieniłem z nią kilka słów i wyszedłem wraz z mężem z zamku, teraz kiedy jestem pewien, posiadania małej istoty w sobie mogę być spokojniejszy.
Zadowolony wróciłem do domu z mężem, ciesząc się z dobrej nowiny, jednocześnie odczuwając zmęczenie, tak bardzo chciało mi się spać, a spać nie mogłem, to znaczy mogłem, ale po co marnować dzień na spanie, kiedy to mogę coś zacząć robić.
- Chcesz coś zjeść? Może pić? - Sorey, który już był przewrażliwiony, na punkcie mojej ciąży chciał od razu się mną zajmować, a przecież ja potrafiłem zrobić to sam, nie jestem dzieckiem.
- Nic nie chcę - Gdy to mówiłem, zakryłem usta dłonią, cicho ziewając, a może jednak bym zamknął na chwilę jeszcze oczy?
- Jesteś zmęczony? Chodź, położysz się - Chwytając moją dłoń, pociągnął w stronę sypialni, sadzając na łóżku.
- A położysz się ze mną? - Zapytałem, nie chcąc leżeć samemu, obecność męża była mi potrzebna a ja nawet nie próbowałem tego ukrywać.
- Oczywiście, twoje życzenie jest dla mnie rozkazem - Ucałował mnie w czoło, kładąc się obok na poduszce kilka minut, to tylko kilka minut drzemki, nim się obejrzę, Misaki nas obudzi, a wtedy będę musiał wstać i się nią zająć, na pewno to zrobię, tylko się wyśpię, tylko pięć minut obiecuję pięć minut.
- Obudź mnie, proszę za maksymalnie godzinę, jeśli sam się nie wybudzę - Poprosiłem, mimo wszystko nie chcąc tracić całego dnia na sen, są ciekawsze rzeczy od snu, a przynajmniej tak mi się wydaje.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz